ŚNIEŻNIK ZDOBYTY!

Środa, 30 grudnia 2009 · Komentarze(47)
No i stało się.
To co od dawna chodziło mi po głowie ziściło się. Choć może nie w 100%, to najważniejsza część planu została wykonana.

Chciałem zdobyć Śnieżnik (1425 m n.p.m.), ale nie tak jak robi to większość ludzi.
Chciałem zdobyć Śnieżnik wyjeżdżając rowerem spod klatki mojego bloku na wrocławskich Krzykach, dojechać do Gór Złotych, pokonać je, pokonać kolejne podjazdy, pokonać śnieżne warunki panujące na szlaku i stanąć na szczycie tej osobliwej góry.
Chciałem to zrobić zimą.
Zrobiłem.

Śnieżnik zdobyty! © Mlynarz


Wszystko zaczęło się wczesnym rankiem, można powiedzieć nawet, że w nocy, bo wystartowałem z mieszkania o 3:20, gdy niemal cały Wrocław spał.
Po przejechaniu kilku kilometrów znalazłem się poza granicami miasta, dookoła panowały ciemności, na niebie świecił księżyc i mieniły się miliony gwiazd, do płuc wdzierało się mroźne powietrze, a wszędzie gdzie nie spojrzałem widziałem bezgraniczną przestrzeń. Tylko od czasu do czasu, gdy przejeżdżałem przez przystrojone jeszcze świątecznie wioski, przypominałem sobie o bożym świecie.
A tak... wolność i można jechać przed siebie, do przodu.

Że życie nie jest bajką, wiedzą wszyscy, wiem też ja.
W mojej bajce problemem był... brak sił.
Po wtoczeniu się na pierwsze małe wzgórza spotkane na trasie wiedziałem, że to nie jest mój dzień. Po prostu brakowało mi mocy, choćbym nie wiem jak bardzo chciał, nie miałem mocnej łydki, by pociągnąć z siłą pokonywanie podjazdów.
Miałem jednak upór, i miałem też cel.
Celem było zdobycie Śnieżnika a miało mi w tym pomóc konsekwentne posuwanie się do przodu.
To nic, że jechało mi się ciężko.
Przebrnąłem jakoś przez nocny etap wypadu i dotarłem do Ząbkowic Śląskich, w których nieco się pokręciłem oglądając miejscowe zabytki.
Gdy opuściłem to ładne miasteczko zmierzałem do Kamieńca Ząbkowickiego. Było ciężko, miałem kryzys, po głowie chodziła mi myśl o tym, by jednak dać sobie spokój. Nie chciałem odpuścić.
Podczas gdy myśli w głowie kotłowały się i prowadziły ze sobą bój... pękł mi łańcuch w rowerze. Nie powiem żeby mnie to ucieszyło, bo naprawienie go przy pomocy skuwacza, którym dysponowałem nie było proste. W końcu udało się i można było jechać dalej.

Złoty Stok. Po dotarciu do tej miejscowości przywitały mnie góry. Zacząłem mozolnie pokonywać podjazd na Przełęcz Jaworową (707 m n.p.m.) w Górach Złotych, którą doskonale pamiętam z wyprawy „Dookoła Polski”. Dziś trudniej mi się na nią wjeżdżało niż podczas wyprawy, gdy ciągnąłem sakwy na przyczepce. Aż taki byłem słaby.
Trochę się ratowałem batonikami, czekoladą i kanapkami, które przygotowała mi Asia – niezbyt bardzo pomagało. Tak naprawdę, jeśli nie jest się przygotowanym do jeżdżenia po górach, jeśli za mało się jeździ na rowerze, to nie ma co liczyć na to, że nagle będzie się pokonywać podjazdy w stylu Pantaniego. Ja na to dziś nie liczyłem, pogodziłem się ze swoją słabością i... brnąłem do przodu.

Z przełęczy zjechałem do Lądka Zdroju. Odwiedziłem tamtejszy park i kierowałem się na Stronie Śląskie. Następnie kostką brukową i zaśnieżonym asfaltem do Kletna, za którym zjechałem z drogi i znalazłem się na górskim szlaku.
W tej chwili rozpoczęła się walka z górą, byłem na wysokości nieco ponad 700 metrów. Do zdobycia szczytu potrzebne jest drugie tyle pokonanego przewyższenia, a to nie było łatwe tego dnia, gdyż szlak (poruszałem się rowerowym ER2) w całości był zaśnieżony i oblodzony, często rower trzeba było pchać, bo niestety nie dało się wjeżdżać. W nawigacji bardzo pomagał mi GPS, który tego dnia pomyślnie przeszedł chrzest bojowy.

