Wpisy archiwalne w kategorii

woj. Łódzkie

Dystans całkowity:791.27 km (w terenie 130.00 km; 16.43%)
Czas w ruchu:38:40
Średnia prędkość:20.46 km/h
Maksymalna prędkość:34.77 km/h
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:131.88 km i 6h 26m
Więcej statystyk

BIKE ORIENT 2009

Niedziela, 28 czerwca 2009 · Komentarze(0)
Kategoria woj. Łódzkie
W tym roku nie mogłem wystartować w zawodach (miałem egzamin na uczelni).
Jednak pojawiłem się mimo wszystko po zakończeniu trasy, by poczuć choć trochę atmosferę tej doskonałej imprezy.
Warto było jechać do Ręczna chociaż na chwilę!

Piotrek i Paweł z rodziną robią świetne zawody dla wielu ludzi.

Mi udało się choć trochę pokręcić na rekreacyjnej pętelce.
Jak znajdę chwilę to napiszę coś więcej ale to będzie nieprędko. :)

300 kilometrów razem z Kosmą w jej urodziny

Czwartek, 24 lipca 2008 · Komentarze(8)
24. lipca to urodziny mojej Mamy i to właśnie jej dedykuję dzisiejszą trasę – każdy jej kilometr! :)

24. lipca to również urodziny Kosmy i to właśnie z nią zrobiłem dzisiejszą trasę – każdy jej kilometr! :D

Pamiętam dzień, w którym Kosma zagościła na BS. :D
Nie myślałem wtedy, że za kilkanaście miesięcy z tą niepozorną dziewczynką przejadę dystans dzienny wynoszący ponad 300 km. :)
A jednak tak się stało!
Skąd w ogóle pomysł na 300 km?! Ano pomysł był Moniczki, która w swoje osiemnaste urodzinki chciała zrobić coś wielkiego. I wiecie co?! Zrobiła to! Jestem z niej dumny!

Dobrze. Coś tam trzeba by napisać na temat trasy. :D
Dnia poprzedniego, późnym wieczorem wsiedliśmy z Moniką w pociąg i ruszyliśmy do Warszawy. Wybraliśmy Warszawę ponieważ wiał północny wiatr, a zależało nam na tym by trasa była poprowadzona tak, że wiatr na jej przebiegu wieje nam w plecy. :)
Po prostu chcieliśmy zwiększyć swoje szanse na powodzenie. ;)

Mieliśmy zamiar przespać się w pociągu, by troszkę odpocząć. Tak się jednak nie stało, gdyż niemal całą drogę przegadaliśmy z chłopakami, którzy również jechali z nami w wagonie z rowerami. Jeden zaczynał swą wyprawę, a drugi kończył... :)
Widać bikerów jest pełno na tym świecie! :D

W Warszawie zawitaliśmy koło 3 w nocy. Nie tracąc czasu pojechaliśmy na Stare Miasto, by poczuć troszkę warszawski klimacik. ;)
Następnie skierowaliśmy się w stronę Piaseczna, by opuścić miasto.
I dalej jechaliśmy ciągle na południe w stronę Dąbrowy Górniczej. :)

Co jakiś czas robiliśmy postoje, by coś zjeść, dać odpocząć mięśniom i generalnie czerpać z pokonywania trasy przyjemność. :)
Przyjemności też nie zakłócił nam nawet padający przez około 150 kilometrów deszcz. :D
Po prostu było fajnie. Wiatr nam pomagał ale przeszkadzało za to zmęczenie wynikające z nieprzespanej nocy. Podpieraliśmy się napojami energetyzującymi wśród których prym wiódł kultowy Tiger! :D

W połowie trasy zrobiliśmy sobie porządniejszą przerwę. Było to w miejscowości Końskie.
Odwiedziliśmy tam lokalną pizzerię, by odpocząć, zjeść ciepły posiłek i wypić zimne piwko. :)
Przy okazji poznaliśmy fajnego gościa z obsługi, który okazał się również bikerem. Downhill to jest jego pasja, dużo o tym pogadaliśmy. Czas miło leciał ale trzeba było w końcu się ruszyć, bo zostało nam ponad 150 km do pokonania jeszcze. :D

Następne 100 km minęło bardzo przyjemnie! Nie padało, świeciło słoneczko. Po prostu miodzio! Na tym etapie cudnym pomysłem Moniki było zatrzymanie się we Włoszczowej (to ta od dworca PKP :D ), by na tamtejszym ryneczku zakupić pyszne lody! Bardzo smakowały. :)
Monia jednak zna się na rzeczy. hehe

