MINI NOCNA MASAKRA
Sobota, 1 grudnia 2007
· Komentarze(22)
Kategoria Wrocław - okolice, woj. Dolnośląskie, Imprezy, gleby
MINI NOCNA MASAKRA
W pierwszy grudniowy dzień miałem przyjemność uczestniczyć w imprezie zorganizowanej przez Marcina Drewniaka z Wrocławskiego Klubu Sportowego Artemis.
Tego dnia, o godzinie 17:00, prawie 50 osób spotkało się w Wilczynie koło Obornik Śląskich, gdzie na szlakach pieszych i rowerowych pokonywało trasę Mini Nocnej Masakry.
I już na początku szybko piszę, że impreza była świetna!
Złożyło się na to kilka rzeczy.
Na pewno jedną z nich jest to, że Marcin w bardzo ciekawy sposób rozmieścił punkty kontrolne. Ważne było też, że w imprezie wzięli udział ludzie wielce pozytywnie nastawieni do życia, a to musiało się przełożyć na wyborną atmosferę w gronie uczestników. :)
Poza tym mimo złych prognoz... pogoda okazała się świetna! Temperatura powietrza oscylowała w granicach 5 stopni, podczas rajdu nie wystąpiły żadne opady, a wiatr nie dawał się zbytnio we znaki – jechało się bardzo przyjemnie!
I na koniec, ostatni powód tego, że udział w Mini Nocnej Masakrze był dla mnie frajdą, to obecność Boskiego Blase! :P
Właśnie wspólnie z Błażejem pokonywaliśmy naszą trasą, co zakończyło się powodzeniem i odnalezieniem wszystkich punktów kontrolnych! :)
Dobra! Koniec słodzenia! :D Pora przejść do relacji... :)
Zanim zacznę podaję też link do relacji na blogu Blase, gdzie możecie obejrzeć również fotki, których ja niestety nie robiłem (nie wziąłem aparatu). Tutaj wrzucę tylko kilka, które są autorstwa Błażeja. :)
Do Wilczyna wybraliśmy się autkiem. Dojechaliśmy niemal na ostatnią chwilę, bo miałem wcześniej szkolenie i wyjeżdżaliśmy z Błażejem z Wrocławia już bardzo późno. :)
Może kiedyś doczekam się dnia, że nie będę wszystkiego robić na ostatnią chwilę... :D
W każdym razie podróż była bardzo przyjemna! A po dotarciu na miejsce było jeszcze lepiej. Ja musiałem szybko się przebrać w wiejskie ciuszki na rower.
Po chwili nastąpiła wesoła odprawa przed startem. Wszyscy otrzymali wskazówki związane z rozmieszczeniem punktów oraz mapy z ich lokalizacją.
Razem z Błażejem zastanawialiśmy się chwilę nad tym, w jakim kierunku wyruszyć. W końcu postanowiliśmy, że zaczniemy zaliczać PK zaczynając od nr 10. Jechaliśmy więc w całkowicie odwrotnie niż reszta uczestników, których spotkaliśmy dopiero w połowie trasy. :)
No i ruszyliśmy! Z Wilczyna szybko asfaltem do Golędzinowa i tam musieliśmy zlokalizować drogę polną prowadzącą do pierwszego PK. Udało nam się to prawie bez problemów, jednak drobny błąd nawigacyjny sprawił, że musieliśmy kilkadziesiąt metrów pokonać wzdłuż torowiska. Później kilka minut jechaliśmy w ciemnościach po polnych pustkowiach, aż wreszcie gdzieś przed nami zarysowały się kontury sosny, na której dopadliśmy PK 10! Zostało nam tylko dziewięć! :)
Znów poruszamy się polnymi drogami, zaliczamy niemal wszystkie kałuże, bo nasze skąpe oświetlenie niewiele nam ułatwia w przemieszczaniu się po oblanym nocą terenie. :D
Jest to nawet fajne! Taka mała adrenalinka, bo nigdy nie wiadomo w co wjedziesz... za 10 metrów! Hehe :D
Słabe oświetlenie jednak nas nie zniechęca! Jesteśmy zdeterminowani tak bardzo, że nie czujemy strachu wjeżdżając na teren ukrytego w leśnych czeluściach cmentarza... I tak oto zdobywamy kolejny punkt, tym razem PK 9 umiejscowiony na cmentarzyku w okolicach wsi Lubnów.
