BORNHOLM 2008 - Dzień 9.

Poniedziałek, 21 lipca 2008 · Komentarze(53)
POWRÓT DO DOMU, KONIEC PRZYGODY ZWIEŃCZONY NOWYM REKORDEM

Poprzedni dzień

Dzień ostatni naszego wyjazdu.
Budzę się koło szóstej rano. Na szczęście nie pada ale jest zimno. Budzę Matyska.
Nie chce nam się jechać ale trzeba. Szybkie hasło: wstajemy! I już po spaniu.
Jemy jakieś marne śniadanko składające się z kabanosów i resztek chleba.
Mój bidon świeci pustkami... :/
No cóż, za dwie godziny powinni otwierać sklepy, wtedy się napiję.
Teraz ruszamy, bo nie ma czasu na leniuchowanie...
Na początku mylimy kierunek i niepotrzebnie robimy 5 km – niezły start!
W końcu jedziemy już dobrą drogą do Locknitz. Jest zimno, kurtka mokra od wczorajszego deszczu, niska temperatura i wiatr robią swoje – cały się trzęsę.
Marzę o spotkaniu jakiegoś marketu, by kupić sobie rogaliczki „7 days” z nadzieniem czekoladowym... kupić coś do picia... zjeść i odzyskać siły!
Niestety nic takiego się nie dzieje, a na liczniku przybywa kilometrów... 30 km, 40, 50 i nic... :/
Padam. W końcu w jakiejś miejscowości udaje mi się kupić wodę mineralną i Fantę – już jest lepiej ale wciąż jestem głodny...

Matys daje radę o wiele lepiej ode mnie – jest mocny.
W mojej głowie pojawia się zwątpienie. Zaczynam myśleć, w której miejscowości wjechać do Polski i wrócić pociągiem do domu.
Zaczynam mieć wątpliwości, czy ten powrót na rowerach w ogóle ma sens?!
Przecież co chwilę pada przelotny deszcz, przecież jedziemy pod silny wiatr, który na otwartej przestrzeni spowalnia mnie często do 15 km/h, przecież jest zimno i co najważniejsze... 300 kilometrów!
Czy to możliwe w taką pogodę?!
Z sakwami...
Po tylu kilometrach w poprzednich dniach i niezbyt dobrej nocy spędzonej na ławce w wiejskiej altance?!
Nie wiem...
A im mocniej wiało tym bardziej miałem dość. Zakładam długie spodnie, bo robi się coraz zimniej i mokro. :/
Ludzie jadący z naprzeciwka nas pozdrawiają. Zazdroszczę im, bo jadą z silnym wiatrem w plecy, a my się męczymy, zwłaszcza ja.
W pewnym momencie dzielę się z Matysem swymi wątpliwościami. On chce za wszelką cenę wrócić. Skoro tak to ja też muszę, nie zniosę myśli, że przeze mnie wrócimy pociągiem, a już na pewno nie dopuszczę do sytuacji, gdzie mielibyśmy wracać osobno.
Niestety w tym momencie pojawiły się nerwy. Niepotrzebnie.
Pierwszy raz na wyjeździe mamy „ciche kilometry”. Chyba przez 40 kilometrów jedziemy nie rozmawiając, a pogoda robi z nami co chce...
W końcu, gdy na licznikach jest już prawie 120 km zatrzymujemy się na jedzenie.
Siedzimy na ławce.
Myślę sobie: „Piotrek, przecież to twój przyjaciel, są nerwy, jest ciężko, bądź twardy, ludzie w takich sytuacjach różnie reagują, mówią różne głupie rzeczy, odpuść, po prostu jedź...”
Chyba pomogło. Powoli wszystko wraca do normy.

