Hej! Ale ja się cieszę! :D
Rano budzę się strasznie zmęczony – chyba Argus, którego zapodała mi Agnieszka, strasznie mnie sponiewierał. :D
No dobra, wszyscy już ubrani... to też wyskakuję z łóżka. ;)
Na trasę wyruszyła ekipa w składzie:
Anetka – dobry duch i właścicielka opatrunków :D
Agnieszka – przewodniczka :)
Kosma – ta to nie wiem po co jechała ;P
Darek – kompan do wszystkiego :D
Wiku – potrójny rekordzista i pogromca kałuż ;)
Młynarz – przywódca i guru hehe ;)
Nasza Agnieszka zaproponowała nam tereny Załęczańskiego Parku Krajobrazowego, gdzie mieliśmy zwiedzić Rezerwat Węże z tamtejszymi jaskiniami.
Zanim tam jednak dotarliśmy to na trasie wydarzyło się dużo ciekawego. :D
Po 25 kilometrach jazdy postanowiliśmy zrobić sobie mały piknik. I tak wylądowaliśmy w stadninie koni nad Wartą, gdzie spotkaliśmy w tamtejszym barku niezwykle pomocną panią. :)
Nad Wartą było tak przyjemnie, że spędziliśmy tam... 2 godziny. :D
W sumie to bardzo dobrze, bo akurat w tym czasie przeszła nad nami ulewa, a my w tym czasie siedzieliśmy sobie pod daszkiem i wcinaliśmy żurek, lody, piliśmy piwko i nieźle się bawiliśmy. :D
Monika nawet zapodawała jakieś dziwne pozy na trawie. ;)
„Jeździliśmy” zaprzęgiem rowerowym...
Bawiliśmy się na warciańskiej wysepce, którą nawet ochrzciliśmy piękną nazwą... Prokreacja. :D
Jak widać nie nudziliśmy się! Było wesolutko, błogo i sielankowo. Jakby to powiedział Siczka: „łatwo, lekko i przyjemnie”! ;)
No, ale jak to w życiu bywa, wszystko co piękne, kiedyś się kończy. To że się kończy... nie oznacza, że dalej ma być źle. :D
Bo w naszym przypadku było wciąż dobrze, a nawet lepiej i lepiej! :)
Mkniemy dalej! W końcu wjeżdżamy na teren parku, zaczynają się piachy i trudne dla moich opon drogi. Po pewnym czasie opanowałem niemal do perfekcji surfowanie po piasku na rowerze. Mówię Wam, zakładajcie slicki i wbijajcie się w teren! Wrażenia niezapomniane! hehe
Niektórzy na tych piachach zaliczyli różne gleby. Oczywiście liderem był Wiku! hehe
Z resztą nie tylko glebami wyróżniał się w terenie... ;)
Na całej trasie zaliczył 737 kałuż! :D
Normalnie jakiś kałużowy pogromca z niego! hehe
A tak przy okazji, jak już o Wiktorku mowa...
Dzisiaj został potrójnym rekordzistą!
Chłopak dał czadu. Po raz pierwszy w życiu przekroczył 100 km jednego dnia! Poza tym pobił rekord prędkości w jeździe na płaskim (42 km/h) i z górki (54 km/h)! Wymiatacz!!!
To chyba nieźle jak na niespełna jedenastolatka?! Ja w każdym razie już sobie w pokoju powiesiłem jego plakat z autografem. ;)
Dobra, wróćmy na trasę. A na trasie zguby, zguby, zguby. Anetka pędząc z górki w lesie, jechała tak szybko, że wiatr wywiał z jej kieszeni kasę, dowód osobisty i telefon nawet. :D
Na szczęście była w pobliżu Kosma, która lubi odnajdywać zagubione monety i inne przedmioty. Także wszystko dobrze się skończyło. :)
A wiecie, co?! Anetka to kolejny fenomen tego dnia! :D
Wyobraźcie sobie, że również przejechała ponad 100 km! Szacuneczek! ;)
Jakbyśmy to z Igorkiem powiedzieli... „miło się z tą panią robi interesy” ;P
Ok., ok... wracamy do jazdy. :D
A działo się działo. Błądziliśmy nawet troszkę, ale w końcu błysk geniuszu Darka sprawił, że dotarliśmy do celu i nawet znaleźliśmy dwie z jaskiń ukrytych w Rezerwacie Węże. :D
Niestety nie zwiedzaliśmy ich, bo nie zabraliśmy swojego fachowego wyposażenia grotołazów. ;P
To nic, bo i tak było fajnie! :)
Razem z Darkiem i Wiktorem podziwiałem wylegujące się na polanie lachony. Znaczy się piękne kobiety! :D
No ludzie... taka Agnieszka oblana promieniami słońca... :D
Generalnie wszystkie misski świata się chowają. ;P
A przy Agnieszce jeszcze były i Monika (z pomarszczonymi nogami ;P) i Anetka! Także się działo. ;P
Po jakimś czasie należało opuścić rezerwat, bo minuty uciekały nieubłaganie a chcieliśmy zdążyć dojechać do Skrzynna zanim zamkną nam sklep monopolowy, tzn. z artykułami spożywczo-przemysłowymi. :D
A więc przejazd przez Wartę i gonimy prowadzeni przez naszą niezawodną przewodniczkę.
