Po zarwanej nocy na uczelnię...
Ledwo wstałem, a już siedziałem na rowerze i gnałem na uczelnię oddać pracę, nad którą ślęczałem przez ostatnie godziny.
Niestety na konsultacjach nie pojawił się profesor, któremu miałem zdać referat... :/
Byłem zły, bo chciałem mieć to już za sobą i dzięki temu uzyskać wolną niedzielę.
Trudno, nie udało się. Wszystko odbędzie się w normalnym toku.
Szukamy pozytywów... :D
- wstałem wcześniej niżbym wstał normalnie ;)
- teraz mam cały dzień do dyspozycji
- pisanie referatu mam już z głowy (chociaż raz nie zostawiłem czegoś na ostatnią chwilę, to nic że przypadkiem ;) )
- przejechałem się rankiem na rowerze
- dotleniłem się
- zrobiłem w drodze powrotnej super zakupy u Tadka :D
- pani z szatni sypnęła mi komplement :)
- poznałem jedną z najważniejszych osobistości mojego wydziału doktora habilitowanego profesora nadzwyczajnego Uniwersytetu Wrocławskiego... :)