Po tym posiłku podążamy dalej przed siebie. Kilometrów przybywa ale ciągle jesteśmy strasznie daleko od domu...
Czasami zatrzymujemy się, by 5 minutek poleżeć na wale przeciwpowodziowym i dać sobie odpocząć.
Wiemy jednak, że najbardziej potrzebujemy porządnego posiłku, by uzupełnić braki energii.
Mamy już dość batoników musli. :D
Gdy dotarliśmy do Kustrin-Kietz byliśmy na wysokości polskiego Kostrzyna. Długo nie myślimy i przejeżdżamy przez granicę, by w barze zjeść porządny obiad.
Miła pani serwuje nam super posiłki. Schaboszczak, frytki, suróweczki... To nam bardzo pomaga.
Wracamy na niemiecką stronę i dalej jedziemy ścieżką rowerową w stronę Frankfurtu nad Odrą.
Ten odcinek bardzo nam się dłuży ale wreszcie docieramy do tego miasta. Jest tam troszkę podjazdów do pokonania, które zaczynają dawać się Matyskowi we znaki. Ja na tym etapie czuję się o niebo lepiej niż jeszcze 50 kilometrów wcześniej.
Ku naszej radości znajdujemy otwarty market.
Wreszcie! Wreszcie kupiłem sobie te pieprzone rogaliki z nadzieniem czekoladowym, o których marzyłem przez ostatnie 220 kilometry! :D
Kupujemy jeszcze picie. Chwilka na odpoczynek i postanawiamy, że nie będziemy jechać dalej niemiecką stroną do Gubena, gdzie mieliśmy przekraczać granicę. Zamiast tego wjeżdżamy do Polski już w tym miejscu i tak znajdujemy się w Słubicach.
Drogę stąd znam doskonale i wiedziałem, że zostało nam równo 90 kilometrów. Jest jednak późno, bo po dziesiątej i robi się ciemno. Wiemy już, że wrócimy do domów koło drugiej, może trzeciej w nocy.
Mimo to postanawiamy jechać dalej rowerami, a trzeba napisać, że tego dnia dziesiątki razy byliśmy kuszeni przez naszych rodziców tym, że przyjadą po nas autem...

Ok. Na stacji JET szybka kiełbaska i trzeba brać się do roboty. Pedałujemy.
Po jakichś 15 kilometrach i kilku podjazdach Matys prosi o chwilkę odpoczynku. Analizuje sytuację i stwierdza, że jednak wróci autem. Szkoda mi go, bo przez cały dystans czuł się świetnie, a od kilkunastu kilometrów borykał się z kryzysem.
Matys dzwoni po ojca. Zastanawiam się co robić ale szybko decyduję się, że już w tym momencie nie odpuszczę i wrócę na rowerze do Jasienia.

Leżymy sobie, gdzieś w przydrożnym rowie, dyskutujemy o naszym wyjeździe, jest fajnie. Wiemy, że za chwilę nie będziemy już jechać razem, że wspólna przygoda dobiegnie końca.
Strasznie jesteśmy zadowoleni z tego wyjazdu. Mamy świadomość tego, że wspólnie spełniliśmy jedno ze swych marzeń!

Matysek mimo zmęczenia pomaga mi jeszcze trochę na trasie.
W końcu na 265 kilometrze spotykamy jego ojca. Pakujemy jego rower do auta. Dyskutujemy i nadchodzi czas na rozstanie. Ja wrzucam do ich auta sakwy i dalej jadę bez nich (co za ulga :D) a Matysek jedzie do domu, by się wyspać przed kolejnym dniem, bo w południe ma się stawić w pracy.

Samemu jedzie się całkiem inaczej. Przede wszystkim ciężkie są odcinki leśne, gdzie jest bardzo ciemno i co chwilę dochodzą do mnie jakieś szelesty i inne hałasy z lasu, a wyobraźnia działa...
Jadę przed siebie i mam jedną myśl w głowie... UDA SIĘ! :D
Dojeżdżam do Krosna Odrzańskiego – stąd już tylko 45 km do domu.
Potem Dychów, Bobrowice i dystans dzielący mnie od domu wciąż topnieje.
Gdy wybija na liczniku 300 kilometrów na moich ustach pojawia się uśmiech. Jestem szczęśliwy tak bardzo, że wydaje mi się, iż nie czuję zmęczenia! (szok!).
Przemierzam już oświetlone Lubsko i Budziechów... wpadam do Jasienia!
Jestem w swoim rodzinnym miasteczku!
Jestem w domu!
Jestem!!! :D




TRASA:
D/ Plöwen -> Locknitz -> Sonnenberg -> Krackow -> Wollin -> Penkun -> Schonfeld -> Gartz -> Friedrichsthal -> Gatow -> Schwedt -> Stolpe -> Lunow -> Hohensaaten -> Hohenwutzen -> Gross Neundorf -> Kienitz -> Genschmar -> Kustrin-Kietz -> PL/Kostrzyn -> D/Kustrin-Kietz -> Lebus -> Frankfurt (Oder) -> PL/Słubice -> Urad -> Cybinka -> Drzeniów -> Gęstowice -> Korczyców -> Radomicko -> Osiecznica -> Marcinowice -> Krosno Odrzańskie -> Dychów -> Bobrowice -> Strużka -> Gozdno -> Górzyn -> Lubsko -> Budziechów -> JASIEŃ :D

”NASZA” ALTANKA – CIĘŻKI PORANEK


ZIMNO, MOKRO, WIETRZNIE... SETKI MYŚLI W GŁOWIE


CIĄGLE WZDŁUŻ GRANICY...