Gdy mieliśmy 240 km na liczikach znaleźliśmy się w okolicach Koniecpola, a konkretnie w Ulesiu. Tam odwiedziliśmy rodzinę Moniki. Posiedzieliśmy troszkę, zjedliśmy kolację i pośmialiśmy się. Dla mnie najfajniejsze w tych odwiedzinach było to, że mogłem poznać kolejną damę z BikeStats, która jeździ na rowerze!
A któż to był?! :D
Ania! Która okazała się bardzo sympatyczną osóbką – chyba ma to po cioci. :D

Skończył się odpoczynek. Nastał czas na pożegnanie z rodziną Moni i ruszamy dalej.
Szybko okazało się, że nastał czas również na co innego...
Mój organizm się zbuntował. Przestały działaś wszelkie Tigery i inne wynalazki, które w siebie wlałem...
Może i nogi chciały jechać ale serducho i cała reszta nie pozwalały.
Po prostu byłem bliski zasłabnięcia. Gdy przestawałem pedałować i zatrzymywaliśmy się na postoju to kręciło mi się w głowie. Było to dla mnie dramatyczne, bo bałem się że z mojego powodu Monika może nie przejechać tych 300 kilometrów...
Wiedziałem, że się będę starał ale organizmu nie da się oszukać. Każdy kilometr był wyzwaniem a zostało ich jeszcze... osiemdziesiąt...
Obawiałem się najgorszego. :/
Wyszło zmęczenie z ostatnich dni...
Nieprzespana noc... byłem świeżo po wyprawie na Bornholm i co najważniejsze organizm na pewno nie zapomniał o tym w jaki sposób tą wyprawę zakończyłem. :D
Zbuntował się...

To sprawiło, że ostatnie kilometry pokonywało nam się ciężko... dookoła lasy i ciemność. Monika czuła się dobrze ale ja byłem pełen obaw o to czy podołam, czy wytrzymam. Na szczęście nigdzie po drodze nie poległem. :)

Wyjazd zakończyliśmy w pięknym stylu!
Gdy na licznikach pojawiło się 300 km... uśmiechnęliśmy się. Musiała pojawić się radość!
Po jakichś kilku minutach odezwało się niebo! hehe
Pewnie dało znać osobie, by pokazać że też się cieszy razem z nami, coś tam nawet pobłyskało (prawie jak fajerwerki)...
A za chwilę niebo popłakało się z radości! No mówię... płakało jak bóbr! :D
Pioruny gdzieś tam w oddali waliły, a nas znosiły z drogi sztormowe fale.
Wreszcie dopłynęliśmy na Mydlice. :)

Choć były na trasie momenty groźne to... PIĘKNIE BYŁO! :D

p.s.
Dzięki Monia! :)


TRASA:
Warszawa -> Piaseczno -> Jazgarzew -> Wólka Pęcherska -> Bogatki -> Łoś -> Zawodne -> Prażmów -> Lesznowola -> Zakrzewska Wola -> Mieczysławówka -> Kobylin -> Grójec -> Belsk Duży -> Łęczeszyce -> Kozietuły -> Górki-Izabelin -> Mogielnica -> Cegielnia -> Brzostowiec -> Nowe Miasto nad Pilicą -> Żdżarki -> Odrzywół -> Żardki -> Drzewica -> Brzustowiec -> Snarki ->Rozwady -> Kotfin -> Gościniec -> Kamienna Wola -> Korytków -> Gowarczów -> Kornica -> Końskie -> Wincentów -> Gatniki -> Sielpia Wielka -> Plenna -> Radoska -> Kapałów -> Mularzów -> Jóźwików -> Sarbice Pierwsze -> Łopuszno -> Jedle -> Mieczyn -> Jakubów -> Krasocin -> Sułków -> Belina -> Włoszczowa -> Kuzki -> Czarnca -> Secemin -> Brzozowa -> Koniecpol -> Stary Koniecpol -> Luborcza -> Ulesie -> Olbrachcice -> Święta Anna -> Aleksandrówka -> Przyrów -> Julianka -> Ponik -> Złoty Potok -> Żarki -> Myszków -> Leśniaki -> Czekanka -> Siewierz...
Dąbrowa Górnicza/Ujejsce – Gołonów –Mydlice


POD CHATĄ kARTOFLA


ZAMEK KRÓLEWSKI – WARSZAWA


STARTUJEMY...