Szybkie spojrzenie na mapę i podążamy do kolejnego PK. Znowu szukamy cmentarza, ale tym razem jest to stary niemiecki cmentarz, również koło Lubnowa. Pojawiają się drobne problemy z jego odnalezieniem, a wszystko przez to, że... wciąż gadamy z Błażejem i gadamy. :D Przejechaliśmy przez lasek, w którym był szukany przez nas cmentarzyk. Dobrze, że w porę się opamiętaliśmy. hehe
Właściwie to tej nocy niemal każdy punkt przejeżdżaliśmy przez to, że się zagadywaliśmy. Kto by pomyślał, że z facetów są takie gaduły?! :D No ale mieliśmy ciekawe tematy... lachony, szybkie auta, browary, plaża i takie tam inne. :P (Najbardziej obgadywaliśmy Agenciarę ;P )
Wreszcie jest! PK 8 na cmentarzu niemieckim – mroczny klimat, palący się znicz na starej płycie nagrobnej, chwilka refleksji i jedziemy dalej.
Wracamy do Lubnowa, z którego jedziemy asfaltem do Urazu. Tam spotykamy pierwszych bikerów, którzy jadą z naprzeciwka.
Docieramy do miejscowego zamku i zabieramy z jego ogrodzenia PK 7.
Później szukamy Portu Uraz, który standardowo przejeżdżamy... Zorientowaliśmy się dość późno, bo zdążyliśmy już wyjechać poza zabudowania. :)
Jednak wracamy się, troszkę błądzimy, w końcu znajdujemy bramę wjazdową do portu, pomógł nam w tym troszkę miejscowy wędkarz. :D Przy wartowni jest PK 6.
Opuszczamy Uraz i kierujemy się asfaltem w stronę Rościsławic, przejeżdżamy przez wieś Niziny, za którą wpadamy w straszną mgłę. Teraz łapiemy z Błażejem niesamowity klimat... Najpierw te cmentarze, teraz ta mgła! Podoba nam się ta zabawa! :D
A czego szukamy?! Szukamy miejsca, które na mapie jest oznaczone, jako Spalona Wieś, znajduje się tam gruzowisko po starej osadzie. W pierwszej chwili szukaliśmy jej po złej stronie strumienia. Zaraz potem nadjechało kilku kolejnych masakrarzy, z którymi wspólnie udaje nam się znaleźć pozostałości schodów, a przy nich PK 5.
My z Błażejem jedziemy dalej w swym kierunku, a oni udają się do Urazu. Dowiadujemy się jeszcze, że zrezygnowali z szukania punktu kontrolnego numer 4, bo mieli duże problemy z jego odnalezieniem.
To nas jednak nie zraża. Wpadamy do ciemnego lasu, szybko odnajdujemy szukaną przez nas drogę, jeszcze tylko 200 metrów i dotrzemy do szukanego przez nas wzgórza, a na nim będzie wysoki dąb, który jest naszym kolejnym celem. No i właśnie... jakieś wzgórze jest, ale dębów od groma :/ Dużo czasu straciliśmy na szukaniu tego punktu. Od początku nam tu dużo rzeczy nie pasowało. Nie poddajemy się jednak i chłodno zastanawiamy się, gdzie ten punkt może być. Pomysłów jest wiele. Wreszcie dochodzimy do wniosku, że to może nie być to właściwe wzgórze... Może za szybko skręciliśmy?! Mapa mówi, że skręciliśmy dobrze... ale tu przecież nie ma żadnego charakterystycznego wzgórza, dębu, a tym bardziej punktu! :/
Wracamy do poprzedniej drogi i próbujemy zdobyć punkt, od drugiej strony. Szybko jednak okazało się, że poprzednia dróżka to nie było to czego szukaliśmy poprzednio... 50 metrów dalej była nasza, której szukaliśmy. :) Teraz już bez problemu odnajdujemy wzgórze z dębem i zbieramy PK 4. Straciliśmy dużo czasu, ale wcale nie żałowaliśmy. Celem było znalezienie wszystkich punktów, a czas... przecież nigdzie się nie spieszyliśmy :D