Ciężko, bo ciężko, ale krok po kroku brnąłem w stronę szczytu. Na trasie mogłem podziwiać piękne, białe zbocza Masywu Śnieżnika, które tego dnia wyglądały niesamowicie. Nad nimi było błękitne niebo i intensywnie świecące słońce – to sprawiało, że górskie krajobrazy oglądało się z podwójną przyjemnością. Wreszcie dotarłem do Schroniska na Śnieżniku, stamtąd zostało jedynie pokonanie zielonego szlaku (około 200 metrów przewyższenia), by stanąć na szczycie. Na tym odcinku rower trzeba było pchać, a czasem nawet wnosić. Nogi zapadały się w śniegu, lub ślizgały na oblodzonych kamieniach. Z góry schodziło wielu turystów, bo było stosunkowo późno. Wszyscy patrzyli się na mnie z niedowierzaniem.
Wreszcie dotarłem na szczyt. O godzinie... 16:00.

Po ponad dwunastu godzinach od wyjechania z Wrocławia mogłem cieszyć się nagrodą. Stałem na wysokości 1425 metrów nad poziomem morza. Stałem na białym, zasypanym śniegiem i skutym lodem szczycie Śnieżnika – góry, którą tego dnia tak bardzo chciałem zdobyć.
Podziwiałem przepiękny widok białych gór, za którymi chowało się już słońce. To było niesamowite.
Na szczycie byłem sam, nie było nikogo oprócz mnie i Treka.
Poczułem się wspaniale.
Ten bezkres gór i gwiżdżący w uszach wiatr, jego smagające lodowe podmuchy – tego chyba nigdy nie zapomnę. Zrobiło to na mnie olbrzymie wrażenie.

Pora była już późna, zostało mi 30 minut dobrej widoczności, dlatego należało szybko wracać ze szczytu. W mig znalazłem się pod schroniskiem. Tam założyłem kominiarkę, bo zrobiło się mroźno. Temperatura na szczycie była w okolicy –10 stopni Celsjusza.
Od schroniska został mi zjazd niebieskim szlakiem do Międzygórza. Na szczęście nie był bardzo oblodzony i w większości dało się jechać. Zjazd jednak był bardzo zachowawczy, bo widoczność słabła, a pod śniegiem czyhały pułapki, trzeba było uważać.
Po drodze do Międzygórza spotkałem ratownika GOPR-u. Zaczepił mnie i pytał czy nie zwieźć mnie autem na dół. Nie trzeba było. Chciałem jechać rowerem. Było mi ciepło, byłem zadowolony ze zdobycia szczytu, przez chwilę poczułem się mocniej niż jeszcze kilka godzin wcześniej. Wydawało mi się, że jestem w stanie wrócić do Wrocławia o własnych siłach, że dojadę na rowerze. To byłoby coś, pomyślałem, by zdobyć Śnieżnik wyjeżdżając z Wrocławia rowerem, a później jeszcze wrócić trzaskając przy tym łącznie trzysta kilometrów, a wszystko to zimową porą. Byłoby pięknie.

W Międzygórzu kupiłem w sklepie sok. Bo z napojów został mi jedynie termos z herbatą.
Trochę odpocząłem i za cel obrałem... Wrocław. Chciałem jechać przez Paczków, tak by wyszło mi łącznie 300 kilometrów. To wiązało się z tym, że po drodze muszę pokonać kilka górek. Wziąłem się do pracy. Najpierw czekał mnie spory zjazd z Międzygórza, dość mocno na nim zmarzłem, bo pęd lodowatego powietrza przenikał przez ubrania. Znalazłem się w Idzikowie. Tu zaczęły się podjazdy. Od czasu do czasu miałem z górki, ale niemal ciągle się wspinałem. Męczące to było, raz 100 metrów przewyższenia w górę, raz w dół.

Zmierzałem w stronę Przełęczy Kłodzkiej (483 m n.p.m.) drogą, którą odkryłem we wrześniu z Asią, kiedy to wybraliśmy się pojeździć w pewien weekend po Górach Złotych.
Strasznie byłem umęczony, miałem już dość. Teraz wiedziałem już, że sama silna wola nie wystarczy. Po prostu już organizm zaczynał się buntować, mówił że ma dość. Mogłem w siebie wrzucić kilogram batonów, ale to nie zastąpi braku snu, którego się domagał (przed wyjazdem spałem jedynie trochę ponad godziny), nie zastąpi to też braku formy. Po prostu czasem pewnych rzeczy nie da się zrobić, do pewnych rzeczy trzeba się odpowiednio przygotować.
Ja jednak chciałem udowodnić sobie, że dam radę. Byłem niezwykle zdeterminowany, by o własnych siłach dotrzeć do domu. Ta determinacja pękła jednak jak bańka mydlana, a równocześnie z nią... pękł mi łańcuch, drugi raz tego samego dnia. Tym razem, w środku pola, w ciemności mocuję się z awarią. Okazuje się, że ogniwo łańcucha zostało całkiem uszkodzone. Skracam go, choć już brakuje w nim trzech ogniw. Ten łańcuch jest totalnie zmasakrowany, jeździ w Treku już ponad 8000 km i ma za sobą wyprawę „Dookoła Polski”, był kilka razu skuwany, nie nadaje się do jazdy. Mimo, że jakoś go skułem to i tak za każdym przekręceniem korby przeskakuje na zębatkach, teraz już naprawdę odechciewa mi się jazdy. Myśl o tym, że organizm odmawia współpracy, że sprzęt się posypał, że przede mną ponad 100 kilometrów jazdy, że zima, że zimno, że ciemno, że brak snu, że mam dość, że nie mam siły, nie mam siły, nie mam siły, że nie mam siły...