KOSMA NIKOMU NIE ODPUSZCZA! ;)


UFF... JUŻ TYLKO ZOSTAŁO 200 KILOMETRÓW :D

Pożegnanie ze Skrzynnem i... jedziemy dalej :)

Niedziela, 6 lipca 2008 · Komentarze(3)
W ogóle nie chciało mi się dziś rano wychodzić z łóżka, a tym bardziej gdziekolwiek jechać. :D
Jednak czas pożegnania się z rodzinką Agnieszki nadszedł.

Długo się zastanawiałem jak mam wrócić do Wrocławia. Przeglądałem w necie połączenia kolejowe...
I w końcu wymyśliłem, że pojadę z Kosmą do Katowic, by troszkę posiedzieć u niej, a dzień później wpaść na zabrzańską Helenkę. :)

Po południu razem z Anetką, Agnieszką i Darkiem pojechaliśmy do Wielunia skąd mieliśmy z Moniką pociąg do Katowic.
Jeszcze przed odjazdem udało nam się zjeść przepyszne lody! Mniam!

Podróż pociągiem minęła przyjemnie.
Z Katowic do Moniki zahaczając jeszcze o pizzerię i Żabkę. :)

Super dzień!

TRASA 1:
Skrzynno -> Dębiec -> Piskornik -> Borowiec -> Masłowice -> Małyszyn -> Urbanice -> Widoradz -> Wieluń

TRASA 2:
Katowice/PKP – Sosnowiec -> Będzin -> Dąbrowa Górnicza

W WIELUNIU


I JUŻ W KATOWICACH :)

Hej! Ale ja się cieszę! :D

Sobota, 5 lipca 2008 · Komentarze(14)
To był drugi doskonały dzień! :D

Rano budzę się strasznie zmęczony – chyba Argus, którego zapodała mi Agnieszka, strasznie mnie sponiewierał. :D
No dobra, wszyscy już ubrani... to też wyskakuję z łóżka. ;)

Na trasę wyruszyła ekipa w składzie:
Anetka – dobry duch i właścicielka opatrunków :D
Agnieszka – przewodniczka :)
Kosma – ta to nie wiem po co jechała ;P
Darek – kompan do wszystkiego :D
Wiku – potrójny rekordzista i pogromca kałuż ;)
Młynarz – przywódca i guru hehe ;)

Nasza Agnieszka zaproponowała nam tereny Załęczańskiego Parku Krajobrazowego, gdzie mieliśmy zwiedzić Rezerwat Węże z tamtejszymi jaskiniami.
Zanim tam jednak dotarliśmy to na trasie wydarzyło się dużo ciekawego. :D

Po 25 kilometrach jazdy postanowiliśmy zrobić sobie mały piknik. I tak wylądowaliśmy w stadninie koni nad Wartą, gdzie spotkaliśmy w tamtejszym barku niezwykle pomocną panią. :)
Nad Wartą było tak przyjemnie, że spędziliśmy tam... 2 godziny. :D
W sumie to bardzo dobrze, bo akurat w tym czasie przeszła nad nami ulewa, a my w tym czasie siedzieliśmy sobie pod daszkiem i wcinaliśmy żurek, lody, piliśmy piwko i nieźle się bawiliśmy. :D
Monika nawet zapodawała jakieś dziwne pozy na trawie. ;)
„Jeździliśmy” zaprzęgiem rowerowym...
Bawiliśmy się na warciańskiej wysepce, którą nawet ochrzciliśmy piękną nazwą... Prokreacja. :D
Jak widać nie nudziliśmy się! Było wesolutko, błogo i sielankowo. Jakby to powiedział Siczka: „łatwo, lekko i przyjemnie”! ;)

No, ale jak to w życiu bywa, wszystko co piękne, kiedyś się kończy. To że się kończy... nie oznacza, że dalej ma być źle. :D
Bo w naszym przypadku było wciąż dobrze, a nawet lepiej i lepiej! :)

Mkniemy dalej! W końcu wjeżdżamy na teren parku, zaczynają się piachy i trudne dla moich opon drogi. Po pewnym czasie opanowałem niemal do perfekcji surfowanie po piasku na rowerze. Mówię Wam, zakładajcie slicki i wbijajcie się w teren! Wrażenia niezapomniane! hehe
Niektórzy na tych piachach zaliczyli różne gleby. Oczywiście liderem był Wiku! hehe
Z resztą nie tylko glebami wyróżniał się w terenie... ;)
Na całej trasie zaliczył 737 kałuż! :D
Normalnie jakiś kałużowy pogromca z niego! hehe
A tak przy okazji, jak już o Wiktorku mowa...
Dzisiaj został potrójnym rekordzistą!
Chłopak dał czadu. Po raz pierwszy w życiu przekroczył 100 km jednego dnia! Poza tym pobił rekord prędkości w jeździe na płaskim (42 km/h) i z górki (54 km/h)! Wymiatacz!!!
To chyba nieźle jak na niespełna jedenastolatka?! Ja w każdym razie już sobie w pokoju powiesiłem jego plakat z autografem. ;)

