Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2007

Dystans całkowity:663.68 km (w terenie 248.00 km; 37.37%)
Czas w ruchu:32:36
Średnia prędkość:20.36 km/h
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:36.87 km i 1h 55m
Więcej statystyk

DESZCZ, DESZCZ, DESZCZ

DESZCZ, DESZCZ, DESZCZ


Tego pięknego, deszczowego dnia zawitał w me skromne, młynarskie progi mój przyjaciel Matys!

Troszkę razem posiedzieliśmy, pogadaliśmy o fajnych rzeczach, zjedliśmy pyszny obiadek i zabraliśmy się do zakładania w mym rowerku nowych oponek :)

Dzisiaj stałem się właścicielem niesamowitych opon!!!
Będę teraz jeździł na tym co Matyska zawiozło na drugi koniec Niemiec!
Te oponki to dla mnie relikt niemal! :P
Będę jeździć na nich z dumą :)

Me stare kapcie leżą w piwnicy i już raczej ich nie założę, bo są zajechane, jak ciągnik Leppera hehe


Później, mimo lejącego się hektolitrami z nieba deszczu, postanowiłem, że pojadę z Matyskiem w stronę Żar. Ciągle zaliczałem wszystkie kałuże, by sprawdzić, jak nowe oponki odprowadzają wodę ;)
Jak w każdy inny dzień z Matyskiem, było i dziś niezwykle dużo śmiechu i dobrej zabawy :)

Za Drożkowem troszkę pogadaliśmy w strugach lejącego deszczu, poczym każdy pojechał w swoją stronę.


TRASA:
Jasień -> Świbna -> Drożków -> Świbna -> Jasień

Z PAJLĄ...


Z PAJLĄ...


No tak... ta moja siła perswazji :D

Dziś stał się cud! Wyciągnąłem swą młodszą siostrzyczkę na rower!!! To były jej pierwsze kilometry od roku :)

Tylko ja sam wiem, jak to zrobiłem :)
W każdym razie wieczorkiem razem z tatą i mą ukochaną siostrą pojechaliśmy sobie do Bieszkowa, gdzie zawróciliśmy w drogę powrotną do domku.
Mogliśmy podziwiać dziś piękny zachód słońca, w ogóle wieczór to był bardzo przyjemny :)

Jestem dumny ze swej siostry, że poszła na rower, wiem jak ona tego nienawidzi, ale mimo to dała dziś radę :)


TRASA:
Jasień -> Bieszków -> Jasień

FABRYKA RAZEM Z MATYSKIEM

FABRYKA RAZEM Z MATYSKIEM


Udaliśmy się wraz z Matyskiem do poniemieckiej fabryki amunicji w Brożku – tej samej, w której byłem przed kilkoma dniami. Nie mogłem wytrzymać, po prostu musiałem się podzielić z nim tym, co tam zobaczyłem!

I tak po południu przyjechał do mnie mój przyjaciel. Po kilku chwilach wyruszyliśmy do fabryki taką samą trasą, jaką jechałem ostatnio...

W lesie była masa kałuż, a dzisiaj miałem taki dzień, że chciałem po nich pojeździć :D
Najlepsza była taka głęboka, która pochłonęła połowę mojego rowerka hahaha ;)

Cały czas przyjemnie się jechało rozmawiając o fajnych rzeczach, przy tym dużo śmiechu i wygłupów – to norma :)

Kiedy już dojechaliśmy do torowiska, postanowiliśmy że zrobimy sobie przerwę na Carlsberga...
Ależ przyjemnie się piło to piwko... dookoła las, widok horyzontu, gdzieś gdzie kończą się tory, pyszne piwko i co najważniejsze Matys! :D
Tak spędziliśmy przeszło godzinkę, podczas której rozmawialiśmy o przeróżnych fajnych rzeczach :D
Najczęściej powtarzany przez nas tekst podczas tych rozmów to... MEMORY FIVE!!! I WSZYSTKO JASNE! :D

Później jeździliśmy po fabryce, której nie będę już drugi raz opisywał :)
Można poczytać o niej w tym wpisie :D