Zdobyłem ostatni górski podjazd tego wypadu, zawitałem na Przełęczy Kłodzkiej, Chowam się w altance na parkingu. Siadam. Próbuję odpocząć, czuję jak nuży mnie sen. Jednym haustem wypijam cały termos herbaty, teraz dopiero czuję jak bardzo chciałem pić.
Siedzę w ciemności, w uszach ciągle mi dzwoni, dzwoni i nie chce przestać.
Zrezygnowałem.

Zadzwoniłem po Asię, poprosiłem by po mnie przyjechała samochodem
Po prostu odpuszczam.
Musiałem, tego dnia musiałem.

Asia jedzie po mnie autem w stronę Kłodzka, a ja jeszcze kręcę na rowerze do Barda. Musiałem się ruszać, bo przez godzinę siedzenia wychłodziłbym organizm, a tak miałem ciepło podczas jazdy.

W Przyłęku, koło Barda, kończy się moja dzisiejsza przygoda.
Pakuję rower do auta, z ulgą siadam na samochodowym fotelu, pałaszuję przygotowaną przez mojego Aniołka kanapkę. Ruszamy. Jest ciepło, bardzo ciepło, jak to dobrze że działa ogrzewanie. Początkowo rozmawiamy. Zaczyna padać śnieg, myślę sobie że gdybym był wciąż na trasie, to ten śnieg by mnie dobił już totalnie. Przytulam głowę do samochodowego zagłówka i zasypiam. Nie wiem kiedy, nie wiem jak, zasnąłem...

Czy cieszę się z wyjazdu?!
I to jak!
Mimo tego, że zrezygnowałem z kontynuowania jazdy to starałem się. Zdobyłem Śnieżnik, póki miałem siły to stawiałem czoła przeciwnościom. Próbowałem. Nie udało się wrócić rowerem do Wrocławia – to nic. Czasem trzeba zrezygnować. Być może za dużo na raz chciałem zrobić a przecież nie byłem do tego odpowiednio przygotowany. Czym innym jest zrobienie 300 kilometrów jadąc po asfalcie z wiatrem w plecy, a czym innym pokonanie ich zimą jednocześnie mając na swoim koncie 3000 metrów górskich przewyższeń i wtaszczenie się na Śnieżnik. Do tego trzeba się przygotować – ja dziś nie byłem.
To że nie dałem rady dzisiaj, nie znaczy że nie spróbuję ponownie kiedyś. Bo spróbuję, tak samo jak spróbuję innych rzeczy.
Trzeba się rozwijać.

To był dzień! :)

TRASA:
Wrocław/Krzyki – Wro/Gaj – Wro/Wojszyce...
Biestrzyków -> Suchy Dwór -> Żórawina -> Żerniki Wielkie -> Bogunów -> Węgry -> Brzoza -> Brzezica -> Borów -> Piotrków Borowski -> Mańczyce -> Głownin -> Podgaj -> Karczyn -> Kondratowice -> Prusy -> Janowiczki -> Czerwieniec -> Zarzyca -> Janówka -> Targowica -> Ciepłowody -> Baldwinowice -> Bobolice -> Ząbkowice Śląskie -> Sosnowa -> Płonica -> Złoty Stok -> Orłowiec -> Lądek Zdrój -> Stojków -> Strachocin -> Stronie Śląskie -> Stara Morawka -> Kletno -> szlak ER2 -> Śnieżnik (1425 m n.p.m.) -> szlak niebieski -> Międzygórze -> Wilkanów -> Marianówka -> Idzików -> Kamienna -> Nowy Waliszów -> Ołdrzychowice Kłodzkie -> Rogówek -> Jaszkowa Górna -> Kolonia Gajek -> Laski -> Ożarów -> Dzbanów -> Przyłęk/k. Barda

