Wpisy archiwalne w kategorii

100 km i więcej

Dystans całkowity:21153.29 km (w terenie 1801.00 km; 8.51%)
Czas w ruchu:1045:37
Średnia prędkość:20.23 km/h
Maksymalna prędkość:71.00 km/h
Suma podjazdów:7184 m
Liczba aktywności:158
Średnio na aktywność:133.88 km i 6h 37m
Więcej statystyk

100 km rowerem dla serca Ignasia!

Niedziela, 4 września 2016 · Komentarze(9)
Uczestnicy
Setka z dedykacją dla Ignasia! :-)

Dzisiejsza trasa została pokonana w ramach prowadzonej zbiórki pieniążków na operację serduszka jeszcze nienarodzonego Ignasia Sadowskiego. Każdy jej kilometr został pokonany z myślą o tym Małym Człowieku, który za kilka tygodni przyjdzie na świat.
Pierwszą rzeczą jaką zrobi Ignaś, to... zwycięstwo! :-)
Żeby jednak wygrał, wygrał swoje życie i pokonał śmierć, musi mieć zoperowane serduszko. Operacja ta jest niezbędna. Jest też niestety droga, bardzo droga...

Dlatego proszę, tych co jeszcze się wahają, tych których coś powstrzymuje, tych którym się nie chciało, może zapomniało...
PROSZĘ POMÓŻCIE IGNASIOWI!!!

Zbiórka prowadzona jest na: https://www.siepomaga.pl/r/100km-rowerem-dla-serca-ignasia
Pod w/w linkiem można znaleźć więcej informacji o całej akcji, a także dokonać wpłaty. Na prawdę nie ważne ile wpłacisz, czy to będzie 1 zł, czy 100 zł, czy 1000 zł... Ważne, że chcesz pomóc i pomagasz! :-)

Potrafisz?! Wiem, że tak! Więc zrób to!
A Ignaś będzie bliżej tego zwycięstwa!

Zbiórka prowadzona jest do 20. września 2016 r.

Wiesz... mówią, że gdy śmieje się dziecko, to śmieje się cały świat. :-)
Daj Mu się pośmiać. :-)
A gdy Ty pomożesz, to tak jakby pomógł cały świat...
Każdy jeden, mały, najmniejszy krok, to coś co przybliża nas do celu.
Pomożesz?! :-)

WRZUĆ PIENIĄŻEK!


W tym miejscu chciałbym również podziękować tym, którzy już pomogli i wsparli akcję zbierania pieniążków dla Ignasia! Jesteście wielcy! Na prawdę! Część z Was to moi Przyjaciele, część to Rodzina, część to rowerowi znajomi, a części nie miałem jeszcze okazji poznać... Wszystkich łączy jedno – jesteście wielcy! Po prostu! I za to Wam dziękuję w imieniu swoim i Ignasia! Pamiętajcie, dobro wraca! I nie wierzcie tym, którzy twierdzą inaczej! Bądźcie cierpliwi. Dobro wraca w różnym czasie, na różne sposoby i różnymi drogami. :-)


Moja zbiórka prowadzona jest na:
https://www.siepomaga.pl/r/100km-rowerem-dla-serca-ignasia



Więcej o Ignasiu znajdziecie pod poniższymi linkami:

Siepomaga.pl - https://www.siepomaga.pl/serce-ignasia

Fundacja Cor Infantis - http://www.corinfantis.org/podopieczni/56-pilna-pomoc/602-ignacy-sadowski

Facebook - https://www.facebook.com/RatujmyserceIgnasia



Pieniądze można wpłacać również bezpośrednio na konto Fundacji:
Fundacja na rzecz dzieci z wadami serca Cor Infantis
86 1600 1101 0003 0502 1175 2150 z dopiskiem „Ignacy Sadowski”
Dla wpłat zagranicznych:
USD PL93 1600 1101 0003 0502 1175 2024 "Ignacy Sadowski"
EUR PL50 1600 1101 0003 0502 1175 2022 "Ignacy Sadowski"
Kod SWIFT dla przelewów z zagranicy: ppabplpk
Bank: BGŻ BNP PARIBAS oddział w Lublinie, ul. Probostwo 6A, 20-089 Lublin
Fundacja Cor Infantis nie pobiera prowizji ani żadnych dodatkowych opłat. Całość zebranych środków przeznaczona jest na leczenie dziecka.

Zapraszam również do udziału w aukcjach charytatywnych, z których środki będą przekazane Ignasiowi:

http://charytatywni.allegro.pl/listing?charityOrganizati>

https://www.facebook.com/groups/604457033095769/

https://www.facebook.com/events/2099894123569961/?active_tab=posts




Zanim przejdę do właściwego opisu przedstawiającego przejazd "100 km rowerem dla serca Ignasia", chciałbym jeszcze napisać o jednej sprawie... :-)

Otóż wiele osób zadało mi pytanie: "A kim jest Ignaś?" :-)
Powyższe pytanie było wzbogacane pomocniczym: "Czy to ktoś z rodziny?", "Czy to dziecko znajomych?"

No więc odpowiedź brzmi: NIE

Czasem w życiu jest tak, że po prostu wiemy, że pewne rzeczy musimy zrobić. :-)
Skoro poczułem, że chcę pomóc bardziej niż zazwyczaj, że chcę i powinienem dać z siebie więcej...
To nie będę się z tym kłócił. :-)
Dlaczego akurat Ignaś?
Bo moja kochana Żona pokazała mi stronę z Ignasiem na siepomaga.pl... Było to pewnego wieczoru, gdy już kładłem się spać... Nie mogłem długo zasnąć...
Nie chcę w tym miejscu się rozpisywać dlaczego akurat tak się stało. Napiszę tylko, że temat jest bliski mojemu sercu. Uważam, że w życiu najpiękniejszy cud jakiego możemy doświadczyć, tak w namacalny sposób, to narodziny Dziecka...
A jeśli mówią, że Dziecko ma się urodzić martwe, że ma umrzeć po porodzie, że szanse na przeżycie są małe...
To zawsze trzeba walczyć o ten CUD!
Zawsze!

Wiecie... świat dziś oszalał... Na prawdę... Więcej mówi się dziś o zabijaniu Dzieci (dosłownie), niż o Ich ratowaniu.
Ja chcę ratować. :-)
Zawsze.

Ignasiu! Ta setka jest dla Ciebie!
Wielu wspaniałych Ludzi wsparło Ciebie i Twoich Rodziców.
Dacie radę!
Przed Wami wiele do zrobienia, do podjęcia niesamowity wysiłek i przedsięwzięcie...
Zobacz jak Twoi Rodzice o Ciebie walczą...
Poszukali pomocy, znaleźli ją, znaleźli ludzi, którzy chcą pomagać...
Razem ludzie mogą dokonywać wspaniałych rzeczy!

Ty Ignasiu wygrasz!
Pokażesz jak bardzo chcesz żyć, i żyć będziesz!
Przed Wami setki, tysiące pięknych chwil!

p.s.
Nie słuchajcie tych, co mówią: „świata nie zbawisz, i tak wszystkim nie pomożesz...”
Nie słuchajcie. Zbawiajcie, tak jak potraficie i pomagajcie tak jak potraficie...
Róbcie swoje. :-)


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

OPIS TRASY :-)

Dzisiejszą setkę miałem przyjemność pokonać w towarzystwie Jacka - mojego ulubionego poznańskiego bikera, z którym niejedną wspólną przygodę mam na koncie. :-)
Na większości trasy towarzyszył nam również kolega „Mors”.
Tak więc dużo się działo i dyskutowało. Co ciekawe, Jackowi tak bardzo zależało na tym, by tą setkę dla Ignasia przejechać, że... do Żar dotarł niemal prosto z najwyższego stopnia podium sobotniego wyścigu MTB w Klęce! :-)

Start został zaplanowany na porę, w której noc łączy się z dniem. :-)
Godzina 3:25... na ulice Żar wyjeżdża JPbike i Młynarz, po setkę dla Ignasia!
Pora taka, a nie inna, bo drugą część niedzieli, bardzo chciałem spędzić z Rodziną.

My lubimy nocne kręcenie, nocne krajobrazy, tak więc problem był tylko z pobudką. Dalej było już tylko lepiej...
Robimy szybki objazd żarskich uliczek i zabytków, już po kilku chwilach poruszamy się z Jackiem krajówką w stronę Żagania... Uwielbiam to! Cisza. Zero aut. Bezkres pól. Delikatny szum wiatru i... szum opon... I te gwiazdy... Miliard gwiazd na niebie! Polecam wszystkim! :-)

Kolejny punkt naszej eskapady, to Żagań, który czołgami stoi. ;-)
Tam również robimy objazd zabytków i swoje siły łączy z nami wspomniany Mors.
Teraz już nasze trio porusza się w stronę miejsca, gdzie ponad 1000 lat temu Bolesław Chrobry witał cesarza Ottona III... :D
Piękna historia! Również polecam wszystkim! :-)
Mowa o Szprotawie.
W mieście tym poruszamy się po opustoszałych o tej porze uliczkach - niezwykły klimat. Powoli ustępują ciemności i robią miejsce dla dnia...
Czas biegnie, my jedziemy...
Obieramy kurs na Kożuchów. Świta. Jest przyjemny chłód, ale wschodzące słońce, które tworzy niepowtarzalną scenerię, powoli zaczyna ocieplać otoczenie. Jedzie się bardzo przyjemne. Tempo jest niezłe. W Kożuchowie jesteśmy o siódmej. Robimy przerwę na kawę. Odwiedzamy kilka ciekawych miejsc i zmierzamy w stronę Mirocina Dolnego. Od tego momentu opuszczamy główne drogi i już do końca poruszamy się wiejskimi duktami, a to lubimy najbardziej. Jest co podziwiać. Tereny dawnego Księstwa Żagańskiego stoją przed nami otworem. Krajobrazy są piękne.

Na odcinku z Mirocina Dolnego do Górnego przyszło nam pokonać najdłuższy podjazd dzisiejszego dnia. Mors na kolarce i Jacek z dynamitem w nogach radzą sobie świetnie. Ja też sobie radzę, ale trochę mniej świetnie. :D
Ale sobie radzę. Najważniejsze, to nigdy się nie zatrzymywać. ;-)
Cudów nie ma. Podjazd i ponad 70 km w nogach mówią mi, że moja forma daleka jest od tego, do czego jeszcze niedawno byłem przyzwyczajony. Nie znaczy to jednak, że jestem niezdolny do pokonania setki. To zawsze się zrobi, a gdy cel jest taki jak dziś... To można i dużo więcej. :-)

Jedziemy więc dalej mijając kolejne wioski i zmagając się z wiatrem. Wciąż jednak jest bardzo przyjemnie. Kilometry mijają sprawnie. Wreszcie dojeżdżamy do Brzeźnicy, w której możemy podziwiać kreatywność miejscowych szykujących się do dożynek. Za Brzeźnicą czeka nas główna atrakcja dnia - przeprawa przez rzekę Brzeźniczankę. Na odcinku Brzeźnica-Stanów przebudowywany jest most (w tej chwili w ogóle go nie ma). Początkowo rozważaliśmy objazd drogami polnymi, ale to byłoby mało ciekawe. :D
Rzeka w terenie okazuje się być raczej rzeczką. Jacek przejeżdża ją wszerz (mógłby pewnie też wzdłuż), ja pokonuję ją z rowerem „pod pachą”, a Mors... przez 5 minut buduje tamę z polnych kamieni, by wreszcie... skorzystał z kładki oddalonej o jakieś 30 metrów, która była ukryta w pobliskich krzakach (brawo za odkrycie dla Jacka). :-)
I tak to było wesoło z tą Brzeźniczanką.

