Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2008

Dystans całkowity:156.85 km (w terenie 66.00 km; 42.08%)
Czas w ruchu:07:51
Średnia prędkość:19.98 km/h
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:22.41 km i 1h 07m
Więcej statystyk

Hałda z Kristoferem

Piątek, 29 lutego 2008 · Komentarze(28)
Dziś wreszcie zawitałem do Wrocławia. Do południa udało mi się pozałatwiać wszystkie sprawy, więc później bez zawahania zadzwoniłem do Kristofera, by umówić się na wspólną jazdę. Ten nawet przez chwilę nie oponował... :)
Minęła godzina i już jechaliśmy!!! :D

Kristofer kupił sobie ostatnio wreszcie rower z prawdziwego zdarzenia, także śmigał że aż miło!
Chłopak jest wręcz zakochany w swym Kellys’ie i wcale się mu nie dziwię, bo fajna to furka. :)

Najpierw z Księża Małego pojechaliśmy do Parku Wschodniego, potem przez Lasek Rakowiecki na Opatowice i dalej to standard, czyli Trestno, Blizanowice i Siechnice. :)

W Siechnicach wizyta w sklepie z dobrami doczesnymi. :D

Chociaż że wiało i było pochmurno to postanowiliśmy odwiedzić siechnicką hałdę, na którą wjechaliśmy. Na jej szczycie wypiliśmy sobie po złotym Piaściku, pogadaliśmy, powygłupialiśmy się, a więc generalnie robiliśmy to w czym jesteśmy najlepsi. ;)

Zrobiło się jednak chłodno i powolutku zaczęło zmierzchać. Z tego powodu też, nie zwlekając, szybko ruszyliśmy w drogę powrotną. Trasa powrotna z Siechnic do Wrocławia wiodła również przez Blizanowice i Trestno.

Tak swoją drogą to dziś w Trestnie sporo się działo. :D
Najpierw na drogę wypadło stado fajowych owieczek, później zaczepił nas sympatyczny chłopaczek, który chciał się z nami ścigać swoją „wyścigówą” w postaci wózka dwukołowego z kumplami na pace, a na koniec prawie nas rozjechała pędząca na sygnale straż pożarna... :D
Krótko mówiąc... moc wrażeń! hehe

Wracając do domu byłem już strasznie padnięty. Trzeba sporo trenować, żeby dojść do dobrej dyspozycji.

Ale jedno musze przyznać... dziś było fajnie! :D


TEKST DNIA: „Na początku był chaos i Piast.” :D


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Paul van Dyk - "Let go"
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

TRASA:
WRO/Gaj – Księże Małe – Park Wschodni – Lasek Rakowiecki – Opatowice...
Trestno -> Blizanowice -> Siechnice -> Blizanowice -> Trestno...
WRO/Opatowice – Lasek Rakowiecki – Gaj


ROSNĄ U WAS TAKIE DRZEWA?! :D



TRESTNO – OWIECZKI



PARK WSCHODNI – KACZKI



KRISTOFER – ZDOBYWCA HAŁDY :D



TAK SIĘ KOŃCZY JAZDA, GDY WYPIJESZ PIASTA... ;)

Piękne południe

Czwartek, 28 lutego 2008 · Komentarze(8)
W samo południe zdecydowałem się na krótki wyskok.
Jak postanowiłem, tak też i zrobiłem. Wyskok miał być krótki i był, ale oprócz tego był też baaardzo przyjemniutki! :D

Fajne, niebieskie niebo, mało chmurek, wiatr o połowę słabszy niż wczoraj i całkiem ciepło... No po prostu jechało się elegancko! :D

Taki półgodzinny wypadzik okazał się świetnym przerywnikiem w pracy, którą akurat robiłem. :)
Taka świetna odskocznia od obowiązków...
Jak wróciłem z rowerka miałem od razu świeższy umysł. hehe

A pojechałem asfaltem do Bieszkowa, potem do Roztok i wróciłem sobie lasem, gdzie odwiedziłem „swoje” miejsce. :D

Takie fajnie na mnie oddziaływujące, bo wiążą się z nim pewne wspomnienia. ;)

Tego dnia był jeszcze niezwykle wesoły wieczór w Żarach, ale to już nie jest rowerowa historia. :P

TRASA:
Jasień -> Bieszków -> Roztoki -> ...las... -> Jasień


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Paul van Dyk - "Let go"
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -


Przyjemnie się jeździ w takiej scenerii...
Droga Jasień – Bieszków




Piaszczysta droga z Roztok do Jasienia

Wicher

Środa, 27 lutego 2008 · Komentarze(48)
W samo południe dosiadłem swą furę pościgową i ruszyłem w las. :)

