...jak za dawnych lat. :D Razem z Cezarym i Krzychem. Korzystając z kolejnego, ciepłego wrześniowego wieczoru postanowiliśmy śmignąć do Siechnic. Było bardzo wesoło. Trochę terenu. I fajnie znów było poczuć siechnickie klimaty, pijąc zimnego Piasta na pobliskiej śluzie. Dodać do tego wspomnień czar z czasów LO... No po prostu to trzeba było przeżyć. :D
Powrót już w ciemnościach, polnymi i kamienistymi skrótami, adrenalina dość wysoka. :)
TRASA: Wro/Krzyki -> Gaj -> Księże Małe... Mokry Dwór -> Trestno -> Blizanowice -> Siechnice -> Blizanowice -> Mokry Dwór... Wro/Księże Małe -> Gaj -> Krzyki
Zdałem!!! Wczoraj zdałem wreszcie egzamin z postępowania administracyjnego, koszmar moich studiów. Teraz droga do obrony pracy magisterskiej jest już otwarta, przede mną ostatnia prosta. :) Ta radość wciąż do mnie dociera. :)
Dzień po otrzymaniu wpisu do indeksu, razem z moim Aniołkiem postanowiliśmy zafundować sobie niedzielny wypad w góry – oczywiście z rowerami. :) Zapakowaliśmy rowery do auta i po przejechaniu 90 kilometrów znaleźliśmy się w okolicach Przełęczy Kłodzkiej, skąd rozpoczęliśmy nasze małe, górskie szaleństwo. :)
W pierwszej kolejności udaliśmy się w stronę Lądka-Zdrój. Na tym etapie poruszaliśmy się wyłącznie bocznymi, asfaltowymi drogami, na których ruch samochodowy praktycznie nie istnieje. Taka jazda jest bajeczna. Spokój, dookoła cieszące oczy krajobrazy, widok gór do których powoli wdzierają się barwy wczesnej jesieni... Po prostu pięknie! A pogoda... pogoda tego dnia to słoneczko na niebie, które pozwoliło śmigać w krótkim rękawku. Sama przyjemność!
I tak napawając się cudownymi pejzażami, poruszając się wzdłuż Białej Lądeckiej i oglądając zakamarki mijanych przez nas wiosek, dotarliśmy z Asią do Lądka. W miejscowości tej zjedliśmy obiad i trochę odpoczęliśmy. Nie mogliśmy sobie podarować również odwiedzenia miejsc, które doskonale pamiętamy z naszej niedawnej wyprawy „Dookoła Polski”. Aż łezka w oku się zakręciła. :)
Z Lądka ruszyliśmy do Stronia Śląskiego, za którym zaczęło się poważniejsze podjeżdżanie. Natarliśmy na Masyw Śnieżnika, przejechaliśmy niedaleko jaskini w Kletnie, a następnie nieczynnej kopalni uranu, by wyjechać w miejscowości Sienna, z której jest rzut beretem na Przełęcz Puchaczówka. Przełęcz ta zapadła nam bardzo w pamięci, to właśnie ona była jednym z najcięższych podjazdów, jakie mieliśmy na trasie wyprawy. To właśnie na niej zerwałem łańcuch. Pokonać ją wtedy, to było dla nas wyzwanie. Dziś, gdy jechaliśmy bez sakw, już taka straszna nie była. :)
Fajnie było znów znaleźć się na jej szczycie, ale jeszcze fajniej było z niej zjechać w stronę Bystrzycy Kłodzkiej. Szalony zjazd podwyższył nam poziom adrenaliny, a także pozwolił ustanowić nam nowe rekordy prędkości. Asia wycisnęła 72,85 km/h, a ja... 72. :D Była lepsza! Dzielna dziewczynka! Ja muszę trochę potrenować. ;)
Swój zjazd skończyliśmy we wsi Idzików, tam podjęliśmy decyzję, że powoli wracamy w stronę auta, bo chcieliśmy jeszcze spędzić wspólnie wieczór we Wrocławiu. W drodze powrotnej, zaraz za Idzikowem, odbiliśmy na kilka chwil na Pasterskie Skałki – bardzo ciekawe miejsce, ze stojącymi samotnie wśród drzew, wysokimi skałami. Dalej jechaliśmy bocznymi, wąskimi drogami asfaltowymi. Dojechaliśmy do Ołdrzychowic Kłodzkich, w których zafundowaliśmy sobie po lodzie i uzupełniliśmy płyny. Również w tej miejscowości poznaliśmy lokalną atrakcję w postaci Mauzoleum Magnisów – ciekawy i zadbany budynek. Po opuszczeniu Ołdrzychowic spokojnie kierowaliśmy się w stronę Kolonii Gajek, gdzie zostawiliśmy auto. A słońce, za naszymi plecami, chowało się gdzieś daleko za szczytami gór...
