Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2007

Dystans całkowity:663.68 km (w terenie 248.00 km; 37.37%)
Czas w ruchu:32:36
Średnia prędkość:20.36 km/h
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:36.87 km i 1h 55m
Więcej statystyk

Brrrrrrrr......


No, no...

Poniedziałek, 9 lipca 2007 · Komentarze(14)
Brrrrrrrr......


No, no... ładną jesień mamy tego lata... :(
Powoli pogoda zaczyna mnie męczyć, bo to już kolejny raz kiedy za oknem jest szaro, a z nieba leje się deszcz.
Nie takiej pogody oczekuję w lipcu :D
Na szczęście prognozy są dobre i już weekend ma być suchy i bardzo ciepły – zobaczymy, czy tak będzie :)

Dziś pojeździłem sporo po Wrocławiu i po wioskach położonych na północny-wschód od Wrocławia, a więc tereny, gdzie rzadko bywam, gdyż zazwyczaj nie chce mi się przejeżdżać przez miasto :D

Mimo beznadziejnej pogody jestem zadowolony z wyjazdu, choć przyznam, że momentami myślałem sobie, że lepiej było zostać w domu...
Było bardzo chłodno, bo koło 12 stopni, padał cały czas deszcz i wiał wiatr.

Miałem dziś na trasie kilka nowych wiosek, w których byłem po raz pierwszy i nawet mi się podobały :)
Kilka ładnych kościółków dziś spotkałem w nich, tylko że przez pogodę nie próbowałem się nimi nawet zachwycać :D

No cóż, trzeba czekać na lepszą pogodę i męczyć się w tej, którą mamy teraz :)

Podczas dzisiejszego wyjazdu wreszcie udało mi się zrobić, jakąś znośną fotkę bociana, bo już wcześniej miałem dużo nieudanych prób... ;]

No i jest to kolejny dzień, kiedy w głowie siedzi mi kawałeczek Reo Speedwagon – „Keep on loving You” hehe :D
Ach, ta moja dusza romantyka... ;P


Bocian



Bocian again



Staw koło Rakowa



Stępiń



Tu juź zaczynałem łapać mroczne klimaty :D



Ja chcę do domuuuu!!! :)



Pasaż Grunwaldzki



Ostrów Tumski widziany z Mostu Grunwaldzkiego



TRASA:
WRO/Gaj – Niskie Łąki – Kładka Zwierzyniecka – Most Bartoszowicki – Swojczyce...
Wilczyce -> Kiełczów -> Piecowice -> Bielawa -> Raków -> Borowa -> Stępiń -> Januszkowice -> Dobroszów Oleśnicki -> Dąbrowica -> Szczodre -> Domaszczyn -> Pruszowice ->...
WRO/Zakrzów – Psie Pole – Plac Grunwaldzki – Na Grobli – Krakowska – Gaj... c.d.n. ;)

DO OŁAWY, A PÓŹNIEJ

Niedziela, 8 lipca 2007 · Komentarze(22)
DO OŁAWY, A PÓŹNIEJ WROCŁAW NOCĄ...


Dziś wstałem bardzo późno, bo dopiero o godzinie trzynastej :D
Musiałem odespać poprzednią, nieprzespaną noc i zrekompensować sobie brak snu w ciągu ostatnich 40 godzin :)

Na rower wybrałem się dopiero o godzinie 19:00.
Oczywiście miałem w głowie swoje postanowienie wczorajsze, a mianowicie to, że w niedzielę zrobię setkę :D
Trochę późna godzina wyjazdu, jak na robienie setki, no ale cóż... w życiu nie zawsze jest lekko ;)

Pojechałem najpierw do Siechnic przez Blizanowice i Trestno, stamtąd do Kotowic i wioskami do Oławy. Jako, że po drodze strasznie często wyciągałem aparat, to w Oławie byłem już w momencie, gdy zaczęło się ściemniać.