Żegnamy się z innymi zdobywcami tego punktu, których udało nam się spotkać. Poczym zjeżdżamy drogą w dół. Słyszę krzyk Błażeja, który jedzie przede mnę, pytam co się stało... nie zdążył odpowiedzieć, sam się dowiedziałem o co chodzi, gdy uderzam przednim kołem w kłodę leżącą na drodze. hehe To był taki mały OTB bez konsekwencji :D Udało mi się podeprzeć rękoma i szybko dalej jechałem. Błażejowi, cwaniaczkowi, który jest w terenie wyjadaczem udało się przeszkodę ominąć w ostatniej chwili. :D A ja zaliczyłem swoją kolejną glebę w tym roku. (nabieram doświadczenia: to już piąta :D)
Nic to, jedzie się dalej. Musimy wyjechać z lasu i znaleźć wioskę Jary. Nim to jednak następuje, w dziecinny sposób mylimy drogi. Skręcamy za szybko w lewo i jedziemy przez jakieś mokradła. :D Ostatecznie jednak jesteśmy z tego zadowoleni, bo zaliczanie w ciemnościach kałuż które są głębokie do połowy koła i mają nawet po 5 metrów długości jest całkiem ciekawym doświadczeniem. :D
Świetnie na nich sobie radził „Lodołamacz Blase” hahaha Ale i on w końcu poległ i wylądował z butami w błocie! :P
Cali mokrzy, ale zadowoleni, wyjeżdżamy z lasu, przejeżdżamy przez Jary, za którymi skręcamy w las i docieramy do małego stawu. Obok niego stoi tablica informacyjna, a na niej jest nasz PK 3.
Zostaje nam już tylko przejazd lasem do Obornik Śląskich. Jadąc miejscami omijamy resztki zalegającego śniegu. Mija chwila i wpadamy na ulice Obronik. Bez problemu znajdujemy wylotową drogę, która prowadzi w kierunku naszego kolejnego punktu. Trochę mocowania się z grząskim błotem i już widzimy stojącą koło lasu ambonę, a w niej jest PK 2. Bardzo ciekawa lokalizacja, ale kolejna, już nasza ostatnia, była najlepsza... :)
Jazda lasem, wyjeżdżamy na drogę asfaltową, krótka chwila i jesteśmy w Wilczynie, a tam skręcamy w pole i odnajdujemy ruiny starej kaplicy! Wielce klimatyczne miejsce, które w nocy wgląda niezwykle. Zabieramy PK 1, który jest naszym ostatnim na trasie i podążamy do bazy rajdu.
Okazuje się, że dojeżdżamy w pierwszej połowie stawki, więc nie jest tragicznie. :)
Ale nie rywalizacja była najważniejsze tego dnia. Liczyła się dobra zabawa i myślę, że to wszystkim się udało w pełni zrealizować! To cieszy. :)
Na pewno przyda nam się doświadczenie zdobyte podczas odnajdywania punktów, bo zarówno dla mnie, jak i dla Błażeja, była to pierwsza taka impreza. Najważniejsze obok kondycji, humoru i dobrego samopoczucia jest... dobre oświetlenie! :D A tego nam dziś brakowało bardzo. :)
W bazie rajdu wraz z innymi uczestnikami ucinamy sobie przyjemne rozmowy, pijemy herbatkę, po czym następuje czas na pożegnanie.
Błażej i ja, pakujemy się w autko i wracamy do naszej metropolii! :D
Obydwaj zadowoleni i usatysfakcjonowani! (Zapomniałem dodać... ubłoceni :P )
Dzięki Blase!
- - - - - - - - - - - - - - - - -
Niektórzy z uczestników Mini Nocnej Maskary wystartują 15. grudnia we właściwej Nocnej Masakrze, która odbędzie się w Międzyrzeczu. Tam będzie do pokonania niemal 200 km w limicie czasowym 15 godzin! Oczywiście wszystko w nocy. :D
- - - - - - - - - - - - - - - - -
Poniżej kilka fotek (wszystkie autorstwa Blase):
Tłumnie oblegana baza rajdu :D
Na cmentarzu – w poszukiwaniu PK
Pośród mgieł...