Jako, że zbyt późno wyjechaliśmy ode mnie i jeszcze do tego po drodze siedzieliśmy pijąc piwko, to czas zaczął przypominać nam o tym, iż doba nie jest z gumy :D
W pewnym momencie zaczęło się ściemniać, a my byliśmy na drugim końcu fabryki, pośród drzew i bunkrów, zaczęliśmy wymyślać scenariusze horrorów, jakie można by tutaj nakręcić z naszym udziałem :D
Wyobraźnia zaczęła działać hahaha
Poginaliśmy do wyjazdu z fabryki ile sił w nogach i co chwilę oglądaliśmy się ze strachem do tyłu, sprawdzając czy nie widać w oddali reflektorów nadjeżdżającego auta, które wiozło... byłych pracowników fabryki! :D
Serca nam biły zapewne szybciej niż zazwyczaj :)

Wreszcie udało nam się wyjechać na drogę w Brożku, gdy było kompletnie ciemno.
Z Brożka postanowiliśmy wracać już do mnie przez Zasieki i Brody, jadąc cały czas asfaltem.

Niestety nie dojechaliśmy... a bynajmniej nie na rowerach :D

Za Zasiekami złapałem beznadziejnego kapcia, którego nie udało mi się naprawić pomimo kilku prób łatania... Długa historia.
Zaczęło robić się już zimno i było bardzo późno.
Wróciliśmy do domu autem dopiero przed pierwszą w nocy. Nie byłoby tragedii, gdyby nie to że o piątej rano musiałem wstać do pracy, a Matys wracać do Żar, bo też go robota czekała :D
Takie dni, wypady są jednak niezapomniane! :)


ŻYCIE JEST PIĘKNE :D



W FABRYCE





TAKIE NIEBO TOWARZYSZYŁO NAM WIECZOREM



TRASA:
Jasień -> Świbinki -> Nowa Rola -> Gręzawa -> fabryka amunicji -> Brożek -> Zasieki... powrót autem :)

Z MATYSKIEM PO WIOSECZKACH

Z MATYSKIEM PO WIOSECZKACH


To był już kolejny w te wakacje bardzo sympatyczny dzień :D

Po południu wrzuciłem rower w auta i pojechałem do Żar (nie miałem już czasu, a nie chciałem się spóźnić :D )

Zajechawszy do Matyska i wyciągnąwszy rower... :D
Uderzyliśmy tam, gdzie małe dzieci nie mogą chodzić (to znaczy mogą, ale nie po piwo) ;)

Kupiliśmy sobie po Żubrzyku i szybko udaliśmy się na Syrenę, gdzie była cała ekipa z połamanym Bilusem na czele hehe
Miło i sympatycznie upłynął tam czas, ale w końcu zdecydowaliśmy z Matyskiem, że trzeba by coś nie coś pojeździć dziś...

Tak więc udaliśmy się z Żar do Grabika i zrobiliśmy mała rundkę po okolicznych wioseczkach.
Po Matysie wcale nie było widać, że zrobił ostatnio 1000 km w 6 dni hehe
Rzeźnik jeden! :P

Wróciwszy do Żar i udawszy się do hacjendy państwa rodziców mego przyjaciela :D zasiedliśmy przy grillu, podczas którego to Matys opowiadał nam o swojej wyprawie rowerowej na drugi koniec Niemiec...
Było sympatycznie, aż tak sympatycznie, że nie zauważyłem szybko płynącego czasu, przez co jak zawsze spóźniłem się do Asi... Na szczęście wybaczyła :D

To był baaaardzo dobry dzień!!! :)



TRASA:
Żary -> Grabik -> Górka -> Lipinki Łużyckie -> Brzostowa -> Sieciejów -> Górka -> Grabik -> Żary

ZDJĘCIA:

W DRODZE DO FABRYKI

FABRYKA AMUNICJI – BROŻEK


Moim dzisiejszym celem było odwiedzenie pozostałości po niemieckiej fabryce amunicji w Brożku.

Dużo słyszałem o tym owianym tajemnicami miejscu, ale jeszcze nigdy tam nie byłem.
A przecież dojazd tam to jedynie 30 km...