Dzień budzi się do życia © Mlynarz


W oddali widać majaczące góry © Mlynarz


Krzywa wieża w Ząbkowicach Śląskich © Mlynarz


Ratusz w Ząbkowicach Śląskich © Mlynarz


Zamek w Ząbkowicach Śląskich © Mlynarz


Wiadukt w Kamieńcu Ząbkowickim © Mlynarz


Nysa Kłodzka © Mlynarz


Przyjemny jest widok takich wiosek w czasie jazdy © Mlynarz


Pogodę miałem rewelacyjną © Mlynarz


Płonica - wioska w okolicy Złotego Stoku © Mlynarz


Złoty Stok © Mlynarz


Przełęcz Jaworowa - początek podjazdu od strony Złotego Stoku © Mlynarz


Przełęcz Jaworowa - doskonale ją zapamiętałem z wyprawy :) © Mlynarz


Takie widoki miałem w czasie pokonywania przełęczy © Mlynarz


Sople lodu na górskim źródełku © Mlynarz


Przełęcz Jaworowa © Mlynarz


Śnieżnicki Park Krajobrazowy - na jego terenie znajduje się mój cel, Śnieżnik © Mlynarz


Góry Złote © Mlynarz


Uzdrowisko Wojsciech - Lądek Zdrój © Mlynarz


Droga do Kletna © Mlynarz


Słońce, droga i śnieg - pięknie się komponują © Mlynarz


Kleśnica - potoczek w okolicy Kletna © Mlynarz


Już na szlaku rowerowym ER2 © Mlynarz


Bardzo fajnie się nim poruszało, o ile nie było lodu © Mlynarz


Błękitne niebo w górach, to gwarancja pięknych widoków © Mlynarz


Im wyżej, tym poruszanie szlakiem stawało się cięższe © Mlynarz


Ku słońcu © Mlynarz


Jak dla mnie miodzio :) © Mlynarz


Drzewa zasypane śniegiem - Śnieżnik jest tuż, tuż. © Mlynarz


Tu już było bardzo ciężko wjeżdżać © Mlynarz


Biały grzbiet Masywu Śnieżnika © Mlynarz


Masyw Śnieżnika zimą jest przepiękny © Mlynarz


Jazda w takiej scenerii dostarcza olbrzymiej przyjemności © Mlynarz


Droga do Schroniska na Śnieżniku © Mlynarz


Słońce chowa się za górami © Mlynarz


Schronisko na Śnieżniku © Mlynarz


Zielony szlak prowadzący na Śnieżnik - jazda tutaj była już niemożliwa © Mlynarz


Na takie widoki czekałem © Mlynarz


Było warto się męczyć, bu móc oglądać świat z wysokości © Mlynarz


Śnieżnik już blisko © Mlynarz


Góry, góry, góry... © Mlynarz


Nagroda za wysiłek © Mlynarz


Ostatnie metry przed szczytem © Mlynarz


Zrobiło się późno, tuż przed Śnieżnikiem na niebie zawitał księżyc © Mlynarz


Już na szczycie! © Mlynarz


Na szczycie byłem sam © Mlynarz


Śnieżnik zdobyty! © Mlynarz


Czas wracać do domu. Zjazd ze Śnieżnika. © Mlynarz

Komentarze (47)

Alistar cieszę się, że Ci się podobają zdjęcia.
Póki co wyrzuciłem licznik z reklamą, więc już jej nie ma. :)
Nad nachodzeniem prawej kolumny na część środkową bloga pracuję, ale póki co troszkę mi to nie wychodzi, bo... słabo się znam na robieniu stron. ;)

Pozdrawiam!

Mlynarz 11:27 czwartek, 7 stycznia 2010

Zdjęcia są cudne!! :) Eh... strasznie zatęskniłam za górami... ;)
Cieszę się, że jest perspektywa, że będzie się Twojego bloga łatwiej czytało :)

alistar 08:38 czwartek, 7 stycznia 2010

Jurek cieszę się, że opis wzbogacony zdjęciami ma już lepszy wydźwięk. :)

Sebek noc na Śnieżniku byłaby kozacka ale pewnie latem można by się obawiać burzy. :)
Kiedy masz zamiar wybrać się na Śnieżnik? My z Asią też chcemy zdobyć go piechotą, planujemy wejść na niego pod koniec stycznia. Może się przyłączysz? :)

VSV83 przegapiłeś wiadukt?! Pewnie za szybko jechałeś. ;)

Toomp jakiś czas temu podpatrzyłem u Ciebie, że lubisz jeździć na Wielką Sowę. W tym roku na pewno na nią się wybiorę. :)
Jeśli będę miał czas to może spróbuję w lecie jeszcze raz zaatakować Śnieżnik i wrócić do Wrocławia, ale to jeszcze się zobaczy, bo może w głowie zaświta jakiś nowy pomysł. ;)

Damian dzięki. Przyjedziesz do Wrocławia to może się wybierzemy na jakąś "pobliską" górkę. ;)

Pozdrawiam!

