Sobotni dzień. Trochę wolnego czasu.
I długo wyczekiwany wypad z Kornelcią... Przez cały tydzień pogoda nie
rozpieszczała, dziś również szału nie było.
Jednak tak bardzo chcieliśmy ruszyć
się choć na chwilę, by rowerowo przemierzyć małą część
naszej trasy po żarskich ulicach.
Celem była „najulubieńsza”
fontanna Kori, a więc tzw. „Dzieciaczkówka” na Placu Łużyckim.
Fontanna rewelacja, niestety po raz kolejny stała się ofiarą
wandali. Szkoda, bo jeszcze kilkanaście dni temu cieszyliśmy się,
że została naprawiona i na wiosnę będzie można ją podziwiać w
całej okazałości. Wiosny nie doczekała... :/
Słów brak, na to by opisać, co myślę
o takich debilach, którzy niszczą, psują, kradną, dewastują...
Z „Dzieciaczkówki” ruszyliśmy do
parku, gdzie Kori oddała się zabawie na placu zabaw. Tatę też
wciągnęła do zabawy... :-)
Z parku przez Rynek i deptak via Witosa
do domku. Ciepłego domku.
Wiosno przybywaj, bo wiatrów, chłodów
i pochmurnych dni mamy już dość. :-)
Jak przystało na porządnego Bikestatowicza popełniam dziś wpis! :D
Tego pięknego, niedzielnego dnia, w planach był spacer z Kornelką. Ale jak to z planami bywa...
Kori zaproponowała, a raczej nieśmiało zapytała, czy możemy pójść na rower. Jako, że jej długie rzęsy i słodka buzia działają na mnie zniewalająco, dałem się zniewolić i wyszła nam fajna wycieczka rowerowa... :-)
Z Żar ruszyliśmy do Lubomyśla i Złotnika, gdzie zaliczyliśmy dwa place zabaw. Przy okazji rzuciliśmy okiem na ruiny kościoła w Złotniku.
Wypad udany. Zabawa na placach zaliczona. Dziecko zadowolone. Tata też. To trzeba sobie życzyć jak największej ilości takich wyjazdów. :-)
Prognozy są fajne, wiosna się zbliża. Będzie co raz cieplej, więc się pośmiga... :-)
A jak dobrze pójdzie, to może i wpisy będą na BS. :D
Dziś było super. Mimo, że w drodze powrotnej zmarzłem. Najważniejsze, że Kori była trzy razy cieplej ode mnie ubrana. ;-)
Ciężko było się przemieszczać po zasypanych leśnych drogach, ale... znów sobie przypomniałem, jak to jest, jechać na rowerze, nawet w śniegu i cieszyć się tym. :-)
Dzisiejsza trasa została
pokonana w ramach prowadzonej zbiórki pieniążków na operację
serduszka jeszcze nienarodzonego Ignasia Sadowskiego. Każdy jej kilometr został
pokonany z myślą o tym Małym Człowieku, który za kilka tygodni
przyjdzie na świat.
Pierwszą rzeczą jaką
zrobi Ignaś, to... zwycięstwo! :-)
Żeby jednak wygrał,
wygrał swoje życie i pokonał śmierć, musi mieć zoperowane
serduszko. Operacja ta jest niezbędna. Jest też niestety droga,
bardzo droga...
Dlatego proszę, tych co
jeszcze się wahają, tych których coś powstrzymuje, tych którym
się nie chciało, może zapomniało...
PROSZĘ POMÓŻCIE
IGNASIOWI!!!
Zbiórka prowadzona
jest na: https://www.siepomaga.pl/r/100km-rowerem-dla-serca-ignasia
Pod w/w linkiem można
znaleźć więcej informacji o całej akcji, a także dokonać
wpłaty. Na prawdę nie ważne ile wpłacisz, czy to będzie 1 zł,
czy 100 zł, czy 1000 zł... Ważne, że chcesz pomóc i pomagasz!
