NOCNA MASAKRA 2009

Sobota, 19 grudnia 2009 · Komentarze(26)
CZYLI PIĘTNAŚCIE GODZIN...
...W PIĘTNASTOSTOPNIOWYM MROZIE.


MAMY PUCHAR! :)
Mamy Puchar! :) © Mlynarz



Nocna Masakra to ostatnia z rowerowych imprez na orientację w sezonie 2009, która wchodzi w cykl Pucharu Polski w Maratonach Rowerowych na Orientację. To zarazem jedna z najciekawszych imprez, bo zawodnicy walczą na trasie o długości 200 km w najdłuższą noc w roku. Na odnalezienie wszystkich punktów kontrolnych regulamin przewiduje piętnastogodzinny limit jazdy. Start trasy następuje o godzinie 16:30 od tego momentu, w kompletnych ciemnościach, aż do godziny 7:30 wszyscy zmagają się z trudami trasy przygotowanej przez Daniela Śmieję – organizatora całej imprezy.

Start w tegorocznej Nocnej Masakrze był szczególny dla Asi i dla mnie. Na początku roku postanowiliśmy, że postaramy się wspólnie walczyć na trasie zawodów wchodzących w cykl Pucharu Polski, by mój Aniołek mógł powalczyć o miejsce w pierwszej trójce klasyfikacji generalnej. Wszystko szło zgodnie z planem, były udane starty na Dymnie i Grassorze, był debiut na Harpaganie, była przygoda z Odyseją i samotny start Asi na Bike Oriencie. I w końcu okazało się, że tuż przed ostatnimi zawodami pucharowymi... Asia ma szansę wygrać klasyfikację generalną! :)
By tego dokonać, trzeba wygrać Nocną Masakrę. Zadanie nie należało do łatwych, ponieważ są to wymagające zawody. Dodatkowo inni także nie składali broni i to sprawiło, że losy Pucharu Polski w klasyfikacji kobiecej ważyły się do ostatnich minut Nocnej Masakry... :)

Choć początkowo istniało ryzyko, że w imprezie możemy nie wystartować, to na szczęście, na dziesięć dni przed zawodami Asia dostała w pracy zielone światło.
Należało pomyśleć nad tym, jak najlepiej przygotować się do startu. I nie chodzi tu wyłącznie o przygotowanie kondycyjne. Ważniejsze było to, by zadbać o posiadanie odpowiedniego oświetlenia na trasie, by skompletować niezawodny ubiór, który pozwoli wytrzymać przez piętnaście godzin jazdy na siarczystym mrozie, trzeba też było pomyśleć o zabraniu na trasę picia w termosach, pożywienia i zapasu baterii do lampek. Dużo tego, ale te wszystkie czynniki mają ogromne znaczenie na Nocnej Masakrze, bo przecież co komu po kondycji, jak po dwóch godzinach będzie przemarznięty?! A co w sytuacji, gdy picie w bidonie zamarznie, a na trasie nie uświadczysz otwartego sklepu?! Pamiętaliśmy o tym wszystkim przed startem i postanowiliśmy tego nie lekceważyć. :)
Już kiedyś spróbowałem swoich sił z tą imprezą. W 2007 roku, po ponad dziewięciu godzinach kluczenia, z zamarzniętym bidonem, zmęczony i rozbity psychicznie (no może nie do końca :D ) zjechałem do bazy zawodów zdobywając zaledwie... dwa punkty. :)
Teraz chciałem zamazać pamięć o tamtym niepowodzeniu. Chciałem wykluczyć błędy, które popełniłem wtedy, by kolejny start w Masakrze zakończyć z zadowoleniem.

Przez kilka poprzedzających start wieczorów sprawdzałem w leśnych i mroźnych warunkach jak przy bardzo niskiej temperaturze radzi sobie mój ubiór. Nie posiadam niestety super rowerowych ciuszków, musiałem ratować się tym co mam. Kilka warstw cienkich swetrów, cienki golf, koszulka termoaktywna, kurteczka, spodnie moro, dresy, spodnie rowerowe, kominiarka, opaska na uszy, czapka, zwykłe letnie buty SPD, ochraniacze na SPD, dwie pary skarpet, matysowe rękawiczki Rogelli – to musiało wystarczyć i wystarczyło. W butach umieściliśmy też z Asią chemiczne ocieplacze ale średnio to się sprawdziło (nie daliśmy im dostatecznie się rozgrzać na powietrzu).