Po tej przeprawie czeka nas przejazd przez malowniczy Stanów. Kilka pagórków i znajdujemy się w Miodnicy, gdzie następuje czas pożegnania z Morsem. Jest to też okazja do odpoczynku i ciekawej rozmowy o dylematach ludzkości. :-)

Kilka kilometrów od Miodnicy pęka setka! Dla Ignasia!
Dojeżdżamy do Gorzupi Dolnej. Tam przeprawiamy się drewnianym mostem przez Bóbr i zmierzamy leśnymi dróżkami w stronę Bieniowa. Robimy również krótką przerwę na popas, w czasie którego zjadamy przepyszny „Blok lubuski” - bomba kaloryczna będąca wynalazkiem „Magnolii” z pobliskiego Lubska. :-)

Bieniów to już Ziemia Żarska, a więc jesteśmy prawie w domu. Nie korzystamy jednak z najkrótszego możliwego powrotu, tylko zgodnie z planem pokonujemy wcześniej nakreśloną trasę. Korzystając z obfitującej w piękne widoki okolicy, przemierzamy drogi łączące wsie: Biedrzychowice Dolne, Łukawy, Lubanice i Grabik...

W końcu docieramy do Żar. Trochę zmęczeni i... niewyspani, ale bardzo zadowoleni!
Licznik wskazał ostatecznie dystans: 131,20 km. :-)

Dziękuję za wspólną jazdę!

Cieszę się, że ta trasa, ten „event” i małe zamieszanie z tym związane przyczyniło się do zebrania niemal 2000 zł na operację Ignasia.
Dziękuję Wam za to!

Tych co jeszcze tego nie zrobili, proszę ponownie: pomóżcie. :-)
WRZUĆ PIENIĄŻEK! :D
Zbieramy do 20. września 2016 r.


Ta setka jest dla Ignasia! Tylko dla Niego! :-)
Następnym razem na tą samą trasę wyruszę z Ignasiem - poczekam, aż podrośnie. :D

Ignasiu! Będzie wszystko dobrze! Zobaczysz.
I pamiętaj... nigdy się nie poddawaj!


TRASA:
ŻARY -> Marszów -> Żagań -> Bożnów -> Chrobrów -> Bukowina Bobrzańska -> Bobrzany -> Szprotawa -> Pasterzowice -> Borowina -> Borów Wielki -> Cisów -> Kożuchów -> Mirocin Dolny -> Mirocin Średni -> Mirocin Górny -> Wichów -> Chotków -> Wrzesiny -> Brzeźnica -> Stanów -> Miodnica -> Gorzupia Dolna -> Gorzupia -> Bieniów -> Biedrzychowice Dolne -> Łukawy -> Lubanice -> Grabik -> ŻARY


FOTORELACJA:

100 km dla serca Ignasia - na
trasie: JPbike, Mors i Młynarz
100 km dla serca Ignasia - na trasie (od lewej): JPbike, Młynarz i Mors © Mlynarz

Żarski ratusz
Żarski ratusz © Mlynarz

100 km dla serca Ignasia - JPbike i
Młynarz gotowi do jazdy!
100 km dla serca Ignasia - JPbike i Młynarz gotowi do jazdy! © Mlynarz

Ruszyli!
Ruszyli! © Mlynarz

Żary nocą - kościół p.w.
Najświętszego Serca Pana Jezusa
Żary nocą - kościół p.w. Najświętszego Serca Pana Jezusa © Mlynarz

Żary nocą - kościół p.w.
Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny
Żary nocą - kościół p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny © Mlynarz

Jacek w natarciu - puste ulice nocą
Jacek w natarciu - puste ulice nocą © Mlynarz

Młynarz - nocny jeździec, czyli tak jak lubi :-)
Młynarz - nocny jeździec, czyli tak jak lubi :-) © Mlynarz

Nocny
Anioł w Żaganiu
Nocny Anioł w Żaganiu © Mlynarz

Żagań, czyli stolica polskiego pancernictwa
Żagań, czyli stolica polskiego pancernictwa © Mlynarz

Żagań
nocą - ratusz
Żagań nocą - ratusz © Mlynarz

Żagan nocą - Pałac Książęcy
Żagan nocą - Pałac Książęcy © Mlynarz

Żagań nocą - fontanna na Placu Słowiańskim
Żagań nocą - fontanna na Placu Słowiańskim © Mlynarz

Niedźwiedź Wojtek - zdjęcie z Jackiem ;-)
Niedźwiedź Wojtek - zdjęcie z Jackiem ;-) © Mlynarz

Szprotawa bardzo wczesną porą
Szprotawa bardzo wczesną porą © Mlynarz

Rower w... kanalizacyjnym wydaniu
Rower w... kanalizacyjnym wydaniu © Mlynarz

Kierunek: Kożuchów - czekając na wschód słońca
Kierunek: Kożuchów - czekając na wschód słońca © Mlynarz

Dzień
budzi się do życia
Dzień budzi się do życia © Mlynarz

Taniec
barw na niebie
Taniec barw na niebie © Mlynarz

Ognista tarcza
Ognista tarcza © Mlynarz

Wschodzące słońce i Jacek
Wschodzące słońce i Jacek © Mlynarz

Jedziemy!
Jedziemy!
Jedziemy! Jedziemy! © Mlynarz

Poranna jazda
Poranna jazda © Mlynarz

Szybki zjazd
Szybki zjazd © Mlynarz

Bez
ograniczeń!
Bez ograniczeń! © Mlynarz

Borowina - kościół p.w. Świętego Bartłomieja
Borowina - kościół p.w. Świętego Bartłomieja © Mlynarz

W trasie,
W trasie, "na celowniku" © Mlynarz

Poranne rozmowy Morsa i Młynarza
Poranne rozmowy Morsa i Młynarza © Mlynarz

Z
wizytą w Kożuchowie
Z wizytą w Kożuchowie © Mlynarz

Kożuchów - ruiny starej wieży kościelnej
Kożuchów - ruiny starej wieży kościelnej © Mlynarz

Jacek w bramie
Jacek w bramie © Mlynarz

Kawa na trasie o siódmej rano - bezcenne :-)
Kawa na trasie o siódmej rano - bezcenne :-) © Mlynarz

Pagórki w okolicach Kożuchowa - napiera Mors
Pagórki w okolicach Kożuchowa - napiera Mors © Mlynarz

Wiejskie klimaty, które uwielbiam
Wiejskie klimaty, które uwielbiam © Mlynarz

Polska
wieś jest urocza :-)
Polska wieś jest urocza :-) © Mlynarz

Krajobraz
lubuskiej wsi
Krajobraz lubuskiej wsi © Mlynarz

Gdy
się spojrzy w niebo
Gdy się spojrzy w niebo © Mlynarz

...to świat wydaje się lepszy :-)
...to świat wydaje się lepszy :-) © Mlynarz

Na
Ziemi Kożuchowskiej
Na Ziemi Kożuchowskiej © Mlynarz

Najdłuższy podjazd dnia - pokonany
Najdłuższy podjazd dnia - pokonany © Mlynarz

Dojeżdżamy
do Wichowa
Dojeżdżamy do Wichowa © Mlynarz

Strażnik prędkości... :-)
Strażnik prędkości... :-) © Mlynarz

Brzeźnica - mieszkańcy szykują się do dożynek
Brzeźnica - mieszkańcy szykują się do dożynek © Mlynarz

Dożynkowe klimaty w Brzeźnicy
Dożynkowe klimaty w Brzeźnicy © Mlynarz

Okolice Brzeźnicy - jedna z
wielu przydrożnych kapliczek
Okolice Brzeźnicy - jedna z wielu przydrożnych kapliczek © Mlynarz

Hmm... brak mostu i droga zamknięta... :-)
Hmm... brak mostu i droga zamknięta... :-) © Mlynarz

Jakoś przeprawić się trzeba na drugi brzeg
Jakoś przeprawić się trzeba na drugi brzeg © Mlynarz

Forsowanie Brzeźniczanki - Jacek atakuje
Forsowanie Brzeźniczanki - Jacek atakuje © Mlynarz

Takie przeszkody... to nie są przeszkody... :-)
Takie przeszkody... to nie są przeszkody... :-) © Mlynarz

Forsowanie Brzeźniczanki według Młynarza ;-)
Forsowanie Brzeźniczanki według Młynarza ;-) © Mlynarz

Gdzieś
koło Stanowa
Gdzieś koło Stanowa © Mlynarz

Stanów
- sielski krajobraz
Stanów - sielski krajobraz © Mlynarz

Stanów - kościół p.w. Świętego Mikołaja Bpa
Stanów - kościół p.w. Świętego Mikołaja Bpa © Mlynarz

Kwieciście - kolorowy zawrót głowy
Kwieciście - kolorowy zawrót głowy © Mlynarz

Droga
w okolicy Miodnicy
Droga w okolicy Miodnicy © Mlynarz

Przed siebie
Przed siebie © Mlynarz

Oto pękła SETKA DLA IGNASIA! :-)
Oto pękła SETKA DLA IGNASIA! :-) © Mlynarz

Przeprawa przez Bóbr - most w Gorzupi Dolnej
Przeprawa przez Bóbr - most w Gorzupi Dolnej © Mlynarz

JPbike i Młynarz - w trasie jak za
dawnych lat! :-)
JPbike i Młynarz - w trasie jak za dawnych lat! :-) © Mlynarz

Widzisz Jacka... i wiesz, że jest dobrze! :-)
Widzisz Jacka... i wiesz, że jest dobrze! :-) © Mlynarz

Lubuskie, leśne dukty - to jest to!
Lubuskie, leśne dukty - to jest to! © Mlynarz

Powrót na Ziemię Żarską :-)
Powrót na Ziemię Żarską :-) © Mlynarz

Każdą drogę, każdy podjazd,
każdy kilometr... trzeba pokonać!
Każdą drogę, każdy podjazd, każdy kilometr... trzeba pokonać! © Mlynarz

Próbując dogonić Jacka :-)
Próbując dogonić Jacka :-) © Mlynarz

Złota recepta na długie dystansy!
Adam też wybrał! ;-)
Złota recepta na długie dystansy! Adam też wybrał! ;-) © Mlynarz

Okolice Biedrzychowic Dolnych
Okolice Biedrzychowic Dolnych © Mlynarz

Możliwości
jest wiele
Możliwości jest wiele © Mlynarz

Pierwsze oznaki zbliżającej się jesieni
Pierwsze oznaki zbliżającej się jesieni © Mlynarz

Ignasiu! To dla Ciebie! :-)
Ignasiu! To dla Ciebie! :-) © Mlynarz

Dla
Ciebie Ignasiu! :-)
Dla Ciebie Ignasiu! :-) © Mlynarz

RELACJE POZOSTAŁYCH UCZESTNIKÓW:
Relacja Morsa
Relacja Jacka

Dla Asi i Kornelci!