:-)
Potrafisz?! Wiem, że tak!
Więc zrób to!
A Ignaś będzie bliżej
tego zwycięstwa!
Zbiórka prowadzona jest
do 20. września 2016 r.
Wiesz... mówią, że gdy
śmieje się dziecko, to śmieje się cały świat. :-)
Daj Mu się pośmiać. :-)
A gdy Ty pomożesz, to tak
jakby pomógł cały świat...
Każdy jeden, mały,
najmniejszy krok, to coś co przybliża nas do celu.
Pomożesz?! :-)
W tym miejscu chciałbym
również podziękować tym, którzy już pomogli i wsparli akcję
zbierania pieniążków dla Ignasia! Jesteście wielcy! Na prawdę!
Część z Was to moi Przyjaciele, część to Rodzina, część to
rowerowi znajomi, a części nie miałem jeszcze okazji poznać...
Wszystkich łączy jedno – jesteście wielcy! Po prostu! I za to
Wam dziękuję w imieniu swoim i Ignasia! Pamiętajcie, dobro wraca!
I nie wierzcie tym, którzy twierdzą inaczej! Bądźcie cierpliwi.
Dobro wraca w różnym czasie, na różne sposoby i różnymi
drogami. :-)
Pieniądze można
wpłacać również bezpośrednio na konto Fundacji: Fundacja
na rzecz dzieci z wadami serca Cor Infantis 86
1600 1101 0003 0502 1175 2150 z
dopiskiem
„Ignacy Sadowski”
Dla wpłat
zagranicznych: USD
PL93 1600 1101 0003 0502 1175 2024 "Ignacy Sadowski" EUR
PL50 1600 1101 0003 0502 1175 2022 "Ignacy Sadowski"
Kod
SWIFT dla przelewów z zagranicy: ppabplpk
Bank: BGŻ BNP
PARIBAS oddział w Lublinie, ul. Probostwo 6A, 20-089 Lublin Fundacja Cor
Infantis nie pobiera prowizji ani żadnych dodatkowych opłat. Całość
zebranych środków przeznaczona jest na leczenie dziecka.
Zapraszam również do
udziału w aukcjach charytatywnych, z których środki będą
przekazane Ignasiowi:
Zanim przejdę do
właściwego opisu przedstawiającego przejazd "100 km
rowerem dla serca Ignasia",
chciałbym jeszcze napisać o jednej sprawie... :-)
Otóż
wiele osób zadało mi pytanie: "A kim jest Ignaś?"
:-)
Powyższe
pytanie było wzbogacane pomocniczym: "Czy to ktoś z rodziny?",
"Czy to dziecko znajomych?"
No
więc odpowiedź brzmi: NIE
Czasem
w życiu jest tak, że po prostu wiemy, że pewne rzeczy musimy
zrobić. :-)
Skoro
poczułem, że chcę pomóc bardziej niż zazwyczaj, że chcę i
powinienem dać z siebie więcej...
To
nie będę się z tym kłócił. :-)
Dlaczego
akurat Ignaś?
Bo
moja kochana Żona pokazała mi stronę z Ignasiem na siepomaga.pl...
Było to pewnego wieczoru, gdy już kładłem się spać... Nie
mogłem długo zasnąć...
Nie
chcę w tym miejscu się rozpisywać dlaczego akurat tak się stało.
Napiszę tylko, że temat jest bliski mojemu sercu. Uważam, że w
życiu najpiękniejszy cud jakiego możemy doświadczyć, tak w
namacalny sposób, to narodziny Dziecka...
A
jeśli mówią, że Dziecko ma się urodzić martwe, że ma umrzeć
po porodzie, że szanse na przeżycie są małe...
To
zawsze trzeba walczyć o ten CUD!
Zawsze!
Wiecie...
świat dziś oszalał... Na prawdę... Więcej mówi się dziś o
zabijaniu Dzieci (dosłownie), niż o Ich ratowaniu.