Dobra, wróćmy na trasę. A na trasie zguby, zguby, zguby. Anetka pędząc z górki w lesie, jechała tak szybko, że wiatr wywiał z jej kieszeni kasę, dowód osobisty i telefon nawet. :D
Na szczęście była w pobliżu Kosma, która lubi odnajdywać zagubione monety i inne przedmioty. Także wszystko dobrze się skończyło. :)

A wiecie, co?! Anetka to kolejny fenomen tego dnia! :D
Wyobraźcie sobie, że również przejechała ponad 100 km! Szacuneczek! ;)
Jakbyśmy to z Igorkiem powiedzieli... „miło się z tą panią robi interesy” ;P

Ok., ok... wracamy do jazdy. :D
A działo się działo. Błądziliśmy nawet troszkę, ale w końcu błysk geniuszu Darka sprawił, że dotarliśmy do celu i nawet znaleźliśmy dwie z jaskiń ukrytych w Rezerwacie Węże. :D
Niestety nie zwiedzaliśmy ich, bo nie zabraliśmy swojego fachowego wyposażenia grotołazów. ;P
To nic, bo i tak było fajnie! :)
Razem z Darkiem i Wiktorem podziwiałem wylegujące się na polanie lachony. Znaczy się piękne kobiety! :D
No ludzie... taka Agnieszka oblana promieniami słońca... :D
Generalnie wszystkie misski świata się chowają. ;P
A przy Agnieszce jeszcze były i Monika (z pomarszczonymi nogami ;P) i Anetka! Także się działo. ;P

Po jakimś czasie należało opuścić rezerwat, bo minuty uciekały nieubłaganie a chcieliśmy zdążyć dojechać do Skrzynna zanim zamkną nam sklep monopolowy, tzn. z artykułami spożywczo-przemysłowymi. :D
A więc przejazd przez Wartę i gonimy prowadzeni przez naszą niezawodną przewodniczkę.
Mijamy kolejne wioseczki podziwiając otaczający nas świat i dyskutując o wszystkim co się da. Wreszcie dotarliśmy do Czernic, gdzie postanowiliśmy wypełnić moją sakwę czymś na kolację... :D

Długo trwały negocjacje z panią sklepową...
Monika uparła się, że bierzemy skrzynkę bełtów... Pani twardo upierało się przy denaturacie... :D
W końcu poszliśmy na kompromis... Wzięliśmy 25 Tyskaczy i dwa czteropaki Tomalosowego piwa, czyli Żubra. :)
Pani ucieszona, że sprzedała cały browar w sklepie, mogła zamykać kram. :)
A trzeba przyznać, że była strasznie sympatyczna! W ogóle w tym Skrzynnie i okolicach to jakiś inny świat! Wszyscy tacy życzliwi i uczynni. Jeśli raj istnieje... to może być właśnie taki (wszyscy radośni, serdeczni, uśmiechnięci i pomocni) tylko brakowało mi tam Piastów Wrocławskich, no i fajnie byłoby gdyby piwo byłoza free... ;P
Marzenia... hehe

Pochwalę się tym, że prawie wszystkie piwa zmieściły się w jedną sakwę ale gdy jechałem to strasznie mnie przeważało na jedną stronę. :)
Czego jednak nie robi się dla dobrej kolacji!
W ogóle jak już o kolacji piszę... Agnieszki mamusia zrobiła taką kolację, że niejedna Wigilia się przy niej chowa! Chyba nikt nie wstał od stołu głodny - każdy syty! Za to bardzo Pani Wiesi dziękuję! Cud kobieta! Nie dziwi więc, że cudowne są i jej córki. :D

Zanim jednak usiedliśmy do kolacji zdecydowaliśmy się na nocną jazdę po okolicach Skrzynna.
Dlaczego?!
Ano było nam mało! Większość chciała dokręcić do setki i oczywiście każdy z nas chciał pojeździć z Igorkiem, który to na nas czekał cały dzień. :)
Igorek dzielny chłopak, narzucił takie tempo że niektórym podczas jazdy wywalało powieki na lewą stronę. :D
W końcu peleton się rozerwał i jechały dwie, czasem trzy grupy. Na tyłach oczywiście Kosma, a z przodu Wiku i ja, a więc największe kozaki! ;)
Można powiedzieć tuzy dwóch pedałów, czy dwóch kółek jak kto woli. :D
Dzielnie towarzystwa dotrzymywała nam Anetka. :)
Nocna rundka z Igorkiem to było jakieś 10 kilometrów ale jakich! Adrenalina niesamowita. :)

Wszyscy dokręcili do seteczki. Jedynie Agnieszka sobie odpuściła, bo chciała nam przygotować razem z mamą wspomnianą kolację i schłodzić piwko. :D
DZIĘKUJEMY!!!

