TO MIAŁ BYĆ PRADZIAD...
Sobota, 23 czerwca 2007
· Komentarze(11)
Kategoria woj. Opolskie, Czechy
TO MIAŁ BYĆ PRADZIAD...
Miał być, ale nie był. Dlaczego?!
Ano, znowu ulewa :(
Tym razem wróciłem się i nie kontynuowałem jazdy, bo nie było sensu pakować się w góry, gdy z nieba woda leje się wiadrami i wieje silny wiatr.
I tak powinienem się cieszyć, że po ostatniej jeździe w takich warunkach się nie przeziębiłem hehe
A wydawało się dziś, że z dojazdem na Pradziada nie będzie problemu, bo niebo od rana wyglądało całkiem nieźle.
Jednak, gdy pokonywałem pierwszy dzisiejszy podjazd, z miasteczka Zlaté Hory do Heřmanovic, niebo pokryły czarne chmury i znów miałem sztorm! :D
Na szczyt podjazdy wjechałem cały mokry. Schowałem się na przystanku autobusowym, gdzie czekałem aż przestanie padać. A ze mną czekał jakiś Czech, który zadławił się bananem hehehe
Biorąc pod uwagę to, że chmury przyszły z kierunku, w którym zmierzałem, oraz to że wieje i jest zimno, postanowiłem spasować. Przysięgłem sobie jednak, że Pradziada w te wakacje jeszcze zdobędę :D
Jako, że ciągle mocno lało, zjeżdżałem 4 kilometry przez cały czas hamując i nie przekraczając 50 km/h, bo nie chciałem zaliczyć gleby (jechałem na slickach).
Szkoda, bo to potężny zjazd i na tych oponkach, przy suchym podłożu można przekroczyć 70 km/h.
Mimo tych wydarzeń, i tak jestem zadowolony, bo odpoczywam i dotrzymuję towarzystwa ważnej w mym życiu osobie :D
”Złote Jezioro” niedaleko Zlatych Hor :)
Rozpoczyna się podjazd pod Heřmanovice
I znowu deszcz...
Pradziad musi poczekać
Moje szczęście nie zna granic :D
Zlaté Hory
Uciekłem przed chmurą
Miał być, ale nie był. Dlaczego?!
Ano, znowu ulewa :(
Tym razem wróciłem się i nie kontynuowałem jazdy, bo nie było sensu pakować się w góry, gdy z nieba woda leje się wiadrami i wieje silny wiatr.
I tak powinienem się cieszyć, że po ostatniej jeździe w takich warunkach się nie przeziębiłem hehe
A wydawało się dziś, że z dojazdem na Pradziada nie będzie problemu, bo niebo od rana wyglądało całkiem nieźle.
Jednak, gdy pokonywałem pierwszy dzisiejszy podjazd, z miasteczka Zlaté Hory do Heřmanovic, niebo pokryły czarne chmury i znów miałem sztorm! :D
Na szczyt podjazdy wjechałem cały mokry. Schowałem się na przystanku autobusowym, gdzie czekałem aż przestanie padać. A ze mną czekał jakiś Czech, który zadławił się bananem hehehe
Biorąc pod uwagę to, że chmury przyszły z kierunku, w którym zmierzałem, oraz to że wieje i jest zimno, postanowiłem spasować. Przysięgłem sobie jednak, że Pradziada w te wakacje jeszcze zdobędę :D
Jako, że ciągle mocno lało, zjeżdżałem 4 kilometry przez cały czas hamując i nie przekraczając 50 km/h, bo nie chciałem zaliczyć gleby (jechałem na slickach).
Szkoda, bo to potężny zjazd i na tych oponkach, przy suchym podłożu można przekroczyć 70 km/h.
Mimo tych wydarzeń, i tak jestem zadowolony, bo odpoczywam i dotrzymuję towarzystwa ważnej w mym życiu osobie :D
”Złote Jezioro” niedaleko Zlatych Hor :)
Rozpoczyna się podjazd pod Heřmanovice
I znowu deszcz...
Pradziad musi poczekać
Moje szczęście nie zna granic :D
Zlaté Hory
Uciekłem przed chmurą