Wybierając się tam postanowiłem jechać na przełaj lasem, by było ciekawiej :)
I tak dzięki temu zrobiłem masę km w terenie, przy czym zahaczyłem o wiele ciekawych miejsc, w których byłem po raz pierwszy. Krótko mówiąc już sam dojazd do fabryki dostarczył mi masę przyjemności i atrakcji :)

Po drodze minąłem nieliczne wioseczki, t.j. Świbinki, Nową Rolę i Gręzawę.
Za Gręzawą jechałem już ciągle lasem.
Na początku wspiąłem się na ambonę, by popodziwiać sobie okoliczne pola, później znowuż zakopałem się po pachy w piachu :D
Zaliczyłem też fajny strumyczek w lasku, który był otoczony wiekowymi dębami.
Wreszcie dojechałem do przejazdu kolejowego, który był moim punktem odniesienia :D

Z tego miejsca zostało mi już tylko 5 km do fabryki. Tuż przed nią wylądowałem na olbrzymim pogorzelisku, które zrobiło na mnie piorunujące wrażenie.
Jeszcze chwilkę spędziłem przy małym stawiku, gdzie molestowałem ważkę hehe
Udało mi się zrobić jej całkiem fajne zdjęcie makro (przynajmniej tak, mi się wydaje hahaha)

I wreszcie... moje oczy ujrzały pierwsze ruiny, co oznaczało, że wkraczam na teren byłej fabryki. Od tej chwili czułem małą adrenalinkę, bo świadomość, że znajduję się wśród drzew otaczających setki bunkrów i innych zabudowań, gdzie kiedyś Niemcy produkowali amunicję, była dla mnie wystarczającym powodem :D

Trafiłem na budynek, w którym leżała masa połamanych skrzyń z różnymi napisami w języku angielskim, niemieckim i rosyjskim. Moja wyobraźnia zaczęła działać już na najwyższych obrotach...

Poruszałem się po drogach z betonowych płyt i co chwilę przejeżdżałem obok różnych budynków, których jest w tym kompleksie ponad 400!
Co chwilę były to przykryte poszyciem leśnym bunkry, różnego rodzaju magazyny i suszarnie. Również widziałem cała masę zabunkrowanych wartownic. Udało mi się też odnaleźć budynki takie jak: wysoka wieża obserwacyjna, strzelnica, hale produkcyjne, rampy kolejowe i jakieś budyneczki wyglądające na główne centrum dowodzenia fabryką, a także sprawiające wrażenie mieszkań dla pracowników fabryki.

W czasie zwiedzania fabryki na chwilkę z niej wyjechałem i udałem się do pobliskich Zasiek, by kupić wodę, a także zobaczyć Nysę Łużycką i położony za nią niemiecki Forst.
Miałem szczęście, bo trafiłem na piękna panią, która na jednej z wysepek Nysy opalała się w stroju Ewy hehe

Później wróciłem na teren fabryki, by dalej poznawać jej zakamarki, ale czas mnie gonił i koło wszystkiego już tylko przejeżdżałem, nie mogąc już sobie pozwolić na dokładniejsze oglądanie mijanych budynków.




Szkoda, że gmina Brody, do której należy ten teren, nie próbuje wypromować tego miejsca. Tak naprawdę mało kto potrafi powiedzieć coś konkretnego o tej fabryce.
Znalazłem trochę opisów w internecie z nią związanych, a wcześniej czytałem o niej w gazecie.

Miejsce to jest uważane za bardzo niebezpieczne, bo choć już minęło ponad 60 lat od zakończenia II Wojny Światowej to wciąż giną tu ludzie. W 2003 roku podczas zwiedzania jednego z bunkrów nastąpiła niespodziewana eksplozja i swoje życie straciło dwoje studentów.

W 2005 roku zginął złomiarz, który plądrował studzienkę kanalizacyjną...

Wydaje mi się, że ten teren to dla gminy wielki problem, i chyba to jest powodem tego, że o tym miejscu po prostu się milczy...

Moim zdaniem Niemcy tę fabrykę zaprojektowali w sposób genialny.
Praca w niej była niezwykle perfekcyjnie zorganizowana.
Ta fabryka przecież miała wewnętrzną sieć transportu opartą na kolei!
Niemcy tak zaplanowali jej budowę, by jej zabudowania nie były widoczne z wysokości. Dlatego wszystko jest pochowane w lesie, a większość budynków została od góry przykryta ziemią, na której rosną drzewka i krzaki.
Podobno wysokie kominy kotłowni były tak zaprojektowane, że podczas przelotów wrogich samolotów można było je schować (sam nie wiem, jak to możliwe :D ).
cyt. „Kotłownia, do której wjeżdżał cały pociąg, ma wysokość czteropiętrowego budynku, ale nad ziemią jest tylko jedna kondygnacja. W czasie nalotów kominy o teleskopowej budowie były chowane do wewnątrz, a para i spaliny rurami odprowadzane były do rzeki...”