CIĄGLE DO PRZODU!


Pozostałe dni wyprawy:
1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>PODSUMOWANIE CAŁEGO WYJAZDU>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Razem z Matysem pokonaliśmy 1185 kilometrów w ciągu 9 dni.
Na samym Bornholmie spędziliśmy 3 dni.
Poruszaliśmy się po terenie 4 państwa (Polska, Dania, Niemcy, Szwecja).
Podróżowaliśmy też pociągami... (Żary->Świnoujście, Kopenhaga->Malmo)
Również statkiem... (Kołobrzeg->Nexo)
A także promami (Ronne->Koge, Trelleborg->Sassnitz i w Świnoujściu)
Niektórzy coś tam próbowali śmigać motorówką... :D
i nawet traktorem... ;P
o pojazdach wojskowych nie wspominam. ;)

Generalnie... BYŁO PIĘKNIE!
Za ten wyjazd dziękuje serdecznie Matyskowi! Mojemu Przyjacielowi!

Przez te kilka dnia zobaczyliśmy kawałek świata. Odwiedziliśmy dziesiątki cudownych miejsc, z których najbardziej utkwi nam w pamięci Jons Kapel.
Spotkaliśmy na swojej drodze dużo przyjaznych ludzi – w każdym kraju.

Dla mnie ten wyjazd był bardzo ważny. Odpocząłem. Zrealizowałem jedno z marzeń.
Ten wyjazd pomógł mi też zrozumieć jedną rzecz nad którą długo się głowiłem. :)

Bornholm 2008 – ta wyprawa dała mi dużo!
Te 9 dni było genialne! Cudowne. Wspaniałe!
To była wolność!
I tego obrazu nie zamaże już nic. :)

Pamiętajcie! :D
Bierzcie z życia to co jest najlepsze...

Komentarze (53)

Misiacz dzięki. :)
To jest dla mnie niezapomniany dzień, który często sobie wspominam, z resztą tak samo jak cały wypad na Bornholm.
Po stronie niemieckiej bardzo mi się podobało, nie dziwię się, że lubisz robić tam wypady ze Szczecina. :)

Pozdrawiam!

Mlynarz 01:13 niedziela, 17 stycznia 2010

Dopiero teraz przeczytałem i jestem w szoku. 300 km i prawie cała trasa z bagażem!!! Biję pokłon! Widzę też, że ten rekord biłeś przejeżdżając przez niemieckie miejscowości, np. Loecknitz czy Krackow, Gartz... gdzie czasami w weekendy wypuszczam się na jednodniowe wycieczki ze Szczecina. Pozdrawiam!

Misiacz 14:11 piątek, 15 stycznia 2010

Galen cieszę się, że mail dotarł. :D

Van o, już wróciłeś z Pienin. :)
Dzięki za gratulacje.
Wyprawy nie ma co zazdrościć, bo pewnie sobie zrobisz w życiu wiele takich jak ta, a nawet lepszych! Czego Ci życzę. :)

Pozdrawiam!

Mlynarz 10:35 piątek, 22 sierpnia 2008

ponad 300... z sakwami.... po tylu dniach podróży... wielkie gratulacje :D Także za całą wyprawę ;) Zazdroszczę :P

vanhelsing 10:12 piątek, 22 sierpnia 2008

Spox! Już wszystko dostałem. Możliwe, że na tamten też doszło ale przez przypadek wywaliłem. Dziennie dostaje tam ok 150 maili spamu, więc mogłem przeoczyć :]

Galen 22:04 środa, 6 sierpnia 2008

Ok Gal wyślę na ten e-mail.
Wtedy wysyłałem na adres, który podałeś w profilu na BS.

Pozdrówka! :)

Mlynarz 21:49 środa, 6 sierpnia 2008

Mlynarz coś ten kosztorys od Ciebie nie doszedł. Wyślij mi może na filip(kropka)gomulkiewicz(małpa)gmail.com
Dzięki!

