To były zawody! :)
Ale zacznijmy od początku.
Dzień wcześniej późnym wieczorem razem ze swoim
Aniołkiem przyjechaliśmy do Łochowa, gdzie mieściła się baza tegorocznego rajdu na orientację
DYMnO.
Na miejscu był już
Paweł – (nasz ulubiony łódzki kurier :) ) oraz jego braciszek Piotrek (zdobywca tytułu Harpagana :) ) i oczywiście
Tomek (za którym się bardzo stęskniliśmy :D ) – niestety bez
Kasi (za którą stęskniliśmy się jeszcze bardziej :) ).
Wszyscy spaliśmy w jednym pomieszczeniu, razem z nami słynny Wiki i kilku wesołych chłopaków z Biełegostoku – atmosfera była świetna. :)
W sobotę o 9:00 nastąpił start trasy rowerowej, która miała zamknąć się w jakichś 120 kilometrach (optymalny wariant przejazdu).
Przed startem okazało się, że zapomniałem... licznika. Na szczęście Asia swojego nie zostawiła w domu tak jak ja. ;)
Start był dość ostry, wszyscy pognali w kierunku pierwszego punktu, który był obowiązkowy – później już każdy jechał gdzie chciał. :D
My z Aniołkiem obraliśmy swoją strategię – nasza kolejność zaliczania punktów była bardzo podobna do tej, którą wybrał Tomek i Paweł, bo kilka razy mijaliśmy się z nimi na trasie.
Nie będę się tu rozpisywał o każdym z punktów z osobna ale muszę zaznaczyć, że były one porozmieszczane bardzo pomysłowo. Budowniczy trasy zadbał o to by uczestnicy się nie nudzili. :)
Punkty były trudniejsze nawigacyjnie niż te na ostatnim Harpaganie ale nam ich odnajdywanie wychodziło tego dnia niemal bezbłędnie. Za to trochę gorzej było z kondycją ale to raczej pochodna tego, że praktycznie 90% trasy to był teren – momentami dość ciężki.
Na pewno nie zapomnę dwóch punktów przy których zdobywaniu musieliśmy brodzić w wodzie. :D
Było to dla mnie nowe doświadczenie – do tej pory na rajdach na orientację nie przechodziłem nigdy przez rzekę. :)
Cała trasa była podzielona na dwie pętle i składała się łącznie z 26 punktów. Nam udało się zdobyć 20 z nich, a więc myślę, że wynik całkiem przyzwoity.
Najbardziej cieszy mnie fakt, że mój Aniołek zajął drugie miejsce wśród kobiet!
Jestem z Ciebie bardzo dumny! :*Wspomnę jeszcze tylko o tym, że dość stresująca była dla nas ostatnia godzina jazdy, bo musieliśmy szybko wracać do bazy rajdu rezygnując z punktów kontrolnych, które można było jeszcze zdobyć w drodze powrotnej. Wszystko dlatego, że zgodnie z regulaminem przekroczenie wyznaczonego limitu czasu skutkowało dyskwalifikacją. Na szczęście zdążyliśmy na czas i mogliśmy się cieszyć z całkiem dobrego wyniku. :)
Wieczór po starcie był równie wesoły, jak poprzedni. Wszyscy w dobrych humorach.
W bazie rajdu czekał na każdego ciepły posiłek a także niezliczone ilości bananów, słodkich bułek i... Horalków! :D Te ostatnie to pyszne
wafelki rodem ze Słowacji, ich smak sprawił, że teraz za każdym razem gdy robię zakupy w Kauflandzie kupuję sobie kilka sztuk tych wafeleczków – są przepyszne!!! :D:D:D
Organizacja imprezy była świetna!
Wszyscy mieli gdzie zaparkować auta, w samej bazie niczego nie brakowało. Każdy z uczestników dostał rajdową koszulkę, w sekretariacie miła obsługa, szkoła która była bazą świeciła czystością i sama trasa była świetna!
Jedno do czego mam zastrzeżenia to fakt, że strasznie długo trzeba było czekać na wyniki, które bardzo późno pojawiły się na stronie zawodów. Ale ten mały minus ginie wśród wielkich plusów, a tych było niemało! :)
Podziękować więc trzeba organizatorom za bardzo dobrą zabawę!
To był bardzo dobry weekend!
W drodze powrotnej do domu (w niedzielę) pospacerowałem jeszcze z Asiczulkiem i moim kuzynkiem po warszawskiej starówce. Odwiedziliśmy też Wolbórz. :)
Oby więcej takich udanych dni!
Chciałem jeszcze podziękować Tomkowi za pożyczenie bukłaku na wodę – dzięki temu na trasie miałem z czego pić. ;)
Poniżej wrzucam jedną fotkę z Dymna.
Zrobił ją nam Pawełek, któremu bardzo dziękujemy za ten wspaniały czyn! :D
My niestety aparat zostawiliśmy tym razem w domu.
DYMnO
© Mlynarz
A tak w ogóle to następnym razem na zawody zabieram jakiś preparat na komary. :D
To co wyprawiały w lesie meszki, komary i inne latające gryzonie... śni mi się po nocach do dziś i są to niestety koszmary. ;)