Mlynarz 01:51 czwartek, 7 stycznia 2010

Zdjęcia bajeranckie,teraz dopiero oddają piękno wycieczki jaką odbyłeś.A na te zrobione na Przeł.Jaworowej i w okolicach Śnieżnika(i na szczycie) to aż nie chce się odrywać oczu.Po prostu super.Zastanawia mnie jedno ,jak przejeżdżając przez Kamieniec Ząbkowicki przegapiłem taki bajerancki wiadukt kolejowy.No cóż będzie okazja ,żeby wrócić.Szacun za"taki grudniowy wyczyn".Robi wrażenie ,szczególnie za te momenty kryzysowe które przezwycięzyłeś i się nie poddałeś pomimo wielu przeciwności.Pozdro

VSV83 19:31 niedziela, 3 stycznia 2010

Ale mi smaka narobiłeś tymi fotami - szukam towarzystwa i jadę w góry... wejdę sobie na piechotę na Śnieżnik :)

sebekfireman 18:27 niedziela, 3 stycznia 2010

Tak się zastanawiam jak to by było spędzić całą noc na Śnieżniku. Rano wschód słońca też pewno byłby ładny :)

sebekfireman 18:18 niedziela, 3 stycznia 2010

Opis bez zdjęć był bardzo dramatyczny.

Jurek57 17:36 niedziela, 3 stycznia 2010

Jak Sienkiewicz. :D

Mlynarz 16:01 niedziela, 3 stycznia 2010

Aleś się rozpisał :-)

kosma100 15:45 niedziela, 3 stycznia 2010

Aga dziękuję! Korciło mnie żeby tam pojechać. Za dużo odpoczywałem jesienią i zatęskniłem za porządnymi wypadami. :)

Mdudi każdy z nas ma w sobie wariata. :)

Kosmaczku dziękuję za uściski, jak zwykle były cudowne! ;P
Asia się nie obraziła, to bardzo tolerancyjna i dobra dziewczynka. ;)

Alistar dziękuję!
Co do problemów z moim blogiem, to nachodzące na wpis linki umieszczone po prawej stronie pojawiają się przy małej rozdzielczości monitora (szerokość poniżej 1280 px). Reklama to sprawa licznika. W najbliższym czasie usunę oba problemy. :)
Mam nadzieję, że wtedy bloga będzie oglądało się przyjemniej.

Aniołku dziękuję za te ciepłe i kochana słówka. :)
Bez Ciebie mój świat byłby niczym. :D
Pewnie nie chciałoby mi się jeździć na rowerze. ;)
Dziękuję, że po mnie przyjechałaś i zaopiekowałaś się moimi zwłokami w domu. ;)

Tatanka dziękuję! W tym dniu kondycja fizyczna mnie bardzo zawodziła, na szczęście psychika nie siadła. :)

Anwi dziękuję bardzo! Cieszę się, że relacja się spodobała. Wyszła mi bardzo długa ale nie mogłem się powstrzymać od zrobienia obszernego opisu. :)

Robin to prawda.

Dynio dzięki, ale do twardziela sporo mi brakuje. :)

Fredziomf w Beskidy masz podobnie daleko jak ja na Śnieżnik, czekam więc na Twoje zdobycze. :)

Barman dzięki wielkie! Trochę trzeba było się namęczyć przy podejściu na Śnieżnik, to fakt. :)
Twoje Ząbkowice bardzo mi się podobają. Miałem kilka razy przyjemność przez nie przejeżdżać. Z Twoich zabytków widziałem ratusz, zamek i wieżę. Kiedyś chyba będę musiał wybrać się na wycieczkę, na której lepiej będę mógł się zapoznać z Ząbkowicami i okolicami.
Co do problemów z wyświetlaniem bloga to tak jak pisałem Alistar, jest to wina niedostatecznej rozdzielczości monitora. Poprawię to wkrótce. :)

Maciek320bike dziękuję! Pięknie, by było gdyby udało się przekręcić 10000 km, niestety za dużo leniuchowałem. ;)

Jacku wspólnego wyjazdu w góry nie mogę się doczekać. Musimy koniecznie odwiedzić Ostrą Górę w Górach Stołowych, zatrzymamy się na parę dni w domku, w którym byliśmy w wakacje. Wtedy będzie dużo czasu i na chodzenie po górach, i picie piwka, i przede wszystkim na zjeżdżenie na rowerze wszystkich szlaków i pięknych, górskich zakamarków. :)
Jeśli uda Ci się z Poznania pojechać na Śnieżnik, a później jeszcze dotrzeć do Wrocławia... to chyba padnę przed Tobą z zachwytu. To byłoby coś nieprawdopodobnego! :)

VSV83 dzięki!
Asfalt na Przełęcz Jaworową jest już poprawiony, nie ma takich masakrycznych dziur jak były jeszcze w wakacje. Dotyczy to obu stron zjazdu z przełęczy. Fotki wrzuciłem. :)

Kundello ja Ci ciągle powtarzam, przyjedź do Wrocka, wyskoczymy gdzieś razem. :)
Nawet tej zimy. Możemy na Ślężę wjechać albo Wielką Sowę. Weź swoją Asię to będzie skład: dwie Asie i... dwóch „świrków”. ;)

Azbest dzięki! Zdjęcia już są.