Dziś w właściwie więcej bawiłem się swoim nowym aparatem niż jeździłem na rowerze (w sumie zrobiłem 140 zdjęcia :D ). Muszę dużo eksperymentować, by go dobrze poznać :)
W Oławie pobyłem z 15 minut, pojechałem na tamtejszy ryneczek, by obejrzeć ratusz nocą. Niestety nie udało mi się zrobić dobrej fotki „Oławskiej Śmierci” – może innym razem się uda :)

Wracałem do Wrocławia podobną trasą, z tym że z Groblic nie jechałem do Siechnic, a wioseczkami do Świętej Katarzyny i dalej na Smardzów, by wjechać do miasta od strony Wojszyc.

Pojechałem jeszcze sobie na Most Milenijny, a z mostu do centrum i w stronę Placu Grunwaldzkiego. Do domu wracałem przez Niskie Łąki, a po drodze odwiedziłem „Pannę z wielkimi kolanami” :D

Na Niskich Łąkach przez drogę przebiegły mi dwie sarenki :D
Pierwszy raz widziałem sarny w mieście :)
Wybiegły co prawda z Lasku Rakowieckiego, ale był to oryginalny widok... Dookoła domy, chodniki, palące się latarnie, zaparkowane auta i... biegnące sarny :D
Oczywiście, jak zawsze w takich sytuacjach, nie zdążyłem zrobić zdjęcia...

Dzień, a właściwie wieczór, uważam za udany :D


Słońce przygotowuje się do zachodu – w oddali Siechnice



Spektakl trwa...



Niebo płonie! :D



Ulubiony kolor Agenciary... :P



Rzeka Oława w... Oławie



Ratusz w Oławie



Nawet dziś jeżyka spotkałem


TRASA:
WRO/Gaj – WRO/Niskie Łąki – WRO/Opatowice...
Trestno -> Blizanowice -> Siechnice -> Groblice -> Kotowice -> Zakrzów -> Siedlce -> Oława -> Siedlce -> Zakrzów -> Groblice -> Zębice Osiedle -> Zębice -> Sulimów -> Święta Katarzyna -> Smardzów -> Żerniki Wrocławskie -> Biestrzyków -> Radomierzyce...
WRO/Wojszyce – WRO/Gaj

po Wrocławiu:
Gaj – Armii Krajowej – Klecińska – Most Milenijny – Most Osobowicki – Grodzka – Plac Dominikański – Na Grobli – Na Niskich Łąkach – Krakowska - Gaj

WROCŁAW WIECZORNĄ PORĄ

WROCŁAW WIECZORNĄ PORĄ


Już nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz robiłem swoją ulubioną, wrocławską traskę nocną! :D

A dziś wreszcie uderzyłem z Gaju na Most Milenijny, tak jak lubię i później do Mostu Osobowickiego, by wrócić do domu miastem.

W drodze powrotnej zajechałem do Sulimka, bośmy się dawno nie widzieli :)

Dzisiaj założyłem nowe dętki, z glutem w środku (takie jak Blase z Juesej przywiózł), który niby łata małe przebicia – zobaczymy, jak się będą sprawowały :)

Na slickach nie jeżdżę, bo muszę je wymienić, na jakieś porządniejsze :(
Również trzeba korbę kupić nową, bo dziś to rządziło jedynie przełożenie 2-7 hehe

No i co jeszcze miałem napisać...

Hmmm, a...! Było pięknie!
Zdałem dziś egzamin i mam po sesji. Troszkę luzu mnie czeka, a później zbrojenie przed Kampanią Wrześniową :D


Most Milenijny – jedno z moich ulubionych miejsc Wrocławia



Piękne to przęsło :D



Oj, jak to mi się podoba :)



Ścieżka rowerowa na ulicy Osobowickiej (na wale)



Barka wypływa!!! Przy Moście Osobowickim :)

LAS W DESZCZU


LAS W DESZCZU


Dzisiaj krótko, bo mało czasu i pogoda do kitu...
Czasu mało, bo trzeba się do egzaminu było uczuć, a pogoda do kitu, bo cały dzień padało.

