BIKE ORIENT

Niedziela, 1 lipca 2007 · Komentarze(20)
BIKE ORIENT

1. lipca – na ten dzień wiele osób długo czekało…

W tym dniu kilkoro z nas, użytkowników BIKEstats, miało okazję po raz pierwszy się spotkać razem i wziąć udział w imprezie, jaką był rowerowy rajd na orientację Bike Orient rozgrywany w miejscowości Wolbórz.

Część z nas zawitała do Wolborza już w sobotę, dzień przed rajdem.
Niektórych jednak obowiązki zatrzymały w swoich stronach trochę dłużej, dlatego takie osobistości jak Zielak, czy ja musiały dojechać dopiero przed startem. :D

Wraz z Zielakiem wyruszyliśmy furą pościgową z Wrocławia o godzinie 6 rano, a do Wolborza zawitaliśmy parę minut przez godziną 9:00. Jadąc mijaliśmy m.in. taką miejscowość, jak... Młynary :)

Pół godziny przed startem zjawiły się piękne kobiety, a więc Agenciara i Kosmatka.
Również w tym samym momencie pojawił się Tomalos, Pyszard i reszta ich ekipy, a więc Agatka (dołączyła do grona pięknych pań :) ), Sker – łamacz siodeł i Woz.
Ale to nie wszystko... po kilku minutach zjawił się Pixon, który chyba dzień wcześniej balował, bo dał się wkręcić na to, że... Zielak jest Cześkiem, a ja Dj’em Wiro hehe.
Była przy tym masa śmiechu :D Zwłaszcza, gdy Agnieszka przedstawiła mu się, jako... Zielak :)
W końcu jednak Pixon otrzeźwiał i doszedł do siebie :D

Jeszcze dziesięć minut przed startem Zielak pomagał mi zmienić opony w rowerze, bo ciągle miałem na obręczach założone... slicki! Dętki do szerokich opon wydobyłem... z kół, które wykręciłem Rzymianowi z jego rowerka o... drugiej w nocy hehe.
To się nazywa pełen profesjonalizm!
Jeszcze łyk Piasta i można ruszać – o 10:02 wystartowaliśmy!

Już po 100 metrach pot zalewał mi oczy ;), rozglądałem się za jakimś sklepem spożywczym, ale ostatecznie postanowiłem, ze zdobędę dziś 10 punktów kontrolnych, a nie tak jak zakładałem wcześniej... jeden :D

Jechaliśmy sporą grupką: Aga i Kosma, oraz Pixon z Marcinem, a do tego Pyszard z Agatą i resztą ekipy.

Czekała nas trasa wokół Zalewu Sulejowskiego, którego linia brzegowa wynosi 58 kilometrów.
Przed nami była cała masa dróg piaszczystych, leśnych i tych najzwyklejszych asfaltowych, które przebiegały między innymi przez takie miejscowości, jak: Sulejów, czy Smardzewice.


Tomalos postanowił, że będzie punkty zdobywać indywidualnie, a my byliśmy pewni, że dzięki temu wygra Bike Orient lub w najgorszym wypadku stanie na pudle.
Niestety tak się nie stało, co prawda zajął 5 miejsce, ale nie da się ukryć, że gdyby nie szara eminencja Zielak... to na pewno Tomek byłby trzeci, bądź drugi.

Bo Zielak ten drań, który nie jechał z nami, gdyż ciągle odczuwa skutki upadku z ostatniego maratonu i ma sfatygowany bark, zagadał Tomalosa na punkcie nr 1...
Niestety Tomalos nie potrafił się oprzeć opowieściom Zielaka o kotletach i stracił ponad 10 minut... :D

No, a my...