Oświetlenie pomógł nam skompletować Błażej za co bardzo mu dziękujemy. Poza tym co nam pożyczył mieliśmy swoje przeciętne lampki diodowe. To też było dla nas wystarczające. :)

Kolejna ważna kwestia: picie i jedzenie. Na trasę zabraliśmy... aż cztery termosy. Dodatkowo bidon z napojem i dwie puszki napojów energetycznych. To co nie było w termosach wypiliśmy jako pierwsze, bo po 3 godzinach zamieniłoby się w lód. Picie z termosów, a było tego prawie cztery litry, starczyło nam do końca Nocnej Masakry – dzięki temu mogliśmy na bieżąco uzupełniać płyny w organizmie i rozgrzewać się pijąc gorącą herbatę. :)
Jedzenie to tradycyjnie: batoniki i kanapki. Jedno i drugie zamarzało ale było jadalne. :D

Próbę generalną jazdy w arktycznych warunkach zrobiliśmy z Asią dzień przed startem jeżdżąc po lasach w okolicach Jasienia.


DZIEŃ STARTU

W sobotę wstaliśmy około dziesiątej rano. Zjedliśmy pożywne śniadanie (pyszny makaron z sosem i kurczakiem) przygotowane przez moją Mamę. To czego nie zdołaliśmy spałaszować w domu zapakowaliśmy w termiczny pojemnik i zabraliśmy do miejscowości Długie, gdzie mieściła się baza zawodów.
Zaraz po śniadaniu wrzuciliśmy do auta rowery i resztę sprzętu, by po przejechaniu 200 kilometrów być na miejscu imprezy. Szybka rejestracja, składanie rowerów i przygotowanie się do startu – czas szybko upływał i znów zdążyliśmy ze wszystkim na ostatnią chwilę. :)

W bazie zawodów spotkaliśmy Tomka, Piotrka Banaszkiewicza, Damiana, Kitę, Wikiego i jeszcze trochę znajomych twarzy. :)

Przed 16:30 rozdanie map. My z Asią nie spieszymy się ze startem. Wolimy w bazie, w ciepełku, przyjrzeć się spokojnie mapie i zastanowić się nad kolejnością zdobywania punktów kontrolnych. Postanawiamy, że najpierw zgarniemy punkt najbliżej położony bazy, a później będziemy jechać ciągle na północ zdobywając położone po drodze punkty. W zależności od tego jak będzie nam szło, na trasie w którymś momencie zadecydujemy o odwrocie i zaczniemy wracać do bazy kierując się na południe – oczywiście zgarniając po drodze tyle punktów ile się da. ;)
Ruszamy!

PK 6 – szczyt górki
Jest nam ciepło, jest wesoło.
Wyjeżdżamy z bazy, pod kołami rowerów skrzypi śnieg.
Jedziemy, jedziemy... zawracamy. Już na starcie troszkę się zapędziliśmy. :D
Na szczęście szybko się połapujemy i wjeżdżamy do lasu tam gdzie trzeba. Trochę zabawy z linijeczką i docieramy w okolice górki, na której jest szczyt. Razem z nami jest tam sporo innych bikerów. Wszyscy wyglądają na zdezorientowanych, ile osób, tyle pomysłów na zdobycie punktów – wygląda to bardzo chaotycznie. W końcu my z Asią postanawiamy porzucić rowery przy drodze i wdrapać się na górę poszukując szczytu, bo przecież więcej gór w okolicy nie ma. :D
Punkt udaje się odnaleźć w miarę szybko, choć powoli nachodziły mnie czarne myśli.
Po znalezieniu punktu... trzeba znaleźć rowery. ;)
Podobnie jak Damian z Kitą zeszliśmy nie po tej stronie góry co trzeba, jednak po jej obejściu rowery zostały zlokalizowane. :D