Piątek, 27 lipca 2012 · Komentarze(7)
Setka z dedykacją.

Dla moich kochanych dziewczyn.
Dla tej dużej: Asi, i dla tej mniejszej: Kornelci. :)

Już dawno miałem na to ochotę, ale albo brakowało czasu, albo człowiek wolał odpocząć (ostatnio jazda na rowerze kosztuje mnie więcej sił niż jeszcze dwa lata temu :D). W końcu się na to zdecydowałem, a zachęcające było połączenie "przyjemnego z pożytecznym", czyli zastąpienie samochodu rowerem przy dojeździe z Lubska do Żar.

Najpierw, wczesnym rankiem, przejechałem pętlę przez miasto, park, kąpielisko Nowiniec i Białków - mam zamiar od czasu do czasu ją przebiec (9,55 km). Następnie zrobiłem przyjemną traskę zapuszczając się w okolice Wełmic. Do domku wróciłem około 10 rano. Zjadłem śniadanie, posiedziałem chwilę z dziewczynami i ruszyłem na Żary. Do Żar jechałem już w upale. Słońce mocno dawało się we znaki, ale mimo wszystko jazda sprawiała przyjemność. Trochę ciążył plecak, w którym wiozłem... młot udarowy. Po przyjeździe do Żar rozpocząłem kolejny etap remontu – trochę się narobiłem, ale lubię to, a efekt końcowy na pewno da dużo satysfakcji. Tradycyjnie nie mogłem przerwać pracy, bo chciało zrobić się jak najwięcej. Nadszedł jednak czas powrotu. A powrót z Żar to sama przyjemność. Znów miliony gwiazd na niebie, przestrzeń, zapach pól i łąk – letnie wieczory są chyba najlepszą porą do jazdy.

Jazda dała dużo przyjemności. Dystans cieszy. Może za jakiś czas znów będę jeździł jak kiedyś?! Bardzo bym chciał.

Asiu i Kornelciu.
Wszystkiego najlepszego!

Za każdy dzień,
każdego dnia,
dziękuję Wam
za wszystko,
co od Was mam!


TRASA:
Lubsko -> Lutol -> Chocicz -> Strużka -> Janiszowice -> Przychów -> Wełmice -> Kałek -> Tymienice -> Grabków -> Osiek -> Mierków -> Lubsko -> Budziechów -> Jasień -> Jabłoniec -> Golin -> Jaryszów -> Pietrzyków -> Brzostowa -> Sieciejów -> Górka -> Grabik -> Żary -> Grabik -> Drożków -> Świbna -> Jasień -> Budziechów -> Lubsko

Krówka dla Asi :) © Mlynarz


Koniki dla Kornelci :) © Mlynarz


Kwiatek dla Asi :D © Mlynarz


Ptaszek dla Kornelci © Mlynarz


Polna droga w okolicy Białkowa © Mlynarz


Okolice Lutolu © Mlynarz


Chocicz - kościół pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy © Mlynarz


Okolice Wełmic © Mlynarz


Złote kłosy © Mlynarz

Dla Jasia!

Niedziela, 18 marca 2012 · Komentarze(8)
Setka z dedykacją!

Dla nowo narodzonego Człowieka: Jasia. :)

15. marca 2012 roku przyszedł na świat w żagańskim szpitalu Jan Mateusz!
Syn Patrycji i... Ojca Mateusza. ;)
Poczciwy Matysek został Tatusiem. :D
Jestem z jego dzielnej Żonki i z niego bardzo dumny!
Życzę Wam sto lat w szczęściu, zdrowiu i radości! Niech Wam młody Jaś dostarcza tysięcy wspaniałych doznań i rośnie na cudownego człowieka! :)
Gratuluję!

W tym miejscu chciałbym przytoczyć pewien wesoły cytat...
Nasz wierny towarzysz doli i niedoli Krzysiu, znany wszystkim jako Iskierka powiedział:
”Matys! Wreszcie zrobiłeś w życiu coś, co ma ręce i nogi!” :D
I choć Matys zrobił w życiu dużo fajnych rzeczy, to chyba każdy się ze mną zgodzi, że człowiek nie może w swoim życiu zrobić nic lepszego niż dać komuś życie.
Radość niesamowita!

Jasiu rośnij! Pojeździmy na rowerach! :)
Pati i Matysku!
Gratuluję Wam jeszcze raz.
Cieszę się z Wami.
I trzymam za Waszą Trójkę kciuki!

Pod powyższym podpisuje się oczywiście też moja kochana Asieńka. :)


Czas na opis setki...

Setka była bardzo przyjemna.
Połowę kilometrów zrobiłem z Jackiem, który spędzał z nami weekend. Dziś, korzystając z pięknej pogody, postanowiliśmy odwiedzić Brody i Suchodół. Wyruszyliśmy ubrani na krótko, pogoda do tego zachęcała – było ciepło!
Z przyjemnością przemierzaliśmy leśne dukty, minęliśmy Świbinki i Nową Rolę i dotarliśmy nad jezioro Głębokie. Nad jeziorkiem spędziliśmy dłuższą chwilę delektując się smakiem Złota Wielkopolski – chłodny Pils w taką pogodę smakuje wybornie!

Po degustacji nad jeziorem udaliśmy się już do Brodów, w międzyczasie odwiedziliśmy Sosnę Ośmiornicę i jezioro Proszowskie. W Proszowie było sporo wędkarzy i amatorów grilla – to cieszy, że inni ludzie też korzystają z wiosennej pogody spędzając czas na świeżym powietrzu.

W Brodach Jacek podziwiał majestatyczny Pałac Brüla oraz staromiejską zabudowę. Spodobało mu się. Szkoda tylko, że pałac wciąż niszczeje. Dobrze że chociaż zagospodarowano dwie przypałacowe oficyny.

Z Brodów udaliśmy się w urokliwe miejsce, Suchodół. Tam krótka wizyta nad jeziorem Suchodolskim i wracamy. Robimy jeszcze przerwę przy starym poewangelickim kościele w Jeziorach Dolnych.

Do domu dotarliśmy jadąc asfaltową drogą (na teren brakło mi już sił). Zahaczyliśmy jeszcze o zalew Karaś nad którym ostatnio biegam. Gdy wycieczka dobiegła końca mogliśmy nacieszyć nasze podniebienia opychając się pysznym obiadkiem przygotowanym przez kochaną Asię. :)

Niestety, wszystko co piękne kiedyś się kończy. Jacek musiał wracać wieczorem do domu. Dziękujemy Ci Jacku za wspólnie spędzony czas, wspólne kilometry, spacer, grilla i wyprawowe wspomnienia! Przyjeżdżaj znów do nas prędko! :)

To jeszcze nie koniec. :D
Po jakimś czasie wpadłem na pomysł: „przejechać setkę”!
Asia poparła tą ideę. Żal było mi ją zostawiać w domku na kolejne trzy godzinki...
Pojechałem.
W ciemnościach ruszyłem do Żar, jechało się świetnie. Lubię jeździć nocą.
W Żarach dotarłem do Rynku, a następnie odwiedziłem Matyska, by powspominać szaleństwa z piątkowej nocy – na pępkowym było wesoło. :)
Po tej sympatycznej wizycie trzeba było pędzić do domu, gdzie czekała Asia.
Pędzić może nie pędziłem, bo hamował mnie wzmagający się wiatr, ale do przodu pchały mnie dobre emocje. Emocje, które sprawiły, że cały weekend obfitował wieloma pięknymi chwilami!

Więc... było pięknie! :D

Dziękuję!

Gratuluję!

I szczęścia życzę! :)


TRASA:
Lubsko -> Budziechów -> Świbinki (lasem) -> Nowa Rola -> j.Głębokie -> Proszów -> Nabłoto -> Brody -> Jeziory Dolne -> Suchodół -> Jeziory Dolne -> Brody -> Chełm Żarski -> Lubsko...
...Lubsko -> Budziechów -> Jasień -> Świbna -> Drożków -> Grabik -> Żary -> Grabik -> Drożków -> Świbna -> Jasień -> Budziechów -> Lubsko

TROCHĘ FOTEK:

Na trasie... © JPbike


Jacek pokonujący lubuskie szutry © Mlynarz


Zadowolony i uśmiechnięty - o to chodzi! © Mlynarz


Przed siebie... © JPbike


Nad jeziorem Głębokie © JPbike


Jacek mówi, że woda jest OK! © Mlynarz


Złoty Pils nad jeziorkiem też jest OK! :) © Mlynarz


Wreszcie zaczynają się ciepłe miesiące! © JPbike


Wodna przeprawa w lesie - survival musi być! © JPbike


Lubuski bruk © JPbike


Jezioro Proszowskie © JPbike


Tu kiedyś były tory © JPbike


Aleja drzew © Mlynarz


Jacek - paparazzi © Mlynarz


Jacek i Brama Zasiecka w Brodach © Mlynarz


Herb i napis nad Bramą Zasiecką © Mlynarz


Pałac Brühla w Brodach © JPbike


Jacek podziwia pałac © Mlynarz


Pałac jest ogromny © JPbike


Jacek-zdobywca i jego wierny TREK ;) © Mlynarz


Atlanci podtrzymujący balkon brodzkiego pałacu © Mlynarz


Smutno patrzeć jak pałac niszczeje... © Mlynarz


Elementy zdobnicze nad oknami brodzkiego pałacu © Mlynarz


Przy tej fontannie ekipa wyprawy rowerowej "Dookoła Polski 2009" odpoczywała i zdawała relację dla TV - oj, to były czasy! :) © Mlynarz


Kościół w Brodach © Mlynarz


Kościół w Jeziorach Dolnych © Mlynarz


W drodze do Suchodołu © Mlynarz


Jezioro Suchodolskie © JPbike


W drodze powrotnej - do Tarnowa tylko 1 km... ;) © Mlynarz


W Lubsku - nad zalewem "Karaś" © JPbike


Żarski Ratusz nocą... :) © Mlynarz

Z MOTYKĄ NA SŁOŃCE...

Poniedziałek, 5 września 2011 · Komentarze(10)
"Z dedykacją dla Aniołka"

Plan był ambitny.
Nadzwyczaj!

Cel był jeden: Pokonać rowerem trasę z Lubska do Zabrza i zmieścić się w limicie 24 godzin.
To około 370 km. :D

A wyszło jak wyszło. :)
Deszczowo, mokro, wietrznie, zimno, szaro, wreszcie ciemno...
Z entuzjazmem, z motywacją, wielkimi chęciami - na początku...
Ze zniechęceniem, bez sił, z bólem głowy, poczuciem beznadziejności - im dłużej pozostawałem na trasie...
I pod koniec... KATHARSIS!
A na koniec... gorący prysznic, łóżko, zasnąć i zapomnieć o poczuciu porażki.
Odpocząć...