Najpierw obraliśmy kurs na pkt nr 8, aby do niego dotrzeć jechaliśmy w stronę Żarnowicy Dużej, z której czarnym szlakiem wjechaliśmy do lasu i po krótkiej, piaszczystej przeprawie mogliśmy podbić swoje karty pierwszym stemplem. Wtedy to, stanowisko stemplowaczki objęła Agenciara i robiła to z powodzeniem do samego końca rajdu :D
Za co należy jej się Big Szacun! :P

Kolejnym celem był pkt nr 2 usytuowany w Barkowicach Mokrych.
Dotarliśmy do niego szybko, ale w drodze pojawiły się pierwsze problemy nawigacyjne, drobne, bo drobne, ale jednak :D
Na punkcie tym, który był punktem żywieniowym, wszyscy się rzucili na jagodzianki, banany i inne przysmaki :D

Kolejnym zdobytym łupem był pkt nr 10, do którego jechało nam się niezwykle łatwo i przyjemnie. Na tym odcinku, po raz pierwszy dziś, mogliśmy podziwiać piękny Zalew Sulejowski. Oczywiście wszyscy rzucili się do robienie zdjęć.
Również na tym odcinku dotarło do mnie, że blat na mojej korbie umarł i nadaje się już tylko do wyrzucenia. Mimo wszystko kontynuowałem jazdę na najtwardszym przełożeniu z przodu...

Gdy już byliśmy w Sulejowie zaliczyłem spektakularną glebę...
I wszystko przez blat. Chcąc się rozpędzić po małym postoju, stanąłem na pedały i napierałem z całych sił, niestety blat znów dał mi znać o sobie, łańcuch przeskoczył tak, że pod wpływem nacisku zjechał na najniższą koronkę, wszystko to spowodowało, że zjechała mi noga z pedała, jeszcze tylko porzeźbiłem sobie piszczel o zęby blatu i na sam koniec zaryłem głową o trawnik (całe szczęście, że o trawnik).
Ten upadek dał mi trochę do myślenia i stwierdziłem po nim, że warto jeździć w kasku.
Polała się krew, pojawił się ból, pojawiła się i złość – jechałem dalej :D

Dogoniłem swoje dwie Panie – Kosmę i Agenciarę i wciąż razem napieraliśmy do przodu, tym razem ku pkt nr 7 ulokowanemu koło Zarzęcina.
Odnalezienie tego punktu sprawiło nam największe problemy, gdyż dwukrotnie pomyliliśmy drogę przez błędną interpretację mapy. Przed odnalezieniem tego punktu niestety nasza duża grupa podzieliła się na pół, bo Kosma i ja byliśmy zbyt uparci... jak się okazało, nie mieliśmy racji tym razem :D
Ale co się stało, to już się nie odstanie i dalej jechaliśmy już w składzie: Aga, Kosma, Marcin, Pixon i ja.
Powróciliśmy na właściwy tor i złapaliśmy wiatr w żagle, bo łykaliśmy kolejne punkty już do samej mety bez najmniejszych problemów.

Więc ustrzeliliśmy siódemkę, która była naszym dopiero czwartym zdobytym punktem.

Do pkt nr 9, który był ulokowany nieopodal rezerwatu w lesie, jechaliśmy bardzo kamienistą drogą.

Po tym wyjechaliśmy na asfalt i przejeżdżając przez Bukowiec nad Pilicą oraz Karolinów wylądowaliśmy nad brzegiem zbiornika Sulejowskiego, gdzie był pkt nr 3.
Po drodze do tego punktu niemal wpadł nam sam pkt nr 5 :)

Jadąc do wioseczki Twarda, gdzie był pkt nr 1 zahaczyliśmy o sklep spożywczy. Wypiliśmy sobie po małym piwku, by schłodzić się troszkę i w miłej atmosferze pogadać i pośmiać się :D
W końcu nie przyjechaliśmy tu wygrywać tylko się świetnie bawić :)

Na pkt nr 1 czekał Zielak i pozostałości po bufecie... :D
Główne podejrzenie padło na Zielaka, to pewnie on ogołocił bufet z jagodzianek :P

Skoro nie było już nic do jedzenia, to nie tracąc czasu ruszyliśmy do Smardzewic, a następnie przejeżdżając przez licząca 1200 metrów zaporę (piękne widoki!) wpadliśmy do Swolszewic Małych, gdzie wjechaliśmy do lasu i po kilku chwilach mieliśmy w kieszeni pkt nr 4

Został nam ostatni punkt do zdobycia – pkt nr 6, do którego niemal cały czas jechaliśmy szlakiem zielonym prowadzącym wzdłuż brzegu zalewu. Była to kręta ścieżynka, poprzecinana setkami wystających korzeni. Wielbicielem terenu nie jestem, ale... podobało mi się :D

Kilka chwil, małe zwątpienie, czy jesteśmy na dobrej drodze i wreszcie... ostatni punkt został zaliczony. Z kompletem dziesięciu punktów ruszyliśmy najprostszą asfaltową drogą do Wolborza, gdzie wszyscy niemal równocześnie przekroczyliśmy linię mety.