PK 2 – dąb na skrzyżowaniu przecinek
Teraz kierujemy się w stronę miejscowości Licheń. Po kilku chwilach wyjeżdżamy z lasu i przez kilka minut suniemy polną drogą. To był bardzo przyjemny odcinek. Jechaliśmy po gładkim śniegu, dookoła hektary białego puchu, a gdzieś w oddali majaczące światła w domach.
W Licheniu natrafiamy na rozwidlenie dróg, oczywiście wybieramy jedyną słuszną. :D
Następnie czeka nas kilka kilometrów leśnej nawigacji – poszło sprawnie. Niemal zderzyliśmy się z dębem, na którym wisiał lampion z punktem. ;)

PK 11 – brzoza na granicy kultur
Teraz czeka nas dość długi przejazd ale raczej łatwy. Wystarczy wyjechać z lasu, a później asfaltami pognać do Górzna skąd do punktu niemal prosta droga. Z lasu udaje wyjechać się bezbłędnie. Wypadamy w Pielicach obok ładnego kościółka. Asia w tym miejscu wymienia baterie w czołówce, a ja... oglądam domki szachulcowe.
Wyjeżdżamy na asfalt. Jedzie się przyjemnie, leży na nim cienka warstwa śniegu, nie jeżdżą praktycznie żadne auta.
Tylko ciemność, przestrzeń, siarczysty mróz, śnieg, powiewy lodowego wiatru i my... (a w głowie myśli o wannie pełnej gorącej wody, ciepłym łóżeczku i grzanym winie... :D )
No nic! Trzeba jechać. :)
Z Górzna bez problemu trafiamy na interesujący nas punkt.
Po jego zdobyciu robimy dłuższą przerwę na jedzenie i picie. Jak dobrze mieć gorącą herbatę!
Okazuje się też, że przy takich postojach robi się zimno, dlatego nie warto zatrzymywać się na dłużej i wytracać ciepła wytworzonego przez organizm.
Na tym punkcie też fundujemy sobie kilka przebieżek... Tak, tak, biegaliśmy truchtem. Dzięki temu rozgrzewamy palce u stóp, które w czasie jazdy na rowerze po kilkudziesięciu minutach marzną. Taki bieg jest niezwykle pomocny.

PK 4 – koniec przecinki, skraj skarpy
Wracamy do Górzna po naszych śladach. Następnie przejeżdżamy przez Ostromęcko, gdzie miejscowi widząc nas na rowerach proponują... wino na rozgrzewkę. :)
My jednak jedziemy dalej na Bierzwnik i Płoszkowo, za którym znów wjeżdżamy w las. Znów przemierzamy dziesiątki zaśnieżonych przecinek przyjemnie sunąc sobie w stronę punktu. Wszystko idzie nam bardzo dobrze ale im bliżej punktu tym więcej wątpliwości (przy mapie w skali 1:100000 o to nie trudno), na szczęście byli tu przed nami inni. Korzystamy z tego i po śladach, bez stresu docieramy tam gdzie trzeba. ;)

PK 10 – szczyt górki
Po zdobyciu czwórki przyjemnie jedziemy w stronę asfaltu driftując sobie na śniegu. :)
Zaraz po wyjeździe z lasu mijamy się z radiowozem Policji. Myślałem, że będą chcieli nas zatrzymać, bo rower w środku zimy, w środku nocy, przy takim mrozie... To chyba podejrzane. :)
Mijamy zabudowania Zieleniewa, skręcamy na polną drogę i znów przed nami bezkresne połacie śniegu!
Za dużych gór to przed nami nie ma ale znajdujemy jakieś drobne wzniesienie. Rośnie tam jakieś drzewko... A na drzewku wisi jakaś biało-czerwona kartka. Chyba tego szukaliśmy. :)
Tu znów robimy sobie przerwę, uzupełniamy kalorie, uzupełniamy płyny.