Tak było. :)

Czasem same chęci nie wystarczą.
W życiu, żeby wybić się ponad przeciętność trzeba bardzo się starać i dużo pracować nim osiągnie się końcowy sukces. Ta reguła nie omija także tematów rowerowych. Brak treningu, mało godzin spędzonych na siodełku, mało godzin w ruchu. Nieodpowiednia wytrzymałość, brak mocy – bez tego 370 kilometrów na rowerze można zrobić co najwyżej na... Bikemap.net. ;)

Na trasie zmagałem się z bardzo niesprzyjającą pogodą. Jakoś dawałem radę.
Praktycznie do 140 kilometra nie potrafiłem podjąć decyzji o kapitulacji. Mogłem wsiąść w pociąg w Legnicy, mogłem zatrzymać się na noc we Wrocławiu ale wciąż wierzyłem, że siła woli pozwoli mi dotoczyć się do Zabrza. Kalkulowałem, wiedziałem, że jadę za wolno, że robię za dużo przerw, że siły ubywają mi w zastraszającym tempie. Dwukrotnie zmieniałem koncepcję przejazdu trasy w trakcie jej pokonywania...

Telefon mi zamókł. Raz działał, raz nie. Kontaktowałem się z Asią. Motywowała mnie. Wierzyła we mnie jak na rasową Żonę przystało. ;)

Wreszcie odpuściłem.
Czasem trzeba się poddać.
Niestety.
Ale jeszcze tą trasę pokonam. Nie udało się raz. Ale uda się następnym razem.

Pamiętam jak dojeżdżałem do Wrocławia. Ostatnie 50 kilometrów zdecydowałem się pokonać drogą krajową nr 94, bo na bocznych panowały egipskie ciemności, a od wytężania wzroku bolały mnie oczy. Towarzyszące mi w jeździe tiry i inne auta oświetlały drogę. Resztką sił przekroczyłem tablicę z napisem Wrocław – uśmiechnąłem się. Po chwili raził w oczy wielki billboard reklamujący napój energetyczny Tiger - krzyczący hasłem: „Power is back!” - tu już śmiałem się sam z siebie. :)
Przejechałem Leśnicę i tocząc się ulicą Kosmonautów znalazłem się wreszcie przy nowo wybudowanej autostradowej obwodnicy wrocławia... Wjechałem wyżej estakadą. Przede mną rozbłysły światła miasta, ukazała się bryła nowego wrocławskiego stadionu, a w oddali mienił się autostradowy Most Rędziński, pięknie oświetlony. To wszystko tworzyło niesamowitą całość. Zrobiło na mnie ogromne wrażenie (jeszcze rok temu to miejsce wyglądało „nieco” inaczej).

Katharsis.

Było mi już lepiej. :)

Myśląc o zmianach jakie przez rok czasu zaszły we Wrocławiu, o potężnych inwestycjach, o nadchodzącym EURO 2012, o moim zmęczeniu i... łóżku - znalazłem się wreszcie na Kozanowie.
Wybiła... piąta rano.
Jak zawsze znakomicie ugościli mnie Rodzice Asi.
Dobrze jest mieć wzorowe relacje z... Teściową. :D

Czy było warto?
Zdecydowanie, tak.

Ale ja tą trasę jeszcze pokonam!

TRASA:
Lubsko -> Budziechów -> Jasień -> Bieszków -> Łukawy -> Lubanice -> Grabik -> Żary -> Marszów -> Żagań -> Bożnów -> Chrobrów -> Bukowina Bobrzańska -> Bobrzany -> Szprotawa -> Piotrowice -> Szklarki -> Przemków -> Wilkocin -> Wysoka -> Jakubowo Lubińskie -> Pogorzeliska -> Chocianów -> Brzozy -> Rokitki -> Czernikowice -> Chojnów -> Michów -> Studnica -> Lipce -> Legnica -> Koskowice -> Taczalin -> Polanka -> Tyniec Legnicki -> Ruja -> Lasowice -> Mazurowice -> Rusko -> Wilczków -> Środa Śląska -> Komorniki -> Źródła -> Wróblowice -> Wrocław: Żar-> Leśnica -> Złotniki -> Kuźniki > Kozanów

Mokre drogi, zimno, ponuro - taka sceneria © Mlynarz


Moja "ulubiona" kostka brukowa w okolicy Przemkowa © Mlynarz


Legnica - Urząd Miasta © Mlynarz


Legnicka fontanna Łabędź © Mlynarz


Niebo nad Kozanowem o piątej rano... © Mlynarz

Do Bierutowa z ekipą BS

Sobota, 29 maja 2010 · Komentarze(5)
Udało się kolejny raz zmontować ekipę BS na weekendowy wyjazd. Tym razem na starcie wycieczki stawiło się... 13 osób. Nieźle! Oby tak dalej. :)
Poniżej pełny skład. :)
Aniołek
Kasia
Ala
Agata
Błażej
Filip
Tomek
Marcin
Jacek
Michał
Mateusz
Żyła
Młynarz – czyli ja ;)

Ekipa dopisała. Pogoda też.
Wypad udał się w 100%.
Śmiechu było co niemiara. :)
To była niezwykle przyjemna i sielankowa setka.

Szczególne słowa uznania należą się dziewczynom, które świetnie poradziły sobie z długim dystansem. Agata, Asia, Ala i Kasia to twarde zawodniczki. Wyróżnić w tym składzie trzeba zwłaszcza Alę, która całą trasę pokonała na... rowerze miejskim – szacunek! :)

Niemal cała trasa była poprowadzona bocznymi drogami, tak by uniknąć dużego ruchu samochodowego. Część też prowadziła przez dukty leśne. Był też... mały odcinek specjalny prowadzący przez pola. :D
Wszyscy dobrze się bawili.

Do najciekawszych miejsc odwiedzonych na trasie należy zaliczyć kościół w kształcie rotundy we wsi Stronia, krzyż pokutny w Kijowicach, cmentarz w Nadolicach, pałac w Borowej, domy Kargula i Pawlaka w Dobrzykowicach oraz... ambonę przy której wypiliśmy sobie po pysznym Piaściku!

Całej ekipie chciałem serdecznie podziękować za wielce przyjemne towarzystwo!
Wszystkim serdecznie gratuluję pokonania ponad 100 kilometrów.
Mam nadzieję, że jeszcze nieraz przyjdzie nam wspólnie pokręcić. :)
Cieszę się, że udało mi się poznać nowe, nadzwyczaj sympatyczne osoby!

Jako, że moja relacja nie jest szczególnie bogata w treść, to... polecam odwiedzić jeszcze blogi:
- Kasi,
- Michała,
- Jacka,
- Filipa,
- Żyły.
Miłej lektury! :)

TRASA:
Wrocław: Krzyki – Rynek – Plac Grunwaldzki – Psie Pole...
Domaszczyn -> Szczodre -> Dobroszów Oleśnicki -> Januszkowice -> Stępin -> Borowa -> Raków -> Piszkawa -> Ligota Wielka -> Smolna -> Gręboszyce -> Nowoszyce -> Wszechświęte -> Zarzysko -> Stronia -> Gorzesław -> Bierutów -> Kijowice -> Zawidowice -> Zbytowa -> Chrząstawa Wielka -> Chrząstawa Mała -> Nadolice Wielkie -> Nadolice Małe -> Dobrzykowice...
Wrocław: Wojnów – Strachocin – Bartoszowice – Niskie Łąki – Gaj – Krzyki



Team BIKEstats górą ! © JPbike


Ekipa BS na wrocławskim Rynku © JPbike


Peleton wrocławskiej ekipy BS na trasie © Mlynarz


Napierają... © Mlynarz


Zakupy w sklepie © Mlynarz


Pałac w Borowej © JPbike


Błogie leniuchowanie © Mlynarz


Stronia - kościółek w kształcie rotundy © Mlynarz


Rzepakowy Aniołek ;) © Mlynarz


Kamuflaż :) © zyla82


Ekipa BS widziana z "lotu ptaka" © Mlynarz


Nowy krzyk mody! :D © Mlynarz


Żyła i zmodyfikowana "dieta Małysza" ;) © Mlynarz


Gdy Błażejowi chce się pić... © Mlynarz


Ale dają! ;) © Mlynarz


Młynarz – znaczy się ja :) © JPbike


Rower miejski w terenie? A czemu nie?!! :) © Mlynarz


Drogowskaz w Bierutowie © Mlynarz


Zdewastowany krzyż pokutny w Kijowicach © Mlynarz


Terenowo przez las © JPbike


Cmentarz w Nadolicach © WrocNam


Przy domach Kargula i Pawlaka :) © JPbike


Pożegnanie przy Kładce Zwierzynieckiej © JPbike

Ale fajnie! :)

Piątek, 28 maja 2010 · Komentarze(12)
Dziś do Wrocławia przyjechał Jacek!
Prosto z Poznania!
Na rowerze! :)
On jest jednak niezniszczalny.

Aby umilić Jackowi ostatnie kilometry podróży do Wrocławia postanowiłem wyjechać Mu naprzeciw. Dołączył do mnie Krzychu, który dzisiejszą jazdę potraktował treningowo, gdyż jak mówi mówi zbudować formę przed wyjazdem do Holandii (wyjazd za 2 dni :D ).
Jacka udało nam się przejąć tuż przed Obornikami Śląskimi w Golędzinowie. Pędziliśmy tam ile sił w nogach – udało nam się wykręcić średnią prędkość 26 km/h na 30 kilometrach. Oczywiście nasz „wyczyn” wypadał blado przy średniej Jacka, który zrobił 170 kilometrów nie schodząc praktycznie poniżej 24 km/h. :D
Spotkanie z Jackiem było bardzo wesołe. Mocno się wyściskaliśmy (tak jak przystało na facetów w lajkrach :D ), a następnie szybko uderzyliśmy do najbliższego sklepu spożywczego, by zaopatrzyć się Piasta. :)

Jako, że do Obornik jechaliśmy główną drogą i mieliśmy już dość aut, wymyśliliśmy sobie, że jazda do Wrocławia odbędzie się już bocznymi drogami. Najpierw chcieliśmy się przebić polną drogą do pobliskiego Lubnowa. Nawet nam się to udało ale... polna droga momentami zamieniała się w... plantację pokrzywy bądź błotną breję, momentami nikła nam z oczu. Nie mniej jednak fajnie było. :D
Jackowi się podobało – to najważniejsze.