Ja
chcę ratować. :-)
Zawsze.
Ignasiu!
Ta setka jest dla Ciebie!
Wielu
wspaniałych Ludzi wsparło Ciebie i Twoich Rodziców.
Dacie
radę!
Przed
Wami wiele do zrobienia, do podjęcia niesamowity wysiłek i
przedsięwzięcie...
Zobacz
jak Twoi Rodzice o Ciebie walczą...
Poszukali
pomocy, znaleźli ją, znaleźli ludzi, którzy chcą pomagać...
Razem
ludzie mogą dokonywać wspaniałych rzeczy!
Ty
Ignasiu wygrasz!
Pokażesz
jak bardzo chcesz żyć, i żyć będziesz!
Przed
Wami setki, tysiące pięknych chwil!
p.s.
Nie
słuchajcie tych, co mówią: „świata nie zbawisz, i tak wszystkim
nie pomożesz...”
Nie
słuchajcie. Zbawiajcie, tak jak potraficie i pomagajcie tak jak
potraficie...
Róbcie
swoje. :-)
Dzisiejszą
setkę miałem przyjemność pokonać w towarzystwie Jacka - mojego
ulubionego poznańskiego bikera, z którym niejedną wspólną
przygodę mam na koncie. :-)
Na
większości trasy towarzyszył nam również kolega „Mors”.
Tak
więc dużo się działo i dyskutowało. Co ciekawe, Jackowi tak
bardzo zależało na tym, by tą setkę dla Ignasia przejechać,
że... do Żar dotarł niemal prosto z najwyższego stopnia podium
sobotniego wyścigu MTB w Klęce! :-)
Start
został zaplanowany na porę, w której noc łączy się z dniem. :-)
Godzina
3:25... na ulice Żar wyjeżdża JPbike i Młynarz, po setkę dla
Ignasia!
Pora
taka, a nie inna, bo drugą część niedzieli, bardzo chciałem
spędzić z Rodziną.
My
lubimy nocne kręcenie, nocne krajobrazy, tak więc problem był
tylko z pobudką. Dalej było już tylko lepiej...
Robimy
szybki objazd żarskich uliczek i zabytków, już po kilku chwilach
poruszamy się z Jackiem krajówką w stronę Żagania... Uwielbiam
to! Cisza. Zero aut. Bezkres pól. Delikatny szum wiatru i... szum
opon... I te gwiazdy... Miliard gwiazd na niebie! Polecam wszystkim!
:-)
Kolejny
punkt naszej eskapady, to Żagań, który czołgami stoi. ;-)
Tam
również robimy objazd zabytków i swoje siły łączy z nami
wspomniany Mors.
Teraz
już nasze trio porusza się w stronę miejsca, gdzie ponad 1000 lat
temu Bolesław Chrobry witał cesarza Ottona III... :D
Piękna
historia! Również polecam wszystkim! :-)
Mowa
o Szprotawie.
W
mieście tym poruszamy się po opustoszałych o tej porze uliczkach -
niezwykły klimat. Powoli ustępują ciemności i robią miejsce dla
dnia...
Czas
biegnie, my jedziemy...
Obieramy
kurs na Kożuchów. Świta. Jest przyjemny chłód, ale wschodzące
słońce, które tworzy niepowtarzalną scenerię, powoli zaczyna
ocieplać otoczenie. Jedzie się bardzo przyjemne. Tempo jest niezłe.
W Kożuchowie jesteśmy o siódmej. Robimy przerwę na kawę.
Odwiedzamy kilka ciekawych miejsc i zmierzamy w stronę Mirocina
Dolnego. Od tego momentu opuszczamy główne drogi i już do końca
poruszamy się wiejskimi duktami, a to lubimy najbardziej. Jest co
podziwiać. Tereny dawnego Księstwa Żagańskiego stoją przed nami
otworem. Krajobrazy są piękne.