Po 100 metrach wiedziałem, że będzie ciężko, bo tak wiało, że na drodze polnej zacinało mi po twarzy drobnymi kamyczkami unoszonymi przez wietrzysko. :D
Ale co tam, w końcu dopchałem się do lasu, gdzie również (o dziwo!) wiatr był odczuwalny, ale na szczęście w trochę mniejszym stopniu. :)

W każdym razie i tak cieszyłem się z jazdy, bo to rześkie, leśne powietrze... to jest po prostu coś cudnego! :]

Doskonale znanym mi duktem leśnym dojechałem do Świbinek, a po kolejnej chwili znalazłem się w Nowej Roli, gdzie zwiedziłem sobie tamtejszy cmentarzyk, na którym nigdy wcześniej nie byłem.

Dalej postanowiłem przebijać się znów lasem, ale tym razem drogami i dróżkami, których kompletnie nie znałem, momentami poruszałem się nawet bezdrożami, ale fajnie było. :)
Po jakimś czasie wyjechałem w Drzeniowie.

Jako, że pogoda jeszcze bardziej się załamała i zaczęły z nieba spadać krople zimnego deszczu, powziąłem decyzję o tym, że poginam do domku. :)
Najpierw dojechałem brukiem do Jurzyna, a potem lasem i trochę asfaltem to Bronic.

Zjeżdżając z górki za Bronicami nadeszła chwila, w której deszcz... zamienił się w grad! :D
Tego mi brakowało! hahaha ;)
No cóż, dobrze że po kilku minutach znalazłem się w ciepłym domu, bo niewiele brakowało, by odmarzły mi wszystkie członki! ;)

Co tu miałem dodać?!
Hmmm
Aha!
Fajnie było! :D


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Paul van Dyk - "Let go"
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -


Jak tylko wyszedłem to niebieskie niebo zasłoniły ciemne chmurzyska...


Przyjemne są drogi leśne...


Bezdroża też całkiem milusie... :D


To jest już Apokalipsa... Młynarz i takie chaszcze! hehe


Dziś to nawet mi się fajnie po bruku do Jurzyna jechało. :)


Mrówka – nie najlepiej mi to makro wyszło, ale będę próbował dalej. :)

Wieczorkiem

Wtorek, 26 lutego 2008 · Komentarze(45)
A właściwie późnym popołudniem wyszedłem na rower, by troszkę chociaż się poruszać.

Generalnie to drugi dzień z rzędu męczą mnie potworne zakwasy po niedzielnym bieganiu. :D
Mam nadzieję, że jutro będzie już lepiej, bo poruszam się jak paralityk. hehe

Fajnie mi zrobił ten wypadzik, bo akurat jak jechałem to padał deszczyk i mocno wiało, więc było czuć w powietrzu niezwykłą świeżość.
Jeździłem praktycznie tylko po lesie koło Jasienia (do Glinki Górnej).


Wrzucam jedno zdjęcie, by pusto nie było. :)
Troszkę sobie zmieniłem jego barwy... :D

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Paul van Dyk - "Let go"
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -


Przed wyjazdem z Jasienia

Krótko...

Niedziela, 24 lutego 2008 · Komentarze(26)
Po południu wyskoczyłem na chwilkę, by się przejechać.
Udało mi się namówić też tatę na wspólną jazdę.
Pojechaliśmy z Jasienia do Świbnej i wróciliśmy przez Bieszków, a więc klasyka. :)

Krótko i szybko, bo spieszyliśmy się na mecz Górnik Zabrze - Lech Poznań. Mam doła, bo Tomek Hajto dostał żółtą kartkę i najprawdopodobniej nie zobaczę go za tydzień w Chorzowie... :(

Poza tym byłem wypompowany po egzaminach kondycyjnych, jakie dziś miałem. Normalnie spędziłem pół dnia na bieżni, ale osiągnąłem górny limit egzaminu! hehe Po raz pierwszy w mojej karierze. :D

A tak w ogóle to dzień cudny! Słońce na niebie i 16* na plusie! A to przecież luty... :D

TRASA:
Jasień -> Świbna -> Bieszków -> Jasień

Na zachód!!! Z Matyskiem

Sobota, 23 lutego 2008 · Komentarze(47)
Dziś wreszcie pojeździłem, a do tego z moim przyjacielem Matyskiem! Także miałem podwójny powód do radości. :)

Spotkaliśmy się o 12:00 w naszym zwyczajowym miejscu spotkań, a więc krzyżówce przed Drożkowem na drodze Jasień – Żary.
Powitanko i rozmowy o głupotach, w końcu trzeba zdecydować, gdzie jedziemy...
No to gdzie jedziemy?! No nie wiem, nie wiem... Dobra! Na zachód!!! :D
Niech najpierw nam wieje w pysk, za to później będzie się fajniej wracało.
A trzeba przyznać, że wiatr dziś dawał popisy złośliwości.

