Wpisy archiwalne w kategorii

gleby

Dystans całkowity:1133.74 km (w terenie 381.40 km; 33.64%)
Czas w ruchu:57:08
Średnia prędkość:19.45 km/h
Maksymalna prędkość:65.10 km/h
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:75.58 km i 4h 04m
Więcej statystyk

Do przedszkola w cieniu gleby Kori...

Poniedziałek, 7 września 2020 · Komentarze(0)
Kategoria gleby, woj. Opolskie
Korzystając ze sposobności i pięknej pogody pojechaliśmy z Kori po Gabi do przedszkola.
Kori niestety zaliczyła na trasie dość bolesny upadek. :-(
Szczęście w nieszczęściu, że nic poważnego się nie stało.
Musiała niestety skorzystać z wozu technicznego.
A Gabi... wróciła swoim wagonem do domku zaliczając po drodze jeszcze paczkomat i pole kukurydzy... :-)

Szklanka z glebą

Poniedziałek, 20 stycznia 2014 · Komentarze(10)
Wczesnym rankiem do pracy z Jasienia.
Marznący deszcz zamienił drogę na Bieszków w lodowisko.
Spektakularna gleba sprawiła, że wróciłem po auto.
Obyło się bez ofiar w ludziach i sprzęcie, szkoda by było.
Co cztery koła, to nie dwa...

37. HARPAGAN – WIATR I PIACH

Sobota, 18 kwietnia 2009 · Komentarze(25)
Tego dnia, o godzinie 6:30, rozpoczęliśmy z Aniołkiem naszą przygodę z Harpaganem.
Nasz pierwszy start, żadnych założeń, po prostu spróbować swoich sił w tej imprezie.

Na start nieco się spóźniamy, później jakiś czas analizujemy mapę.
Postanawiamy najpierw jechać na północny zachód, a więc po punkty kontrolne nr 7, nr 1 i nr 19 – ich łączna wartość to 9 punktów.

Jest zimno – słońce dopiero wstało.
Już pierwszy punkt (7) sprawił nam trochę kłopotu – szukamy go nie po tej stronie rzeki co trzeba – brak koncentracji, pośpiech, niedostateczna analiza mapy – sam nie wiem dlaczego tak łatwo popełniam błąd. Pojawiają się niepotrzebne nerwy – to nie pomaga.
Na szczęście w końcu orientujemy się na czym polega nasz błąd – błąd który powstał z mojej winy.

Jadąc z siódemki na jedynkę okazuje się, że nawierzchnia dróg po których jeździmy nie koniecznie musi się pokrywać z tym co pokazuje mapa – trudno.
Jedynka jest łatwa – znajduje się przy zamku w Starej Kiszewie. Bez problemu też zdobywamy PK nr 19, a to dzięki świetnej nawigacji Asiczki. To ona bezbłędnie nas wyprowadziła na ten punkt, typując w Konarzynach odpowiednią drogę polną prowadzącą do niego. Także dziewiętnastka warta 5 punktów padła naszym łupem.

Po tym czeka nas kilkanaście kilometrów przebijania się lasem w kierunku południowym.
W miarę dobrze poszło nam zdobycie wartej 3 punkty jedenastki w Leśnej Hucie, choć troszkę wątpliwości przy niej było.
Kolejna jest trzynastka do której prowadzi piaszczysta droga – jak się później okazało, niemal wszystkie następne kilometry w terenie to już tylko piach, piach i piach, w którym czasem zakopywaliśmy się po pachy. Z tym punktem nie mamy najmniejszych problemów, niemal na niego wjeżdżamy typując dobrą przecinkę prowadzącą do wąwozu.
Chwilę po nim przejeżdżamy przez piękną rzekę Wda. Przy słonecznej pogodzie, jaką mieliśmy tego dnia, mostek na Wdzie wygląda pięknie, a na tym mostku jeszcze przejeżdża sobie na rowerze mój Aniołek... :D
Czy są piękniejsze widoki?! Wątpię. :)

Mijamy miejscowość Zimne Zdroje i jedziemy na PK 16 ukryty w lesie przy ambonie w okolicy Osiecznej – nie mamy z nim problemów. Jednak zdobyliśmy go wybierając wariant dłuższy ale łatwiejszy nawigacyjnie – to kosztuje nas kilkanaście cennych minut.
Dalej jedziemy, kopiąc się w piasku, na jeziorko w okolicach Zdrójna. Tam jest PK 8 – nam poszedł łatwo. Okolica przepiękna.
Przy okazji spotykamy Kitę.
Ja również daję Asiczce pokaz cudownych gleb SPD. :D

W tym momencie sprawdzamy czas i dystans, jaki zostaje nam do pokonania. Decydujemy, które punkty odpuszczamy i jedziemy dalej.

Nie bez problemów odnajdujemy czternastkę umiejscowioną na leśnej polanie w okolicy Brzeźna. Tracimy tam sporo czasu na piaszczystych drogach.