Na
odcinku z Mirocina Dolnego do Górnego przyszło nam pokonać
najdłuższy podjazd dzisiejszego dnia. Mors na kolarce i Jacek z
dynamitem w nogach radzą sobie świetnie. Ja też sobie radzę, ale
trochę mniej świetnie. :D
Ale
sobie radzę. Najważniejsze, to nigdy się nie zatrzymywać. ;-)
Cudów
nie ma. Podjazd i ponad 70 km w nogach mówią mi, że moja forma
daleka jest od tego, do czego jeszcze niedawno byłem przyzwyczajony.
Nie znaczy to jednak, że jestem niezdolny do pokonania setki. To
zawsze się zrobi, a gdy cel jest taki jak dziś... To można i dużo
więcej. :-)
Jedziemy
więc dalej mijając kolejne wioski i zmagając się z wiatrem. Wciąż
jednak jest bardzo przyjemnie. Kilometry mijają sprawnie. Wreszcie
dojeżdżamy do Brzeźnicy, w której możemy podziwiać kreatywność
miejscowych szykujących się do dożynek. Za Brzeźnicą czeka nas
główna atrakcja dnia - przeprawa przez rzekę Brzeźniczankę. Na
odcinku Brzeźnica-Stanów przebudowywany jest most (w tej chwili w
ogóle go nie ma). Początkowo rozważaliśmy objazd drogami polnymi,
ale to byłoby mało ciekawe. :D
Rzeka
w terenie okazuje się być raczej rzeczką. Jacek przejeżdża ją
wszerz (mógłby pewnie też wzdłuż), ja pokonuję ją z rowerem
„pod pachą”, a Mors... przez 5 minut buduje tamę z polnych
kamieni, by wreszcie... skorzystał z kładki oddalonej o jakieś 30
metrów, która była ukryta w pobliskich krzakach (brawo za odkrycie
dla Jacka). :-)
I tak
to było wesoło z tą Brzeźniczanką.
Po
tej przeprawie czeka nas przejazd przez malowniczy Stanów. Kilka
pagórków i znajdujemy się w Miodnicy, gdzie następuje czas
pożegnania z Morsem. Jest to też okazja do odpoczynku i ciekawej
rozmowy o dylematach ludzkości. :-)
Kilka
kilometrów od Miodnicy pęka setka! Dla Ignasia!
Dojeżdżamy
do Gorzupi Dolnej. Tam przeprawiamy się drewnianym mostem przez Bóbr
i zmierzamy leśnymi dróżkami w stronę Bieniowa. Robimy również
krótką przerwę na popas, w czasie którego zjadamy przepyszny
„Blok lubuski” - bomba kaloryczna będąca wynalazkiem „Magnolii”
z pobliskiego Lubska. :-)
Bieniów
to już Ziemia Żarska, a więc jesteśmy prawie w domu. Nie
korzystamy jednak z najkrótszego możliwego powrotu, tylko zgodnie z
planem pokonujemy wcześniej nakreśloną trasę. Korzystając z
obfitującej w piękne widoki okolicy, przemierzamy drogi łączące
wsie: Biedrzychowice Dolne, Łukawy, Lubanice i Grabik...
W
końcu docieramy do Żar. Trochę zmęczeni i... niewyspani, ale
bardzo zadowoleni!
Licznik
wskazał ostatecznie dystans: 131,20 km. :-)
Dziękuję
za wspólną jazdę!
Cieszę
się, że ta trasa, ten „event” i małe zamieszanie z tym
związane przyczyniło się do zebrania niemal 2000 zł na operację
Ignasia.
Dziękuję
Wam za to!
Tych
co jeszcze tego nie zrobili, proszę ponownie: pomóżcie. :-) WRZUĆ PIENIĄŻEK! :D Zbieramy
do 20. września 2016 r.
Ta
setka jest dla Ignasia! Tylko dla Niego! :-) Następnym razem na tą samą trasę wyruszę z Ignasiem - poczekam, aż podrośnie. :D
Ignasiu!