Za Lubnowem zrobiliśmy sobie przerwę na Piasta, bo po przeprawie przez pokrzywy opadliśmy z sił. Po wypiciu wspaniałego napoju rozegraliśmy z Krzysztofem tradycyjną konkurencję, w której zwycięzcą zostaje osoba potrafiąca dalej kopnąć puszkę po piwie. Nie chciałem żeby Krzychu się skompromitował przed Jackiem, dlatego też dałem mu wygrać. Niech się chłopak cieszy. ;)

W końcu dotarliśmy do Urazu. Później kilka kilometrów bocznymi drogami, kilka główną i byliśmy już na rogatkach Wrocławia. Jacek się ucieszył widząc tablicę z napisem „Wrocław”. :)
Po niecałej godzince przebrnęliśmy przez miejską dżunglę i wylądowaliśmy w mieszkanku na Krzykach, gdzie czekała na nas moja kochana Asia. :)
Dobrze było odpocząć. :)

Asia nakarmiła nas przepysznym obiadkiem! Mniam! :)
Po posiłku dołączyła do naszego składu i we czwórkę ruszyliśmy na miasto. Nasz Ulubiony Poznański Biker miał w tym momencie... 215 kilometrów w nogach ale mówił, że czuje się świetnie. :)
Skąd on ma ten dynami w nogach?!
Wspólnie dotarliśmy do Mostu Zwierzynieckiego, przy którym nastąpiło pożegnanie z Krzychem. Krzyś stwierdził, że było miło ale... jutro nie będzie chodził. :)
Asia, Jacek i ja wjechaliśmy do Parku Sczytnickiego, w którym pokonaliśmy kilka alejek i wypadliśmy na teren Stadionu Olimpijskiego. Na tamtejszych „polach marsowych” miał dziś się podobno odbyć koncert „Oceanu” - ulubionej kapeli mojego Aniołka. Niestety koncertu nie było. Mimo wszystko i tak było zajefajnie. :D
Porobiliśmy kilka wesołych zdjęć. Jacek z tego wszystkiego popsuł swój statyw. Na szczęście udało się go naprawić przy pomocy... korka od szampana (lubię wyzwania). :D

W końcu czas było wracać do domku. Jednak postanowiłem, że muszę tego dnia wykręcić setkę, bo brakowało mi do niej niewiele. Zrobiliśmy sobie mały rajd po mieście. Spałaszowaliśmy pyszne lodziki w McD. Kupiliśmy chlebek w Tesco. Zahaczyliśmy o Ostrów Tumski i kilka innych miejscówek. Wreszcie znaleźliśmy się na Krzykach. Jackowi wyszło ponad 240 km, Asi prawie 30, a mi wybiła upragniona setka.
Wszyscy ucieszeni mogli wracać do domku. :D

Ale było fajnie!
A najlepsze jest to, że... jutro też będzie fajnie!
I przez cały najbliższy tydzień też będzie fajnie!
:)

TRASA po Jacka:
Wrocław: Krzyki – Grabiszyn – Gądów – Osobowice – Różanka – Pracze Widawskie – Świniary...
Szewce -> Zajączków -> Pęgów -> Golędzinów -> Lubnów -> Uraz -> Raków -> Kotowice -> Zajączków -> Szewce...
Wrocław: Świniary – Pracze Widawskie – Różanka – Osobowice – Gądów – Grabiszyn – Krzyki
[b]+[b]na Stadion Olimpijski :)

Spotkanie z Jackiem © Mlynarz


Przedzieranie się przez krzaczory :) © Mlynarz


Ale fajna ta "polna droga!" :D © JPbike


Niezbędnik rowerzysty :) © Mlynarz


Ile Piast daje radości! :D © JPbike


Konkurs: kto dalej kopnie puszkę?! © JPbike


Ja kopię wysoko i daleko ;) © JPbike


Krzychu... nieco gorzej ;P © JPbike


Mimo to dałem Krzysiowi wygrać (na zdjęciu dzierży trofeum zwycięzcy) ;) © Mlynarz


W nagrodę mógł transportować puszki © Mlynarz


Swojsko :) © Mlynarz


Jacek na wrocławskich wałach przeciwpowodziowych © Mlynarz


Odra widziana z Mostu Milenijnego © JPbike


Jacek na Moście Milenijnym © Mlynarz


Krzychu i ja © Mlynarz


Most Zwierzyniecki © JPbike


Wystraszona przez dinozaura ;) © Mlynarz


Zachód słońca widziany z Kładki Zwierzynieckiej © Mlynarz


Odpoczywająca Asia i Jacek © Mlynarz


Piona! :) © Mlynarz


Zamyślony Jacek © Mlynarz


Na cokole :D © JPbike


Naprawiamy Jackowi statyw :) © JPbike


Most Grunwaldzki © JPbike


Muzeum Narodowe © JPbike


Ostrów Tumski © Mlynarz


Katedra na Ostrowie Tumskim © Mlynarz


Ostrów Tumski widziany od strony Mostu Zakochanych © JPbike


Jacek zrobił nam romantyczne zdjęcie :) © Mlynarz

Powodziowa setka

Sobota, 22 maja 2010 · Komentarze(10)
Dzisiejszą setkę udało się przejechać dzięki Michałowi (WrocNam) oraz Piotrkowi (zyla82), z którymi miałem przyjemność kręcić tu i tam, a konkretnie po Wrocławiu i Wzgórzach Trzebnickich. ;)

Wystartowaliśmy po dziesiątej z Rynku. Udaliśmy się na północ Wrocławia.
Zaraz po wyjeździe z miasta, gdy tylko dojechaliśmy do Krzyżanowic, mogliśmy zobaczyć jak wygląda sytuacja na Widawie. Okazało się, że Widawa faktycznie mocno przybrała, co spowodowało że mieszkańcy Krzyżanowic musieli umacniać pobliskie wały, by zabezpieczyć się przed zalaniem wioski.
Cała nieszczęsna sytuacja powodziowa sprawiła również, że został odwołany Piknik Militarny w Rakowie, na który chcieliśmy wstąpić. Tak naprawdę to spodziewaliśmy się tego, więc gdy tylko na miejscu potwierdziły się nasze przypuszczenia zabraliśmy się do wymyślania alternatywnego planu. Szybko wykreśliliśmy na mapie sympatyczną trasę po Wzgórzach Trzebnickich. :)

To był strzał w dziesiątkę.
Jechało się bardzo przyjemnie. Żyła był w tych rejonach po raz pierwszy i bardzo mu się tam spodobało. Jazda mijała szybko, uprzyjemnialiśmy sobie ją pogawędkami o rzeczach ważnych i mniej ważnych. :)
Wśród wszystkich tematów przeważały jednak te powodziowe. Akurat w tym dniu dotarła do Wrocławia fala kulminacyjna na Odrze i byliśmy pełni obaw o ulice i osiedla pięknego Wrocławia oraz wszystkich sympatycznych miejscowości w okolicy.

Jak tylko wróciliśmy do Wrocławia po naszych krótkich wojażach na wzgórzach, odwiedziliśmy siedzibę Krajowego Rejestru Długów, przy którym zadomowił się nowy wrocławski krasnal. :)
Następnie udaliśmy się na Wyspę Słodową, a po drodze obserwowaliśmy co dzieje się na Odrze i w jej sąsiedztwie – na szczęście wszystko wyglądało dobrze i wszędzie sytuacja była stabilna. Jedynie na Psim Polu trochę problemów sprawiała Widawa, która rozlała się na okoliczne pola. Zadowoleni dobrnęliśmy do centrum i zatrzymaliśmy się na wspomnianej Wyspie Słodowej, na której spotkaliśmy przedstawicieli wrocławskich kurierów rowerowych. Zorganizowali oni akcję wchodzącą w cykl Dokumenta-Ciclista. Przyłączyliśmy się do tej fajnej inicjatywy. Cyknięto nam po zdjęciu, a dodatkowo otrzymaliśmy świetne mapki z przewodnikami rowerowymi – dzięki!

Kolejny punkt dnia to wizyta w Parku Skowronim, w którym odpoczywaliśmy na jednej z ławeczek popijając zimnego Piaścika. :)
Po tej relaksującej wizycie w parku pożegnaliśmy się i rozjechaliśmy do domów.

To jednak nie był koniec atrakcji.
We Wrocławiu było dziś gorąco, i dosłownie, i w przenośni.
To sprawiło, że jeszcze tego samego dnia dwukrotnie zrobiłem kursy na Kozanów.
Kozanów, tak jak obawiałem się poprzedniego dnia, niestety został dotknięty powodzią. Woda wdarła się tam na część osiedla przez przerwany wał. Kilkanaście budynków zostało podtopionych. Na szczęście nikomu nie zalało mieszkania, a woda była jedynie na ulicach, skwerach i piwnicach. Bardzo ucieszył mnie fakt, że woda nie dostała się na blokowisko, na którym mieszkają Rodzice mojej Asi.

Moje dwa kursy na Kozanów:
Pierwszy to wizyta w domku rodzinnym Asi i pyszny obiadek, po którym razem z Michałem poszedłem pomagać wojsku i mieszkańcom w obronie Kozanowa. Spędziliśmy trochę czasu przy transportowaniu worków z piaskiem. Dobrze było pomóc. :)
Praca z Michałem układała się wzorowo. :D
Przy okazji wizytę na ulicy Ignuta (gdzie pomagaliśmy) złożył Prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz, który dobił do brzegu amfibią. :D
Ostatnim miłym akcentem pierwszego kursu na Kozanów było spotkanie z Agą i Filipem. :)
Po tym, gdy zrobiło się grubo po godzinie dwudziestej, pognałem na Krzyki do domku, by obejrzeć finał Ligi Mistrzów.
Zaraz po finale (wygranym przez Inter) pocisnąłem jeszcze raz na kozanowskie osiedle, bo musiałem odwiedzić mojego Aniołka w pracy. :)
Przy okazji zobaczyłem jak ciężko przy ratowaniu osiedla pracowały setki ludzi. Co chwilę gdzieś pędziły auta na sygnałach lub wywrotki z piaskiem. Wszędzie było ciemno, bo uliczne latarnie zostały pozbawione zasilania prądem. To wszystko wyglądało niesamowicie.
Zanim wróciłem do domku odwiedziłem jeszcze Rodziców Aniołka, by zbadać jak wygląda u nich sytuacja – na szczęście wszystko było w porządku.

Grubo po północy dotarłem z powrotem na Krzyki.
Zadowolony i zmęczony.
Z kolejną setką na koncie.
Po niezwykle udanym, dobrze i pożytecznie spędzonym dniu... ległem spać. :D

TRASA (przed południem):
Wrocław – Krzyki – Rynek – Różanka – Polanowice...
...Krzyżanowice -> Raków -> Pasikurowice -> Siedlec -> Godzieszowa -> Skarszyn -> Boleścin -> Krakowiany -> Węgrów -> Bierzyce -> Łozina -> Budziwojowice -> Łosice -> Szczodre -> Domaszczyn...
Wrocław – Zakrzów – Psie Pole – Kowale – Plac Grunwaldzki – Wyspa Słodowa – Krzyki

Dużo wody na Odrze, szybki nurt © Mlynarz


Odra z widokiem na Mosty Trzebnickie © Mlynarz


Widawa w Krzyżanowicach © Mlynarz


Pełna mobilizacja w Krzyżanowicach © Mlynarz


Szczodre - pałac © Mlynarz


Michał i Żyła focą © Mlynarz


Zaparkowany Trek ;) © Mlynarz


Nowy krasnal przy siedzibie Krajowego Rejestru Długów © Mlynarz


Psie Pole - ratowanie wału na Widawie © Mlynarz


Podawanie worków z piaskiem © Mlynarz


Policja też jest na wałach © Mlynarz


Dziki parking, który utworzył się na Mostach Jagiellońskich © Mlynarz


Most Jagielloński i Odra © Mlynarz


Zabezpieczony workami wał przeciwpowodziowy © Mlynarz


Przy Moście Grunwaldzkim © Mlynarz


WrocNam i most grunwaldzki © zyla82


Ostrów Tumski © Mlynarz


Młyn Maria © Mlynarz


Dokumenta Ciclista :) © Mlynarz


Żyła pozuje ;) © Mlynarz


I wszystko jasne ;) © Mlynarz


Widok na Uniwersytet Wrocławski © Mlynarz


We Wrocławiu mieliśmy kolejny słonczny dzień © Mlynarz


Sucha część Kozanowa © Mlynarz


Praca przy workach I © WrocNam


Na pierwszej linii © WrocNam


Praca przy workach II © WrocNam


Słońce zachodzi... © Mlynarz


...a na Kozanowie przez całą noc trwają prace © Mlynarz

Cel: Ślęża!