Jedno jest pewne – ta fabryka powstała na 10 lat przed wybuchem wojny! Niemcy zapewne wiedzieli co robią. Przez długi czas nikt nawet nie wiedział o istnieniu tego miejsca! Nie ma nawet żadnych projektów jej budowy...

W czasie wojny pracowały tu tysiące ludzi i produkowali coś, co zbierało śmiertelny plon podczas walk. To miejsce przyczyniło się do śmierci milionów...

Dziś stoi opustoszałe i tylko od czasu do czasu, ktoś tutaj zagląda.
Niektóre budynki służą miejscowym plantatorom za... suszarnie grzybów :D

Praktycznie wszystko co żelazne rozkradli złomiarze...

A fabryka sobie stoi... i dalej giną w niej ludzie.




- - - - - - - - -


Do domu wróciłem taką samą droga, jaką jechałem do fabryki.
Wizyta w niej sprawiła, że jeszcze bardziej zacząłem się interesować tym miejscem.
Gdyby udało mi się znaleźć jakieś jej plany...

Poniżej zamieszczam zdjęcia, jakie tam zrobiłem oraz linki do kilku stron, na których można troszkę o niej poczytać.

Wypad uważam za udany w 100%! :)


ZDJĘCIA:

W DRODZE DO FABRYKI





PRZY TORACH



WAŻKA



W FABRYCE AMUNICJI














PRZY GRANICY POLSKO-NIEMIECKIEJ





TRASA:
Jasień -> las -> Świbinki -> Nowa Rola -> Gręzawa -> las -> fabryka amunicji -> Brożek -> Zasieki -> Brożek -> fabryka amunicji -> las -> Gręzawa -> Nowa Rola -> Świbinki -> las -> Jasień

LINKI DO INNYCH STRON, GDZIE MOŻNA POCZYTAĆ O FABRYCE:

odkrywca-online
Inne Oblicza Historii
fotki z miejsca.com/zasieki
Forum poszukiwanieskarbow.com
artykuł z Gazety Regionalnej



ZWYKŁY DZIEŃ...

Po

Poniedziałek, 16 lipca 2007 · Komentarze(32)
ZWYKŁY DZIEŃ...

Po godzinie osiemnastej ruszyłem z Jasienia do lasu. Daleko nie mam, bo już po trzech minutach jestem w lesie :D
Szkoda, że tak nie ma we Wrocławiu.

Jeździło się bardzo ciężko, z nieba lał się żar...
Dziś już o godzinie szóstej rano termometry wskazywały u nas... 25 stopni w cieniu!
O 22 było jeszcze 28 :D, a w ciągu dnia temperatura dochodziła do 37! To już jest Afryka hehe
Ja jeździłem przy 32 stopniach i pot lał się ze mnie strumieniami.

Pojeździłem sobie po leśnych szutrach. Najpierw podjechałem asfaltem pod Lisią Górę i za nią skręciłem w las, gdzie zaliczyłem fajny zjazd.

Po powrocie do domu pojechałem jeszcze z rodzicami do Bieszkowa załatwić drobną sprawę.
Wróciliśmy przez Świbną.

No i oczywiście... fajnie było :)

LAS, SŁODKI LAS...

:)

LAS, SŁODKI LAS...

:)

Wyszło na to, że miałem sielankowy weekend - mało jeżdżenia, ale i tak było fajnie.
Dziś rano byłem na Ślęży (bez rowerka), piwko i odwiedziny piekarni w Rogowie Sobóckim... po prostu rewelacja :)

A wieczorem wyjechałem z Wrocławia i teraz jestem w Jasieniu.
Kolejne dwa tygodnie spędzę w swojej metropolii :D

Straszny upał dziś (34-35 stopni hehe), więc na rower dopiero wyszedłem po przyjeździe do Jasienia, a śmigałem po swoich lasach.
Trochę piachu, trochę błota :)
Było baaaardzo fajnie!