Będzie wszystko dobrze! Zobaczysz.
I
pamiętaj... nigdy się nie poddawaj!
Wczesnym rankiem do pracy z Jasienia. Marznący deszcz zamienił drogę na Bieszków w lodowisko. Spektakularna gleba sprawiła, że wróciłem po auto. Obyło się bez ofiar w ludziach i sprzęcie, szkoda by było. Co cztery koła, to nie dwa...
Cztery dni z utęsknieniem
wyczekiwałem sobotniego poranka.
I się doczekałem. :)
Z Żar do Jasienia
powiatówką, a powrót już wioskami przez Bieszków i Łukawy.
Zwłaszcza powrót był
bardzo przyjemny, lubię jeździć po wioskach, gdzie nikt się nie
spieszy i wszystkiemu naokół można przyjrzeć się spokojnie.
Co ciekawe, nie sama jazda
w tej wycieczce była dziś najprzyjemniejsza. :)
Udało pojeździć się i
dzisiaj, co bardzo mnie cieszy.
Piękna pogoda.
Słonecznie. Pusto na drogach. Spokojnie wszędzie. Krajobrazy
przednie - tak blisko domu. Pod koniec jazdy czułem się już trochę
zmęczony. Po powrocie do domu czekała mnie niespodzianka. Miłe
towarzystwo. Było wesoło - tak jak lubię. :)
Dobrze zrobiła mi ta
wycieczka. Pooddychałem świeżym powietrzem, zrobiłem coś
pożytecznego dla swego ciała, a co najważniejsze udało mi się
pomyśleć nad wieloma sprawami. Nad sprawami, o których nie
potrafię myśleć na co dzień, bo ciągle jest coś do zrobienia.
Rower jest niesamowitą odskocznią od zwykłego biegu godzin. Jazda
sam na sam ze sobą pośród pól i lasów sprawia, że w sposób
naturalny można zmienić tok myślenia, chociaż na jakiś czas. :)
Niby proste, niby
oczywiste. A ja już trochę o tym zapomniałem.
Zapomniałem, że rower to
świetne lekarstwo. :)
Nie choruję na tzw. "cyklozę".
Pokonywanie dystansu i własnych słabości, poznawanie nowych miejsc i ludzi (w niektórych można nawet się zakochać :D ), zdrowe i przyjemne spędzanie wolnego czasu - o to w tym wszystkim chodzi!
I tak właśnie wygląda ta moja zabawa z rowerem. :)
Uwielbiam jeździć długie dystanse i pokonywać podjazdy.
Kocham lasy, kocham góry, kocham jeździć. :)
Czasem bawię się w rowerowe rajdy na orientację ale najwięcej radości sprawia mi podróżowanie z sakwami. W wakacje 2009 roku wraz z moją kochaną Asią i przyjacielem Mateuszem pokonałem trasę Dookoła Polski. Łącznie przejechaliśmy niemal 4000 kilometrów w ciągu 30 dni. Na trasie towarzyszyli nam nasi Przyjaciele. Poza tym mam na swoim koncie wypady do Pragi, Wilna oraz na Bornholm. W głowie są kolejne plany. :)
Na blogu BIKEstats.pl dodaję regularnie i nieregularnie wpisy od czerwca 2006 roku. Można tam znaleźć tysiące zdjęć, oraz setki opisanych tras i relacji z wycieczek mniejszych i większych. :)
Trochę statystyki:
PRZEBIEG: 52'788 km (30.04.10)
MAX DYSTANS: 323,40 km (24.07.08)
MAX PRĘDKOŚĆ: 72,00 km/h (Puchaczówka, 20.09.09)
POWYŻEJ 300 km: 2 razy (stan na 19.03.12)
POWYŻEJ 200 km: 16 razy (stan na 19.03.12)
POWYŻEJ 100 km: 170 razy (stan na 19.03.12)