Kilka chwil później ma miejsce sytuacja, która w znacznym stopniu zaważyła na naszym końcowym wyniku. Niestety.
Wyjechaliśmy na asfalt, czekało nas 10 kilometrów jazdy po nim.
Rzuciłem mocne tempo, by zyskać kilka cennych minut. I tak sobie jechaliśmy przez te kilometry nie schodząc poniżej 28 km/h, a korzystali z tego inni, którzy siedli nam na kole i nie byli zbyt chętni do dawania zmiany (2 km na 10 to trochę mało...).
Gdy inni odpoczywali, to my traciliśmy siły – z mojej winy.
Gdy wjechaliśmy w las... to inni pojechali na PK 18, a my musieliśmy odpocząć, bo tym tempem bardzo zmęczyłem Aniołka. :(
Nie pomyślałem, jak bardzo głupią rzecz robię. Wykańczam Asiczulka, z którym jadę, daję odpocząć innym pozwalając wieźć się na kole, a co najgorsze... daję im się wprowadzić w błąd, bo posłuchałem ich „rady” zamiast samemu spojrzeć na mapę. :/
Jeden jedyny raz na Harpaganie złamałem żelazną zasadę, że trzeba samemu sprawdzać mapę, a nie słuchać się innych. Przez to tak pobłądziliśmy w lesie, że niemal wjechaliśmy na tereny, których na mapie już nie było. Straciliśmy kolejną porcję sił, masakrując się przez 15 kilometrów na piaszczystych drogach. Straciliśmy też bardzo dużo czasu. Zanim połapaliśmy się jak wielki błąd popełniłem – było za późno. Niestety nie mogliśmy już pojechać na wartą pięć punktów osiemnastkę, bo najzwyczajniej w świecie nie pozwalał nam na to czas. :(
Stracony w głupi sposób czas, stracone cenne pięć punktów, stracone siły i puste kilometry po piaszczystych drogach – to katastrofalny efekt mojego błędu.
Teraz zostało już nam tylko wracać do mety.

W drodze powrotnej zaliczamy jeszcze punkty kontrolne nr 12, nr 5 i nr 9.
Odpuszczamy szukanie siedemnastki, bo boimy się że możemy się nie zmieścić w limicie czasu (było 12 godzin, a więc do 18:30 musieliśmy zameldować się na mecie), a to skutkowałoby punktami karnymi – nie mogliśmy sobie pozwolić już dziś na żaden błąd – starczyło tego.
Poza tym od pewnego czasu jechaliśmy pod silny i porywisty wiatr - tak miało zostać już do mety, bo wciąż cisnęliśmy w kierunku północnym.

Nie mamy problemów z dwunastką. Jest przy pięknym jeziorze Głuchym – tam też spotykamy się z Tomkiem i Damianem, idzie im bardzo dobrze.
Piątka jest niezwykle prosta, a jeszcze łatwiejsza od niej jest dziewiątka wracając z której mijamy się z pędzącym Dareckim.

Na metę przyjeżdżamy 40 minut przed limitem. Chwilę po nas pojawia się też Darecki, z którym sobie ucinamy pogawędkę. Wpada też Daniel Śmieja, który w wielkim stylu zostaje zwycięzcą Harpagana.
Kasia, która jechała sama uzyskuje doskonały wynik – 34 punkty. Dziewczyny naprawdę są twarde. :)

A co u nas?! :)
Ano jest spore zmęczenie, a jeszcze większy niedosyt.
Mam świadomość tego, że w głupi sposób nie odnaleźliśmy osiemnastki, że roztrwoniony czas, nie pozwolił nam na zdobycie w drodze powrotnej siedemnastki, bądź piętnastki.
Krótko mówiąc, gdyby nie opisana wcześniej sytuacja między punktem czternastym a dwunastym, mielibyśmy 9 lub 10 punktów więcej, a to dałoby wynik, z którym mój Aniołek stanąłby na podium...
Następnym razem. Dziś nasz wynik zatrzymał się na 33 punktach. :)

Asiczka pokazała dziś wielki charakter. Była niesamowita i do tej pory nie mogę wyjść z podziwu jak dobrze zniosła trudy Harpagana.
Wiem, że zasłużyła na podium, jak nikt inny. Wiem też, że kolejnym razem musi być lepiej, bo teraz zabrakło niewiele.
Wiemy gdzie i jakie błędy popełniliśmy, wiemy co było ich źródłem.
Teraz trzeba wyciągnąć z tego wnioski i pojechać na jesienną edycję, by spróbować jeszcze raz. :)


A więc debiut za nami...
Wyszło średnio, a mogło być dobrze. :)
Jesteśmy zadowoleni, choć zostaje ten spory niedosyt...

Muszę przyznać, że impreza była doskonale zorganizowana.
Naprawdę myślę, że uczestnicy nie mogli na nic narzekać.
Organizatorzy zadbali o wszystko. Były parkingi, były prysznice, było gdzie spać, było gdzie jeść, było gdzie zostawić rowery, była masa nagród do rozlosowania, sędziowie na wszystkich punktach kontrolnych. Była też świetnie przygotowana trasa prowadząca przez piękne tereny województwa pomorskiego, a co najważniejsze była doskonała atmosfera.
Chyba nikt nie żałuje, że pojechał na Harpagana.

Do następnego!

TRASA:
Bytonia -> Dąbrowa -> Frank -> Kaliska -> Cieciorka -> Płociszno -> Dunajki -> Chwarzno -> Stara Kiszewa -> Konarzyny -> Leśna Huta -> Czarna Woda -> Zimne Zdroje -> Osieczna -> Zdrójno -> Linówek -> Łoboda -> Brzeźno -> Błędno – Jaszczerz -> Osiek -> Karszanek -> Korotybiel -> Wielki Bukowice -> Zelgoszcz -> Lubichowo -> Bietowo -> Borzechowo -> Zblewo -> Bytonia

NA NASZYM PIERWSZYM HARPAGANIE


MOJA KOCHANA HARPAGANKA :)


KOLEJNY PUNKT ZDOBYTY


BUDOWNICZY TRASY ZAFUNDOWAŁ NAM TEŻ WIELE PIĘKNYCH WIDOKÓW


WSZYSCY POLOWALI NA TAKIE PUNKTY ;)


Z DARECKIM NA MECIE


*fotka autorstwa Dareckiego

NASZE ZDJĘCIA ZE STRONY HARPAGANA :)

*Fot. Agnieszka Walulik

*Fot. Agnieszka Walulik


I jeszcze najważniejsze...

Dziękuję Ci Kochanie! :*

„...za każdy dzień,
każdego dnia,
za wszystko co
od Ciebie mam...”

To wszystko czego dzisiaj chcę.