Jurek dziękuję Ci bardzo! Ja od swojego Taty też pewnie bym dostał pasem, na szczęście nie mieszkamy już razem. ;)

Platon dzięki! Trochę się rozpisałem, ale nie mogłem się powstrzymać. ;)

Art75 fajnie jest zrobić dwusetkę w grudniu. :)
Polecam Śnieżnik zimą, są bardzo piękne widoki.

Yacek ja jeszcze pieszo nie byłem. Ale na pewno w tym roku się wybiorę, bo chcę zdobyć Koronę Gór Polski. :)

Serwecz dziękuję! To prawda, że walka ze swoimi słabościami jest jedną z najważniejszych rzeczy w dążeniu do osiągnięcia celu. Ty w grudniu też razem z Aardem zrobiłeś coś niesamowitego, bo 300 kilometrów zimą to jest COŚ! :)

Focus wielkie dzięki! Asia dziękuje za pozdrowienia i oczywiście je odwzajemnia. :)

Mavik dziękuję Ci bardzo! Biorę przykład z najlepszych. A Śnieżnikiem... zainspirowałeś mnie Ty. :)

Rafaello dziękuję bardzo! Jazda po śniegu nie jest taka zła, choć nie zawsze da się po nim jechać. W mieście to faktycznie jest wyzwanie, bo krawężniki, nierówne chodniki i inne niespodzianki przykryte pod śniegiem mogą być przyczyną nieprzyjemnych upadków.

Siwiutki dlaczego Ciebie nic nie dziwi?! Hmmm... może już Ci się znudził ten blog?! ;P
A tak poważnie to wielkie dzięki za te miłe słowa.
Dziękujemy z Asią też za życzenia i Wam także w 2010 roku życzymy samych przyjemnych chwil i doświadczeń. Nie możemy się Was doczekać we Wrocku. :)

Bartek9007 dziękuję! Lubię pisać niemal tak bardzo jak jeździć na rowerze. Cieszę się, jak uda mi się oprócz ciekawej wycieczki, zrobić do niej także... ciekawy opis. :)

Darku nie chciałem żebyś miał problemy ze szczęką. ;)
Po Asię zadzwoniłem, bo chyba dorosłem już do tego, by czasem być rozsądnym. Ułańska fantazja się zaciera, już chyba nigdy nie przestawię drzwi w Żabce na Helence. ;P
Co robię z łańcuchami?! Chyba mam w rowerze jakiś pechowy egzemplarz. Jednak jest on dla mnie wyjątkowy, bo objechał Polskę dookoła i był już zerwany... 5 razy. :D
Paczków?! Paczków kojarzy mi się już tylko i wyłącznie z pamiętnym, piątym dniem wyprawy i niespodzianką, którą nam wtedy zrobiłeś. :)


Sebekfireman hardcorowiec?! Ja znam hardcorowca, który w wakacje 2009 zrobił 300 km pod wiatr i dzięki temu mogłem go wtedy poznać. :)

WrocNam dziękuję. Zarumieniłem się. ;)
Widzę, że obaj mamy problem z łańcuchem, chyba za mocno nam łydki podają. ;)
Dziękuję za noworoczne życzenia i oczywiście odwzajemniam!

MARECKY dziękuję! Fajnie, że relacja też się podoba. Lubię pisać i cieszę się, gdy to też spodoba się czasem innym. :)
Dziękuję za życzenia, które odwzajemniam!

GruntzWR dzięki wielkie! Marzenia nigdy nie są przyziemne. Każde jest najważniejsze. :)


Toomp to prawda, marzenia jest dobrze spełniać, one nadają życiu sens. :)
Dziękuję za uznanie i za uwagę. Zgadzam się z Tobą. To było troszkę ryzykowne, bo w góry lepiej samemu nie chodzić, zwłaszcza zimą. Na szczęście nic złego się nie stało. Bardzo uważałem i byłem ostrożny. A przyznam Ci się szczerze, że miałem takie myśli na szlaku, że miałbym duży problem gdyby coś mi się stało. Wszystko skończyło się dobrze. :)


Pozdrawiam wszystkich serdecznie i życzę w Nowym Roku samych dobrych chwil! Realizacji marzeń i wszystkiego co najlepsze. Niech Nowy Rok będzie dla Was co najmniej tak dobry jak 2009! :)

Mlynarz 15:15 niedziela, 3 stycznia 2010

Wspaniały wyczyn. Świetna relacja. Jestem pod wrażeniem.

anwi 21:57 sobota, 2 stycznia 2010

Barman Zależy od rozdzielczości monitora. Właściwie to mogłoby być jeszcze szerzej. Piotrek dorzuć 3 kolumnę :P

mavic 16:21 sobota, 2 stycznia 2010

Podziwiam, gratuluje.
Moje marzenia rowerowe jednak są trochę przyziemnie :D

gruntzWR 15:17 sobota, 2 stycznia 2010

Nie myślałeś. aby te wszystkie informacje co się znajdują po prawej stronie twojego blogu przenieść na lewą?
Ponieważ one nachodzą na czytany tekst i nie do końca wszystko widać ;)

barman 09:55 sobota, 2 stycznia 2010

Epicka wyprawa:-). A relację czyta się jak dobrą książkę. Pozdrawiam i wszystkiego dobrego w nowym roku życzę.