Wieczorkiem pojechałem do Jabłońca małym podjazdem, później do Golina i Zieleńca.
Między Zieleńcem a Lisią Górą skręciłem w las, by pojechać do domku drogą, jaką kiedyś odkryłem :)
Jej początkowa faza, zjazd, kojarzy mi się bardzo z górskimi terenami.

Mimo, że krótko i mokro, to jestem bardzo zadowolony z wypadziku :D


Las pełen kałuż...



Początek zjazdu – lubię go :D



Taki górski klimacik :)



Podczas zjazdu są i niespodzianki...



Tu się prawie dziś zabiłem hehe



Jest przyjemnie!

Mała rundka wieczorkiem

Dziś

Środa, 4 lipca 2007 · Komentarze(6)
Mała rundka wieczorkiem

Dziś wreszcie dodałem relację z Bike Orient :D
Oprócz tego pojawia się edycja wpisu p.t. ... :D Glebożercy :)
Wreszcie to uporządkowałem, bo ostatnio czas mi za szybko ucieka ;]


Tak się fajnie złożyło, że przy okazji pracy mogłem zawitać do domku.
Skoro już jestem to przejechałem się po pobliskich wioskach korzystając z chwili wolnego czasu.
Dziś pogoda bardzo brzydka, bo niemal cały dzień padało, a wieczorem było chłodno.
Mimo to przyjemnie się jeździło.
Muszę jednak szybko kupić sobie dętki, bo na tych starych to jeżdżę na flaku... :D
Nawet się ich nie da dobrze napompować!

Traska, jaką dziś przejechałem to:
Jasień -> Wicina -> Roztoki -> Bieszków -> Jasień

Droga nieopodal Wiciny

SPOTKANIE Z WIOLĄ I CZEŚKIEM

SPOTKANIE Z WIOLĄ I CZEŚKIEM

Dziś jedynie pojechałem po swoje auto, które gdzieś zgubiłem wczorajszego wieczoru w okolicach Placu Grunwaldzkiego :D

Kiedy sobie fociłem kwiatka nieopodal skrzyżowania ulic Międzyrzeckiej i Na Niskich Łąkach, zauważyłem mknącą Wiolę wraz z Cześkiem na swych rowerach.
Oczywiście pojechałem ich śladem, by zamienić parę słówek i wraz z nimi odszukać moją furę pościgową :D

Jak zawsze było sympatycznie.

Wieczorem do roboty.

Rośnij kwiatku, rośnij aż do nieba! :)


”Pozdrawiam Wszystkich tu zaglądających!” (prawa autorskie: KosmaSTO®) :P

Glebożerca

Poniedziałek, 2 lipca 2007 · Komentarze(19)
Glebożerca

Zielak dossał się do worka z ziemią… :D


Mi też smakowało!



Ludzie, którzy jedzą ziemię... skąd my to znamy?! :D

Dziś był piękny dzień...
Dzień po Bike Oriencie...

Jeszcze rano leniuchowaliśmy wraz z Kosmą i Zielakiem w Bogusławicach.
Wokół pola, cisza i fantastyczna, sielankowa atmosfera.

Później trzeba było już wracać do Wrocławia.
Razem z Zielakiem zaproponowaliśmy naszej Kosmatce, że podwieziemy ją do Piotrkowa Trybunalskiego na pociąg...

A jak się skończyło?!

heh

Skończyło się tak, że nasza przemiła koleżanka przebyła z nami całą drogę autem i wylądowała we Wrocławiu!!!

KOSMA JEST SZALONA!!!

Razem spędziliśmy niezwykle sympatyczny wieczór u niezwykłej, rowerowej rodzinki.