:)

Wyjazd na Harpa

Piątek, 17 kwietnia 2009 · Komentarze(8)
Tego dnia razem z moim Aniołkiem wyruszyliśmy na naszego pierwszego Harpagana. :)
Do Bytonii, gdzie były rozgrywane zawody, dojechaliśmy pociągiem.

Także dzisiejsze kilometry to dojazd na dworzec PKP z Kozanowa, a później troszkę kręcenia po okolicach Bytonii – mieliśmy trochę wolnego czasu, bo przyjechaliśmy dość wcześnie. Wypad do okolicznych lasów udany – w mojej kolekcji kolejna gleba SPD. :D

Sama podróż pociągiem trwała długo, były trzy przesiadki ale w towarzystwie Asiczulka człowiek jest w stanie znieść wszystkie trudy i niewygody. :)
Na miejscu byliśmy około godziny siedemnastej.
Zjedliśmy przepyszny obiad w bytońskiej karczmie.
Później dojechał Damian, a także Kasia z Tomkiem.
Spotkaliśmy się też z Kitą, a także z Flashem, który choć nie startował to przyjechał do Bytonii zobaczyć jak się będziemy męczyć. ;)
No i nie mogę zapomnieć o Piotrku Banaszkiewiczu, który dzień później został Harpaganem na trasie mieszanej. :)
Poza tym była masa innych pozytywnie zakręconych osób, które przyjechały do małej miejscowości w województwie pomorskim tylko po to, by móc pochodzić/pojeździć po lesie. :D

O 21:00 na trasę wyruszyli piechurzy – mieli do pokonania 100 km w 24 godziny.
Uczestnicy trasy rowerowej od tego momentu mogli się rejestrować w sekretariacie i pobierać chipy – okazało się też, że wśród ludzi stojących w kolejce są też takie jednostki, które mają ADHD. :D
No cóż... Są pewne rzeczy, na które wpływu nie mamy... ;)

Po piwku położyliśmy się spać, bo następnego dnia trzeba było wcześnie wstać.

TRASA:
Wro/Kozanów – Dworzec Wrocław Główny...
...Woj.pomorsie/ Bytonia -> Cis -> ...lasy... -> Zblewo -> Bytonia

NA MIEJSCU W BYTONII


PERON WŚRÓD DRZEW


LŚNIĄCA LOKOMOTYWA


MY – CZEKAJĄC NA OBIADEK W KARCZMIE

Póki księżyc świeci

Sobota, 6 grudnia 2008 · Komentarze(27)
W końcu nadeszła długo oczekiwana sobota 6. grudnia. :)
Mikołajki i te sprawy, a co najważniejsze Mini Nocna Masakra, na którą wszyscy czekali od roku. :D
Poprzednia edycja, w której wziąłem udział razem z Błażejem dostarczyła wielu przyjemnych wspomnień. Dlatego też w tym roku nie mogło być inaczej. :D

Ale po kolei...

Dzień zaczął się wesoło.
Jeszcze przed wyjazdem na spotkanie z ekipą pokręciłem troszkę po mieście razem z Asiczką i wizytującym we Wrocławiu Kosmaczem. ;P
Dziewczyny miały do załatwienia sprawy na mieście.
Przy tej okazji udało nam się dorwać Matyska, który zrobił sobie czterogodzinne okienko na uczelni. :D
Spotkanie przy Galerii Dominikańskiej obfitowało w wiele śmiesznych scen z lodzikami w rolach głównych. A grudzień w pełni... ;P
Po kilku chwilach musieliśmy jednak zostawić mojego Przyjaciela i zasuwać na Kozanów, bo do Wrocławia dojeżdżał już Darek.

Po wspólnym obiedzie wyruszamy na spotkanie z naszymi towarzyszami doli i niedoli na MNM. ;)
16:00 – Most Oławski, na którym czekają już Michał, Błażej, Filip i Iskierka. :)
Czułe powitania... ;)
I jedziemy już razem. Przez Trestno i Blizanowice docieramy do Siechnic, gdzie przy sklepia delikatesowym robimy krótką przerwę na naradę.
Jedni kupują cukierki inni jeszcze jakieś produkty spożywcze, które w roku 2008 otrzymały Laur Konsumenta. :D
Jest fajnie ale telefon od Hose przypomina nam o tym, że jedziemy na Mini Nocną Masakrę.
Wbijamy się na 94-kę i po chwili pociąg o nazwie BIKEstats dociera do Groblic, gdzie czeka nasz przyjaciel ze Śląska.

Po kilku kilometrach docieramy do bazy rajdu, którą jest ośrodek Rybaczówka umiejscowiony przy jeziorku Dziewiczym w okolicach Kotowic.
Na miejscu jest już masa ludzi rządnych jazdy po leśnych ścieżkach pod osłoną nocy.
Jest i Marcin Drewniak, z klubu Artemis. To właśnie on jest głównym organizatorem tej doskonałej imprezy oraz wiosennej Fraszki, które z roku na rok przyciągają coraz więcej zwolenników orienteeringu.
Dokonujemy szybkiej rejestracji.
Spotykamy Kasię, która startuje pieszo na trasie... rowerowej. Tym razem niestety bez ślicznej Bagiry. :)
Jest to jedyna przedstawicielka ekipy BS startująca bez dwóch kółek.
Poznajemy też przyjaciół Hose, którzy czekali w bazie. Przesympatyczną Monikę, która znana jest na BS jako Zielona i napieratora Michała z Cyklotrampu. Razem z nimi będziemy mieli przyjemność pokonywać trasę.