I tak się zakończył dla nas rajd, co nie oznacza, że skończyły się wrażenia, humor i dobra zabawa! :D

Wspólne zdjęcia, rozmowy i wcinanie jedzonka podczas wyczekiwania na wręczanie nagród.
Szkoda, że Tomalosowi niewiele zabrakło do podium.
Wraz z Piotrkowską Grupą Rowerową byliśmy najliczniejszą ekipą na Bike Oriencie. Wspólnie sobie pogratulowaliśmy i już wstępnie umówiliśmy się na start w następnym roku :)

Każdy z nas wylosował, jakiś upominek, co było sympatyczne.

Kiedy już zakończyła się impreza i wszyscy się pożegnali, to ruszyliśmy do Bogusławic, gdzie zostawaliśmy jeszcze na noc.

Wraz z Agnieszką, Kosmą, Tomalosem i Zielakiem świetnie się bawiliśmy przy nocnym grillu.
Rozmowy przy kiełbasce i piwku ciągnęły się w nieskończoność.
Śmiechom nie było końca :D

Glebożercy... :D

Wszystko co piękne, kiedyś się kończy. I w pewny momencie trzeba było pójść niestety spać.

Do historii przejdzie słynna wypowiedź Moniki... :D
”A pies... duff, duff, duff!” hehe
I nie tylko to.

Było fantastycznie.
Za rok zapewne znów zawitamy do Wolborza i Bogusławic, ale wtedy będzie raczej na 100% jeszcze większa ekipa! :)


Aga na tropach łydek… :D


Kosma dzwoni do Agi: “Aga! Widziałaś te łydki?!”


Pixon (za Agenciarą): „Aha, aha... czyli prosto, prosto i za śmietnikiem w lewo?!” :D


Mijaliśmy piękne pola


Były też i fajne zjazdy – gdzieś w dole pomyka Pyszard


Taką drogą można jeździć bez końca…


Wylądowaliśmy też na plaży, gdzie wypoczywali ludzie


Niektórzy pływali na żaglach... (Aga też chciała :D )


p.s.

Zdjęć Pyszarda i ekipy nie mam, bo za szybko śmigali! :D
A tak poważnie to nie za dużo myślałem o robienie zdjęć podczas tego rajdu, bo czas upływał błyskawicznie w niezwykle fajnej atmosferze.

Komentarze (20)

Dziękuję Leonard. Zawsze uważałem, że Polska to piękny kraj, który warto poznawać. :)

Pozdrawiam!

Mlynarz 19:33 poniedziałek, 14 grudnia 2009

Fajne fotki.W ten sposób poznaję piękne mjejsca Polski.Zazdroszcze Wam.Wolbórz troche znam.Nad zalewem nie byłem,na zdjęciach wygląda ładnie. Dzięki.

leonard50 12:55 poniedziałek, 14 grudnia 2009

To może też byłeś na BIKE Orient?! :)

Mlynarz 10:34 piątek, 26 października 2007

ZALEW , WOLBÓWRZ , EJ TO SĄ MOJE OKOLICE ZAJRZYJ SOBIE NA skibabike.bikestats.pl

skibabike 08:14 piątek, 26 października 2007

Trzymamy za słowo! :D

Mlynarz 13:56 niedziela, 15 lipca 2007

taaaa w menu KFC sojowa agenciara z grilla w trzech smakach ;D z ananasem, z warzywami i z krewetkami ;p
bueheheheh łobuzy postaram się żeby na drugim BO było widać co jest łydka a co tłuszczyk ;D

Aga 10:24 niedziela, 15 lipca 2007

Wszystko można... :P

;)

pozdrawiam!

Mlynarz 04:27 poniedziałek, 9 lipca 2007

Ja już...... nie mogę....... ;)))
Pozdrawiam - Czesiek

czesiek 12:18 niedziela, 8 lipca 2007

Czesiek ja też nie (zwłaszcza McD hehe), ale na Agi łydki bym się wybrał :)

Pyszard znam ten ból hehe

pozdrawiam!

