Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2009

Dystans całkowity:819.33 km (w terenie 192.50 km; 23.49%)
Czas w ruchu:40:23
Średnia prędkość:20.29 km/h
Maksymalna prędkość:52.45 km/h
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:45.52 km i 2h 14m
Więcej statystyk

POWODZIOWO I BURZOWO

Poniedziałek, 29 czerwca 2009 · Komentarze(8)
Tego dnia chciałem zrobić jakąś dłuższą trasę, jednak zawirowania pogodowe spowodowały, że odpuściłem. Od długiego czasu nie ma praktycznie dnia bez burzy. Na dziś również prognoza wskazywała na jedno... będzie lało.
W takim wypadku postanowiłem pokręcić sobie po okolicy.

Do Siechnic przez Mokry Dwór nie było dane mi dojechać, bo koło Mokrego Dworu wylała rzeka zalewając drogi polne – to efekt ostatnich, nieustających opadów. Wróciłem więc do Wrocławia i odwiedziłem Park Wschodni, gdzie również można było dostrzec podtopione ścieżki...

Na koniec pognałem na Wyspę Opatowicką, z której asfaltem dojechałem do Siechnic. Tam zebrały się nade mną burzowe chmury. W związku z tym decyzja była jedna – wracam do Wrocławia główną 94-ką żeby uciec przed ulewą.
Udało się. Dosłownie 2 minuty po moim wejściu do mieszkania zerwał się huraganowy wiatr, zaczęło grzmieć i lunęło z nieba.

PRZEZ MOKRY DWÓR NIE PRZEJADĘ – DROGA I POLA ZALANE
Mokry Dwór © Mlynarz


PODTOPIONA ŚCIEŻKA W PARKU WSCHODNIM
Park Wschodni © Mlynarz


DUŻO WODY, DUŻO…
Dużo wody © Mlynarz


PUNKT POMIAROWY NA ODRZEW W TRESTNIE
Wysoki poziom © Mlynarz


I NADESZŁA BURZA...

Burzowy kilimat © Mlynarz

BIKE ORIENT 2009

Niedziela, 28 czerwca 2009 · Komentarze(0)
Kategoria woj. Łódzkie
W tym roku nie mogłem wystartować w zawodach (miałem egzamin na uczelni).
Jednak pojawiłem się mimo wszystko po zakończeniu trasy, by poczuć choć trochę atmosferę tej doskonałej imprezy.
Warto było jechać do Ręczna chociaż na chwilę!

Piotrek i Paweł z rodziną robią świetne zawody dla wielu ludzi.

Mi udało się choć trochę pokręcić na rekreacyjnej pętelce.
Jak znajdę chwilę to napiszę coś więcej ale to będzie nieprędko. :)

Do nędznego sklepu rowerowego

Czwartek, 25 czerwca 2009 · Komentarze(2)
Z Księża Małego do szmaciarskiego sklepu rowerowego, który mieści się we Wrocławiu przy ulicy Reymonta - nie lubię niesłownych ludzi. :/
Jak się umawiasz, to dotrzymaj danego słowa!

Poza tym było parno i duszno. :)

GRASSOR 2009

Sobota, 20 czerwca 2009 · Komentarze(6)
Nadszedł kolejny weekend, w którym wraz z Asiczką wybraliśmy się na rowerowe zawody na orientację. Coraz bardziej podoba mi się ta zabawa – z zawodów na zawody bardziej się w to wciągam. :)
Tym razem startowaliśmy w Grassorze, ekstremalnym rajdzie organizowanym m.in. przez Daniela Śmieję. Dla rowerzystów przygotował trasę z dwudziestoma punktami kontrolnymi. Aby zdobyć wszystkie należy przejechać... 300 km (przy założeniu, że obierze się najkrótszą z możliwych tras i nie będzie błądzić :D ) w limicie czasu wynoszącym 24 godziny. Miodzio! :D

Aby umilić sobie ten start postanowiliśmy z Asią wyjechać na zawody dzień wcześniej, bo skoro mieliśmy jechać ponad 400 kilometrów z Wrocławia do Białego Boru w województwie zachodniopomorskim, to trzeba było pomyśleć o wczesnym wyruszeniu z domu. :)
A jak już jedziemy tak daleko i będziemy blisko morza to... nie możemy odpuścić sobie zachodu słońca na bałtyckiej plaży, zimnego Bosmana i pysznej rybki zjedzonej w Mielnie... :)
Skoro nad morzem jest tak fajnie to postanawiamy też zostać tam na noc i rozbijamy namiot na plaży. :D

Wróćmy jednak do sobotniego dnia, w którym startowała trasa Grassora.
Obudziliśmy się wcześnie rano na plaży, dookoła piękny widok, zero ludzi, szum fal – coś pięknego!
Następnie zapakowaliśmy się w auto i pognaliśmy 60 kilometrów do Białego Boru, gdzie zlokalizowana była baza zawodów.
Na miejscu była już większość uczestników, inni dopiero dojeżdżali. Ucieszył nas widok wielu znajomych twarzy. Wśród startujących byli też ludzie z BS: Tomalos, Damian, Mickey i Kita.
Przed startem jak zawsze trzeba było szybko się uwijać, załatwić formalności, przygotować rowery i plecaki. Mimo to udało się poznać i porozmawiać z Mickey’em, z którym do tej pory nieszczęśliwym zrządzeniem losu mijaliśmy się na wszystkich zawodach. :)

W końcu rozdano mapy i wybiła dwunasta – START!
Patrząc na mapę widzimy lokalizację tylko czterech punktów, rozmieszczenie pozostałych poznamy, gdy zdobędziemy znane nam punkty. Ciekawie. :)

Postanowiliśmy z Asią nie forsować tempa, bo czasu jest sporo, a najważniejsze to skorzystać z jak największej ilości godzin, które mieliśmy do dyspozycji i nie paść w nocy na trasie, gdy będzie morzył sen.