Galen 21:15 środa, 6 sierpnia 2008

Ustawimy się. :)
Ale po 15. września dopiero, bo mam kampanię wrześniową. :D

Mlynarz 20:53 środa, 6 sierpnia 2008

Mysle ze tak. Zabierz Piasta ja wezme Bossa Portera, podegustujemy... :D

siwiutki 17:41 środa, 6 sierpnia 2008

Dzięki Siwiutki jest dokładnie tak jak napisałeś. Ogromna satysfakcja i radość.
Ale to było. :)
To będzie się długo wspominać z wielką przyjemnością jednak... jak to powiedział Edi... "życie zap...." :D więc trzeba patrzeć się już w przyszłość i planować nowe rzeczy. :)

p.s.
Robimy we wrześniu jakiś weekendowy trip nad morze w Twoim stylu?! :D

Pozdrawiam!

Mlynarz 14:26 środa, 6 sierpnia 2008

Gratuluje pieknej wyprawy! Nie ma to jak uczucie pokonania jakiejs pewnej granicy, o ktorej zawsze sie marzylo by ja osiagnac, prawda? I ta 3-setka, poczucie spelnienia, wolnosc i cisza.

Swietna relacja. Z przyjemoscia sie ja czytalo i czesto nie moglem wytrzymac ze smiechu...

A "ciche kilometry"... najlepsze na nie jest serdeczne "eee pie****sz". Przyjaciel zawsze zrozumie :D Zapytaj Sentiego!

siwiutki 23:34 wtorek, 5 sierpnia 2008

Pixon coś w tym chyba jest. :D
Zawsze się zdarzy jakiś wypadek przy pracy. Najważniejsze to sobie z tym poradzić. Matyskowi i mi się udało. :)
Nie ma co się spinać za bardzo, bo szkoda nerwów, czasu, sił i takich tam innych. :D

Robin już ponad 200 km masz na swoim koncie więc niewiele Ci zabrakło.
Widzę, że jesteś zdeterminowany, więc pewnie Ci się to uda, gdy będziesz próbował.
Tego Ci życzę! :)

Pozdrawiam!

Mlynarz 04:36 wtorek, 5 sierpnia 2008

Jak się to czyta to łezka kręci się w oku, mam nadzieję, że kiedyś też tego dokonam ...

robin 23:07 poniedziałek, 4 sierpnia 2008

Powszechnie wiadomo iż Polak głodny to jest zły :P
Pewnie dlatego zaszły między wami takie waśnie ;)

Pixon 20:07 poniedziałek, 4 sierpnia 2008

Sebek dzięki!
W Niemczech jest masa takich dłuuuugich ścieżek, a Oder-Neisse to tylko jedna z nich. :)
Całkiem nieźle się po nich jeździ.

Pozdrawiam!

Mlynarz 12:37 poniedziałek, 4 sierpnia 2008

No widzę że wyprawa udała się super i przygód też co niemiara. Nawet nie wiedziałem że taka fajna trasa rowerowa biegnie z północy na południe. Gratuluje nowego rekordu :)

sebekfireman 09:32 poniedziałek, 4 sierpnia 2008

Mdudi dziękuję! Co do zdeterminowania...
Chyba nie przypadkowo tytuł mojej pracy magisterskiej zaczyna się od "determinanty decyzji"... :D
Ale to taki nieskromny żarcik. :D

Gal bardzo Ci dziękuję. Info na temat kosztów wysłałem Ci na e-mail. :)

DMK i było! :)
Tak samo będzie 08/09.2009 r. jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem.

DJK dziękuję jeszcze raz! Opisy są przede wszystkim dla Was wszystkich.
Jeśli zaszczepiłem w Tobie nowe pomysły to bardzo się cieszę, bo mam dług wobec Ciebie i Damiana za to co Wy zaszczepiliście we mnie. :D

Pozdrawiam!

Mlynarz 23:57 niedziela, 3 sierpnia 2008

No, no ciekawa relacja i zdjęcia :), gratuluje zdeterminowania :).

mdudi 23:42 niedziela, 3 sierpnia 2008

Po prostu jeszcze raz mogę pogratulować wyprawy.
Wyprawy i opisu, tego, że podzieliłeś się z nami swoimi przeżyciami i zapewne w wielu z nas zaszczepiłeś nowe pomysły.

djk71 22:59 niedziela, 3 sierpnia 2008

Mlynarz fantastyczna relacja. Gratuluję jeszcze raz!
P.S. Ile Cię to w sumie wszystko kosztowało?