Ten dzień, ten wypad w góry, ten cały weekend, to było coś! Sama przyjemność i radość. Tak chciałoby się żyć wiecznie. ;)
TRASA:
Kolonia Gajek -> Jaszkowa Górna -> Droszków -> Skrzynka -> Trzebieszowice -> Radochów -> Gruszczyn -> Lądek-Zdrój -> Stójków -> Strachocin -> Stronie Śląskie -> Stara Morawa -> Kletno -> Sienna -> Idzików -> Kamienna -> Nowy Waliszów -> Ołdrzychowice Kłodzkie -> Rogówek -> Jaszkowa Górna -> Kolonia Gajek
Dziś przejechałem na Fleciku Aniołka dwanaście cudownych kilometrów. :D
A wszystko to dlatego, że Asia pojechała do pracy na moim Treku, a ja miałem za zadanie zająć się Flecikiem. Wspólnie spędziliśmy popołudnie w domu dzięki czemu Flecik znów ma sprawny i wyregulowany hamulec oraz czyściutki, przesmarowany napęd. :)
Dziś chciałem trochę odreagować po sobotnim egzaminie. Miałem ochotę wsiąść na rower i pojechać przed siebie. Tak też zrobiłem. Jednak nim to nastąpiło to najpierw odprowadziłem Aniołka do pracy. Dopiero potem obrałem kurs na północno-zachodnie rogatki Wrocławia i po ich przejechaniu mogłem cieszyć się przestrzenią jeżdżąc od wioski do wioski. :) Kręciło się dobrze, choć trochę przeszkadzał wiatr. Odwiedziłem Prężyce, Wojnowice, Mrozów i Miękinię. Na 19:00 musiałem zameldować się na Krzykach, bo miałem umówione spotkanie. Po nim jednak, znów ruszyłem przed siebie, na Kozanów, by wrócić z kończącym pracę Aniołkiem do naszego gniazdka. ;)
Po raz pierwszy wyruszyłem na rowerze ze swojej nowej wrocławskiej lokalizacji.
W mojej studenckiej karierze (która już niestety jest bliska końca) mieszkałem już na Muchoborze Małym, Piłsudskiego, Gaju, Księżu Małym, a teraz przyszedł czas na Krzyki. :)
Akurat Krzyki są tą dzielnicą, którą lubię szczególnie. Dużo dobrych chwil tutaj spędziłem. Lokalizacja genialna, wszędzie blisko, wszystko co do życia potrzebne jest pod ręką.
Także zaczyna się nowy etap w moim życiu. :) Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że na tym etapie towarzyszy mi mój Aniołek. Nasze M-1 na Krzykach jest bardzo przytulne. :D
Dziś wreszcie zabrałem się za przegląd Treka, który od czasu zakończenia wyprawy nie miał z mojej strony zbyt wiele opieki. Rower został wypucowany, wyregulowałem hamulce, bo klocki są już na wyczerpaniu i niedługo będzie trzeba je wymienić.
Trochę szkoda, że napęd nie chodzi już jak żyletka. Po wymianie łańcucha, na ten nieco mniej wyciągnięty, widać znaczne zużycie środkowej tarczy na korbie, a także dość znacznie już sfatygowane koronki kasety. Najbardziej szkoda mi luzów na suporcie, który będzie trzeba wymienić. Równie mocno było mi żal nowo odkrytych uszkodzeń lakieru ramy, to jednak było do przewidzenia, że po trudach wyprawy rower nie będzie już lśnił. :)
Generalnie do końca roku będę jeździł na tym co jest, zajadę napęd, a w okresie zimowym Trek dostanie dwa nowe łańcuchy, suport, kasetę, środkową tarczę w korbie, a także zafunduję mu wymianę linek z pancerzami, kółeczek przerzutki oraz przegląd amora. To wszystko powinno sprawić, że na wiosnę będzie jak nowo narodzony. :)
Póki co jeździmy bez płaczu aż padnie napęd. :D Trek przez dziesięć miesięcy ze mną swoje już przeżył, ma już ślady używalności. :)
Jedno jest pewne, po przeszło 7000 kilometrach mogę powiedzieć, że rower jest niemal bezawaryjny i nie sprawia żadnych większych problemów. To cieszy!