Cóż mogę dodać?! Chyba wszystko napisałem,
Wszyscy zadowoleni. Niektórzy z nowymi rekordami.
Później mój ulubiony tekst z wyjazdu: „Piotrek, skocz po chmiel!” :D Autorstwa tatusia Agnieszki. Wiedziałem, że z Panem Marianem szybko znajdę wspólny język! :D

Uff, ale się rozpisałem! Aż się spociłem. hehe
Do następnego!

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
KSU – „Po drugiej stronie drzwi”
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Pora wyruszyć na nowe szlaki...


NASZ DZISIEJSZY SKŁAD:

Anetka – niczym księżniczka :D


Kosmacz – lewituje?! A może to wstęp do czegoś lepszego?! ;P


Agnieszka – mistrzyni powietrznych szpagatów :D


Darek – zwycięzca plebiscytu „Najlepszy łysy fotograf dnia” ;)


Wiku – przy nim Bruce Lee to leszcz (prawie połamał mi rękę) ;)


Młynarz – pan i władca na wyspie Prokreacja :D


Tak mi dobrze, tak radośnie... hehe


No comments :D


”Albo kupisz mi nową gitkę albo poznasz co znaczy Sakura!” – rozmowa synka z ojcem ;)


Grupa pościgowa – Anetka i Kosma :D


Przed kim on tak ucieka?! Hmmm....


A! I wszystko jasne! hehe


Pogromca kałuż!


Dajcie browara! Czyli Darek po wyjeździe z lasu. ;)


Sielanka na polance w rezerwacie


Chcieliśmy tam zjechać na rowerach ale były za wąskie szczebelki... :D


Leśny potwór?! ;P


”Dawajcie szybko, bo nam wykupią wszystkie bełty” – Kosma na trasie :D


Po prostu rajsko...


A to jest już eden nad edenami! :D


Pora już spać ale... nie dzisiaj! :D


Ta co nigdy nie dokręca do setki... :D


Nocna jazda z naszym liderem! Igorek w akcji!



TRASA:
Skrzynno - Dębiec - Huta Czernicka - Czernice - Dolina Czernicka - Dębina - Osjaków - Raduczyce - Drobnice - Krzeczów (postój pod parasolami - Toporów - Przywóz - Ogroble - wjechaliśmy na teren Załęczańskiego Parku Krajobrazowego - Bobrowniki i Rezerwat Węże - powrót do Bobrownik - Kapituła - Sąsów - Działoszyn - Ożegów - Siemkowice - Radoszewice - Gabrielów - Felinów - Osjaków - Dębina - Dolina Czernicka - Czernice - Huta Czernicka - Dębiec - Skrzynno

Do Skrzynna

Piątek, 4 lipca 2008 · Komentarze(4)
Dzień doskonały! :)
Trasa była dla mnie niezwykle klimatyczna, masa nowych krajobrazów i miejscowości, przejazd przez aż cztery województwa. :)

Po 5 godzinach snu (byłem po nocce), wstaję i zaczynam zakładać bagażnik i sakwy na rower. Po jakimś czasie wszystko jest gotowe i pakuję potrzebne ubrania, bo w końcu nie będzie mnie w domu kilka dni. :)

Za oknem hula wiatr, niebo pochmurne, a w głowie jedna myśl: „dojechać do Skrzynna okrężną drogą tak aby pękło 200 km”. :D
Więc do dzieła!

Najpierw nad odrzańskie wały, potem Kiełczówek i licznymi wioskami gnam przed siebie, mijam Bierutów, Namysłów, potem kieruję się Kępno i jestem coraz bliżej celu.
Przez całą trasę mam silny boczny wiatr, po 100 km robi mi się chłodno i zakładam kurteczkę. W Kępnie zaliczam jedyny ciepło posiłek na trasie, niestety są to tylko „przysmaki” z Mc Donald’s. :D

Czas biegnie nieubłaganie (wyjechałem po jedenastej) więc 25 km przed moim celem zapadają ciemności...
Szkoda, że mam niedokładne wydruki mapki, bo gdy jest ciemno, na ostatnich kilometrach wyjeżdżam w szczerym polu... :D
Trzeba jechać.
Uparłem się, by na trasie zaliczyć... Wiktorów, bo chciałem tym się strasznie pochwalić Wiktorkowi. :D hehe
W końcu dopiąłem swego. :D