Galen 21:42 niedziela, 3 sierpnia 2008

DJK na szczęście w tym przypadku nie poszedłem w ślady wrk97. :D

CAŁA RELACJA Z BORNHOLMU JEST JUŻ GOTOWA! :)

p.s.
Jeszcze muszę się sprężyć nad uzupełnieniem pozostałych dnia z lipca :D

Pozdrawiam!

Mlynarz 21:29 niedziela, 3 sierpnia 2008

"Muszę się szybko zabrać za relację, bo potem stracę motywację do jej napisania." - dokładnie, jeśli masz jakieś wątpliwości w tej kwestii to pogadaj z wrk97 ;)

djk71 07:20 piątek, 1 sierpnia 2008

Kosma w piątek... tylko już sam nie wiem który. :/
Muszę się szybko zabrać za relację, bo potem stracę motywację do jej napisania.

Pixon dziękuję! Mam nadzieję, że urlopu nie brałeś, bo ja się nie wyrobiłem z relacją. ;P

Zielak jesteś jasnowidzem?! :D
Faktycznie się skroił. hehe

Flash dziękuję Ci bardzo. Myślę, że stać mnie na 400 km i raczej więcej nie. :)
Ale to i tak dużo więcej niż sobie wyobrażałem jeszcze 2 lata temu. :D

Olo81 dzięki wielkie!

Granicho w takim razie będę kiedyś próbował pobić Twój świetny rekord!
Namawiam Cię do ponownych odwiedzin Bornholmu - tym razem z rowerem. Warto!

Cześku dziękuję bardzo! Pamiętaj, że wciąż liczę na nasze wspólne 300 km. :)

JPbike dziękuję!

Iskierka a co to za trudny wyraz?! ;P

Galen dzięki!
Terminatorem to jest Flash. :D
Jestem przekonany, że Ciebie stać na znacznie więcej niż 100 km. :)

Daniello to prawda, że zabiegany jestem. Ale to miłe "bieganie". :D
Nie wiem kiedy pojeździmy, bo ciągle coś mi wypada, a powoli zaczynam przygotowywać się do wrześniowych egzaminów.

POZDRAWIAM WSZYSTKICH SERDECZNIE!
Relację dodam jak najszybciej się da. :)

Mlynarz 03:55 piątek, 1 sierpnia 2008

to kiedy w końcu pojeździmy po lubuskiem?:P widzę że zabiegany ostro jesteś:-)

daniello24 23:40 środa, 30 lipca 2008

Gizzz... Ja po przejechaniu sety czuję, że w każdej chwili mogę zejść z tego świata... Jesteś terminator!

Galen 23:15 wtorek, 29 lipca 2008

Winszuję !!!

iskierka84 21:44 niedziela, 27 lipca 2008

Ja też dołączam się do mega gratulacji :-)

JPbike 21:43 piątek, 25 lipca 2008

Jestem z Ciebie dumny "synu".
Pozdrawiam - ....... . ;)

Anonimowy tchórz 19:46 piątek, 25 lipca 2008

Jestem z Ciebie dumny "synu".
Pozdrawiam - ....... . ;)

Anonimowy tchórz 19:46 piątek, 25 lipca 2008

Super, jak fajnie być studentem w naszych czasach:) Piotrek, zabrakło Ci 11 km do mojego rekordu dziennego. Na Bornholmie byłem w 2006 roku kilka godzin bez roweru. Wrzucaj foty, może zdąże oglądnąć przed moimi bikeholidays.

granicho-bez-4 08:48 czwartek, 24 lipca 2008

Gratulacje !
Masakra :)

olo81 00:53 czwartek, 24 lipca 2008

Strach pomyśleć ile byś przejechał bez sakw... mega szacun! :)

flash 22:14 środa, 23 lipca 2008

hmmmmmmmmmmmmmm coś czuje że się kroi nowy rekord :D

zielak 21:54 środa, 23 lipca 2008

Kurcze w piątek kiedy akurat idę do pracy. Chyba urlop na żądanie muszę wziąć na tą okazję :D
Gratuluje dystansu.

Pixon 18:11 środa, 23 lipca 2008

W piątek???
Pierwsza zasiadam do kompa :D
Mam nadzieję, że będzie co relacjonować :)
Pozdrawiam :)

kosma100 16:16 środa, 23 lipca 2008

Dzięki Karolinko! :)

Zielak You too! ;P

p.s.
Muszę Was wszystkich przeprosić ale nie zdążę dziś zamieścić relacji. Za chwilkę wyjeżdżam i nie będzie mnie znów. Mam nadzieję, że uda mi się zamieścić ją w piątek.