Niedziela, 16 maja 2010 · Komentarze(14)
To był wypad!

Na grupowy atak szczytu Ślęży szykowaliśmy już się od kilkunastu dni.
Choć pogoda w ostatnich dniach skutecznie zniechęca do jazdy na rowerze, to dziś motywacja była na tyle silna, że nikt z nas nie wystraszył się silnego wiatru wiejącego z północy z prędkością dochodzącą do 40 km/h... Nie wystraszyła też nikogo niska temperatura oraz groźba wystąpienia opadów deszczu...

O godzinie 10:00, pod Wieżą Ciśnień na Wiśniowej nastąpiło spotkanie ekipy.
Na starcie stawiły się same znakomitości. ;P
Kasia – druga połówka Błażeja...
Boski Blase – czyli druga połówka Kasi... (znany jako Szef Wszystkich Szefów)
Michał – najlepszy wrocławski Maratończyk...
Filip – najlepszy wrocławski Geolog...
Jacek – najlepszy poznański Biker...
I oczywiście mój najlepszy, najukochańszy Aniołeczek. :)
Tej cudownej szóstce towarzyszyłem i ja. :)

Mimo parszywej pogody wszyscy byli weseli i zdeterminowani, by wjechać rowerami na Ślężę.
Ucieszony był zwłaszcza Jacek, który o zdobyciu Ślęży rowerem marzył już od dawna. Również Kasia miała dzisiejszego dnia swój ambitny cel, którym było pokonanie ponad 100 km i udowodnienie sobie, że ma siły na pokonanie trasy planowanej wyprawy nad Balaton. Reszta chciała po prostu popedałować, poplotkować, najeść się pączków i wrócić do domu bez sił. :D

Z Wrocławia ruszyliśmy w stronę Żórawiny, następnie kierowaliśmy się na Kobierzyce i przez Pustków Żórawski dojechaliśmy do Rogowa Sobóckiego, gdzie zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę w tamtejszej piekarni. Sobócka piekarnia słynie z przepysznych wyrobów i cieszy się sporą renomą. My zamówiliśmy sobie tam po pysznej (i drogiej!) kawce. Każdy też spróbował sobie jakichś pyszności, Błażej na przykład pałaszował pączki bez marmolady. :D
Trzeba przyznać, że dojazd do Rogowa Sobóckiego był dość łatwy i nie kosztował sporo sił, bo na wielu odcinkach pomagał nam w jeździe wiatr.
Najlepsze miało się zacząć.

Przejazd przez Sobótkę to pierwszy podjazd i sygnał, że zbliżamy się do górzystych terenów. Mijamy kolejne wioski i rozpoczynamy podjazd na Przełęcz Tąpadła. W międzyczasie odbijamy jeszcze na Źródło Życia, by napełnić bidony wodą. Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się na przełęczy. Naszym oczom ukazał się kamienisty podjazd na Ślężę. Chwilę odpoczywamy. Żartujemy sobie, że może poczekamy na przełęczy, a szczyt zdobędzie sobie Jacek, bo najbardziej mu na tym zależało. :D
Ostatecznie... nie ma litości. :)
Wszyscy przepuszczają atak na szczyt. Każdy robi to na swój sposób. ;)
Trzeba przyznać, że wjazd na Ślężę nie jest łatwy. Wariant, którym wjeżdża się żółtym szlakiem z Przełęczy Tąpadła, to trochę ponad 3 km stromego podjazdu, na którym leżą luźne kamienie. Pokonywałem go dziś po raz czwarty i znów udało mi się wjechać bez wprowadzania. (yupiiiiiii! :D )

Na samym szczycie srogo wiało, widoki były dość mocno ograniczone przez chmury, wszystkim doskwierało przenikliwe zimno. Pozwoliliśmy sobie na spędzenie dłuższej chwili w Schronisku na Ślęży. Każdy się ogrzał, odpoczął oraz posilił się czym tylko chciał. ;)
Wszystko co piękne... kiedyś się kończy. Po zjeździe ze Ślęży i Przełęczy Tąpadła czekała nas ciężka droga powrotna do Wrocławia. Ostatnie trzydzieści kilometrów trasy to była jazda w ciągle padającym deszczu. To była jazda pod wiatr, pod piekielne silny wiatr, który nie dość, że wymagał od nas sporego wysiłku, to potęgował dodatkowo uczucie zimna. Nie było to przyjemne. Mimo wszystko... jakoś humory nie chciały nas opuścić. :)
Wesoło było nawet gdy mój dzielny Aniołek złapał kapcioszka. Zachowaliśmy zimną krew także wtedy, gdy... podczas wymiany dętki zgubiła się w trawie nakrętka od zacisku koła (brawa dla Filipa, który ją wypatrzył).

To nic, że droga do domu wydawała się nie mieć końca, i że pogoda nas nie oszczędziła. Ostatecznie wszyscy dotarliśmy na wrocławski Gaj i w dobrych nastrojach rozjechaliśmy się do domów. Każdy zadowolony, bo Ślęża została zdobyta, bo setka w miłym gronie została pokonana, bo miło minęła niedziela, bo... po prostu było fajnie. :)

Przyznam się, że do domku wróciłem dość mocno styrany. A głodny byłem jak wilk. Razem z Asią i Jackiem wcinaliśmy kolację tak szybko, że aż się uszy nam trzęsły. :D
Po godzinie dziewiątej pożegnaliśmy Jacka, którego czekała jeszcze trzygodzinna podróż samochodem do Poznania (skąd on ma tyle siły?! ;) ).
Szkoda, że weekend skończył się tak szybko.
Na szczęście... za tydzień będzie następny. :D

Dzięki Wam wszystkim za super dzionek!
Byliście dzielni. :D
Ale najdzielniejsza była Kasia, która dzisiaj pokonała samą siebie. Przejechała 115 kilometrów i zdobyła Ślężę. Biorąc pod uwagę to, że zrobiła to w tak niesprzyjających warunkach atmosferycznych, to można śmiało stwierdzić, że drzemią w niej niesamowite możliwości. Także strzeżcie się węgierscy kierowcy! :D

Do następnego!

TRASA:
Wrocław: Krzyki – Gaj – Wojszyce – Ołtaszyn...
Wysoka -> Karwiany -> Komorowice -> Szukalice -> Żórawina-osiedle -> Galowice -> Wilczków -> Pełczyce -> Kobierzyce -> Królikowice -> Bąki -> Owsianka -> Pusków Żórawski -> Solna -> Ręków -> Stary Zamek -> Kwieciszów -> Michałowice -> Rogów Sobócki -> Sobótka -> Strzegomiany -> Będkowice -> Sulistrowiczki -> Przełęcz Tąpadła -> Ślęża (718 m n.p.m.) -> Przełęcz Tąpadła -> Sulistrowiczki -> Będkowice -> Księginice Małe -> Świątniki -> Nasławice -> Ręków -> Damianowice -> Dobkowice -> Rolantowice -> Szczepankowice -> Kuklice -> Pełczyce -> Wilczków -> Galowice -> Żórawina-osiedle -> Szukalice -> Komorowice -> Karwiany -> Wysoka...
Wrocław: Ołtaszyn – Wojszyce – Gaj – Krzyki



ZDJĘCIA:
(Część zdjęć została zapożyczona od Kasi, Błażeja, Jacka, Michała i Filipa)
Ślęża - nasz dzisiejszy cel © Mlynarz


Zbiórka ;)


Ekipa chwilę po starcie © Mlynarz


Postój na trasie - Wilczków © WrocNam


Aniołek


Mijając kolejną wioskę


Błażej i Kasia


Filip i Asia


Kościół w Starym Zamku © Mlynarz


Panoramka © Gal


Kościelne drzwi © Mlynarz




Przy stole w Rogowie Sobóckim © WrocNam


Aniołek na huśtawce w Rogowie Sobóckim © Mlynarz


Przy Źródle Życia © WrocNam


Jedziemy na Tąpadła!


Michał i Jacek przygotowują się do ataku na Przełęcz Tąpadła © Mlynarz


Wokół Masywu Ślęży


Podjazd na Ślężę © Mlynarz


Podjeżdżający Jacek © Mlynarz


Up! Up! Up! :)


Momentami było ciężko




Aniołek zdobywa Ślężę © Mlynarz


Kościół na Ślęży © Mlynarz


Jacek i Filip odpoczywają po zdobyciu Ślęży © Mlynarz


Niektórzy padali ze zmęczenia ;) © Mlynarz


Filip Bogu dziękuje, że to już koniec podjazdu ;)


Mało atrakcyjny widok ze szczytu © Mlynarz


Nadajnik na Ślęży © Gal


Kultowa rzeźba niedźwiedzia na Ślęży © Gal


Odpoczynek w schronisku na Ślęży © WrocNam


Zaparkowane rowery w schronisku © WrocNam


Ekipa na Ślęży


Zjeżdżający ze Ślęży Jacek... © Mlynarz


Zjazd...


Pędzący w dół Błażej


Część pięknego, nowego rowerka Błażeja... :D © Mlynarz


Blase w trawie © WrocNam


Grupowe łatanie kapcia ;)


Błażej i Michał wracają ze Ślęży © Mlynarz


JPbike! © Gal


Na trasie


Problem z przejazdem przez krajową „ósemkę” © WrocNam




Odpoczynek :) © WrocNam


Kasia i Asia :) © Mlynarz


Wracamy do domku – Ślęża zdobyta!

39. HARPAGAN - zabawa z łańcuchem...

Sobota, 8 maja 2010 · Komentarze(20)
Po zeszłorocznym debiucie w Bytoni wiedziałem, że jeszcze nie raz wrócę na Pomorze, by spróbować swoich sił w kultowym rajdzie nie orientację jakim bez wątpienia jest Harpagan.
Długo czekałem na swój kolejny start w tych zawodach. Z jesiennej edycji musiałem zrezygnować z powodów osobistych, a gdy już czekałem na wiosenny start w H-39 wydarzyła się tragedia 10. kwietnia, po której organizatorzy byli zmuszeni przesunąć termin zawodów na 7-9 maja. Pomyślałem sobie, że może to dobrze, bo w maju jest przecież cieplej i będę miał też dodatkowy czas na to, by trochę pojeździć na rowerze. :)
Wreszcie nadszedł maj...