MARECKY 23:07 czwartek, 31 grudnia 2009

Piotr Po-Prostu-Wielki Młynarz!!!
Wielki SZACUNEK!
Pozdrawiam i Szczęśliwego Nowego Roku!
PS. A mi się wczoraj za bardzo nie chciało z domu wychodzić ;-)

WrocNam 17:29 czwartek, 31 grudnia 2009

Ale Ty jesteś hardcorowiec :) Gratulacje - aż trudno mi sobie taki wypad wyobrazić...

sebekfireman 17:22 czwartek, 31 grudnia 2009

Brawo, niesamowity wyczyn.
Wymagający i kondycji fizycznej, i psychicznej.
Jest co podziwiać.
Wielkie Gratulacje!

tatanka 15:40 czwartek, 31 grudnia 2009

Wszystkim pięknie dziękuję za komentarze.
Przepraszam, że jeszcze nie wrzuciłem zdjęć ale... po prostu nie zdążyłem. :)
Myślę, że dodam je już w Nowym Roku, bo za chwilę wyjeżdżam.
2. stycznia powinny być zdjęcia i odpowiem na komentarze, których czytanie sprawiło mi bardzo dużo przyjemności. Dziękuję.

Pozdrawiam Was serdecznie i życzę udanego świętowania zakończenia kolejnego roku, Bawcie się dobrze w tą noc. A Nowy Rok wejdźcie najlepiej jak się da! :)

Mlynarz 11:12 czwartek, 31 grudnia 2009

I znów mi szczęka opadła...
Niesamowite zakończenie roku. Jesteś wielki. również dlatego, że zdecydowałeś zadzwonić po transport. Tak czasem trzeba.

Swoją drogą co Ty robisz z tymi łańcuchami?

"przez Paczków" - skąd ja znam to miejsce? ;-)

djk71 10:05 czwartek, 31 grudnia 2009

To musiała być przygoda ;) Świetne zakończenie sezonu :)! A opisałeś to jak prawdziwy pisarz :D

bartek9007 09:30 czwartek, 31 grudnia 2009

Piotrek, czemu jak zaglądam do Ciebie na bloga już mnie nic nie dziwi?

Nie, kurde... szczerze mówiąc szczena mi opada! Chłopie widać, że masz jaja, które wiszą aż do kolan! You're the man!

Pozdro i wszystkiego najlepszego dla Was w następnym roku!

siwiutki 08:06 czwartek, 31 grudnia 2009

No Piotrze,jesteś uparty i to bardzo uparty.Ciesze się z Twojego osiągnięcia,no nie powiem zrobiło to na mnie wrażenie,a już najbardziej jazda w górach po śniegu,tu już wymiękłem,tym bardziej że ja jadąc wczoraj walczyłem aby nie wyglebić się na zwykłym chodniku we własnym mieście.Nie zła wycieczka,na prawdę nie zła.
pozdrawiam :)

Rafaello 05:42 czwartek, 31 grudnia 2009

Czytam, czytam i nie mogę uwierzyć choć powinienem spodziewać się po Tobie takich nieprawdopodobnych wyczynów.
Wielki gratulacje zrealizowania zamierzonego celu. Szacun, że się nie poddałeś! Musiałeś mieć naprawdę silną motywację żeby pokonać ten dystans.
Byłem na szczycie rowerem dwa razy ale nie tak ekstremalnie.
Pozdrawiam

mavic 00:36 czwartek, 31 grudnia 2009

Kochanie
Wiesz, tak szybko wczoraj wskoczyłeś do wanny, a potem poszedłeś spać, że nie zdążyłam Ci powiedzieć jaka jestem z Ciebie DUMNA!!!
Jesteś Najlepsiejszy z Najlepsiejszych!!! I bardzo Cię kocham! :*
Cały dzień trzymałam za Ciebie kciuki i myślałam o tym jak Ci się jedzie i gdzie właśnie jesteś. Cieszę się, że mogłam po Ciebie przyjechać i wróciliśmy do domku. Dzięki temu byliśmy razem dużo wcześniej :D Umarłabym z tęsknoty czekając jeszcze tyle godzin dłużej ;P

A tak w ogóle, to nie ma co żałować. Zrobiłeś wielką rzecz (z resztą nie pierwszą w twej rowerowej karierze i myślę, że nie ostatnią :D)! Przed Tobą kolejne wyzwania... Nie tylko rowerowe :P
A z realizacji tego wyczynu można się tylko cieszyć.
Buziaki :*


