Tytuł wpisu nie jest przypadkowy. :) Otóż jadąc dziś późnym wieczorem chodnikiem na ulicy Klecińskiej miała miejsce taka sytuacja: Jadę, jadę... Przede mną idą obok siebie dwa lachony. :D Jako, że one zajmowały cały chodnik i nie mogłem ich wyminąć, bo po bokach leżały śnieżne zaspy, a latać też nie umiem... Powiedziałem grzecznie "przepraszam". Dziewczynki się obróciły, popatrzyły na mnie i... nagle krzyk! Jeden wielki pisk: "O Jezuuuuuuuuuuu!". :D No cóż, chyba widząc mnie w kominiarce tuż za sobą, wzięły mnie za jakiegoś gwałciciela. Na szczęście w porę zorientowały się, że jeżdżę sobie tylko na rowerze, bo to przecież zdrowo tak wieczorem. Ich krzyk zamienił się w śmiech, bo po prostu cała ta sytuacja była zabawna. A niewiele brakowało, by próbowały mnie znokautować torebką, obcasami i czym tam jeszcze się da. ;)
Klecińską jechałem oczywiście po swojego Aniołka, który po 22-ej kończył pracę. Fajnie się jechało. Tylko nogi trochę zmarzły. Jednak przy minus dziesięciu stopniach trzeba na buty SPD zakładać ochraniacze... :D
Po załatwieniu wszystkich dzisiejszych spraw, spacerze i powrocie do domu przyszedł czas na rower.Znów bez konkretnego planu. Po kilku przekręceniach korbą stwierdziłem, że zrobię krótką pętelkę, która w tym roku jak na razie jest najczęściej pokonywaną przeze mnie trasą. Plan zmienił się na pierwszym skrzyżowaniu. I już do końca improwizowałem. Przejechałem przez Gaj a następnie Wojszyce i wtedy postanowiłem opuścić miasto. To było coś. Pusta droga, po obu jej stronach śnieżne zaspy i bezkres ośnieżonych pól. Rewelacja. Długo tak nie ujechałem, bo jadąc po ciemku co chwilę wpadałem albo w jakąś dziurę w drodze, albo wjeżdżałem w bryły śniegu i lodu leżące na drodze – lampka ma już niestety słabe baterie. Zawróciłem na drodze między Komorowicami i Szukalicami, zanim rozpocząłem powrót do Wrocławia chwilkę postałem sobie obserwując jak wygląda świat zimową nocą poza miastem. :) Powrót nie był specjalnie przyjemny, bo jechałem pod zimny wiatr, a po oczach i policzkach zacinały lodowate drobinki śniegu i deszczu. Nie mniej jednak cały wyjazd był świetną przejażdżką.
Poniżej zdjęcie zrobione dziś na wrocławskim Rynku.
Dziś znów późnym wieczorem, nawet bardzo późnym - niewiele brakowało a... skończyłaby nam się doba. ;) Piszę "nam", bo dziś po krzyckich i gajowych ulicach pojeździła ze mną Asia.
Szybciutko, króciutko, mokrutko i trochę zimniutko ale jakże przyjemnie! :) Udało nam się zrobić nawet niezły sprint na Ślężnej - zakończony sukcesem, bo zdążyliśmy na zielone światło. :D Ja przejechałem na zielonym, a Asia też na zielonym ale... takim mocno dojrzałym. ;)
Rano ruszyłem przed siebie bez większego celu. Wyszło tak, że jadąc przez Kamienną, Gaj i Tarnogaj dojechałem na Brochów. Bardzo fajna wycieczka. Dobrze jest przewietrzyć się z rana rowerując na mroźnym powietrzu. Nie ma nic lepszego niż udanie zacząć dzień. :)
W południe pojechałem na Kozanów posmakować pysznych pierogów ruskich serwowanych przez Mamę mojego Kochania. Smakowe były. :)
Dziś testowaliśmy szybkość transportu w mieście. Tzn. Asia pojechałem autem a ja rowerem. Byliśmy równo. Ale trzeba zaznaczyć, że wyjechałem około 5 minut wcześniej i ostatni kilometr Asia jechała za mną blokując auta, które mogły zagrażać mojemu życiu. ;) Inna sprawa jest taka, że Asi udało ominąć się korki na mieście, a ja trochę czasu straciłem... zakopując się w śniegu, który zalega jeszcze na niektórych wrocławskich chodnikach. :/
Taka okazja! Grzech nie skorzystać. Mam nadzieję, że nikt mnie nie przelicytuje. ;) Póki co cena jest niska, bo tylko 20 zł. W pakiecie z grzańcem są jeszcze inne atrakcje. Od dziś odmawiam zdrowaśki, bo chcę zostać zwycięzcą tej aukcji. :D Co cieszy... Kosma pieniędzmi uzyskanymi z licytycji zasili konto WOŚP. Z tych pieniędzy skorzystają szpitale leczące chore dzieci. Cel szczytny. A „Grzaniec Kosmy”... to marzenie każdego bikera! :D
...