W ogóle to zrobiło się deszczowo i trochę zmokłem. :)
Jeszcze tylko Czarnożyły, dwie wioseczki i jest! Skrzynno! :)
Na drodze, w kompletnych ciemnościach czekają dwie piękne kobiety. :)
Anetka i Agnieszka. Czułe powitanie i zmierzamy w stronę domku, by spędzić razem przemiły wieczór z rodziną Agnieszki, Anetką, chłopcami i Moniką oraz Darkiem, którzy przyjechali jakąś godzinkę później ode mnie.

To była zapowiedź tego, co nastąpiło kolejnego dnia! :D

Dwusetka pękła, ale mam ich dopiero 4 w tym sezonie, a Damian już 7... Dostaję od niego baty niemiłosierne. :)
Nasz zakład jednak trwa do końca roku, więc jest nadzieja na to, że jeszcze powalczę. :D

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
KSU – „Po drugiej stronie drzwi”
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -


Krajobrazy z trasy...






W Namysłowie


I jedziemy, jedziemy...


Kościółek ukryty pośród pól


A pośród pól masa kapliczek... :)


...i krzyży. :D


Na trasie znalazły się i takie drogi. :D


We wsi... Młynarka. :D


Stary Pan :D Czyli odpowiedź na Grzeczną Pannę Agenciary i Kosmacza. ;P


Na bezdrożach w ciemnościach... :D


TRASA:
Wro/Gaj – Kładka Zwierzyniecka – Swojczyce – Wilczyce...
Śliwice -> Pietrzykowice -> Brzezia Łąka -> Kątna -> Ligota Mała -> Zbytowa -> Zawidowice -> Bierutów -> Pielgrzymowice -> Wojciechów -> Wilków -> Namysłów -> Kamienna -> Bukowa Śląska -> Igłowice -> Skoroszów -> Rychtal -> Piotrówka -> Trzcinica -> Laski -> Mroczeń -> Joanka -> Słupia pod Kępnem -> Młynarka -> Słupia pod Kępnem -> Jankowy -> Baranów -> Kępno -> Krążkowy -> Myjomice -> Domanin -> Mikorzyn -> Doruchów -> Zalesie -> Torzeniec -> Wyszanów -> Kolonia Osiek -> Galewice -> Kaski -> Dąbie -> Zdzierczyzna -> Ryś -> Wyglądacze -> Swoboda -> Świątkowice -> Platoń -> Wiktorów -> Teklina -> Łagiewniki -> Czarnożyły -> Działy -> Niemierzyn -> Skrzynno

BIKE ORIENT

Niedziela, 1 lipca 2007 · Komentarze(20)
BIKE ORIENT

1. lipca – na ten dzień wiele osób długo czekało…

W tym dniu kilkoro z nas, użytkowników BIKEstats, miało okazję po raz pierwszy się spotkać razem i wziąć udział w imprezie, jaką był rowerowy rajd na orientację Bike Orient rozgrywany w miejscowości Wolbórz.

Część z nas zawitała do Wolborza już w sobotę, dzień przed rajdem.
Niektórych jednak obowiązki zatrzymały w swoich stronach trochę dłużej, dlatego takie osobistości jak Zielak, czy ja musiały dojechać dopiero przed startem. :D

Wraz z Zielakiem wyruszyliśmy furą pościgową z Wrocławia o godzinie 6 rano, a do Wolborza zawitaliśmy parę minut przez godziną 9:00. Jadąc mijaliśmy m.in. taką miejscowość, jak... Młynary :)

Pół godziny przed startem zjawiły się piękne kobiety, a więc Agenciara i Kosmatka.
Również w tym samym momencie pojawił się Tomalos, Pyszard i reszta ich ekipy, a więc Agatka (dołączyła do grona pięknych pań :) ), Sker – łamacz siodeł i Woz.
Ale to nie wszystko... po kilku minutach zjawił się Pixon, który chyba dzień wcześniej balował, bo dał się wkręcić na to, że... Zielak jest Cześkiem, a ja Dj’em Wiro hehe.
Była przy tym masa śmiechu :D Zwłaszcza, gdy Agnieszka przedstawiła mu się, jako... Zielak :)
W końcu jednak Pixon otrzeźwiał i doszedł do siebie :D

Jeszcze dziesięć minut przed startem Zielak pomagał mi zmienić opony w rowerze, bo ciągle miałem na obręczach założone... slicki! Dętki do szerokich opon wydobyłem... z kół, które wykręciłem Rzymianowi z jego rowerka o... drugiej w nocy hehe.
To się nazywa pełen profesjonalizm!
Jeszcze łyk Piasta i można ruszać – o 10:02 wystartowaliśmy!