Mamy całkiem niezły czas więc decydujemy się, by zdobyć dwunastkę, najdalej na północ wysunięty punkt. Jeśli pójdzie nam sprawnie to zaczniemy wracać do bazy mając możliwość zdobycia jeszcze pięciu punktów w drodze powrotnej! Ta myśl bardzo rozpala naszą wyobraźnię („mamy już pięć punktów, zdobywamy dwunastkę a potem jeszcze chociaż cztery, może pięć, kto wie, może uda nam się zajechać do bazy z jedenastoma punktami?! Przecież jest zapas picia, zapas jedzenia, jest nam ciepło.”)
Do dwunastki mamy aż trzy możliwości dojazdu:
- możemy wyjechać za mapę (droga wydaje się najkrótsza ale boimy się ryzyka, bo nie wiadomo co czeka nas „za mapą”),
- dłuższy przejazd asfaltem przez Zieleniewo i Brzeziny (banalna nawigacja ale długa droga),
- i coś pośredniego, czyli jechać z Zieleniewa na miejscowość Kołki, zrobić skrót lasem i dojechać asfaltem do punktu.
My wybraliśmy to ostatnie rozwiązanie, czyli takie jakby pośrednie. W Zieleniewie widzieliśmy drogowskaz na Kołki, więc uznajemy że będzie tam łatwo dojechać. Nic bardziej mylnego!
Jeszcze zanim zdążyliśmy wyjechać z Zieleniewa... zatrzymuje nas Policja. :D
Tym razem nam nie odpuścili. Na szczęście Asia wytłumaczyła panu w mundurze jak wielki błąd popełnia zadzierając z nami i puszczają nas wolno. ;)
Skręcamy na Kołki tak jak drogowskaz pokazuje. Przed nami cztery kilometry, a więc za jakieś 15-20 minut będziemy w Kołkach. No cóż. Gdzieś byliśmy. :D
Generalnie... Ponad godzina błądzenia, kluczenia, jeżdżenia po ścieżkach między młodnikami, zdobycie kilku okolicznych szczytów i... wracamy do punktu wyjścia. :/
Straciliśmy dużo czasu i dużo sił.
Szkoda.
Odpuszczamy już dwunastkę, bo nie chcemy ryzykować spóźnienia się na metę (to skutkuje punktami karnymi).
Mimo tej znacznej straty wciąż mamy jeszcze sporo czasu i wciąż możemy zdobywać punkty,
Nie załamujemy się.
Walczymy dalej.

PK 8 – skrzyżowanie przecinek, drzewo 5 m na N
Z Zieleniewa, do którego wróciliśmy po niepowodzeniu przy zdobywaniu dwunastki, jedziemy asfaltem do Brzezin. Sześć kilometrów dzielące te dwie miejscowości wydaje nam się dłużyć w nieskończoność. Oboje zbieraliśmy myśli i po prostu konsekwentnie jechaliśmy do przodu.
Za Brzezinami znów się koncentrujemy. Wjeżdżamy w las, typując dobrą drogę, pilnujemy wszystkich skrzyżowań, odmierzamy odległość. W końcu zatrzymujemy się na skrzyżowaniu przecinek. Mówię do Asi: „to na 100% tutaj, jak na tym drzewie nie ma punktu to wytarzam się w śniegu”. :D
Byłem pewien, że dobrze trafiliśmy ale... punktu nie ma. Myślę sobie, że to że nie ma go na drzewie, na którym powinien być, nie oznacza jeszcze, że w ogóle go nie ma, bo przecież to na 100% jest właśnie TA przecinka. „A może Danielowi pomyliły się kierunki w opisie?” – pytam Asi. Sprawdzamy. Tak, pomyliły mu się. :)
Punkt był na południe od przecinki, a nie na północ.
Na szczęście szybko się w tym wszystkim zorientowaliśmy, dzięki czemu nie straciliśmy zbędnego czasu. :)

PK 15 – skrzyżowanie przecinek
Droga do tego punktu to... „brukowa mordęga”. Najzwyczajniej w świecie, trzeba było pokonać dużo kilometrów poruszając się po straszliwie niewygodnej kostce brukowej. To telepanie sprawiło, że bardzo zaczęły boleć mnie ramiona, które i tak już nieźle dostały od wożenia plecaka z termosami. ;)
W połowie drogi między punktami stwierdzamy z Asią, że o wiele wygodniej jeździ się leśnymi drogami niż tym świńskim brukiem. Dlatego też tam gdzie się da zjeżdżamy do lasu i omijamy katorżniczą drogę z kamienia polnego.
Do samego punktu docieramy bez większych problemów, jak zawsze w przypadku odnajdywania przecinek bezcenna jest linijka. :)
Dajemy sobie chwilę na łyk gorącej herbaty. Analizujemy mapę, sprawdzamy czas i stwierdzamy, że zaatakujemy jeszcze jeden punkt wracając do bazy. Na więcej nie starczy nam czasu, bo zostało trochę ponad dwie godziny.