Następuje odprawa.
Rozdanie map.
I wreszcie możemy zacząć działać! :)
Szybko zapoznajemy się z punktami naniesionymi na mapkę. W głowach powstają różne koncepcje. Niektóre z punktów wydają się banalne, bo są w miejscach dobrze mi znanych. Ale są też i punkty, do których dojazd wydaje się ciężki.
My postanawiamy zdobyć wszystkie, tak jak przystało na ekipę BS! :D

Pierwszy na ogień idzie PK 11 – umiejscowiony na szczycie górki jakieś 3 km od bazy.
Do punktu doprowadza nas Błażej. Trafiamy tam niemal bez problemu. Co prawda mylimy się nieznacznie dwa razy przy nawigacji ale błędy te są natychmiast wyłapywane i korygowane w locie. :)

Wszyscy są zachwyceni widokiem dziesiątek białych punktów w leśnej otchłani. Widok wszystkich lampek, które świecą u innych startujących jest niesamowity.
Za każdym razem gdy obracasz się za siebie i to widzisz, wiesz że było warto wyruszyć na trasę Nocnej Masakry choćby tylko dla tego widoku.

Po zaliczeniu jedenastki decydujemy się na zdobycie PK 14. Punkt znajduje się na „kazalnicy ku barkom czekającym na śluzowanie” – przy jazie w Ratowicach. Jest to jedyny punkt umiejscowiony po drugiej stronie Odry.
Dla nas jest on banalny, bo miejsce znamy doskonale. Zanim go zdobędziemy to odwiedzamy jeszcze nasz ulubiony sklep spożywczo-przemysłowo-monopolowy w Kotowicach. :D
Zdążyliśmy tuż przed fajrantem pani sprzedawczyni. :)
Po krótkiej przerwie gnamy na jaz i zgarniamy punkt. Przy okazji Michał robi nam pamiątkową fotę całej ekipy.

Teraz wracamy do rozwidlenia leśnych ścieżek koło Kotowic i jedziemy do Utraty gnając po brukowej drodze do... utraty tchu. ;)
W tej małej osadce znajdujemy PK 13 w miejscu gdzie są ślady przeprawy promowej przez Odrę. Tym oto sposobem jesteśmy zdobywcami trzech punktów – zostało jedynie osiem. :D

Kolejny na odstrzał idzie PK 12 na jazie Janowice. Docieramy do niego poruszając się wzdłuż Odry.
O ile jest łatwy nawigacyjnie to tego samego nie można powiedzieć o dojeździe.
Najpierw ślizgamy się na mokrej kostce brukowej, która pamięta chyba jeszcze czasy Bolesława Chrobrego, potem driftujemy na rozmokłej drodze gruntowej o gliniastej nawierzchni.
Dzięki temu jest bardzo wesoło, bo co chwilę ktoś wypada z trasy. :D
Niektórzy, tak jak Filip, mają sporo szczęścia i zamiast zaliczać gleby podpierają się (jak to zauważył Błażej) głową. hehe
Fajnie się jedzie do tego punktu. Humory nie opuszczają nas nawet w momencie, gdy wyprowadzam ekipę na krzaczory i musimy wracać do ścieżki.
W końcu punkt pada naszym łupem.

W kolejce czeka PK 10 usytuowany przy „ambonie” w lasku – ponoć piękny widok na Siechnice. :D
Chcemy to sprawdzić, jednak nim to nastąpi czeka nas kilka kilometrów ślizgania się po błocie.
Do tego czasu u mnie obyło się bez glebek, co niektórych dziwiło, bo w końcu zaledwie od 3 dni byłem szczęśliwym posiadaczem SPD... :D
No cóż, każda passa, ma swój koniec. W końcu nadszedł moment, w którym Młynarz wyleciał za burtę z wpiętym butem w pedał. :)
Gdybym wiedział, że to wszystkim przysporzy tyle radości to wywróciłbym się wcześniej. :)
Postanowiłem, że już dzisiaj więcej gleb nie będzie. Jedziemy dalej. Po kilometrze mam kolejne dachowanie. :D
Na szczęście chwilę później Darek złapał kapcia i mogłem ochłonąć podczas przerwy na zmianę dętki. ;)
Okazało się, że przerwa cieszy wszystkich, bo można sobie zjeść, pogadać, popstrykać foty i trzasnąć Żywczyka. A nie codziennie ma się okazję wypić piwko w środku lasu nocą. :)
Podczas przerwy spotkaliśmy też sympatycznego kolegę. Numeru startowego jednak nie pamiętam, bo... numerów nie było. :)
Pomagamy koledze oswobodzić się od „dziadów”, którymi był oblepiony a także dokonujemy wymiany trzech łyków piwa na dwie suszone morele.
W końcu Darek naprawił kółko i możemy jechać dalej.
Znajdujemy lasek, znajdujemy kilka desek i trzy patyki – to chyba ambona, bo obok tego jest PK 10. :D
Nie wiemy jak wyjechać z lasu, bo zgubiliśmy dróżkę. Bierzemy z bara kilka krzaków i wyskakujemy w polu buraków. Jakoś doczłapaliśmy się do drogi. :)

Zostaje nam 6 punktów do zdobycia. Wiem, że się uda bo punkty nie wyglądają na trudne, a lokalizacje czterech z nich są mi znane. :)
Pierwszy naszą ofiarą pada PK 15 przy stalowym mostku na łowiskach obok Siechnic.
Mieliśmy problem ze zlokalizowaniem ścieżki do niego prowadzącej. Na szczęście udało się szybko do niego dotrzeć.

Wyjeżdżamy z lasu na asflat i gnamy na zaporę zalewową blisko Siechnic.
To jest to samo miejsce, w którym często z Krzychem urządzamy sobie konkurs w kopaniu puszką od Piasta w dal. :D
Byliśmy tam przedwczoraj razem z Asiczką, by odwiedzić naszego Czesiulka. :)
Właśnie kilka centymetrów od Czesia wisiał sobie perforator od PK 16. :)
Zanim opuściliśmy to fajne miejsce to... udało mi się zaliczyć spektakularną glebę.
Poślizg na błocie, noga zostaje wpięta w pedał i piękny lot! Niestety lądowanie bez telemarku i mogłem jedynie poszerzyć nieco barkiem błotną kałużę. :D
Zazdroszczę widoku jaki mieli jadący za mną. :)

Doczłapałem się do asflatu, gdzie czekała reszta niestrudzonych jeźdzców.

