Kampinos - part 2
Dzień nie był lekki...
Wszyscy zmęczeni wczorajszą biesiadą. hehe
Mimo to, przed południem udajemy się na krótką rundkę po okolicznych lasach. Znów tym, który nas wyciągnął z domu był Igorek.
Tak bardzo zależało mu na wyjeździe, że nawet pomógł mi załatać przebitą dętkę w moim rowerze... :D
Igor zdolny chłopak!
Przy pomocy kleju, „gąbki” i „naklejki” (czytaj: kleju, tarki i łatki :D) sprawiliśmy, że po dziurze w mojej dętce nie było już śladu. :)
Sam nie wiem, jak to się stało, że złapałem kapcia. Wydaje mi się, że to sprawka Damiana... :/
Niestety po tej przejażdżce do domu musiała wracać już Anetka z Darkiem...
Taka kolej rzeczy – nic nie trwa wiecznie.
Fajnie jednak, że wiele rzeczy można powtarzać. :D
- - -
Po południu znów jeździliśmy po KPN.
Tym razem tylko z Kosmą i Damianem, ale i tak ciągle bolał mnie brzuch od śmiechu. (Choć raz trochę się wściekłem, bo dostałem ptasim klocem w twarz, gdy prowadziłem zażartą konwersację z mymi współtowarzyszami :D)
Damian zabrał nas dziś na kilka hopek. :D
Pokazał też cmentarze i mogiły żołnierzy w Palmirach i Wierszach.
Odwiedziliśmy też miejsce zwane Wiatrołomami, gdzie kilka lat wcześniej przeszła trąba powietrzna siejąc spustoszenie i łamiąc tysiące drzew.
Wieczór znów był przyjemniutki. :D
Pyszna pizza, zimne piwko i doborowe towarzystwo.
A ktoś kiedyś mówił, że Utopia nie istnieje...
Kłamał?! :D
ZAPOWIEDŹ KOLEJNEGO SYMPATYCZNEGO WIECZORKU... :D
Transport piwa© DMK77&Kosma100;
(fota autorstwa Kosmy, wykonana aparatem Damiana, zamieszczona na blogu Młynarza... ;P)
DZIĘKUJĘ JESZCZE RAZ WAM WSZYSTKIM SERDECZNIE ZA PRZEMIŁO SPĘDZONY CZAS!
WSZYSTKIE PRZEZABAWNE CHWILE I DZIESIĄTKI INNYCH RZECZY, KTÓRE WYWOŁYWAŁY U MNIE BÓL BRZUCHA. :D
DO NASTĘPNEGO! :)