Lodołamacz BLASE! :P
Przedostatni PK – na ambonie
TRASA:
Wilczyn Leśny -> Golędzinów -> Lubnów -> Uraz -> Niziny -> Jary -> Oborniki Śkąskie -> Wilczyn
W pierwszy grudniowy dzień miałem przyjemność uczestniczyć w imprezie zorganizowanej przez Marcina Drewniaka z Wrocławskiego Klubu Sportowego Artemis.
Tego dnia, o godzinie 17:00, prawie 50 osób spotkało się w Wilczynie koło Obornik Śląskich, gdzie na szlakach pieszych i rowerowych pokonywało trasę Mini Nocnej Masakry.
I już na początku szybko piszę, że impreza była świetna!
Złożyło się na to kilka rzeczy.
Na pewno jedną z nich jest to, że Marcin w bardzo ciekawy sposób rozmieścił punkty kontrolne. Ważne było też, że w imprezie wzięli udział ludzie wielce pozytywnie nastawieni do życia, a to musiało się przełożyć na wyborną atmosferę w gronie uczestników. :)
Poza tym mimo złych prognoz... pogoda okazała się świetna! Temperatura powietrza oscylowała w granicach 5 stopni, podczas rajdu nie wystąpiły żadne opady, a wiatr nie dawał się zbytnio we znaki – jechało się bardzo przyjemnie!
I na koniec, ostatni powód tego, że udział w Mini Nocnej Masakrze był dla mnie frajdą, to obecność Boskiego Blase! :P
Właśnie wspólnie z Błażejem pokonywaliśmy naszą trasą, co zakończyło się powodzeniem i odnalezieniem wszystkich punktów kontrolnych! :)
Dobra! Koniec słodzenia! :D Pora przejść do relacji... :)
Zanim zacznę podaję też link do relacji na blogu Blase, gdzie możecie obejrzeć również fotki, których ja niestety nie robiłem (nie wziąłem aparatu). Tutaj wrzucę tylko kilka, które są autorstwa Błażeja. :)
Do Wilczyna wybraliśmy się autkiem. Dojechaliśmy niemal na ostatnią chwilę, bo miałem wcześniej szkolenie i wyjeżdżaliśmy z Błażejem z Wrocławia już bardzo późno. :)
Może kiedyś doczekam się dnia, że nie będę wszystkiego robić na ostatnią chwilę... :D
W każdym razie podróż była bardzo przyjemna! A po dotarciu na miejsce było jeszcze lepiej. Ja musiałem szybko się przebrać w wiejskie ciuszki na rower.
Po chwili nastąpiła wesoła odprawa przed startem. Wszyscy otrzymali wskazówki związane z rozmieszczeniem punktów oraz mapy z ich lokalizacją.
Razem z Błażejem zastanawialiśmy się chwilę nad tym, w jakim kierunku wyruszyć. W końcu postanowiliśmy, że zaczniemy zaliczać PK zaczynając od nr 10. Jechaliśmy więc w całkowicie odwrotnie niż reszta uczestników, których spotkaliśmy dopiero w połowie trasy. :)
No i ruszyliśmy! Z Wilczyna szybko asfaltem do Golędzinowa i tam musieliśmy zlokalizować drogę polną prowadzącą do pierwszego PK. Udało nam się to prawie bez problemów, jednak drobny błąd nawigacyjny sprawił, że musieliśmy kilkadziesiąt metrów pokonać wzdłuż torowiska. Później kilka minut jechaliśmy w ciemnościach po polnych pustkowiach, aż wreszcie gdzieś przed nami zarysowały się kontury sosny, na której dopadliśmy PK 10! Zostało nam tylko dziewięć! :)
Znów poruszamy się polnymi drogami, zaliczamy niemal wszystkie kałuże, bo nasze skąpe oświetlenie niewiele nam ułatwia w przemieszczaniu się po oblanym nocą terenie. :D
Jest to nawet fajne! Taka mała adrenalinka, bo nigdy nie wiadomo w co wjedziesz... za 10 metrów! Hehe :D
Słabe oświetlenie jednak nas nie zniechęca! Jesteśmy zdeterminowani tak bardzo, że nie czujemy strachu wjeżdżając na teren ukrytego w leśnych czeluściach cmentarza... I tak oto zdobywamy kolejny punkt, tym razem PK 9 umiejscowiony na cmentarzyku w okolicach wsi Lubnów.