PK 16 – linia wysokiego napięcia, drzewo 5 na E
Jaka szkoda, że nie mamy już dużo czasu do dyspozycji, bo jedzie nam się całkiem przyjemnie.
Opuszczamy las i wyjeżdżamy w miejscowości Radęcin.
Jadąc po przykrytym śniegową kołdrą asfalcie mijamy kolejne uśpione wioseczki
Docieramy do Słowina i tam odbijamy na polną drogę. Jedziemy na zachód w stronę linii wysokiego napięcia. Zaraz za nią skręcamy do lasku i docieramy do skrzyżowania z przecinką. Na chwilę się zatrzymujemy, by upewnić się czy to ta właściwa. Wygląda na to, że tak więc skręcamy. Punkt zdobywamy wspólnie z Wikim i Damianem, którzy dojechali na niego od innej strony.

To tyle. Mamy osiem punktów, czeka nas jeszcze powrót do bazy, jakieś 15-16 kilometrów ale zdecydowana większość to asfalt. Wyjeżdżamy w wiosce Klasztorne, przejeżdżamy przez Dobiegniew. Na drodze jest bardzo ślisko. Jest już po szóstej rano i zaczyna jeździć coraz więcej aut. Nie możemy doczekać się dojazdu do bazy. Droga dłuży się strasznie.
Już trochę zmęczenie daje się we znaki, chce się spać.
Na mecie meldujemy się o 6:58.
Jesteśmy zadowoleni ze swojego wyniku. Mogło być jeszcze lepiej ale my cieszymy się z tego co udało nam się osiągnąć. :)

Pakujemy sprzęt do auta. Przebieramy się. Jemy śniadanie i ogrzewamy się przy kominku w bazie wymieniając wrażenia z jazdy z innymi uczestnikami. Jest bardzo sympatycznie.
Około godziny dziesiątej Daniel ogłasza wyniki. Nas interesuje ten najważniejszy. Jesteśmy ciekawi jak poszło dziewczynom rywalizującym z Asią.
Chwila niepewności i usłyszeliśmy:
„Zwyciężczynią na trasie rowerowej została... Joanna Zabielska!” – znaczy się mój Aniołek. :)
Asia odbiera puchar za zwycięstwo w Nocnej Masakrze. To dla nas ogromna radość. Jestem z niej bardzo dumny. :)
Jeszcze większą radością jest fakt, że tym zwycięstwem zapewniła sobie pierwsze miejsce w Pucharze Polski!
Nasz tegoroczny plan zrealizowaliśmy z nawiązką! Celowaliśmy w podium i trafiliśmy w sam środek, w najwyższy jego stopień!
Gratuluję Ci Kochanie! Bo byłaś bardzo dzielna! :)

Nocna Masakra 2009...
Przeszła już do historii. Zostaną po niej piękne wspomnienia.
Udało nam się pokonać pogodę, udało nam się znów pokonać własne słabości.
Asia zajęła pierwsze miejsce, mi wyszło siedemnaste.
Cieszymy się z tego. :)
Przy okazji mieliśmy przyjemność pokonać tyle kilometrów w śnieżnej, zimowej scenerii. To świetna sprawa!
Ta impreza to była także możliwość spotkania się z naszymi przyjaciółmi tuż przed Świętami Bożego Narodzenia.
Cieszy fakt, że im także start w Nocnej Masakrze wyszedł znakomicie.
Tomek z Piotrkiem zdobyli 12 punktów kontrolnych i dzięki temu uplasowali się na trzeciej pozycji. :)

Cel osiągnięty!
Asia w tym roku wygrała Nocną Masakrę, wygrała Puchar Polski, zajęła drugie miejsca na Dymnie i Grassorze.
Co najważniejsze spełniła swoje marzenie objeżdżając na rowerze dookoła Polskę.
Nie można też zapomnieć o wspaniałym wypadzie na Liwtę i wielu innych arcyprzyjemnych rowerowych (i nie tylko) chwilach.
Jako, że jej szczęście to moje szczęście... jestem podwójnie szczęśliwy! :D