Pozdrawiam! :)

Mlynarz 16:07 środa, 23 lipca 2008

kurka po raz enty wpisuje moj komentarz!!!!!!!!:)
GRATKI PIOTREK!!!!!!

Anonimowa karla76 12:17 środa, 23 lipca 2008

my master!!

zielak 23:31 wtorek, 22 lipca 2008

Kosma na tym dystansie były różne chwile. Piękne zaczęły się po 180 km dopiero. :D
Wcześniej to była katorga. Jazda pod piekielny wiatr i co chwila deszcz oraz ogarniający chłód czemu towarzyszyło troszkę nerwów i negatywnych emocji...
Na szczęście udało się to przezwyciężyć i od 200 kilometrów uśmiech nie schodził z ust. :)

Agnnieszko dziękuję Ci ślicznie! :)

Agenciara było tak jakbym sobie tego życzył. Myślę, że niczego oprócz Piasta nie brakowało! Twoje marzenia wyprawowe też się spełnią!

Mdudi czasem w życiu jest tak, że robimy różne rzeczy wbrew logice. Tego dnia tak zrobiłem i... się udało. :)

Tatanka dziękuję! Relacja jest już w drodze. Czekam jeszcze na zdjęcia od Matyska i jutro wszystko powinno być gotowe. :)

DMK77 jak Ty to mówisz... "starczy zamulania"! ;)
A co do kategorii... Chodzi Ci o tą: "z sakwami"?! ;P

Blase dzięki. Niedługo będzie. :)

DJK nie ma czasu na odpoczynek, bo obiecałem coś Kosmatej... :D
Przepraszam, że Cię zawiodłem. :)
Następnym razem się poprawię. ;)

Sebek oczywiście, że będzie! :)

Van żadni tam krejzole. Po prostu... zwykli ludzie. :D

Zielak wielkie dzięki Mistrzu!

Tomalos dziękuję Ci bardzo! Postaram się ją zamieścić do jutra. :)

POZDRAWIAM WSZYSTKICH SERDECZNIE I DZIĘKUJĘ ZA MIŁE SŁOWA! :D

Mlynarz 23:24 wtorek, 22 lipca 2008

Wow! Ale zaszalałeś! Gratuluję!!! I czekam na relację :)

tomalos 19:45 wtorek, 22 lipca 2008

Brawo Młynarzu! ja tez czekam na relację.

tatanka 19:33 wtorek, 22 lipca 2008

MEGA SZACUN !!!

zielak 17:35 wtorek, 22 lipca 2008

Huuuu krejzole :D

vanhelsing 12:28 wtorek, 22 lipca 2008

Mocne zakończenie :D, że też Ci się chciało tyle z sakwami jechać ;)

mdudi 12:09 wtorek, 22 lipca 2008

Mam nadzieję że jakaś fotorelacja będzie?

sebekfireman 11:50 wtorek, 22 lipca 2008

Brawo, brawo.
Teraz 2 dni urlopu na uzupełnianie opisów :-)
Trochę zawiedziony jestem... myślałem, że były codziennie 200-tki :-)

djk71 09:26 wtorek, 22 lipca 2008

uuuuuuuuu....................
1. PRZYGODA
2. REKORDY
3. ZABAWA
4. PRZYJEMNOŚĆ
GRATULUJE ODBYCIA KOLEJNEJ FASCYNUJĄCEJ WYPRAWY!!!!
na pewno było przepięknie.... na pewno piękniej niż mogę sobie wymarzyć! na pewno weselej niż na najlepszym top kabarecie!
cudownie, czekam na relację!

Aga 08:53 wtorek, 22 lipca 2008

Gratki, czekamy na relację. Na pewno będzie obfita :)

blase 08:07 wtorek, 22 lipca 2008

Gratuluję tak wspaniałego wyniku:)

Agusia 07:15 wtorek, 22 lipca 2008

Ja pierdziu!!!!!!!
Wymiatasz normalnie :)))
Trzysetka - jak to pięknie wygląda :D
Przeżyłeś pewnie piękne chwile - już nie mogę się doczekać by zobaczyc zdjęcia...
Pozdrawiam

kosma100 07:10 wtorek, 22 lipca 2008
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa ludzi

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]