Wieczór, którego długo nie zapomnimy minął przy długich, nie mających końca pogawędkach.
Wieczór ten będziemy wspominać, jako spotkanie ludzi, którzy zawsze się chcą się śmiać :D
Choćby z... WPIEPRZANIA GLEBY

No i nie zapomnimy pysznego ciasta oraz zimnego Książa z lodóweczki...

Tak, wiem, że się powtarzam, ale... ZNÓW BYŁO PIĘKNIE!!!
Powiem więcej, chciałbym zawsze móc się tak powtarzać hehe

BIKE ORIENT

Niedziela, 1 lipca 2007 · Komentarze(20)
BIKE ORIENT

1. lipca – na ten dzień wiele osób długo czekało…

W tym dniu kilkoro z nas, użytkowników BIKEstats, miało okazję po raz pierwszy się spotkać razem i wziąć udział w imprezie, jaką był rowerowy rajd na orientację Bike Orient rozgrywany w miejscowości Wolbórz.

Część z nas zawitała do Wolborza już w sobotę, dzień przed rajdem.
Niektórych jednak obowiązki zatrzymały w swoich stronach trochę dłużej, dlatego takie osobistości jak Zielak, czy ja musiały dojechać dopiero przed startem. :D

Wraz z Zielakiem wyruszyliśmy furą pościgową z Wrocławia o godzinie 6 rano, a do Wolborza zawitaliśmy parę minut przez godziną 9:00. Jadąc mijaliśmy m.in. taką miejscowość, jak... Młynary :)

Pół godziny przed startem zjawiły się piękne kobiety, a więc Agenciara i Kosmatka.
Również w tym samym momencie pojawił się Tomalos, Pyszard i reszta ich ekipy, a więc Agatka (dołączyła do grona pięknych pań :) ), Sker – łamacz siodeł i Woz.
Ale to nie wszystko... po kilku minutach zjawił się Pixon, który chyba dzień wcześniej balował, bo dał się wkręcić na to, że... Zielak jest Cześkiem, a ja Dj’em Wiro hehe.
Była przy tym masa śmiechu :D Zwłaszcza, gdy Agnieszka przedstawiła mu się, jako... Zielak :)
W końcu jednak Pixon otrzeźwiał i doszedł do siebie :D

Jeszcze dziesięć minut przed startem Zielak pomagał mi zmienić opony w rowerze, bo ciągle miałem na obręczach założone... slicki! Dętki do szerokich opon wydobyłem... z kół, które wykręciłem Rzymianowi z jego rowerka o... drugiej w nocy hehe.
To się nazywa pełen profesjonalizm!
Jeszcze łyk Piasta i można ruszać – o 10:02 wystartowaliśmy!

Już po 100 metrach pot zalewał mi oczy ;), rozglądałem się za jakimś sklepem spożywczym, ale ostatecznie postanowiłem, ze zdobędę dziś 10 punktów kontrolnych, a nie tak jak zakładałem wcześniej... jeden :D

Jechaliśmy sporą grupką: Aga i Kosma, oraz Pixon z Marcinem, a do tego Pyszard z Agatą i resztą ekipy.

Czekała nas trasa wokół Zalewu Sulejowskiego, którego linia brzegowa wynosi 58 kilometrów.
Przed nami była cała masa dróg piaszczystych, leśnych i tych najzwyklejszych asfaltowych, które przebiegały między innymi przez takie miejscowości, jak: Sulejów, czy Smardzewice.


Tomalos postanowił, że będzie punkty zdobywać indywidualnie, a my byliśmy pewni, że dzięki temu wygra Bike Orient lub w najgorszym wypadku stanie na pudle.
Niestety tak się nie stało, co prawda zajął 5 miejsce, ale nie da się ukryć, że gdyby nie szara eminencja Zielak... to na pewno Tomek byłby trzeci, bądź drugi.