Także ze wspomnianej krzyżóweczki ruszamy w stronę Lipska Żarskiego, niestety... ujechaliśmy 2 kilometry i Matys zarządza postój na piwo, bo zaschło nam w gardle. Miał chłopak rację! Potem jechało się lepiej! :D

Przejechaliśmy przez Lipsk Żarski, jakoś doczłapaliśmy się do Pietrzykowa i tam wpadamy na genialny pomysł. Najpierw Matysek zaproponował, by w tamtejszym sklepie zakupić coś więcej niż tylko piwo, a więc kiełbasę i bułeczki! Ten pomysł spodobał się tak bardzo, że w mojej głowie zaświtała kolejna rzecz...
Skoro będziemy mieli kiełbaski to... zróbmy ognisko!!! :D

No cóż... niewiele brakowało, żeby ten pomysł spalił na panewce, bo w pietrzykowskim sklepiku trafiliśmy na tak niemiłą panią sprzedawczynię, że głowa boli... Krótka wymiana zdań i stwierdziliśmy z Matysem, że w tym sklepie nic nie kupimy.
No kobieta po prostu pobiła rekord świata w chamstwie. :D
Przy wyjściu nie wytrzymałem i powiedziałem jej co o niej myślę.
Do tej pory nie potrafię zrozumieć, jak w takiej sympatycznej wioseczce może mieszkać taki dziwny ludek... Ale mniejsza z tym! Pojechaliśmy dalej! :D

Dwaj niestrudzeni wędrowcy, ciągle prą na zachód, aż wreszcie docierają do Dębinki. W tamtejszym sklepie trafił się arcymiły pan, który nie dość, że w kulturalny sposób obsłużył Matyska, to jeszcze sam zaproponował pokrojenie chleba, który kupowaliśmy. Po prostu kromka, po kromce pokroił bochenek na krajalnicy!
Na świecie masa jest takich ludzi pozytywnych, ale niestety czasami trafiamy na tych gorszych. :)

Obkupieni ruszamy w poszukiwaniu jakiegoś dogodnego miejsca na ognisko. Wkraczamy w rejony, gdzie nasza noga nigdy wcześniej nie stała... Przy okazji odkrywamy urok Dębinki. Wcześniej przejeżdżałem przez tą wioseczkę wiele razy, ale nigdy nie zbaczałem z głównej trasy w jej głąb. Dziś wiem, że dużo traciłem do tej pory, ale to już się zmieniło. :)

Kiedy przejechaliśmy pod tunelem kolejowym na końcu Dębinki, naszym oczom okazał się niesamowicie klimatyczny dworek! Niestety już zrujnowany i strawiony przez pożar, jednak wokół niego była jakaś taka wspaniała aura. :)
Od razu wiedzieliśmy, że tam rozpalimy nasze ognisko!

W podwórzu tego dworku leżała powalona kolumna i właśnie przy niej rozpaliliśmy ogień, dzięki czemu mieliśmy osłonę przed hulającym wietrzyskiem.
Natargaliśmy pełno chrustu z pobliskiego lasku i przystąpiliśmy do jakże przyjemnej biesiady!
Wspaniale było poczuć znów ten błogi luz i siedzieć sobie, gdzieś na skraju lasu, przy tajemniczym dworku w uroczej wioseczce...
Do tego kiełbaska z ogniska, zimne piwko i pyszny chlebek...

Dużo czasu tam spędziliśmy z Matyskiem, bo było po prostu bosko! Rozmowy, rozmowy, śmiech i wygłupy... :D

Po naszym postoju w Dębince ruszyliśmy w las, oczywiście na czuja... :D
Kilkanaście minut walk z chaszczami, pokonywanie mokradeł i wreszcie trafiamy na jakąś brukową drogę, jak się później okazuje, prowadzącą do Chlebic. Także znaliśmy znów swoje położenie, a jako że zbliżał się zachód słońca postanowiliśmy szybko zasuwać do Jasienia.
I tak wpadamy na drogę Łęknica – Jasień, pokonujemy kolejne wioseczki, wreszcie wpadamy do Jasienia.
Ciepła herbatka i ciasto mojej mamy. Ja zostaję w domu, a Matys... ruszył ku Żarom! :D

Tak to minął kolejny dzień życia. :)
Gdyby wszystkie dni były takie same, to życie byłoby rajem!
Ale... i tak nie jest źle! :D

Dzięki Matysku!