Kosma
Jakże bym mogła Tobie Smukła Dziewico nie wybaczyć!? :D
Dla Ciebie Kosmatko też buziaczki :*


jahoo81 23:52 środa, 30 grudnia 2009

Gratulacje! Również z powodu rozsądku!
(a tak w ogóle to zdarzało mi się próbować zaglądać na Twojego bloga, ale zawsze walczę z reklamą... i zazwyczaj polegam na tekście częściowo mało czytelnym z powodu linków do archiwum etc...)
Wielu radosnych chwil w nadchodzącym roku! :)

alistar 23:35 środa, 30 grudnia 2009

Wielkie gratulacje,nie zle zakończenie roku ,pozdrowienia dla Asi.

focus74 22:15 środa, 30 grudnia 2009

Zrobiłeś coś naprawdę super. Widać, że ciężko walczyłeś ze swoimi słabościami i pokonywałeś je. A to w stawianiu sobie wyzwań i podejmowaniu ich jest chyba najważniejsze. Gratuluję.

serwecz 22:11 środa, 30 grudnia 2009

Ach mój kochany Młynarczyku!!!! (mam nadzieję, że Asia mi to wybaczy)
Powaliłeś mnie na kolana tym wyczynem, a myśl, że krążyło Ci po głowie 300 w tych warunkach i w tym terenie to już w ogóle masakra.
BIG SZACUN!
A uściski z tego tytułu będą jutro ;)

kosma100 22:09 środa, 30 grudnia 2009

No chłopie, zazdroszczę. Byłem tam tylko pieszo!

Yacek 21:47 środa, 30 grudnia 2009

tradycyjne dwie stówki w grudniu;) (i tym razem jeszcze na dodatek pod górkę;))
bardzo lubię tą górę, choć byłem na niej tylko pieszo i w zimie jeszcze jej nie zdobyłem.

art75 20:58 środa, 30 grudnia 2009

Gj. Ładne opowiadanie z tego wyszło :)

Platon 20:30 środa, 30 grudnia 2009

Podziwiam Cię Piotrek.Ale jak bym był Twoim ojcem to bym Ci przylał.
Pozdrawiam

Jurek57 20:24 środa, 30 grudnia 2009

Wariat jak w najbardziej pozytywnym znaczeniu :).

mdudi 20:15 środa, 30 grudnia 2009

Świetny opis czekam na zdjęcia:)
Pozdro!

azbest87 20:13 środa, 30 grudnia 2009

Świrek:D niezły hardkor przeżyłeś... też marzę o takim czymś.
Gratulacje!

kundello21 19:49 środa, 30 grudnia 2009

no no no!!! :) bardzo pociesznie robi się siedząc przed kompem czytając takie relacje :) ni z gruszki ni z pietruszki, taka wyprawa :) w moim odczuciu przynajmniej... bo tam gdzie tyle przygód w tak krótkim czasie poprzez tyle kilometrów to już jest wyprawa :)
Pozdrawiam!!

Aga 19:28 środa, 30 grudnia 2009

Przyłączam się do gratulacji,świetne zakończenie roku.A nawiasem mam pytanie--- poprawili nawierzchnie na drodze na Przeł.Jaworową czy nadal takie dziury???? I wrzuć jakąś fotkę z Przeł.Jaworowej jeśli masz.Pozdro

VSV83 19:23 środa, 30 grudnia 2009

Piotrku jesteś niesamowity - ja, Twój ulubiony poznański biker jestem pod wielkim wrażeniem ... zimą na Śnieżnik - to jest gigantyczne COŚ :)
Koniecznie muszę Ciebie, wraz z Asią zabrać na górski trening, połączony z dużym dystansem i w końcu 300 km zimą i z dodatkiem podjazdo-zjazdów osiągniesz :)

P.s. Po przeczytaniu interesującej relacji ... może ja w którymś miesiącu 2010 r. tam pojadę na szczyt wprost z Poznania i meta we Wrocławiu :)
Zmotywowałeś mnie ... cóż co mam zrobić, bo kocham góry ... :)
Pozdrawiam :)

JPbike 19:21 środa, 30 grudnia 2009

Gratuluje. Piekne zakonczenie sezonu;) Pozdrawiam

maciek320bike 19:08 środa, 30 grudnia 2009

Gratulacje. Śnieżnik zimą, to trudno pieszo zdobyć.

Widzę, że przejeżdżałeś przez moje miasto(Ząbkowice Śląskie).
Jak Ci się podobało? Widziałeś Krzywą Więżę?

barman 19:04 środa, 30 grudnia 2009

Może za daleko ma do Gór, ale dla mnie to jest niepojęte, niesamowite.

fredziomf 19:03 środa, 30 grudnia 2009

Twardziel !!!

Anonimowy Dynio 18:59 środa, 30 grudnia 2009

Realizacja marzeń jest piękna. Pozdrawiam

robin 18:44 środa, 30 grudnia 2009
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa echcz

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]