Razem odwiedzamy okolice Blizanowic. Obok, których zgarniamy PK 17. Jest on w dość ciekawym miejscu, bo można tam zaobserwować ślady po bobrach, czyli trochę obgryzionych drzew. :)
Powrót do szosy okazuje się trochę ciężki, bo wszyscy taplają się w błocie. Na szczęście udało nam się pokonać tą błotną apokalipsę i ruszamy w stronę Trestna...
Hmm... kogoś brakuje. Czyżby jednak ktoś padł ofiarą błotnego pola?! :D
Dzwoni telefon. Cały team czeka w Trestnie na przystanku.
W słuchawce głos Krzysztofa:
„Młynarz!
Zakopałem się w błocie.
Nie mogę wyjechać.
Mam całe błotniki zapchane ziemią.
Rower nie chce jechać” hehe
Chcieliśmy ściągnąć jakiegoś rolnika z ciągnikiem żeby wyciągnął naszego Krzysia z tego błota ale na szczęście okazało się to zbędne. ;)
Mija parę minutek i już w komplecie zdobywamy PK 18 czyli odwiedzamy punkt pomiaru stanu wody na Odrze – to ten sam słynny punkt, który miał takie ogromne znaczenie podczas „Powodzi Tysiąclecia” w 1997 roku...

Niemal po kilku minutach zgarniamy PK 19 przy ścieżce wałowej za Trestnem. Tym samym został nam ostatni PK do zaliczenia.
Był on na mostku położonym 500 metrów od miejsca gdzie mieszkamy razem z Krzychem. :)
Także banał ale też i ciekawostka dla tych co jeszcze tam nie byli nigdy. Bo mostek liczy sobie 1000 metrów długości...
OK. PK 20 zgarnięty – mamy komplet!
Chwilę zastanawiamy się czy do bazy wracać okrężną drogą asfaltem, czy może jeszcze mało nam terenu na dziś... :)
Wybieramy teren.
I tak o oto przez Mokry Dwór, Trestno, Blizanowice – polami i lasami docieramy do bazy.
Na tym ostatnim odcinku łapię kapciocha – na szczęście udało się dojechać dopompowując kilka razy kółko. (w tym miejscu wielkie podziękowania dla Michała za pożyczenie wypasionej pompki) :)
Niektórzy są już zmęczeni ale drużyna to drużyna! Razem startujemy, razem kończymy. :)
Wszyscy uśmiechnięci oddajemy w bazie nasze karty kontrolne.

Siadamy przy stoliczku i posilamy się pysznym bigosem. Jemy ciasto, które z domu wzięła Asiczka.
Kosma jak zwykle stawia na stół kilka puszek Żywca. ;)
Krzysio rzuca tekstami, które wszystkich doprowadzają do śmiechu.
Chciałoby się tak siedzieć bez końca ale czeka nas jeszcze powrót na rowerach do Wrocławia.
Filip pożycza mi dętkę dzięki czemu doprowadzam Treka do stanu używalności. Moja wdzięczność nie zna granic. :)
Zaraz po tym okazuje się, że nie jestem jedynym posiadaczem kapciocha. :D
Michał również może się pochwalić brakiem powietrza w oponie – szacuneczek! :)
Zapewne chciał żeby było mi raźniej i wyjął zaworek z wentylka. ;P

Nastał czas pożegnań. Dziękujemy Marcinowi i reszcie ekipy organizującej rajd za świetną zabawę.
Wsiadamy na rowery i ciśniemy w stronę Wrocławia.
Przy wyjeździe z Kotowic Hose zjeżdża na pobocze. On niestety nie pojedzie już dalej tej nocy. Nawalił mu wentyl i nie powietrza w kole.
Nikt nie może go poratować, bo potrzebuje prestę – wszyscy jeżdżą na czym innym.
Na szczęście akurat autem jedzie wracający z bazy Marcin Drewniak i proponuje, że podwiezie do Wrocka naszego kolegę.
Bardzo dziękujemy za pomoc!

Nie wszyscy mają siły na powrót. Ale wszyscy chcą spać. :)
Dlatego dzielimy się na dwie grupki – szybszą i wolniejszą i tak też docieramy do naszego miasta.

Kolejny wspólny wypad zakończył się.
Mogę powiedzieć tylko, że było świetnie.
Przednia zabawa w doborowym towarzystwie – to jest to czego nigdy nie ma za wiele. :)
Cieszy to, że na rajd przyjechała Monika z Dąbrowy Górniczej, Darek z Zabrza i Hose z Mysłowic.

Dziękuję wszystkim za wspólną zabawę!
Do następnego!
Oby nie mniej udanego razu. :)

EKIPA BIKESTATS.PL NA MINI NOCNEJ MASAKRZE 2008


BURZA MUZGUF - WYBÓR TRASY :D


NA TRASIE


BIKEstats.pl – TO MY!


NIEPOWTARZALNY KLIMAT, ŚWIETNE TOWARZYSTWO = UDANA ZABAWA

”KTO MA OWCE TEN MA CO

Wtorek, 11 listopada 2008 · Komentarze(8)
”KTO MA OWCE TEN MA CO CHCE” ;)

Bo dziś strasznie dużo owiec spotkaliśmy na trasie. :)

A trasa wiodła przez Wyspę Opatowicką i Most Bartoszowicki aż nad Jezioro Bajkał.
Słynne jezioro, a byłem nad nim pierwszy raz w życiu, z resztą Krzychu z którym dziś jeździłem też wcześniej nie był w tym miejscu.
Bardzo nam się spodobało to jezioro.
Trzeba przyznać, że ładnie tam jest i pewnie latem można spotkać tłumy plażowiczów.
Dziś spotkaliśmy też wielu ludzi ale raczej spacerujących lub jeżdżących na quadach.

