BORNHOLM 2008 - Dzień 8.
Poprzedni dzień --- Następny dzień
Wczesna pobudka, bo plan mamy ambitny...
Dziś trzeba zrobić co najmniej 200 km, a najlepiej z 220...
Inaczej nie uda nam się wrócić na rowerach do domu w poniedziałek dnia następnego.
Takie myśli chodziły mi ciągle po głowie, gdy rano otworzyłem oczy.
Nie pada... a więc jest dobrze.
Zasypiam. :D
No i niestety z wczesnej pobudki niewiele zostało. hehe
Ostatecznie miejsce naszego postoju opuszczamy koło godziny jedenastej. Zanim złożyliśmy namiot musieliśmy pozbyć się wszystkich przebrzydłych, obślizgłych ślimaków, które w nocy podeszły do namiotu, a niektóre zaatakowały moje buty. :D
Dobra, daliśmy radę i wyjeżdżamy.
Początek był ciężki, bo co chwilę padało, na szczęście po dziesięciu kilometrach deszcze ustały i jechaliśmy czasem w niezłym słońcu.
Najpierw docieramy do miasteczka Greifswald. Potem zaczyna się problem na jakie miejscowości mamy jechać, gdyż jedyna mapka jaką posiadamy to wydruk komputerowy – niestety wczorajszego wieczoru podczas burzy większość mapki uległa zniszczeniu, gdyż atrament z drukarki poddał się kroplom deszczu.
Kombinowaliśmy z Matysem bardzo ale wciąż udawało nam się jechać dobrą trasą, czasem pojawiały się problemy z omijaniem dróg ekspresowych ale szło nam nieźle.
Dotarliśmy do Anklam, skąd kierujemy się na Sarnow i dalej uroczą drogą w stronę miejscowości Rathebur, tam już wiemy jak jechać i docieramy po kilkunastu kilometrach do Uecermunde, które leży bardzo blisko naszego Zalewu Szczecińskiego.
Robimy sobie przerwę na piwko i jesteśmy bardzo zadowoleni z tego dnia. Wydaje się, że nic nie może nam stanąć na przeszkodzie i dobijemy do 200 km.
Z Uecermunde jedziemy w stronę granicy polsko-niemieckiej, by wpaść tam na niemiecki szlak rowerowy Oder-Neiße-Radweg, którym mieliśmy pokonać niemal cały pozostały nam dystans dzielący nas od domów.
W końcu jesteśmy na ścieżce rowerowej, jedziemy lasem, jedziemy polami, czasem przejeżdżamy przez małe wioseczki i jest bardzo przyjemnie.
W jednej z wioseczek, a konkretnie w Blankensee, robimy sobie postój na kolację. Dzownimy też do domów zdać relację z naszych postępów. :D
Pamiętam jak dziś, kiedy rozmawiając ze swą mamą powiedziałem jej: „jeszcze ze dwie godzinki jazdy i będą dwie stówki, wtedy idziemy spać, bo jutro trzeba wcześnie wyruszyć. Deszcz?! Jest piękne niebo, wątpię by dziś z niego spadła kropla deszczu”... :D
No cóż... myliłem się! hehe
Ujechaliśmy może 2 kilometry i zaczęło padać, nie zatrzymywaliśmy się jednak. W końcu deszczyk zamienił się w dość niezłą ulewę. Dojechaliśmy do miejscowości Plöwen i tam wpadliśmy do takiej altanki wypoczynkowej, która była ustawiona na środku wioseczki.
Postanawiamy, że tutaj przeczekamy deszcz...
Mija 5, 10, 20 minut i pada dalej... :/
Jest już grubo po 22-ej.
Jeśli nie dokręcimy do 200 km to jutro będziemy mieć problem z powrotem do domu. W maju daliśmy radę wrócić do domów z Pragi w jeden dzień ale wtedy to było 250 kilometrów, a jutro... może wyjść ponad 300! Czyste szaleństwo.
Postanawiamy zdrzemnąć się na pół godzinki i potem jechać dalej. Po drzemce... dalej pada. Jeszcze jedna drzemka, i kolejna...
Robi się północ.
Odpuszczamy i kładziemy się spać w tym miejscu.
Zapadamy w błogi sen przy akompaniamencie uderzających o dach altanki kropel deszczu...
TRASA:
D/Reinberg -> Kowall -> Greifswald -> Karlsburg -> Anklam -> Sarnow -> Lowitz -> Rathebur -> Heinrichshod -> Uecermunde -> Rieth -> Hintersee -> Blankensee -> Plöwen
NASZA MAPKA ULEGŁA ZNISZCZENIU :D
GREIFSWALD
WIATRAK – JEDEN Z SETEK JAKIE MIJALIŚMY PODCZAS PODRÓŻY
CHATKA MUMINKA?! :D
MATTI NA NIEMIECKICH DROGACH
MŁYNARZ NA NIEMIECKIM SIANIE ;P
A TU RELAKS PRZY KROMBACHERKU, CAŁKIEM NIEZŁY, ALE BECKS LEPSZY ;)
I TAK OBA TE BROWARY MOGĄ MARZYĆ O TAKIEJ KLASIE JAKĄ MA WROCŁAWSKI PIAST! :D
DAJEMY!!! JEST DOBRZE!!! JEST PIĘKNIE!!!
WJEŻDŻAMY JUŻ NA ŚCIEŻKĘ BIEGNĄCĄ WZDŁUŻ ODRY I NYSY ŁUŻYCKIEJ
Pozostałe dni wyprawy:
1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 9