WROCŁAW Z TATĄ


WROCŁAW Z TATĄ


Dziś jeździłem po Wrocławiu ze swoim tatuśkiem :D
Tak jakoś wyszło :)

Pojechaliśmy sobie z Gaju na Niskie Łąki i przez Kładkę Zwierzyniecką na drugą stronę Odry. Później wałem dojechaliśmy do Mostu Bartoszowickiego, z którego dalej ruszyliśmy na Most Swojczycki.
Następnie jeździliśmy po Parku Szczytnickim, zahaczyliśmy o Stadion Olimpijski, a swoją eskapadę zakończyliśmy pod Halą Ludową, gdzie na Pergoli wypiliśmy sobie po zimnym piwku i spędziliśmy trochę czasu.

Strasznie dużo ludzi dziś było i w parku i na pergoli.
Wrocławianie aktywnie wypoczywają :D

Upał dziś dużo, bo mieliśmy troszkę ponad 30 stopni na plusie.

Wracaliśmy sobie przez Lasek Rakowiecki, gdzie pomyliłem dróżkę i przeprawialiśmy się przez ścieżynę zarośniętą pokrzywami :D

Oczywiście wypad, choć krótki, to niezwykle sympatyczny!


Stara Odra widziana z Mostu Bartoszowickiego



Dużo ludzi opalało się na Pergoli, nie mogło zabraknąć dorodnych wrocławianek :D



Jazda w pokrzywach... fajnie! :)

Wieczorny wypad pod Siechnice

Czwartek, 12 lipca 2007 · Komentarze(3)
Wieczorny wypad pod Siechnice (prawie, jak Czesiek :D )
Z Gaju na Niskie Łąki i później na Opatowice, Trestno i Blizanowice.
Za tą ostatnią wioseczką złapał mnie już deszcz, a że było już ciemno postanowiłem wracać tą samą drogą.

Niedaleko wiaduktu na Krakowskiej złapałem kapcia, jednak zadziałał mój system samołatający dziury :D
Kupiłem ostatnio dętki takie, jak miał Blase w Stanach, czyli wypełnione wewnątrz substancją, która ma za zadanie łatać dziurki.
Choć system się sprawdził i do jechałem do domu, to muszę przyznać, że to klejenie od środka jest tylko takie na dojazd awaryjny, bo później i tak trzeba samemu dziurę łatać :D
Mimo wszystko jestem zadowolony, dlatego że dojechałem do domu bez zsiadania z roweru, mimo przebitej dętki.

Swoją drogą, jak sobie policzyłem... to jest już mój szósty kapeć od początku czerwca - wychodzi średnia jeden na tydzień... :(
Trzeba koniecznie kupić nowe opony, bo się zapas łatek kończy :D

LASEK OSOBOWICKI

Nie

Środa, 11 lipca 2007 · Komentarze(20)
LASEK OSOBOWICKI

Nie wiem co mnie natchnęło, by po takich deszczach wjechać dziś do lasu :D
Na pewno fakt, że dawno nie byłem w Lasku Osobowickim, który bardzo lubię miał tutaj duże znaczenie, ale myślę też, że jak sobie poczytałem o Harpaganach i Nocnych Maskarach to zaczęło mnie ciągnąć w teren :D
Poza tym nie jeżdżę wciąż na slickach, a więc korzystam z uroków posiadania opon czołgowych hehe

To tyle tytułem wstępu, a teraz opiszę swój wyjazd...
Byłem w Lasku Osobowickim i było fajnie :D
Do lasku pojechałem z Gaju (fajnie brzmi, z gaju do lasku :) ) przez Hallera, Gądowiankę i Most Milenijny, czyli standardowa trasa w tamte rejony. Wróciłem tak samo.
Troszkę pośmigałem po błotku, którego była cała masa po ostatnich deszczowych dniach, a zwłaszcza dzisiejszej ulewie.
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz wróciłem do domu taki brudny :D


Główna droga lasku



Jest i masa ścieżek



Dziś panowało błoto i kałuże



Jest i w lasku strumyczek



Dziś znów podziwiałem zachód słońca



...