Co do dzisiejszej jazdy... była bardzo przyjemna. Tak przyjemna jak smak „Grzańca Kosmy”, bo kręciłem sobie z moim Aniołkiem. :) Trasa taka sama jak w dwóch poprzednich dniach. Pora jazdy i pogoda, niemal identyczne jak poprzednio. :)
Podobnie jak wczoraj. Ta sama trasa przez Krzyki, Huby i Gaj. Ulicami: Kamienną, Glinianą, Hubską, Armii Krajowej i Ślężną. Późno, grubo po dwudziestej trzeciej. Chyba ani jedno auto mnie dziś nie wyprzedziło. :) Jedyna różnica jest taka, że z ulic zniknęło już błoto pośniegowe i został piasek, dużo piachu. Najważniejsze podobieństwo do wczorajszego dnia... znów w domu po powrocie czekał na mnie grzaniec! :D
Grubo po dwudziestej drugiej wyskoczyłem na krótką rundkę po wrocławskich ulicach. Krzyki, Huby i Gaj. Spieszyłem się nieco, bo dostałem od Asi limit 30 minut. Jeśli zdążę to dostanę pysznego grzańca. Zdążyłem! :D
Dziś było w miarę sucho, choć w wielu miejscach leżało jeszcze błotko pośniegowe, na szczęście w małych ilościach i dobrze zmrożone, także przyjechałem suchy. Chodniki i ścieżki rowerowe sobie odpuściłem, bo... na niewielu da się jeździć. :/ Na szczęście późnym wieczorem ulicami jeździ się całkiem bezpiecznie, gdyż aut jest jak na lekarstwo. :)
Nie choruję na tzw. "cyklozę".
Pokonywanie dystansu i własnych słabości, poznawanie nowych miejsc i ludzi (w niektórych można nawet się zakochać :D ), zdrowe i przyjemne spędzanie wolnego czasu - o to w tym wszystkim chodzi!
I tak właśnie wygląda ta moja zabawa z rowerem. :)
Uwielbiam jeździć długie dystanse i pokonywać podjazdy.
Kocham lasy, kocham góry, kocham jeździć. :)
Czasem bawię się w rowerowe rajdy na orientację ale najwięcej radości sprawia mi podróżowanie z sakwami. W wakacje 2009 roku wraz z moją kochaną Asią i przyjacielem Mateuszem pokonałem trasę Dookoła Polski. Łącznie przejechaliśmy niemal 4000 kilometrów w ciągu 30 dni. Na trasie towarzyszyli nam nasi Przyjaciele. Poza tym mam na swoim koncie wypady do Pragi, Wilna oraz na Bornholm. W głowie są kolejne plany. :)
Na blogu BIKEstats.pl dodaję regularnie i nieregularnie wpisy od czerwca 2006 roku. Można tam znaleźć tysiące zdjęć, oraz setki opisanych tras i relacji z wycieczek mniejszych i większych. :)
Trochę statystyki:
PRZEBIEG: 52'788 km (30.04.10)
MAX DYSTANS: 323,40 km (24.07.08)
MAX PRĘDKOŚĆ: 72,00 km/h (Puchaczówka, 20.09.09)
POWYŻEJ 300 km: 2 razy (stan na 19.03.12)
POWYŻEJ 200 km: 16 razy (stan na 19.03.12)
POWYŻEJ 100 km: 170 razy (stan na 19.03.12)