Mlynarz 05:50 niedziela, 8 lipca 2007

....aaa konsultacje w sprawie pracy dyplomowej ;)

pyszard 01:32 niedziela, 8 lipca 2007

Nie jadam w fast........................... ;)

czesiek 16:32 sobota, 7 lipca 2007

Kosma chociaż, że BikeOrient wcisnąłem w ten weekend w dość ekstremalny sposób, to jestem przekonany w 100%, że było warto.
Nawet w najśmielszych oczekiwaniach nie myślałem, że będzie aż tak dobrze!
A najlepsze jest to, że to nie nasz ostatni raz! :D

Aga a dziękuję, dziękuję!!! Było wspaniale i niepowtarzalnie!
W przyszłym roku znów zaszalejemy, ale po drodze coś jeszcze się wymyśli :)

Pyszard relacja się opóźniła, bo miałem troszkę na głowie, ale jest już dobrze.
A Ty co na uczelni robisz o tej porze roku?! :D

Cześku łydki Agnieszki są miodzio! Można by serwować je w KFC :D

Pixon zawsze do usług! Sorki za przeciąganie w pisaniu relacji, ale ostatnio nie wiedziałem co ręce włożyć taki miałem kocioł :)

Tomalos, a miałeś nikomu nie mówić! :D
Cieszę się, że Piast Ci wchodził hehe
Żubr też jest rulezzzzzzzz! :D

pozdrawiam!

Mlynarz 16:04 sobota, 7 lipca 2007

Łeeeee..... :(((((((((........ ;)

czesiek 14:30 sobota, 7 lipca 2007

Czesku wklęsłe :D:D:D:D

Aga 13:49 sobota, 7 lipca 2007

powiedz od razu, że nie myślałeś o robieniu zdjęć bo myślałeś o Piaście :P

tomalos 23:24 czwartek, 5 lipca 2007

czesiek - konkretne ;))

Wreszcie i u Ciebie mamy do poczytania wspaniałości jakie wychwyciliśmy z tej imprezy. super, szczególnie te niektóre kruczki jakie utkwiły ci w głowie. Chociażby to: "...Aha, aha... czyli prosto, prosto i za śmietnikiem w lewo?!"


REWELACJA!

Pozdrawiam

Pixon 06:35 czwartek, 5 lipca 2007

"Było fantastycznie."
Tylko się cieszyć... . :)
Twoje dziewczyny Piotrek, powinny nazywać się: Łydka 1 i Łydka 2 - hahaha.
Pozdrtawiam - Czesiek
Ps. Jakie łydki ma Agnieszka? ;)))))))))))))))))))))))))

czesiek 01:42 czwartek, 5 lipca 2007

wow, długo, długo nic aż tu nagle ogromna relacja (nawet z odnośnikami do wikipedii :) trochę pracy Cię to kosztowało, jest taka długa a ja za 5 min muszę jechać na uczelnie ale wieczorkiem sobie poczytam bo u Kosmy też się coś pojawiło ;)

pyszard 01:38 czwartek, 5 lipca 2007

aaaaaaaa jaka piekna relacjaaa :D

Odwaliłeś kawał dobrej roboty :D:D:D Naprawde mi się podoba relacejszyn, wciagnela mnie od pierwszego akapitu i tak jednym tchem $#@*%&&*#&# powietrza brakło przy końcówce :D
...wdech..... wydech........... :)
.Juz chcialam napisac ze piekniejsza od tego co widzielismy na oczy ;))

NASZ WYPAD BYL JEDYNY, NIEPOWTARZALNY, UNIKALNI LUDZIE, GADUŁY MNIEJSZE I WIEKSZE, WSTYDNISIE I KWIKI..... TO TRZEBABYŁO PRZEŻYC :-)
Dziekuje wszystkim za ten cudowny weekend :)
........ a piesek za nami.. tup tup tup :D:D:D:D:D

Aga 23:07 środa, 4 lipca 2007

Hehehehe jak czytałam tą relację to miałam dużo do skomentowania...teraz... hmmm lwia część mi umknęła ;)
Po prostu powiem:
BYŁO PIĘKNIE!
Wiem, że się powtarzam ;)
I dopowiem:
Niech żałuję ten, co nie zjawił się w Wolborzu 1 lipca ;)
Pozdrawiam ;)

kosma100 16:58 środa, 4 lipca 2007
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa miusi

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]