Co dalej?
Zobaczymy.
To nasza słodka tajemnica. ;)

PRZEBIEG NASZEJ TRASY


TROCHĘ ZDJĘĆ:
Na jednym z punktów kontrolnych © Mlynarz


Kokpit nawigatora © Mlynarz


Trek podczas Nocnej Masakry 2009 © Mlynarz


By rozgrzać palce u nóg trzeba było od czasu do czasu potruchtać © Mlynarz


Ciepła herbata na trasie Nocnej Masakry - to skarb. © Mlynarz


Kolejny punkt zdobyty! © Mlynarz


Oblicze Zwycięzcy. :) © Mlynarz


Paź Królowej na trasie. Zawsze wierny. :D © Mlynarz


Dom szachulcowy w Pielicach © Mlynarz


Już na mecie. Długie - łódki nad jeziorem Lipie © Mlynarz


One pilnowały rowerów. ;) © Mlynarz


Zdobywcy brązowych medali - Tomek i Piotrek © Mlynarz


Jak zawsze uśmiechnięty Kita. © Mlynarz


Puchary dla najlepszych! © Mlynarz


Jeden z pucharów przypadł mojemu Aniołkowi. :) © Mlynarz

Komentarze (26)

Dzięki wielkie Panowie!

Szkoda, że Ciebie nie było Michał, byłem pewien, że przyjedziesz.

A Ty Piotrku musisz spróbować swoich sił w zawodach na orientację, jestem przekonany, że by Ci się spodobało. :)

Pozdrawiam!

Mlynarz 11:09 czwartek, 24 grudnia 2009

Hardcore na maxa ! Wielkie gratulacje za odwagę i determinację :)

vanhelsing 11:04 czwartek, 24 grudnia 2009

Dołączam się do gratulacji!

mnowaczy 10:53 czwartek, 24 grudnia 2009

Anonimowa Partnerko to byłoby coś... Bułgarskie Centrum na Nocnej Masakrze. :D

Żelku (Kasiu :) ) dziękujemy pięknie!

Darek dość z wymówkami. Po Bożym Narodzeniu zaczynamy jeździć! I Ty, i ja! :)

Tomek kurcze! Nie sprawdziłem listy trasy pieszej i nie wiedziałem, że startujesz. :/
W bazie przed zawodami byłem raptem tylko kilka minut, bo przebierałem się w aucie (nie było już gdzie się wcisnąć :) ) i szykowałem rowery do startu. Po zawodach siedziałem tam przez trzy godziny. Szkoda, że się minęliśmy. Swoją drogą widzę, że nieźle Ci poszło, gratuluję! :)

Tomalos pięknie dziękujemy! Ciągle pracujemy nad tym, by kiedyś Cię objechać. ;P

Jacku tylko dobrze tam zaplanuj ten 2010 rok, tak żebyś miał też trochę czasu na wspólne kręcenie z nami. ;)

Marecky myślę, że nie trzeba wołów, wystarczy łapówka w postaci Specjal'nej skrzynki. ;)
Dziękujemy za życzenia i również życzymy Wesołych!

Kundello dzięki! To prawda, że gdyby było za dużo śniegu to byłoby ciężko. A tak warunki do jazdy były niemal idealne. :)
Impreza na pewno jest jedyna w swoim rodzaju dlatego... widzę Cię tam za rok! :)

Pozdrawiam!

Wszystkim życzę wesołych i spokojnych świąt Bożego Narodzenia! :)

Mlynarz 09:54 czwartek, 24 grudnia 2009

Wielkie gratulacje! :) najlepsza ekipo :D
Dobrze że nie mieliście tak mocno przysypanych dróg i mniej śniegu.
Chyba najlepsza impreza rowerowa, wnioskując z opisów... :)

kundello21 08:38 czwartek, 24 grudnia 2009

He, he. Dareckiego wołami musiałbym chyba przyciągnąć. Poza tym on kocha Harpagana-co prawda miłością nieodwzajemnioną, ale jednak :-). Ja zaś, jeżeli lokalizacja byłaby trochę bliższa...
Pozdrower i życzę Wam zdrowych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia.