Już po 100 metrach pot zalewał mi oczy ;), rozglądałem się za jakimś sklepem spożywczym, ale ostatecznie postanowiłem, ze zdobędę dziś 10 punktów kontrolnych, a nie tak jak zakładałem wcześniej... jeden :D

Jechaliśmy sporą grupką: Aga i Kosma, oraz Pixon z Marcinem, a do tego Pyszard z Agatą i resztą ekipy.

Czekała nas trasa wokół Zalewu Sulejowskiego, którego linia brzegowa wynosi 58 kilometrów.
Przed nami była cała masa dróg piaszczystych, leśnych i tych najzwyklejszych asfaltowych, które przebiegały między innymi przez takie miejscowości, jak: Sulejów, czy Smardzewice.


Tomalos postanowił, że będzie punkty zdobywać indywidualnie, a my byliśmy pewni, że dzięki temu wygra Bike Orient lub w najgorszym wypadku stanie na pudle.
Niestety tak się nie stało, co prawda zajął 5 miejsce, ale nie da się ukryć, że gdyby nie szara eminencja Zielak... to na pewno Tomek byłby trzeci, bądź drugi.

Bo Zielak ten drań, który nie jechał z nami, gdyż ciągle odczuwa skutki upadku z ostatniego maratonu i ma sfatygowany bark, zagadał Tomalosa na punkcie nr 1...
Niestety Tomalos nie potrafił się oprzeć opowieściom Zielaka o kotletach i stracił ponad 10 minut... :D

No, a my...

Najpierw obraliśmy kurs na pkt nr 8, aby do niego dotrzeć jechaliśmy w stronę Żarnowicy Dużej, z której czarnym szlakiem wjechaliśmy do lasu i po krótkiej, piaszczystej przeprawie mogliśmy podbić swoje karty pierwszym stemplem. Wtedy to, stanowisko stemplowaczki objęła Agenciara i robiła to z powodzeniem do samego końca rajdu :D
Za co należy jej się Big Szacun! :P

Kolejnym celem był pkt nr 2 usytuowany w Barkowicach Mokrych.
Dotarliśmy do niego szybko, ale w drodze pojawiły się pierwsze problemy nawigacyjne, drobne, bo drobne, ale jednak :D
Na punkcie tym, który był punktem żywieniowym, wszyscy się rzucili na jagodzianki, banany i inne przysmaki :D

Kolejnym zdobytym łupem był pkt nr 10, do którego jechało nam się niezwykle łatwo i przyjemnie. Na tym odcinku, po raz pierwszy dziś, mogliśmy podziwiać piękny Zalew Sulejowski. Oczywiście wszyscy rzucili się do robienie zdjęć.
Również na tym odcinku dotarło do mnie, że blat na mojej korbie umarł i nadaje się już tylko do wyrzucenia. Mimo wszystko kontynuowałem jazdę na najtwardszym przełożeniu z przodu...

Gdy już byliśmy w Sulejowie zaliczyłem spektakularną glebę...
I wszystko przez blat. Chcąc się rozpędzić po małym postoju, stanąłem na pedały i napierałem z całych sił, niestety blat znów dał mi znać o sobie, łańcuch przeskoczył tak, że pod wpływem nacisku zjechał na najniższą koronkę, wszystko to spowodowało, że zjechała mi noga z pedała, jeszcze tylko porzeźbiłem sobie piszczel o zęby blatu i na sam koniec zaryłem głową o trawnik (całe szczęście, że o trawnik).
Ten upadek dał mi trochę do myślenia i stwierdziłem po nim, że warto jeździć w kasku.
Polała się krew, pojawił się ból, pojawiła się i złość – jechałem dalej :D

Dogoniłem swoje dwie Panie – Kosmę i Agenciarę i wciąż razem napieraliśmy do przodu, tym razem ku pkt nr 7 ulokowanemu koło Zarzęcina.
Odnalezienie tego punktu sprawiło nam największe problemy, gdyż dwukrotnie pomyliliśmy drogę przez błędną interpretację mapy. Przed odnalezieniem tego punktu niestety nasza duża grupa podzieliła się na pół, bo Kosma i ja byliśmy zbyt uparci... jak się okazało, nie mieliśmy racji tym razem :D
Ale co się stało, to już się nie odstanie i dalej jechaliśmy już w składzie: Aga, Kosma, Marcin, Pixon i ja.
Powróciliśmy na właściwy tor i złapaliśmy wiatr w żagle, bo łykaliśmy kolejne punkty już do samej mety bez najmniejszych problemów.