Szybkie spojrzenie na mapę i podążamy do kolejnego PK. Znowu szukamy cmentarza, ale tym razem jest to stary niemiecki cmentarz, również koło Lubnowa. Pojawiają się drobne problemy z jego odnalezieniem, a wszystko przez to, że... wciąż gadamy z Błażejem i gadamy. :D Przejechaliśmy przez lasek, w którym był szukany przez nas cmentarzyk. Dobrze, że w porę się opamiętaliśmy. hehe
Właściwie to tej nocy niemal każdy punkt przejeżdżaliśmy przez to, że się zagadywaliśmy. Kto by pomyślał, że z facetów są takie gaduły?! :D No ale mieliśmy ciekawe tematy... lachony, szybkie auta, browary, plaża i takie tam inne. :P (Najbardziej obgadywaliśmy Agenciarę ;P )
Wreszcie jest! PK 8 na cmentarzu niemieckim – mroczny klimat, palący się znicz na starej płycie nagrobnej, chwilka refleksji i jedziemy dalej.
Wracamy do Lubnowa, z którego jedziemy asfaltem do Urazu. Tam spotykamy pierwszych bikerów, którzy jadą z naprzeciwka.
Docieramy do miejscowego zamku i zabieramy z jego ogrodzenia PK 7.
Później szukamy Portu Uraz, który standardowo przejeżdżamy... Zorientowaliśmy się dość późno, bo zdążyliśmy już wyjechać poza zabudowania. :)
Jednak wracamy się, troszkę błądzimy, w końcu znajdujemy bramę wjazdową do portu, pomógł nam w tym troszkę miejscowy wędkarz. :D Przy wartowni jest PK 6.
Opuszczamy Uraz i kierujemy się asfaltem w stronę Rościsławic, przejeżdżamy przez wieś Niziny, za którą wpadamy w straszną mgłę. Teraz łapiemy z Błażejem niesamowity klimat... Najpierw te cmentarze, teraz ta mgła! Podoba nam się ta zabawa! :D
A czego szukamy?! Szukamy miejsca, które na mapie jest oznaczone, jako Spalona Wieś, znajduje się tam gruzowisko po starej osadzie. W pierwszej chwili szukaliśmy jej po złej stronie strumienia. Zaraz potem nadjechało kilku kolejnych masakrarzy, z którymi wspólnie udaje nam się znaleźć pozostałości schodów, a przy nich PK 5.
My z Błażejem jedziemy dalej w swym kierunku, a oni udają się do Urazu. Dowiadujemy się jeszcze, że zrezygnowali z szukania punktu kontrolnego numer 4, bo mieli duże problemy z jego odnalezieniem.
To nas jednak nie zraża. Wpadamy do ciemnego lasu, szybko odnajdujemy szukaną przez nas drogę, jeszcze tylko 200 metrów i dotrzemy do szukanego przez nas wzgórza, a na nim będzie wysoki dąb, który jest naszym kolejnym celem. No i właśnie... jakieś wzgórze jest, ale dębów od groma :/ Dużo czasu straciliśmy na szukaniu tego punktu. Od początku nam tu dużo rzeczy nie pasowało. Nie poddajemy się jednak i chłodno zastanawiamy się, gdzie ten punkt może być. Pomysłów jest wiele. Wreszcie dochodzimy do wniosku, że to może nie być to właściwe wzgórze... Może za szybko skręciliśmy?! Mapa mówi, że skręciliśmy dobrze... ale tu przecież nie ma żadnego charakterystycznego wzgórza, dębu, a tym bardziej punktu! :/
Wracamy do poprzedniej drogi i próbujemy zdobyć punkt, od drugiej strony. Szybko jednak okazało się, że poprzednia dróżka to nie było to czego szukaliśmy poprzednio... 50 metrów dalej była nasza, której szukaliśmy. :) Teraz już bez problemu odnajdujemy wzgórze z dębem i zbieramy PK 4. Straciliśmy dużo czasu, ale wcale nie żałowaliśmy. Celem było znalezienie wszystkich punktów, a czas... przecież nigdzie się nie spieszyliśmy :D