W Kamieńcu Wrocławskim, wiosce koło której leży Bajkał, była otwarta „Żabka” co nas bardzo ucieszyło. :)
Wszędzie sklepy pozamykane, bo święto, a tu taka niespodzianka.

Stamtąd już bez żadnych komplikacji dojechaliśmy do Mostu Bartoszowickiego.
Jedynie po drodze zrobiliśmy przerwę na Piasta, by ugasić pragnienie.

Po przejechaniu przez Wyspę Opatowicką wpadliśmy na stado owiec, które pomykały po drodze.
Fajny widok.

Większość dzisiejszej trasy przebiegała po groblach, co dosyć mi się spodobało.
Dużo nowych ścieżek poznałem dzięki temu.

Na koniec mam dla wszystkich radę...
Nie kupujcie łatek w Tesco! :)
I nie pytajcie dlaczego, po prostu uwierzcie mi na słowo. :D

TRASA:
Wro/Księże Małe -> Mokry Dwór -> Trestno -> Wro/Opatowice -> Most Bartoszowicki -> Wro/Strachocin -> Łany -> jez. Bajkał -> Kamieniec Wrocławski -> Łany -> Wro/Wojnów -> Strachocin -> Most Bartoszowicki -> Wyspa Opatowicka -> Mokry Dwór -> Wro/Księże Małe

NAD BAJKAŁEM...


...JEST WESOŁO :)


NIEKTÓRZY TAK JAK KRISTOFER PADAJĄ ZE ŚMIECHU...


BY PO CHWILI WZBIĆ SIĘ W PRZESTWORZA :D


TYLKO „DIAMENTOWY” JEST DUMNY I POWAŻNY...


...WIERNY!


POTEM MIELIŚMY ZACHÓD SŁOŃCA ;)


KRZYSZTOF: „NO CHODŹ TU DO MNIE, CHODŹ...”


WJEŻDŻAMY DO WROCŁAWIA... JAK SWOJSKO! :D


OWCE...


...I ICH PASTERZ KRZYŚ


WYSTARCZY TEGO DOBREGO, JEDZIEMY!

BORNHOLM 2008 - Dzień 1.

Niedziela, 13 lipca 2008 · Komentarze(14)
PRZYGODĘ CZAS ZACZĄĆ - POLSKIE WYBRZEŻE

Następny dzień

9 dni – 1185 km:
1 – Przygodę czas zacząć – polskie wybrzeże
2 – Witamy na wyspie, początki w Nexo
3 – Las, las, las
4 – Parada atrakcji i pożegnanie z wyspą
5 – Kopenhaga oraz pierwsze kilometry w Szwecji
6 – Dzień lenia – prom odpływa bez nas
7 – Rugia, klify i wielka burza
8 – Od deszczu do deszczu – jak wrócić do domu?!
9 – Powrót do domu, koniec przygody zwieńczony nowym rekordem



I nadszedł ten dzień – dzień wyjazdu!
Długo czekaliśmy z Matyskiem na ten moment. Wreszcie mogliśmy wyruszyć w naszą podróż i zostawić problemy i troski, by cieszyć się wolnością!

W noc poprzedzająca wyjazd w ogóle nie spałem, bo jak to mam w zwyczaju, pakowałem się na ostatnią chwilę. :D
Ostatecznie wszystko udało się wrzucić w sakwy, zrobiłem też potrzebne zakupy i wczesnym rankiem pojechałem autem do Żar na pociąg.
Miałem jechać rowerem ale okazało się, że... złapałem kapcia. :D
Nie wiem kiedy i jak. Fakt jest taki, że rano gdy bardzo się spieszyłem, wyciągam rower z piwnicy i nie ma w nim powietrza. Szybko zmieniłem dętkę, bo na łatanie już nie miałem ochoty.

Na dworcu w Żarach czekał już Matys. Humory dopisywały od pierwszych minut. (czyli wszystko w normie) :D
Do odjazdu pociągu została z nami moja dzielna mama, która wzięła na swe barki powrót do domu moją bryką. ;)

Nasz pociągowy cel to Świnoujście.
Po drodze przesiadamy się w Zielonej Górze, Rzepinie i Szczecinie. Te przesiadki kosztują nas wiele energii i nerwów. Rowery, sakwy... podróżować z takim sprzętem naszym PKP to wielkie wyzwanie! Sam się czasem zastanawiam jak człowiek na wózku inwalidzkim może korzystać z przejazdów koleją. Ręce można załamać.
A jeśli do tego dorzucimy chamską obsługę pociągu, jaka czasem niestety się trafia to można stracić nerwy. My niestety tego dnia trafiliśmy na bardzo nieprzyjemną kobietę...
Nie chcę o tej pani zbyt wiele pisać, bo nie warto. Uważam tylko, że ludzie korzystający z usług PKP, płacący za przejazd, nie zasługują na to, by do nich krzyczeć: „zabierzcie te rowery” albo „ruchy, ruchy”.
Ta „pani” miała szczęście, że Młynarz miał dobry dzień... :D
Dość o niej. :)

W końcu, po kilku godzinach jesteśmy w Świnoujściu. Z wielką ulgą oddalamy się od pociągu, którym jechaliśmy i udajemy się na prom, by przeprawić się na drugą stronę miasta. Troszkę sobie zwiedzamy nadmorską miejscowość, jeździmy też po plaży ku uciesze turystów wjeżdżamy w morskie fale. Dobrze, że mamy sakwy Crosso Dry. ;)
Jest wesoło.
Coś tam jemy i udajemy się jeszcze na latarnię morską, na którą się wspinamy.
Czas jednak leci nieubłaganie więc ruszamy dalej.

Naszym celem jest Kołobrzeg, bo dnia następnego mamy rano statek do Nexo.