Na Harpagana wybrałem się ze swoim prywatnym Aniołkiem – czyli standardowo. ;)
Tam razem naszym środkiem lokomocji było autko. Z Wrocławia wyjechaliśmy wczesnym rankiem, już w piątek. Chcieliśmy pokonać trasę do Gdańska bezproblemowo, liczyliśmy na to, że wczesna godzina wyjazdu zagwarantuje nam znikomy ruch pojazdów na trasie – przeliczyliśmy się. Trasa jak zwykle była zapchana autami ciężarowymi, niedzielnymi kierowcami i innymi wybitnymi „kierowcami”. Dodatkowo ruch był spowolniony przez ciągle padający deszcz. Jakoś jednak dotoczyliśmy się do Gdańska. Po przeszło siedmiu godzinach jazdy byliśmy już w Trójmieście ale pognaliśmy jeszcze dalej na północ, do Władysławowa, a stamtąd na Hel, na którym jeszcze nas nie było. ;)
Oczywiście mogliśmy zapomnieć o odpoczynku na plaży, wsłuchiwaniu się w szum fal i wypiciu zimnego Bosmana, bo... było zimno, szaro, ponuro, wietrznie, mgliście i deszczowo – pogoda marzenie. :D
Zafundowaliśmy sobie jedynie pyszną rybkę w nadmorskiej tawernie.
Po sytym obiedzie wróciliśmy do Trójmiasta, odszukaliśmy gdańskie Osowo i udaliśmy się do bazy rajdu mieszczącej się w Szkole Podstawowej nr 81.

Dobrze jest przyjechać dzień przed startem.
Mogliśmy spokojnie rozpakować swoje rzeczy, ulokować się w dogodnym miejscu noclegowym, bez pośpiechu się zarejestrować i odebrać swoje pakiety startowe. Co najważniejsze, jest też czas na pogaduchy z dobrymi znajomymi. W piątkowy wieczór w bazie rajdu miło mijał nam czas na rozmowach z Mavikiem i Wikim. Obserwowaliśmy też start trasy pieszej. Trzeba przyznać, że piechurzy nie mieli lekko, gdy wyruszali na swoją trasę wciąż padał deszcz i jeszcze potem długo nie przestawał. W końcu, po wyczerpującym dniu, trzeba było położyć się spać, bo czekał nas... kolejny wyczerpujący dzień. :D
Gdy inni zjeżdżali do bazy rajdu, my już słodko spaliśmy. ;)

I nadszedł sobotni poranek.
Pobudka o 5:00.
Start o 6:30.
Ostatnie przygotowania. Śniadanie.
Wreszcie rozdanie map i można jechać.
Tuż przed wyruszeniem na trasę pozdrawiamy się jeszcze szybko z Dareckim, który startuje w Harpaganie już... osiemnasty raz!

Razem z Asią nie nastawiamy się na jakiś rewelacyjny wynik. Zdajemy sobie sprawę z tego, że w tym roku z kondycją jest bardzo krucho, bo jeździmy niezbyt wiele. Mimo to stawiamy sobie pewien cel, chcemy zdobyć 40 punktów przeliczeniowych (na 60 możliwych). Uznajemy, że to byłby całkiem niezły wynik jak na nasze możliwości i aktualną formę (a właściwie jej brak :D ). Rok temu zgromadziliśmy na swoim koncie 33 oczka i pozostał nam wtedy spory niedosyt.

No nic, ruszamy!
Przed nami 12 godzin czasu, 20 punktów kontrolnych, około 200 kilometrów i... mocno nieaktualna mapa, która ma służyć w nawigacji – fajnie! :D

PK 8 – Klukowo, ruiny gospodarstwa (czas od startu: 45 min.)
Obieramy wariant, w którym ruszamy najpierw na południe (chcemy wracać do bazy z wiatrem w plecy). Już pierwsze kilometry sprawiają nam drobne problemy, bo... ciężko jest nam wyjechać z dzielnicy Gdańska dysponując nieaktualną mapą w skali 1:100000. :D
Na szczęście bez większych strat czasowych dostajemy się na właściwą drogę.
Nawigacja idzie dalej już sprawnie.
Wjeżdżamy gdzie trzeba i zgarniamy pierwszy punkt wart dwa oczka. :)

PK 11 – Leźno, skrzyżowanie dróg (czas: 80 min.)
Z ósemki jedziemy w stronę gdańskiego lotniska Rębiechowo. Przy okazji zagłusza nas huk silników startującego samolotu.
Przejeżdżamy przez Czaple, wpadamy do lasu, odbijamy w lewo i bez problemu trafiamy na jedenastkę wartą 3 punkty.
Było przy niej trochę tłoczno. :)

PK 5 – Sulmin, stary cmentarz (czas: 115 min.)
Kolejny punkt wydaje się prosty, i taki też był, my jednak w samym Sulminie pojechaliśmy źle na rozwidleniu dróg. Na szczęście błyskawicznie połapaliśmy się, że coś jest nie tak i skorygowaliśmy swój błąd.
Po dojechaniu do piątki mamy okazję zobaczyć zrujnowaną kaplicę cmentarną, w której zostali pochowani przedstawiciele rodu Gralathów – szkoda, że taki obiekt i cały cmentarz zostały splądrowane i zniszczone przez ludzi, takie widoki zawsze bolą.
Jedziemy dalej.

PK 17 – Ostróżki, ambona (czas: 157 min.)
Robimy kilkukilometrowy, bardzo przyjemny, przelot leśną drogą.
Wyjeżdżamy w Kolbudach i dalej ciśniemy do Ostróżek jadąc przez Pręgowo Dolne.
W samych Ostróżkach znów popełniamy drobny błąd na rozwidleniu polnych dróg. Tak jak poprzednio szybko to naprawiamy. Przejeżdżamy przez łąkę, a razem z nami grupka osób, która zawierzyła mojej nawigacji. ;)
Punkt umiejscowiony przy ambonie – łatwizna.
Siedemnastka była cenna, bo warta pięć punktów.

PK 15 – Skrzeszewo, skrzyżowanie (czas: 187 min.)
Dojazd do piętnastki z siedemnastki to błahostka – jedzie się jak po sznurku.
Droga mija szybko, aczkolwiek odczuwamy pierwsze symptomy zmęczenia - niedobrze, to zbyt wcześnie. W związku z tym przy punkcie postanawiamy chwilę odpocząć. Gdy tak sobie stoimy, podjeżdża do nas ktoś znajomy – to Jarek Hawryluk z Elbląga. Ale fajnie! Mieliśmy przyjemność przejechać z nim część naszej zeszłorocznej wyprawy „Dookoła Polski”.
Ucinamy sobie miłą pogawędkę i po kilku minutach ruszamy dalej.
W stronę trzynastki...

PK 13 – Huta Górna, skrzyżowanie (czas: 259 min.)
Dojazd do tego punktu zajmuje nam aż 72 minuty – to bardzo dużo.
Nie dzieje się tak dlatego, że mamy problemy z nawigacją. Wszystko przez to, że... trzynastka okazała się dla mnie pechowa. Tuż przed podjazdem na wzgórze, gdzie znajdował się punkt zerwałem łańcuch. I to w najgorszym momencie, bo akurat stało się to na środku błotnistej drogi. Szkoda, bo skuwanie łańcucha w takich warunkach nie należy do przyjemnych zajęć. Mnie martwi najbardziej to, że ten mój nieszczęsny łańcuch jest mocno wysłużony, był już wielokrotnie skuwany i brakuje w nim kilku ogniw, przez co jest znacznie skrócony. Każde kolejne usunięte ogniwo może sprawić, że kontynuowanie jazdy w moim przypadku nie będzie możliwe (nie mieliśmy niestety z Asią spinek). Staram się wyrzucić z głowy te czarne myśli i zabieram się za skuwanie zabłoconego łańcucha. Mijający nas ludzie proponują pomoc – to miłe, takie powiedziałbym „fair play”. :)
Wszystkim dziękuję, bo wiem że skuję łańcuch i będziemy mogli jechać dalej.
No i skułem. Tylko jak?! Zapomniałem przeciągnąć łańcuch przez kółeczka od przerzutki. :D
Tak więc, rozkuwam i skuwam jeszcze raz.
Wreszcie ruszamy z Asią dalej. Od tego momentu odpuszczam cięższe podjazdy w terenie, bo nie chcę ryzykować kolejnego zerwania łańcucha. Tak więc pod trzynastkę zamiast jazdy, czeka mnie wprowadzanie rowerka – czadersko. ;)
Sam punkt został odnaleziony sprawnie.
W tym momencie jesteśmy na trasie już 4 godziny i 20 minut – 1/3 trasy za nami. Mamy zgromadzone 6 punktów, które dają nam łącznie 20 punktów przeliczeniowych – całkiem nieźle.
Zjeżdżamy z trzynastki.
Ja w głowie mam jedną myśl... łańcuch. Czy wytrzyma?!

PK 9 – Somonino, rozwidlenie dróg, skraj lasu (czas: 328 min.)
Na tym odcinku jedziemy razem z elbląskimi rowerzystami – wspomnianym Jarkiem oraz Andrzejem Wasylkiewiczem. To bardzo dobrze, bo... po kilku kilometrach wspólnej jazdy znów zgubiłem łańcuch. Mam dość. Na szczęście Andrzej wyciąga z plecaka zestaw spinek. Jestem uratowany! Ma ich tyle, że można by z nich złożyć chyba nowy łańcuch. :D
Biorę od niego jedną z nich i zadowolony szybko naprawiam napęd. Kamień spadł mi z serca. Andrzej proponuje jeszcze bym wziął sobie na wszelki wypadek ze dwie zapasowe spinki ale uznaję, że już nie powinny być mi potrzebne.
Razem dojeżdżamy do Borcza. Tam Jarek z Andrzejem zastanawiają się jak dalej jechać. My z Asią zmierzamy w stronę dziewiątki. Rezygnujemy z zaliczenia trójki i jedynki, bo są nisko punktowane.
Du punktu trafiamy bez komplikacji. Po drodze mijamy jeszcze stado krów. :)

PK 19 – Kolańska Huta, skraj lasu (czas: 379 min.)
Jesteśmy już blisko południowo-zachodniego krańca mapy – tam jest umiejscowiona dziewiętnastka warta pięć punktów. Niemal cały przelot do niej to jazda szutrowymi drogami wiodącymi przez niezwykle malownicze okolice. Te okolice to także... niezłe górki. Nie mamy dziś siły na szarpanie się z podjazdami ale spokojnym tempem brniemy do przodu. :)
W okolicy Rątów mijamy się z pędzącym na wschód Wikim.
Wydaje mi się, że bez końca jedziemy pod górę. Nie mogę doczekać się aż zdobędziemy punkt, bo to będzie ostatni punkt, do którego trzeba było jechać pod wiatr – później powinno być lepiej. :)
Odnalezienie dziewiętnastki nie poszło nam gładko ale specjalnie dużo czasu nie straciliśmy.
Po tym jak wspięliśmy się szutrową drogą na skraj lasu mogliśmy zgarnąć kolejne punkty do swojej harpaganowej kolekcji. :)

PK 7 – Chmielno, droga (czas: 448 min.)
Po zjeździe z dziewiętnastki jedziemy wzdłuż Jeziora Ostrzyckiego. Spotykamy się tam z nadjeżdżającym z naprzeciwka Tomkiem.
Myślimy jak jechać do siódemki, możemy wybrać banalny dojazd asfaltem i przy okazji podziwiać piękne jeziora: Wielkie i Małe Brodno. To jest wariant nieco dłuższy ale łatwiejszy nawigacyjnie i dający odpocząć, bo w końcu jazda po asfalcie mniej wyczerpuje niż teren.
Ja jednak pokusiłem się o cudowny manewr i chciałem skrócić dojazd do siódemki. :D
Skończyło się to tak, że większość tego odcinka to był teren, do tego kilka górek i... nadłożone kilometry oraz stracony czas. Brawo! :D
Jechaliśmy przez Ramleje i Smętowo.
Punkt był prosty do odnalezienia, tylko drogę dojazdową wybrałem nieco dziwną. :)
Chyba zabrakło mi w tym momencie koncentracji. Na szczęście Asia była wyrozumiała i nie krzyczała. ;)
Przejeżdżamy między Jeziorem Kłodno i Jeziorem Białym, wpadamy do Chmielna i jedziemy na północ.