Żegnamy się z innymi zdobywcami tego punktu, których udało nam się spotkać. Poczym zjeżdżamy drogą w dół. Słyszę krzyk Błażeja, który jedzie przede mnę, pytam co się stało... nie zdążył odpowiedzieć, sam się dowiedziałem o co chodzi, gdy uderzam przednim kołem w kłodę leżącą na drodze. hehe To był taki mały OTB bez konsekwencji :D Udało mi się podeprzeć rękoma i szybko dalej jechałem. Błażejowi, cwaniaczkowi, który jest w terenie wyjadaczem udało się przeszkodę ominąć w ostatniej chwili. :D A ja zaliczyłem swoją kolejną glebę w tym roku. (nabieram doświadczenia: to już piąta :D)
Nic to, jedzie się dalej. Musimy wyjechać z lasu i znaleźć wioskę Jary. Nim to jednak następuje, w dziecinny sposób mylimy drogi. Skręcamy za szybko w lewo i jedziemy przez jakieś mokradła. :D Ostatecznie jednak jesteśmy z tego zadowoleni, bo zaliczanie w ciemnościach kałuż które są głębokie do połowy koła i mają nawet po 5 metrów długości jest całkiem ciekawym doświadczeniem. :D
Świetnie na nich sobie radził „Lodołamacz Blase” hahaha Ale i on w końcu poległ i wylądował z butami w błocie! :P
Cali mokrzy, ale zadowoleni, wyjeżdżamy z lasu, przejeżdżamy przez Jary, za którymi skręcamy w las i docieramy do małego stawu. Obok niego stoi tablica informacyjna, a na niej jest nasz PK 3.
Zostaje nam już tylko przejazd lasem do Obornik Śląskich. Jadąc miejscami omijamy resztki zalegającego śniegu. Mija chwila i wpadamy na ulice Obronik. Bez problemu znajdujemy wylotową drogę, która prowadzi w kierunku naszego kolejnego punktu. Trochę mocowania się z grząskim błotem i już widzimy stojącą koło lasu ambonę, a w niej jest PK 2. Bardzo ciekawa lokalizacja, ale kolejna, już nasza ostatnia, była najlepsza... :)
Jazda lasem, wyjeżdżamy na drogę asfaltową, krótka chwila i jesteśmy w Wilczynie, a tam skręcamy w pole i odnajdujemy ruiny starej kaplicy! Wielce klimatyczne miejsce, które w nocy wgląda niezwykle. Zabieramy PK 1, który jest naszym ostatnim na trasie i podążamy do bazy rajdu.
Okazuje się, że dojeżdżamy w pierwszej połowie stawki, więc nie jest tragicznie. :)
Ale nie rywalizacja była najważniejsze tego dnia. Liczyła się dobra zabawa i myślę, że to wszystkim się udało w pełni zrealizować! To cieszy. :)
Na pewno przyda nam się doświadczenie zdobyte podczas odnajdywania punktów, bo zarówno dla mnie, jak i dla Błażeja, była to pierwsza taka impreza. Najważniejsze obok kondycji, humoru i dobrego samopoczucia jest... dobre oświetlenie! :D A tego nam dziś brakowało bardzo. :)
W bazie rajdu wraz z innymi uczestnikami ucinamy sobie przyjemne rozmowy, pijemy herbatkę, po czym następuje czas na pożegnanie.
Błażej i ja, pakujemy się w autko i wracamy do naszej metropolii! :D
Obydwaj zadowoleni i usatysfakcjonowani! (Zapomniałem dodać... ubłoceni :P )
Dzięki Blase!
- - - - - - - - - - - - - - - - -
Niektórzy z uczestników Mini Nocnej Maskary wystartują 15. grudnia we właściwej Nocnej Masakrze, która odbędzie się w Międzyrzeczu. Tam będzie do pokonania niemal 200 km w limicie czasowym 15 godzin! Oczywiście wszystko w nocy. :D
- - - - - - - - - - - - - - - - -
Poniżej kilka fotek (wszystkie autorstwa Blase):
Tłumnie oblegana baza rajdu :D
Na cmentarzu – w poszukiwaniu PK
Pośród mgieł...
Lodołamacz BLASE! :P
Przedostatni PK – na ambonie
TRASA:
Wilczyn Leśny -> Golędzinów -> Lubnów -> Uraz -> Niziny -> Jary -> Oborniki Śkąskie -> Wilczyn