Wcześniej jednak odwiedzamy Międzyzdroje, gdzie udajemy się na Promenadę Gwiazd.
Do Międzyzdrojów jechaliśmy w deszczu, niestety pogoda się popsuła na tym etapie.
To jednak nie przeszkodziło nam w tym, by zobaczyć Morze Bałtyckie z punktu widokowego „Gosań”, który również znalazł się na trasie. :)

Deszcz przestaje padać. Jedzie się bardzo dobrze. W końcu docieramy do Dziwnowa, Dziwnówka i Łukęcina, nadmorskich miasteczek, do których mam sentyment, bo będąc małym chłopcem jeździłem tam między innymi na obozy harcerskie. :)
Dziś nawet odwiedziliśmy teren obozu, zobaczyliśmy namioty, w których kiedyś sami spaliśmy...
To były czasy!
Nawet próbowaliśmy z Matyskiem odnaleźć nasz „skarb”, który ukryliśmy w lesie... 13 lat temu. :)
Niestety nie udało nam się go znaleźć, najprawdopodobniej ktoś zrobił to przed nami. :(

Przed Łukęcinem zaliczam nieprzyjemny upadek.
Hamuję, by nie wjechać w zjeżdżającego na pobocze Matyska, niestety zbyt mocno zaciśnięty przedni hamulec powoduje poślizg przedniego koła i szoruję ciałem i sakwami po ziemi.
Wyglądało to groźnie, zwłaszcza że jechało za mną auto. Na szczęście kierowca zachował odpowiednią odległość i się zatrzymał. Mogło dojść do nieszczęścia, to mógł być nawet koniec wyprawy, która ledwie się zaczęła. :/
Na szczęście skończyło się na kilu obtarciach i nadwyrężonym barku. Podnoszę się z ziemi i przepraszam kierowcę, wszystko gra.

Zjeżdżamy do Łukęcina, by zjeść pyszną rybkę... To jest to co uwielbiam nad morzem! :D
Po smakowitej kolacji wyruszamy w dalszą podróż. Mijamy znajome miejscowości: Pobierowo, Trzęsacz, Rewal, Niechorze...
Robi się ciemno, a do Kołobrzegu zostało sporo kilometrów.
Zmęczenie daje coraz bardziej znać o sobie. Brak snu musiał w końcu wyjść i właśnie 30 km od Kołobrzegu zacząłem ponosić konsekwencje tego, że nie poszedłem spać w noc poprzedzającą wyjazd.
Wierzcie mi lub nie ale... zasypianie na rowerze jest możliwe. Matys również jest bardzo senny. W pewnym momencie zastanawiamy się nad tym, czy nie przespać się na przystanku autobusowym w jednej z wiosek. Ostatecznie, resztkami sił, dojeżdżamy do celu, odnajdujemy plażę i rozbijamy na niej namiot.
Idziemy spać!

TRASA:
Świnoujście -> Międzyzdroje -> Wisełka -> Kołczewo -> Międzywodzie -> Dziwnów -> Dziwnówek -> Łukęcin -> Pobierowo -> Pustkowo -> Trzęsacz -> Rewal -> Niechorze -> Lędzin -> Konarzewo -> Rogozina -> Zapolice -> Trzebiatów -> Gołańcz Pomorska -> Bogusławiec -> Błotnica -> Zieleniewo -> Kołobrzeg

PODRÓŻ PKP... :D


DEBATA ZWIĄZANA Z PRZEBIEGIEM TRASY... :D


TRZEBA SIĘ SKUPIĆ, BY DOBRZE ZAPLANOWAĆ DZIEŃ ;)


NA PROMIE „BIELIK” W ŚWINOUJŚCIU


MATYSEK SZALEJĄCY NA PLAŻY


CZY JEST PIĘKNIE?! JEST!!!


”RZUCĘ SIĘ W MORSKIE FALE ALE NIE UTOPIĘ SIĘ, BO...” :D


DZIAŁKO W JEDNYM Z FORTÓW W ŚWINOUJŚCIU :)


MATYS ZAGADAŁ Z ZIOMKIEM I MOGLIŚMY DOTYKAĆ EKSPONATY... ;)


W MUZEUM NALEŻY SIĘ ODPOWIEDNIO ZACHOWYWAĆ... ;P


ZOSTAŁEM POWALONY POCSIKIEM PRZECIWPANCERNYM... ;)


MATYS W SWOIM ŻYWIOLE :D


ARGUS?! HMMM.... :D


ŚWINOUJŚCIE – WIDOK Z LATARNI MORSKIEJ


MIĘDZYZDROJE – SPACEREK PO MOLO


NA PROMENADZIE GWIAZD – DUDEK


WIKINGOWIE ATAKUJĄ! ;)


WIDOK Z PUNKTU „GOSAŃ”


DZIWNÓW – POPSUŁ SIĘ MOST?! ;)


STATECZEK :)


KIEDYŚ BYŁO SIĘ HARCERZYKIEM... :)


SPAŁO SIĘ W TAKICH NAMIOTACH...


I SZUKAŁO SKARBÓW PO LESIE :)


ŁUKĘCIN – ŁEZKA W OKU SIĘ ZAKRĘCIŁA :)


TRZĘSACZ


TRZEBIATÓW


Pozostałe dni wyprawy:
2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9

Z Kristoferem i Cezarym - rundka po okolicach Wrocławia

Wtorek, 20 maja 2008 · Komentarze(13)
Czyli super jazda mimo deszczu - nie pozbawiona przygód.
Były ranne ofiary. :D

Po południu zajeżdża do mnie Krzysztof. Jedziemy po Cezarego. :D
No i razem mkniemy, by opuścić wrocławskie ulice pełne aut o tej porze.
Trochę adrenaliny było. :D

Później na Żórawinę i mała rundka koło niej. Wszystko niezłym tempem.
Gdy wybija 30 km jesteśmy znów w Żórawinie. Pada szybka decyzja. Idziemy na browar! :D
Dziwne... nikt nie oponuje. :D

Piast smakował jak... ambrozja. hehe
Dlatego wzięliśmy sobie jeszcze po jednym. :)
Po wysiłku nie ma nic lepszego od zimnego Piasta!
Nawet nie zauważyliśmy, że pada deszcz...