PK 16 – Kolonia, skrzyżowanie dróg (czas: 508 min.)
Zmierzamy w stronę Jeziora Łapalickiego, dalej poruszamy się szutrową drogą i dojeżdżamy do Sianowa, z którego częściowo asfaltem, a częściowo drogą polną dojeżdżamy do lasu, w którym łatwo odnajdujemy wartą cztery punkty szesnastkę. Jedzie się łatwiej, bo nie przeszkadza już wiatr, górki też są już mniejsze. :)
Ubywa nam czasu, ubywa nam sił.
Postanawiamy, że odpuszczamy położoną na północnym-zachodzie mapy tłustą osiemnastkę, wiemy też, że nie będziemy mieć już czasu na zdobycie dwudziestki (oba PK są warte 10 punktów). Trochę szkoda ale z drugiej strony, zdajemy sobie sprawę, że jeśli w drodze powrotnej do bazy zdobędziemy punkty nr 14, 12 i 10 to zrealizujemy swój drobny cel, bo zgromadzimy ponad 40 punktów przeliczeniowych.
Wdrażamy swój plan w życie.

PK 14 – Jeleńska Huta, polana (czas: 547 min.)
Jazda na czternastkę mija sprawnie. Nie ma żadnych problemów nawigacyjnych.
Punkt bardzo łatwy.
Jednak sił już brak. :D

PK 12 – Czeczewo, szczyt wzgórza (czas: 606 min.)
Za pięknie jednak nie może być.
Kilkaset metrów za czternastką znów gubię łańcuch. Pękło kolejne ogniwo.
W tym momencie obiecuję sobie, że po powrocie do Wrocławia założę wreszcie w Treku nowy łańcuch.
W ruch idzie skuwacz i po kilku chwilach można jechać dalej. Wracają jednak obawy, bo wiem, że kolejne zerwanie to tylko kwestia czasu. Nie myliłem się.
Po kilku kilometrach asfaltu, wjeździe na polne drogi, już w pobliżu wzgórza, na którym znajduje się dwunastka... łańcuszek pęka po raz czwarty tego dnia. Skuwam i jadę dalej. Pęka po raz piąty. Mam już dość ale... skuwam dalej. :D
Gdy już jest OK ponownie podjeżdżają z pomocą Andrzej i Jarek. Andrzej oddaje mi komplet swoich zapasowych spinek, bo obawia się że mogę nie dojechać do mety. Zawsze wiedziałem, że elblążanie to dobrzy ludzie. :)
Na wzgórze rower wprowadzam. Potwierdzamy punkt i jedziemy z Asiczką dalej.
Na celownik bierzemy jeszcze dziesiątkę i później zostaje nam dojechać do mety. Czasu powinno wystarczyć.

PK 10 – Góra Donas, wieża widokowa (czas: 664 min.)
Dojeżdżamy do Chwaszczyna jadąc przez Warzno.
Po drodze, tradycyjnie już, gubię łańcuch. ;)
Już nie zrobiło to na mnie wielkiego wrażenia. :D
Na Górę Donas wjeżdżamy z Asią bez problemu, jednak tuż przed wieżą nie skręcamy gdzie trzeba i robimy malutki kółeczko.
Po zjeździe z górki czeka nas kilka kilometrów asfaltu i wjazd na metę. Mamy na to 55 minut więc jesteśmy spokojni. :)

META (czas: 693 min.)
I wreszcie meta!
Uśmiechnięci i zmęczeni kończymy swój drugi start w Harpaganie.
Dojechaliśmy na metę na 27 minut przed upływem limitu czasu.
Na trasie H-39 spędziliśmy 11 godzin i 33 minuty z czego 9:20 to czysta jazda a 2:13 to niepotrzebne postoje (ponad połowa przeznaczona na skuwanie łańcucha). Trzeba wciąż pracować nad efektywniejszym wykorzystywaniem czasu. :)
Przejechaliśmy 151 kilometrów (bardzo niska średnia to efekt braku treningu).
Tym razem udało nam się z Asią odwiedzić 13 punktów kontrolnych i zdobyć 44 punkty przeliczeniowe. Całkiem nieźle ale... stać nas na więcej. :)
Asia zajmuje piąte miejsce wśród kobiet, a ja jestem... dziewięćdziesiąty któryś. :D

Trasa trzydziestego dziewiątego Harpagana okazała się łatwa nawigacyjnie. Skutkowało to tym, że miano Harpagana zdobyło aż sześć osób, spośród których najszybszy okazał się Paweł Brudło.
Niewiele zabrakło a Harpaganem zostałby Mavik, który zdobył aż 59 punktów. Również rewelacyjnie pojechał jego brat - Piotrek zgromadził 54 oczka. Wiki natrzaskał 57 punktów, Tomek (który mówi, że jechał rekreacyjnie) zdobył ich 52, Mickey 57 – muszę kiedyś im dorównać. :)
Darecki, który zaliczył już osiemnasty start w Harpaganie zdobył 46 oczek, czyli też pojechał bardzo dobrze.

Co do awarii...
Nie byłem dziś sam. ;)
Piotrek Banaszkiewicz mówił, że skuwał na trasie swój łańcuch pięć razy, a więc był niewiele gorszy ode mnie. :D
Tomek... przyjechał na Harpagana... bez łańcucha i przerzutki (co nie przeszkodziło mu w zajęciu trzydziestego miejsca). :D
Ale najbiedniejsza z nas wszystkich była Kasia – świeżo upieczona Żonka Tomka. Otóż Kasia... zgubiła na trasie korbę i wracała do bazy pieszo. Nie mniej jednak zdobyła trzy punkty i pokonała w ten sposób aż jedenaście osób! :)

Już wieczorem, gdy wszyscy nieco ochłonęli, pokąpali się, zjedli bigosik i wypili po piwku, poszliśmy na uroczyste zakończenie zawodów, które było jednocześnie podsumowaniem sezonu 2009.
Było bardzo wesoło.

Na trasie pieszej tytuł Harpagana zdobyły aż 42 osoby. Najszybszy był Andrzej Buchajewicz.
Na trasie mieszanej jedynym Harpaganem został Andrzej Chorab.
A na trasie rowerowej, poza wspomnianym Pawłem Brudło, tytuł Harpagana zdobyli również: Mikołaj Waliński, Piotrek Buciak, Daniel Śmieja, Adam Wojciechowski i Tomasz Widuchowsi.

Dla mnie najważniejsze było jednak to, że mój Aniołek mógł wreszcie odebrać swój puchar za zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Pucharu Polski w Maratonach Rowerowych na Orientację w sezonie 2009!
Cieszyłem się razem z nią. Zasłużyła na to jak nikt inny. :)
No i wiadomo, jestem z niej bardzo dumny. :D
Chociaż Asia przywozi do domu sportowe trofea. ;)

Szybko minął ten Harpagan. Za szybko. A był bardzo fajny!
Organizatorzy znów stanęli na wysokości zadania i przeprowadzili całą imprezę wzorowo.
Tylko pogratulować!

Ja już czekam na kolejną edycję Harpagana.
Bo dobrze jest się zmęczyć, bo dobrze jest pojeździć na rowerze, bo dobrze jest ponawigować ale najlepiej jest... po prostu być na Harpaganie.
Atmosfera niepowtarzalna.
I jest to zawsze świetna okazja do spotkania się z dobrymi znajomymi.
To chyba tyle. ;)

MAM JESZCZE GARŚĆ FOTEK (ALBO ZE DWIE GARŚCIE) :D
Harpagan - 39, Gdańsk - Osowa © Mlynarz


Przed Harpaganem, odwiedziliśmy Mierzeję Helską © Mlynarz


Wzburzone Morze Bałtyckie © Mlynarz


Start trasy pieszej © Mlynarz


W bazie można było znaleźć informacje o Bike Oriencie © Mlynarz


666 – szatański numer startowy Mavika :) © Mlynarz


Na starcie trasy rowerowej H-39 © Mlynarz


Asiczka przed startem © Mlynarz


Asiczka w okolicach PK 8, który zdobywaliśmy w pierwszej kolejności © Mlynarz


Na harpaganowych punktach zawsze jest wesoło © Mlynarz


Na jednym z punktów kontrolnych © Mlynarz


Ruiny kaplicy na cmentarzu w Sulminie © Mlynarz


Pręgowo - kościół © Mlynarz


Ambona w okolicy miejscowości Ostróżki - PK 17 © Mlynarz


Asiczka ciśnie przez łąkę - za nią... inni, których wprowadziłem w błąd :D © Mlynarz


Moja prywatna Harpaganka ;) © Mlynarz


Obrazek z trasy © Mlynarz


W drodze na PK 13 © Mlynarz


751 - nr Asiczki © Mlynarz


"Trochę" błotka... ;) © Mlynarz


"Trochę" kałuż... :D © Mlynarz


I Flecik Asiczki jest umorusany ;) © Mlynarz


Gdzieś na trasie... © Mlynarz


Swojsko ;) © Mlynarz


Patrzą i oczom nie wierzą ;) © Mlynarz


Każdy odnaleziony punkt to powód do radochy :) © Mlynarz


Krajobraz w okolicach Goręczyna © Mlynarz


Drogowskazy na trasie czasem pomagają © Mlynarz


Jezioro Kłodno © Mlynarz


Kościół w Sianowie © Mlynarz


Paweł i Wiki na zakończeniu zawodów © Mlynarz


Zadowolony Darek Wielakin © Mlynarz


Asia odbiera nagrody za zwycięstwo w Pucharze Polski 2009 w Rowerowych Maratonach na Orientację © Mlynarz


Michał Nowaczyk z dyplomem © Mlynarz


Paweł Brudło - zwycięzca H-39 © Mlynarz


Daniel Śmieja dorzucił kolejny tytuł Harpagana do swojej okazałej kolekcji © Mlynarz


Tomek z wylosowaną koszulką :) © Mlynarz


Wiki też miał farta w losowaniu nagród ;) © Mlynarz


Asiczka z pucharem, medalem i dyplomem :) © Mlynarz


Z moją Mistrzynią :D © Mlynarz