Bo Zielak ten drań, który nie jechał z nami, gdyż ciągle odczuwa skutki upadku z ostatniego maratonu i ma sfatygowany bark, zagadał Tomalosa na punkcie nr 1...
Niestety Tomalos nie potrafił się oprzeć opowieściom Zielaka o kotletach i stracił ponad 10 minut... :D

No, a my...

Najpierw obraliśmy kurs na pkt nr 8, aby do niego dotrzeć jechaliśmy w stronę Żarnowicy Dużej, z której czarnym szlakiem wjechaliśmy do lasu i po krótkiej, piaszczystej przeprawie mogliśmy podbić swoje karty pierwszym stemplem. Wtedy to, stanowisko stemplowaczki objęła Agenciara i robiła to z powodzeniem do samego końca rajdu :D
Za co należy jej się Big Szacun! :P

Kolejnym celem był pkt nr 2 usytuowany w Barkowicach Mokrych.
Dotarliśmy do niego szybko, ale w drodze pojawiły się pierwsze problemy nawigacyjne, drobne, bo drobne, ale jednak :D
Na punkcie tym, który był punktem żywieniowym, wszyscy się rzucili na jagodzianki, banany i inne przysmaki :D

Kolejnym zdobytym łupem był pkt nr 10, do którego jechało nam się niezwykle łatwo i przyjemnie. Na tym odcinku, po raz pierwszy dziś, mogliśmy podziwiać piękny Zalew Sulejowski. Oczywiście wszyscy rzucili się do robienie zdjęć.
Również na tym odcinku dotarło do mnie, że blat na mojej korbie umarł i nadaje się już tylko do wyrzucenia. Mimo wszystko kontynuowałem jazdę na najtwardszym przełożeniu z przodu...

Gdy już byliśmy w Sulejowie zaliczyłem spektakularną glebę...
I wszystko przez blat. Chcąc się rozpędzić po małym postoju, stanąłem na pedały i napierałem z całych sił, niestety blat znów dał mi znać o sobie, łańcuch przeskoczył tak, że pod wpływem nacisku zjechał na najniższą koronkę, wszystko to spowodowało, że zjechała mi noga z pedała, jeszcze tylko porzeźbiłem sobie piszczel o zęby blatu i na sam koniec zaryłem głową o trawnik (całe szczęście, że o trawnik).
Ten upadek dał mi trochę do myślenia i stwierdziłem po nim, że warto jeździć w kasku.
Polała się krew, pojawił się ból, pojawiła się i złość – jechałem dalej :D

Dogoniłem swoje dwie Panie – Kosmę i Agenciarę i wciąż razem napieraliśmy do przodu, tym razem ku pkt nr 7 ulokowanemu koło Zarzęcina.
Odnalezienie tego punktu sprawiło nam największe problemy, gdyż dwukrotnie pomyliliśmy drogę przez błędną interpretację mapy. Przed odnalezieniem tego punktu niestety nasza duża grupa podzieliła się na pół, bo Kosma i ja byliśmy zbyt uparci... jak się okazało, nie mieliśmy racji tym razem :D
Ale co się stało, to już się nie odstanie i dalej jechaliśmy już w składzie: Aga, Kosma, Marcin, Pixon i ja.
Powróciliśmy na właściwy tor i złapaliśmy wiatr w żagle, bo łykaliśmy kolejne punkty już do samej mety bez najmniejszych problemów.

Więc ustrzeliliśmy siódemkę, która była naszym dopiero czwartym zdobytym punktem.

Do pkt nr 9, który był ulokowany nieopodal rezerwatu w lesie, jechaliśmy bardzo kamienistą drogą.