Mijamy kolejne wioseczki podziwiając otaczający nas świat i dyskutując o wszystkim co się da. Wreszcie dotarliśmy do Czernic, gdzie postanowiliśmy wypełnić moją sakwę czymś na kolację... :D
Długo trwały negocjacje z panią sklepową...
Monika uparła się, że bierzemy skrzynkę bełtów... Pani twardo upierało się przy denaturacie... :D
W końcu poszliśmy na kompromis... Wzięliśmy 25 Tyskaczy i dwa czteropaki Tomalosowego piwa, czyli Żubra. :)
Pani ucieszona, że sprzedała cały browar w sklepie, mogła zamykać kram. :)
A trzeba przyznać, że była strasznie sympatyczna! W ogóle w tym Skrzynnie i okolicach to jakiś inny świat! Wszyscy tacy życzliwi i uczynni. Jeśli raj istnieje... to może być właśnie taki (wszyscy radośni, serdeczni, uśmiechnięci i pomocni) tylko brakowało mi tam Piastów Wrocławskich, no i fajnie byłoby gdyby piwo byłoza free... ;P
Marzenia... hehe
Pochwalę się tym, że prawie wszystkie piwa zmieściły się w jedną sakwę ale gdy jechałem to strasznie mnie przeważało na jedną stronę. :)
Czego jednak nie robi się dla dobrej kolacji!
W ogóle jak już o kolacji piszę... Agnieszki mamusia zrobiła taką kolację, że niejedna Wigilia się przy niej chowa! Chyba nikt nie wstał od stołu głodny - każdy syty! Za to bardzo Pani Wiesi dziękuję! Cud kobieta! Nie dziwi więc, że cudowne są i jej córki. :D
Zanim jednak usiedliśmy do kolacji zdecydowaliśmy się na nocną jazdę po okolicach Skrzynna.
Dlaczego?!
Ano było nam mało! Większość chciała dokręcić do setki i oczywiście każdy z nas chciał pojeździć z Igorkiem, który to na nas czekał cały dzień. :)
Igorek dzielny chłopak, narzucił takie tempo że niektórym podczas jazdy wywalało powieki na lewą stronę. :D
W końcu peleton się rozerwał i jechały dwie, czasem trzy grupy. Na tyłach oczywiście Kosma, a z przodu Wiku i ja, a więc największe kozaki! ;)
Można powiedzieć tuzy dwóch pedałów, czy dwóch kółek jak kto woli. :D
Dzielnie towarzystwa dotrzymywała nam Anetka. :)
Nocna rundka z Igorkiem to było jakieś 10 kilometrów ale jakich! Adrenalina niesamowita. :)
Wszyscy dokręcili do seteczki. Jedynie Agnieszka sobie odpuściła, bo chciała nam przygotować razem z mamą wspomnianą kolację i schłodzić piwko. :D
DZIĘKUJEMY!!!
Cóż mogę dodać?! Chyba wszystko napisałem,
Wszyscy zadowoleni. Niektórzy z nowymi rekordami.
Później mój ulubiony tekst z wyjazdu: „Piotrek, skocz po chmiel!” :D Autorstwa tatusia Agnieszki. Wiedziałem, że z Panem Marianem szybko znajdę wspólny język! :D
Uff, ale się rozpisałem! Aż się spociłem. hehe
Do następnego!
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
KSU – „Po drugiej stronie drzwi”
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Pora wyruszyć na nowe szlaki...
NASZ DZISIEJSZY SKŁAD:
Anetka – niczym księżniczka :D
Kosmacz – lewituje?! A może to wstęp do czegoś lepszego?! ;P
Agnieszka – mistrzyni powietrznych szpagatów :D
Darek – zwycięzca plebiscytu „Najlepszy łysy fotograf dnia” ;)
Wiku – przy nim Bruce Lee to leszcz (prawie połamał mi rękę) ;)
Młynarz – pan i władca na wyspie Prokreacja :D
Tak mi dobrze, tak radośnie... hehe
No comments :D
”Albo kupisz mi nową gitkę albo poznasz co znaczy Sakura!” – rozmowa synka z ojcem ;)
Grupa pościgowa – Anetka i Kosma :D
Przed kim on tak ucieka?! Hmmm....
A! I wszystko jasne! hehe
Pogromca kałuż!
Dajcie browara! Czyli Darek po wyjeździe z lasu. ;)
Sielanka na polance w rezerwacie
Chcieliśmy tam zjechać na rowerach ale były za wąskie szczebelki... :D
Leśny potwór?! ;P
”Dawajcie szybko, bo nam wykupią wszystkie bełty” – Kosma na trasie :D
Po prostu rajsko...
A to jest już eden nad edenami! :D
Pora już spać ale... nie dzisiaj! :D
Ta co nigdy nie dokręca do setki... :D
Nocna jazda z naszym liderem! Igorek w akcji!
TRASA:
Skrzynno - Dębiec - Huta Czernicka - Czernice - Dolina Czernicka - Dębina - Osjaków - Raduczyce - Drobnice - Krzeczów (postój pod parasolami - Toporów - Przywóz - Ogroble - wjechaliśmy na teren Załęczańskiego Parku Krajobrazowego - Bobrowniki i Rezerwat Węże - powrót do Bobrownik - Kapituła - Sąsów - Działoszyn - Ożegów - Siemkowice - Radoszewice - Gabrielów - Felinów - Osjaków - Dębina - Dolina Czernicka - Czernice - Huta Czernicka - Dębiec - Skrzynno