W końcu ruszamy, by kontynuować naszą podróż...
Dojechaliśmy do wioski o nazwie Mnichowice. Tam doszło do niecodziennej sytuacji.
Chciałem zrobić Czarkowskiemu psikusa i gwałtownie zahamować. :D
Przeanalizujmy sytuację...
- pada deszcz
- jest mokra nawierzchnia
- szybko jedziemy
- mam założone slicki
- sprawny tylko przedni hamulec
- parę chwil wcześniej sprawdzałem walory smakowe złotego trunku...

A... zapomniałem dodać, że jechałem jako pierwszy. :D
No więc tak.
Ja gleba, zaryłem o asfalt jak młody. :D
Aż zadzwoniło.
Cezary jakoś mnie ominął poboczem i wyszedł z tego bez szwanku.
Za to Krzysztof, który pozazdrościł mi szlifów postanowił, że też weźmie udział w karambolu. :D

Biedny Krzyś... zeszlifował sobie łokieć i zadrapał nowy amortyzator. :D

Było przy tym dużo śmiechu, choć na początku troszkę bolały niektóre części ciała. :)
Do następnego razu muszę sobie zamontować okładziny na tylny hamulec.

Po tym wszystkim odwiedziliśmy jeszcze Siechnice, gdzie trzasnęliśmy sobie po Algidzie w tamtejszym sklepiku. ;)

Dalej ciągle jazda w deszczu, za to w doborowych nastrojach.

Było pięknie. :D

TEKST DNIA: „Żyjesz?!” :D

TRASA:
WRO/Gaj – AE – Wojszyce...
Wysoka -> Komorowice -> Szukalice -> Żórawina Osiedle -> Galowice -> Wilczków -> Pasterzyce -> Bogunów -> Żerniki Wielkie -> Żórawina -> Wojkowice -> Mnichowice -> Okrzeszyce -> Bratowice -> Sulimów -> Święta Katarzyna -> Siechnice -> Blizanowice -> Trestno...
WRO/Opatowice – Lasek Rakowiecki - Gaj

Dolina Będkowska i Grota Łokietka, czyli mój pierwszy raz na Jurze...

Czwartek, 8 maja 2008 · Komentarze(23)
Tego dnia budzę się już w Krakowie. :D
Rano pada deszcz i jest pochmurno. Martwię się więc, że dziś nie pojeżdżę, a tak bardzo chciałem skorzystać z okazji, by pierwszy raz pośmigać na Małopolsce... :/

Na szczęście po południu się przejaśniło, wyszło słońce i zagościła piękna pogoda!
A więc szybko wsiadam w auto i gonię do wioseczki, która zwie się Będkowice. :)
Tam zostawiam auto, przebieram się w rowerowe ciuszki i zjeżdżam szutrowo-kamienistą drogą w dół... do Dolinki Będkowskiej. :)
Dolinka ta okazuje się niezwykle uroczym i malowniczym miejscem. Wzdłuż niej płynie rzeczka Będkówka, a dookoła jest masa zielona lasów i skalnych wzgórz z których słynie ta kraina! Dla mnie cudo! Nie jestem przyzwyczajony do takich widoków, więc cieszę się jazdą po tej okolicy jak dzieciak! :)

Mojego humoru nie popsuło nawet to, że zaliczyłem pierwszą glebę sezonu, lądując przy tym w potoczku, przez co cały byłem mokry... :D
Takiej gleby to jeszcze w swojej karierze nie miałem, a wszystko przez to, że zachciało mi się przejechać przez górski potoczek... Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że miałem założone slicki... :D
No ale to nic! Było ciepło, więc ciuchy sobie szybko wysuszyłem na Wężowych Skałach, które przy okazji trochę poeksplorowałem wspinając się na nie. :)
Super sprawa!

Później dalej jeździłem dolinką. Odwiedziłem Bramę Będkowską, Jaskinię Nietoperzową i kilka innych fantastycznych miejsc.

Na koniec dnia wjechałem do Ojcowskiego Parku Narodowego, gdzie odnalazłem Jaskinię Łokietka. Tę samą, legendarną grotę, w której setki lat temu przed wojskami czeskimi ukrył się nasz król. :)
Niestety byłem zbyt późno i nie mogłem jej pozwiedzać, gdyż wieczorem jest ona zamknięta. Może innym razem się uda :)

W końcu zaczęło zachodzić słońce, zbliżała się praca, więc szybko z groty pomknąłem do Będkowic.

Dzień niezwykle udany!

Mało kilometrów, za to dziesiątki niezapomnianych wrażeń! :)

TRASA:
Będkowice -> Dolinka Będkowska -> Brama Będkowska -> Kobyliny -> Brzezinka -> Wężowe Skały -> Brama Będkowska -> Jaskinia Nietoprzeowa -> Łazy -> Jerzmanowice -> Czajowice -> Bębło -> Będkowice

Zjazd do Dolinki Będkowskiej


Takich dróg u siebie nie mam :)


Takie widoki są dla mnie również czymś nowym :D


Niektórzy przyjeżdżają do dolinki, by się powspinać na skałkach


Dolina Będkowska to przede wszystkim takie drogi


Ale również i takie sympatyczne dróżki :)


Widok z Bramy Będkowskiej


Droga do wioseczki Kobylany


Wężowe Skały – suszę ubranie po kąpieli w potoku :D


Widok z Wężowych Skał


Panorama


Którą drogę wybrał Młynarz?! ;)


Będkówka i wodospadzik na niej


Prawie zaliczyłem kolizję z samolotem ;)


Skały, skały, skały... pięknie!


Przy Jaskini Nietoperzowej


Kolejna panoramka: Pola i domy


Na tropie Jaskini Łokietka


Tą szczeliną można się dostać do Groty Łokietka