MARECKY 20:32 środa, 23 grudnia 2009

Oczywiście że na NM 2010 postaram się wystartować :)
Póki co obecnie pracuje nad swoim przyszłorocznym terminarzem startów i jakiejś wyprawy ... :)
Co do dokręcenia 200 km - cieszę się bardzo i dam znać jak będę się wybierał :)

JPbike 13:35 środa, 23 grudnia 2009

przyłączam się do gratulacji :):)

żelek 12:55 środa, 23 grudnia 2009

Gratuluję!!! Oczywiście szczególne gratulacje należą się dla Asi :)

tomalos 11:57 środa, 23 grudnia 2009

Młynarz!!!! Jak to się stało że się nie spotkaliśmy?! :/ Startowałem na pieszej 100, więc pewnie się gdzieś nawet mijaliśmy :). Gratuluję, widzę że daliście czadu :)

Tomek 11:25 środa, 23 grudnia 2009

Kiedy zimno i pada i roztopy... i ciemno i.... ;)

djk71 11:19 środa, 23 grudnia 2009

Darku Dorosłeś już do tej imprezy tylko leniwca trzeba wygonić. Zabiorę Cię tam, jeśli Żonka pozwoli ;-)
I wsiadaj na rower leniuchu!
;p

Anonimowa Rowerowa Partnerka 11:03 środa, 23 grudnia 2009

Ula dziękujemy!
W mojej opinii wariant północny dawał większe szanse na powodzenie. :)
Chyba to się potwierdziło, bo z tego co widziałem taki wariant wybrali zawodnicy, którzy zajęli pierwsze pozycje.
Na trasie zobaczymy się na pewno jeszcze nie jeden raz!
My Tobie też gratulujemy wyniku. Ja to w ogóle podziwiam Was, dziewczyny, które lubią takie zabawy na orientację. To bardzo pozytywne. :)

Platon dzięki! Widzisz nie dałem rady napisać szybko relacji, choć taki plan był. :)
Trzeba było zrobić inne rzeczy w pierwszej kolejności.

Rafaello bardzo dziękuję! Może kiedyś spróbujesz swoich sił w Nocnej Masakrze. Ja jeszcze 3-4 lata temu mówiłem, że takie coś jak Harpagan czy Nocna Masakra to nie dla mnie. Teraz wiem, że jak najbardziej można się bawić na tych imprezach. Może nie osiągam powalających wyników w zawodach ale cieszę się, gdy widzę że robię postępy i popełniam coraz mniej błędów. Na prawdę warto spróbować. :)
Co do mojego bloga, to niestety rozjeżdża się on na monitorach, gdzie ustawiona jest mała rozdzielczość. Jeśli masz możliwość zmiany rozdzielczości na większą to spróbuj - powinno wszystko być ok. :)

Darku dziękuję. Dobrze, że nie spóźniłeś się do pracy przez czytanie tej relacji, bo miałbym Cię na sumieniu. ;)
Fakt, to prawda że przez pogodę jaka była na trasie Nocnej Masakry było ciekawie. Ale to tylko lepiej, w końcu to są zawody inne niż wszystkie. :)
A swoją drogą... jest tylko jeden sposób, by się dowiedzieć czy dorosłeś do startu w Nocnej Masakrze. :D

Pozdrawiam wszystkich serdecznie!

Mlynarz 10:10 środa, 23 grudnia 2009

Gratuluję!
Świetne przygotowanie, WYNIK oczywiście i relacja. Ciekawa byłam, czy wariant północny, czy południowy gwarantuje większy sukces. Do zobaczenia na trasie - mam nadzieję, że jeszcze nie raz ;)

Ula z Sherpas 09:20 środa, 23 grudnia 2009

Przede wszystkim świetny wynik. Raz jeszcze gratulacje ;-)
Widać dobre przygotowanie i motywacja przyniosły wyniki. Świetna relacja, mało do pracy się nie spóźniłem czytając i... żałując, że jeszcze nie dorosłem do tej imprezy. Patrząc na temperaturę to była prawdziwa masakra w tym roku.

djk71 07:22 środa, 23 grudnia 2009

Gratulacje wielkie dla Was.Mróz,śnieg,noc,zmęczenie itd dla mnie to już extrema.
Sporo osiągnęliście w tym roku.
serdecznie pozdrawiam :)
p.s.
Jak przeglądać Twojego bloga aby mi litery z textu nie nachodziły na te wszystkie kategorie po prawej stronie?Czasami się musiałem domyslać co piszę bo nagle wyraz schował mi się np za batonem albo zdjęciem......