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
PAUL VAN DYKE – „For an angel”
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -


To nasze lasy...



A to ich bogactwo! :D



Więc jak mam się nie cieszyć?! :D
[/URL]


Jak zawsze padłem ze śmiechu na pysk! ;)



Dębinka – Matys: „Mamy prowiant!!!” :)



Tutaj już jesteśmy w „naszym dworku”



Ognisko powoli zaczyna się tlić, póki co więcej jest dymu... :D



Skoki nad ogniskiem!






Mniam! Będzie pysznie! Matys rządzi!



Się żyje! :)



Statua wolności – nowe wydanie ;)



W końcu ognisko zgasło... :D



Impreza się skończyła... :]



Matys... jak zawsze patrzy z góry :P



W lochach. Co tu się k... dzieje?! ;)



Potem pognali brukiem...



I pędząc wpadli do Jasienia, kończąc kolejny wspólny wypad! :)

Trening z Dżulsem

Niedziela, 10 lutego 2008 · Komentarze(4)
Trochę stary to wypad, ale nie mogłem wcześniej zasiąść do kompa, by o tym napisać. Teraz mam już więcej czasu. :)

A więc w tamtą lutową niedzielę postanowiliśmy kolejny raz wspólnie potrenować. :D
Nie chodzi tu jednak o trening rowerowy. hehe
Oboje przygotowujemy się do naszych egzaminów kondycyjnych, które nas czekają na przełomie lutego i marca.

Pogoda sprzyjała takim zabawom, dlatego zabraliśmy na trening rowery.
Najpierw pojechaliśmy do lasu, gdzie na drodze wytyczyliśmy sobie cztery odcinki po 50 metrów. A po co?! Ano po to żeby sprawdzić się w biegu interwałowym, który jest zarazem egzaminem kondycyjnym każdego sędziego piłki nożnej. :D
Tak więc wystartowaliśmy! Ciężko było! hehe
Nawet nie chcę pisać, jaki wynik osiągnęliśmy. hahaha
Tego dnia po prostu nie udało nam się zrobić całego testu sędziowskiego.
Dla zainteresowanych napiszę, jak on wygląda. :)

Biegnie się 150 metrów w limicie 30 sekund, potem się pokonuje 50 metrów w 45 sekund i wtedy troszkę można odsapnąć. Później znów 150 metrów w 30 sekund i 50 metrów w 45 sekund. Całość składa się na jedno okrążenie... :D
Ja żebym zaliczył ten egzamin muszę machnąć 10 takich kółek. hehe
Oprócz tego biega się przed tym 6 razy po 40 metrów w limicie 6,4 sekundy. :)
Jak pokręciłem to tu są zasady.

No cóż po tym leśnym bieganiu troszkę odpoczęliśmy, a później wróciliśmy do Jasienia, by rozpocząć kolejny trening. Tym razem jego miejscem był stadion Stali. :)
Tam już mieliśmy skomplikowane konkurencje, które z kolei składają się na egzamin sprawnościowy strażnika więziennego, którym zostanie niedługo Dżuls! :D
Będę miał kumpla klawisza! Z resztą... nie pierwszego. :D

Musieliśmy przygotować sobie pole treningowe, czyli dokonać pomiarów i porozstawiać paliki.
A naszymi zadaniami były:
rzut przodem piłką lekarską
skok dosiężny
3 razy koperta
sprinty 10 razy po 10 metrów

Mi elegancko poszły konkurencje biegowe, za to Dżuls zdeklasował mnie w piłce lekarskiej. :D

No cóż, potrenowaliśmy, było miło! :D
Na pewno damy radę na naszych egzaminach!
Tego dnia po prostu mogliśmy osiągać słabsze wyniki, dlatego że w nocy trenowaliśmy przy stole bilardowym i co chwilę zasychało nam w gardle... :)

A... zapomniałbym dodać: BYŁO PIĘKNIE! :D



Trochę fotek z tego niezwykłego treningu:


Najpierw bieganie w lesie – oto nasza profesjonalna bieżnia! :]



Po bieganiu zmęczeni padamy na pysk :D



Po kilku chwilach jesteśmy na stadionie Stali



Sprawy techniczne, pomiary... :D



Wbijanie palików...



I ogień!!! Go, Forest! Go! :)



Dobra! Starczy! Zabieram zabawki i idziemy na chatę! hehe