Więc ustrzeliliśmy siódemkę, która była naszym dopiero czwartym zdobytym punktem.

Do pkt nr 9, który był ulokowany nieopodal rezerwatu w lesie, jechaliśmy bardzo kamienistą drogą.

Po tym wyjechaliśmy na asfalt i przejeżdżając przez Bukowiec nad Pilicą oraz Karolinów wylądowaliśmy nad brzegiem zbiornika Sulejowskiego, gdzie był pkt nr 3.
Po drodze do tego punktu niemal wpadł nam sam pkt nr 5 :)

Jadąc do wioseczki Twarda, gdzie był pkt nr 1 zahaczyliśmy o sklep spożywczy. Wypiliśmy sobie po małym piwku, by schłodzić się troszkę i w miłej atmosferze pogadać i pośmiać się :D
W końcu nie przyjechaliśmy tu wygrywać tylko się świetnie bawić :)

Na pkt nr 1 czekał Zielak i pozostałości po bufecie... :D
Główne podejrzenie padło na Zielaka, to pewnie on ogołocił bufet z jagodzianek :P

Skoro nie było już nic do jedzenia, to nie tracąc czasu ruszyliśmy do Smardzewic, a następnie przejeżdżając przez licząca 1200 metrów zaporę (piękne widoki!) wpadliśmy do Swolszewic Małych, gdzie wjechaliśmy do lasu i po kilku chwilach mieliśmy w kieszeni pkt nr 4

Został nam ostatni punkt do zdobycia – pkt nr 6, do którego niemal cały czas jechaliśmy szlakiem zielonym prowadzącym wzdłuż brzegu zalewu. Była to kręta ścieżynka, poprzecinana setkami wystających korzeni. Wielbicielem terenu nie jestem, ale... podobało mi się :D

Kilka chwil, małe zwątpienie, czy jesteśmy na dobrej drodze i wreszcie... ostatni punkt został zaliczony. Z kompletem dziesięciu punktów ruszyliśmy najprostszą asfaltową drogą do Wolborza, gdzie wszyscy niemal równocześnie przekroczyliśmy linię mety.

I tak się zakończył dla nas rajd, co nie oznacza, że skończyły się wrażenia, humor i dobra zabawa! :D

Wspólne zdjęcia, rozmowy i wcinanie jedzonka podczas wyczekiwania na wręczanie nagród.
Szkoda, że Tomalosowi niewiele zabrakło do podium.
Wraz z Piotrkowską Grupą Rowerową byliśmy najliczniejszą ekipą na Bike Oriencie. Wspólnie sobie pogratulowaliśmy i już wstępnie umówiliśmy się na start w następnym roku :)

Każdy z nas wylosował, jakiś upominek, co było sympatyczne.

Kiedy już zakończyła się impreza i wszyscy się pożegnali, to ruszyliśmy do Bogusławic, gdzie zostawaliśmy jeszcze na noc.

Wraz z Agnieszką, Kosmą, Tomalosem i Zielakiem świetnie się bawiliśmy przy nocnym grillu.
Rozmowy przy kiełbasce i piwku ciągnęły się w nieskończoność.
Śmiechom nie było końca :D

Glebożercy... :D

Wszystko co piękne, kiedyś się kończy. I w pewny momencie trzeba było pójść niestety spać.

Do historii przejdzie słynna wypowiedź Moniki... :D
”A pies... duff, duff, duff!” hehe
I nie tylko to.

Było fantastycznie.
Za rok zapewne znów zawitamy do Wolborza i Bogusławic, ale wtedy będzie raczej na 100% jeszcze większa ekipa! :)


Aga na tropach łydek… :D


Kosma dzwoni do Agi: “Aga! Widziałaś te łydki?!”


Pixon (za Agenciarą): „Aha, aha... czyli prosto, prosto i za śmietnikiem w lewo?!” :D


Mijaliśmy piękne pola


Były też i fajne zjazdy – gdzieś w dole pomyka Pyszard


Taką drogą można jeździć bez końca…


Wylądowaliśmy też na plaży, gdzie wypoczywali ludzie


Niektórzy pływali na żaglach... (Aga też chciała :D )


p.s.

Zdjęć Pyszarda i ekipy nie mam, bo za szybko śmigali! :D
A tak poważnie to nie za dużo myślałem o robienie zdjęć podczas tego rajdu, bo czas upływał błyskawicznie w niezwykle fajnej atmosferze.