Rafaello 07:03 środa, 23 grudnia 2009

Gratulacje dla Was. Nie mogłem się doczekać tej relacji, zdążyłem przeczytać już inne ;)

Platon 22:37 wtorek, 22 grudnia 2009

Kosmaczku dużo warte jest dla nas to, że możemy się dzielić z Wami naszymi radościami. :)
Dziękujemy Wam za trzymanie kciuków. Na pewno pomogło. :)

Aga pięknie dziękujemy! Cieszę się, że uważasz nas za zgrany duet. :)
Mam nadzieję, że tak będzie zawsze.

Dynio dziękujemy pięknie! :)

Michał dzięki wielkie! Mamy z Asią plan namówienia Ciebie na start w przyszłym roku w zawodach na orientację. :)

Jacku dziękuję! Mam nadzieję, że ta relacja sprawi, że w przyszłym roku już na bank wystartujesz w Nocnej Masakrze. Mieliśmy cichą nadzieję, że jednak będziesz na tegorocznej, no ale obowiązki to obowiązki. :)
Asia dała w tym roku z siebie dużo. Ja jestem z niej bardzo dumny. :)
Nie możemy doczekać się Ciebie znów u nas! Oczywiście jak będziesz robił tą "prawie dwusetkę" to pamiętaj, że po przyjeździe do Wrocławia możemy dokręcić do 200. :D

Marecky pięknie dziękujemy!
Musicie z Dareckim za rok spróbować swoich sił w tych zawodach. :)

Pozdrawiam!

Mlynarz 21:43 wtorek, 22 grudnia 2009

Podziwiam. Gratuluję. Pozdrawiam.

MARECKY 21:30 wtorek, 22 grudnia 2009

brrrrrrrrraaaaaaaaawwwwwwwwoooooooooooooooo :):):):):):):):):):):)
Dla wszystkich którzy startowali w NM, żeby nie było, dla mnie każdy był wygrany, bo walczyliście z masakrycznymi warunkami atmosferycznymi, ja to bardzo doceniam i w ogromnym stopniu wiem co to znaczy igrać z mrozem :)
I sukces jaki został osiągnięty... jest tym bardziej niesamowity ;)
ŚWIETNY Z WAS DUET :-)))))))))))))
pozdrawiam!!

Aga 21:23 wtorek, 22 grudnia 2009

Oj ... jaki niesamowity wyczyn dokonała Asiczka wraz z Twoim dużym udziałem :)))
Wiecie co - noc z soboty na niedzielę ciężko mi się spało bo byłem skupiony na trzymaniu kciuków ... :)
Jak mam Wam osobiście pogratulować, przez neta nie chce mi się ... :)))
Pewnie niebawem walnę prawie dwusetkę do Was !!! ;)

Relacja wspaniała i serdecznie pozdrawiam :)

JPbike 20:47 wtorek, 22 grudnia 2009

Wielkie gratulacje i szacun! Chylę czoła. Do samej ziemi!
Pozdrawiam

WrocNam 20:14 wtorek, 22 grudnia 2009

Oklaski.

Dynio 19:17 wtorek, 22 grudnia 2009

Aaaaaaaaaaaach!
Jestem z Was bardzo dumna, jak się dowiedzieliśmy o Waszym sukcesie to byliśmy bardzo szczęśliwi :-)
No i BIG SZACUN za tyle kilometrów w takich warunkach, no ale przygotowaliście się bardzo dobrze - to polowa sukcesu, druga polowa sukcesu jest w Was, w Waszych głowach i sercach :-)
WIELKIE GRATULACJE Moi kochani Wariaci ;-)

kosma100 19:05 wtorek, 22 grudnia 2009

Dziękujemy ślicznie! :)

Pozdrawiamy!

Mlynarz 18:18 wtorek, 22 grudnia 2009

Gratuluję serdecznie Wam obojgu. Znakomicie Wam poszło.

tatanka 18:11 wtorek, 22 grudnia 2009
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa yodwr

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]