Po tym wyjechaliśmy na asfalt i przejeżdżając przez Bukowiec nad Pilicą oraz Karolinów wylądowaliśmy nad brzegiem zbiornika Sulejowskiego, gdzie był pkt nr 3.
Po drodze do tego punktu niemal wpadł nam sam pkt nr 5 :)

Jadąc do wioseczki Twarda, gdzie był pkt nr 1 zahaczyliśmy o sklep spożywczy. Wypiliśmy sobie po małym piwku, by schłodzić się troszkę i w miłej atmosferze pogadać i pośmiać się :D
W końcu nie przyjechaliśmy tu wygrywać tylko się świetnie bawić :)

Na pkt nr 1 czekał Zielak i pozostałości po bufecie... :D
Główne podejrzenie padło na Zielaka, to pewnie on ogołocił bufet z jagodzianek :P

Skoro nie było już nic do jedzenia, to nie tracąc czasu ruszyliśmy do Smardzewic, a następnie przejeżdżając przez licząca 1200 metrów zaporę (piękne widoki!) wpadliśmy do Swolszewic Małych, gdzie wjechaliśmy do lasu i po kilku chwilach mieliśmy w kieszeni pkt nr 4

Został nam ostatni punkt do zdobycia – pkt nr 6, do którego niemal cały czas jechaliśmy szlakiem zielonym prowadzącym wzdłuż brzegu zalewu. Była to kręta ścieżynka, poprzecinana setkami wystających korzeni. Wielbicielem terenu nie jestem, ale... podobało mi się :D

Kilka chwil, małe zwątpienie, czy jesteśmy na dobrej drodze i wreszcie... ostatni punkt został zaliczony. Z kompletem dziesięciu punktów ruszyliśmy najprostszą asfaltową drogą do Wolborza, gdzie wszyscy niemal równocześnie przekroczyliśmy linię mety.

I tak się zakończył dla nas rajd, co nie oznacza, że skończyły się wrażenia, humor i dobra zabawa! :D

Wspólne zdjęcia, rozmowy i wcinanie jedzonka podczas wyczekiwania na wręczanie nagród.
Szkoda, że Tomalosowi niewiele zabrakło do podium.
Wraz z Piotrkowską Grupą Rowerową byliśmy najliczniejszą ekipą na Bike Oriencie. Wspólnie sobie pogratulowaliśmy i już wstępnie umówiliśmy się na start w następnym roku :)

Każdy z nas wylosował, jakiś upominek, co było sympatyczne.

Kiedy już zakończyła się impreza i wszyscy się pożegnali, to ruszyliśmy do Bogusławic, gdzie zostawaliśmy jeszcze na noc.

Wraz z Agnieszką, Kosmą, Tomalosem i Zielakiem świetnie się bawiliśmy przy nocnym grillu.
Rozmowy przy kiełbasce i piwku ciągnęły się w nieskończoność.
Śmiechom nie było końca :D

Glebożercy... :D

Wszystko co piękne, kiedyś się kończy. I w pewny momencie trzeba było pójść niestety spać.

Do historii przejdzie słynna wypowiedź Moniki... :D
”A pies... duff, duff, duff!” hehe
I nie tylko to.

Było fantastycznie.
Za rok zapewne znów zawitamy do Wolborza i Bogusławic, ale wtedy będzie raczej na 100% jeszcze większa ekipa! :)


Aga na tropach łydek… :D


Kosma dzwoni do Agi: “Aga! Widziałaś te łydki?!”


Pixon (za Agenciarą): „Aha, aha... czyli prosto, prosto i za śmietnikiem w lewo?!” :D


Mijaliśmy piękne pola


Były też i fajne zjazdy – gdzieś w dole pomyka Pyszard


Taką drogą można jeździć bez końca…


Wylądowaliśmy też na plaży, gdzie wypoczywali ludzie


Niektórzy pływali na żaglach... (Aga też chciała :D )


p.s.

Zdjęć Pyszarda i ekipy nie mam, bo za szybko śmigali! :D
A tak poważnie to nie za dużo myślałem o robienie zdjęć podczas tego rajdu, bo czas upływał błyskawicznie w niezwykle fajnej atmosferze.