Wieczorna, czysto relaksacyjna przejażdżka do lasu z zahaczeniem o okoliczne wioski. W pierwszej kolejności pojechałem uwiecznić ukryty w lesie staw, który po bezdeszczowych tygodniach... wysechł. Nie zostało nic z jego urokliwości, którą tak zachwalali uczestnicy Młynarz Orientu. Mam nadzieję, że do następnej edycji zawodów akwen ten na nowo zapełni się wodą. ;) Następnie trochę pokrążyłem po lesie, przejechałem obok trzech wiekowych dębów koło Jasionnej i dojechałem do Bronic. Stamtąd niemal cały czas asfaltowy zjazd do Jasienia i na koniec pospacerowałem trochę po obwodnicy i lasach w okolicy Bieszkowa. :)
Oczywiście... było przyjemnie. :D Minus dnia to brak Aniołka ale już w sobotę się zobaczymy. :)
Pojechać do lasu, podziwiać piękne widoki serwowane przez przyrodę, spojrzeć na zachodzące słońce, zasmakować nocnego powrotu do domu i trochę się zmęczyć. :)
Udało się odreagować stres związany z nadchodzącym egzaminem, udało się wypracować odpowiednią opinię na temat tego co wydarzyło się ostatniej soboty na Stadionie Śląskim.
Zrobiłem dziś wreszcie jakieś zdjęcia, bo od zakończenia wyprawy miałem po raz pierwszy na to ochotę. Co najważniejsze, odwiedziłem dziś leśne wrzosowiska, by uwiecznić dla mojego Aniołka piękne wrzosy, które tak bardzo lubi. :)
A trasa na dziś była pozornie banalna, pozornie bo niespodziewanie zaliczyłem nieznany do tej pory dla mnie odcinek leśny. Początek był taki jak ostatnio podczas wspólnej jazdy z Adriankiem, a więc lasem do fabryki amunicji w Brożku. Później miałem w planach wracać do domu tą samą trasą ale perspektywa powrotu lasem w ciemnościach (wyjechałem wieczorem i już się ściemniało) nie bardzo mi się podobała. Stąd wpadłem na pomysł jazdy na orientację... bez mapy. :D Przebiłem się lasem do Tuplic zanim się ściemniło, dzięki czemu ostatnie kilometry pokonywane w ciemnościach mogłem przemierzyć asfaltowymi drogami. :)
Tak jak wspomniałem, wyjazd dobrze mi zrobił. Na pewno dodatkową, wielką przyjemnością, było to że jadąc słuchałem sobie kawałków doskonałej kapeli KSU. :) Jedna słuchawka w uchu, a ile radości. :D
...przez Rodziców. :) Wieczorna i bardzo przyjemna trasa w towarzystwie Mamy i Taty po okolicznych wioskach. Zawsze marudzą, że pewnie za wolno mi się z nimi jedzie. Nie wiem dlaczego. Po pierwsze... zazwyczaj samemu nie chce mi się cisnąć. Po drugie... lubię z nimi jeździć. :D
Nie choruję na tzw. "cyklozę".
Pokonywanie dystansu i własnych słabości, poznawanie nowych miejsc i ludzi (w niektórych można nawet się zakochać :D ), zdrowe i przyjemne spędzanie wolnego czasu - o to w tym wszystkim chodzi!
I tak właśnie wygląda ta moja zabawa z rowerem. :)
Uwielbiam jeździć długie dystanse i pokonywać podjazdy.
Kocham lasy, kocham góry, kocham jeździć. :)
Czasem bawię się w rowerowe rajdy na orientację ale najwięcej radości sprawia mi podróżowanie z sakwami. W wakacje 2009 roku wraz z moją kochaną Asią i przyjacielem Mateuszem pokonałem trasę Dookoła Polski. Łącznie przejechaliśmy niemal 4000 kilometrów w ciągu 30 dni. Na trasie towarzyszyli nam nasi Przyjaciele. Poza tym mam na swoim koncie wypady do Pragi, Wilna oraz na Bornholm. W głowie są kolejne plany. :)
Na blogu BIKEstats.pl dodaję regularnie i nieregularnie wpisy od czerwca 2006 roku. Można tam znaleźć tysiące zdjęć, oraz setki opisanych tras i relacji z wycieczek mniejszych i większych. :)
Trochę statystyki:
PRZEBIEG: 52'788 km (30.04.10)
MAX DYSTANS: 323,40 km (24.07.08)
MAX PRĘDKOŚĆ: 72,00 km/h (Puchaczówka, 20.09.09)
POWYŻEJ 300 km: 2 razy (stan na 19.03.12)
POWYŻEJ 200 km: 16 razy (stan na 19.03.12)
POWYŻEJ 100 km: 170 razy (stan na 19.03.12)