Na pierwszy ogień idzie PK 8 – Wał grodziska, skupisko wiekowych buków. Z Białego Boru wyjeżdżamy bez problemu, choć można było się zgubić. Dalej jedziemy asflatami, potem kostką brukową i docieramy do miejscowości Grabczyn. O dziwo, spotykamy tam drogowskaz wskazujący kierunek na grodzisko, nie ma możliwości byśmy zabłądzili. Jadąc do punku spotykamy wracających już z niego Damiana i Tomka – chłopaki jadą po podium. :)
Na samym grodzisku przeczesujemy trochę buków i wreszcie zdobywamy swój pierwszy punkt. Trzeba jechać dalej. Niestety Asia niedługo po zdobyciu punktu zrywa łańcuch. Przymusowy postój, kilka chwil gimnastyki z „pseudo rozkuwaczem” (dobrze, że mieliśmy chociaż taki) i można jechać dalej.

Kolejny punkt który atakujemy to PK 7 – Drzewo obok dużego kamienia (przy drodze) – jego lokalizację poznaliśmy przy okazji zaliczenia ósemki. Chciałem skrócić dojazd do niego i namówiłem Asię na jazdę polnymi drogami ale to nie był dobry pomysł. W terenie dróg jest pięć razy więcej niż na mapie, do tego ta która nas interesowała ginie w polu, a właściwie... wybudowano na niej tartak – tak to jest jak jeździ się z mapą, która była aktualna... ponad dwadzieścia lat temu. :D
Tracimy przez to trochę czasu ale na pewno nie tracimy ochoty na zdobycie punktu. W końcu dojeżdżamy w jego okolice, trochę czasu tracimy na szukanie drzewa z kamieniem (okazało się, że za daleko pojechaliśmy :) ) i mamy zdobyty drugi punkt! Robimy krótką przerwę na długie śniadanie.

Pora na kolejną zdobycz – PK 17 – Skraj nasypu. Tym razem odpuszczamy jazdę po polach i wybieramy wariant asfaltowy – dłuższy ale skuteczny, bo punkt zdobywamy bez problemu. Droga do niego się dłużyła i była mocno pofalowana, sporo podjazdów się trafiło, które choć krótkie, wymagały czasem mocniejszego deptania. Jadąc do tego punktu minęliśmy się z pędzącą z naprzeciwka lokomotywą, w której skład wchodzili Wiki i Kita i... ktoś jeszcze ale nie poznałem, bo za szybko jechali. ;)

Następny na celowniku jest PK 2 – koniec nasypu, skupisko olch. Początkowo jedziemy bezbłędnie jednak potem, wybierając złą drogę na rozwidleniu, popełniamy nasz największy błąd nawigacyjny na Grassorze. Na szczęście połapaliśmy się, że nie jesteśmy tam gdzie być powinniśmy dzięki kompasowi. Odnalezienie orientacji wymagało jednak od nas powrotu do feralnego rozwidlenia. Dalej wszystko idzie jak z płatka, choć tradycyjnie już, jak to na imprezach Daniela bywa, schodzi trochę czasu na znalezienie drzew z kartką będącą punktem kontrolnym. :)
Nic to, kolejny punkt nasz.

Dalej jedziemy na PK 12 – skrzyżowanie przecinek. Tu jeden jedyny raz na Grassorze wyjeżdżamy za mapę, by skrócić sobie dojazd do niego – manewr powiódł się. :)
Droga do punktu jest dość ciekawa, a same jego zdobycie banalne. Można jechać na następny.
Mamy pięć punktów w garści, w tym momencie zapada zmrok.

Teraz obieramy kurs na PK 13 – szczyt górki. Najpierw przebijamy się leśnymi drogami do asfaltu i przejeżdżamy przez Międzybórz, gdzie miejscowi mają jakiś festyn – jest wesoło. Następnie wjeżdżamy ponownie w las, linijka w rękę i zaczyna się mierzenie i wyliczanie dystansu dzięki czemu bez mniejszych problemów zdobywamy PK 13, który wcale nie był pechowy. ;)

Ochota do jazdy jest, więc ciśniemy na PK 4 – szczyt wzniesienia – ukryty w lesie w okolicach miejscowości Koczała. Jedzie się przyjemnie. Dookoła ciemno, noc, cisza, spokój, czasem słychać jakieś przejeżdżające auto, gdzie indziej muzykę dochodzącą z jakiejś dyskoteki, jeszcze w innym miejscu krzyki wygłupiającej się młodzieży. W końcu lądujemy z Asią w miejscu pośród pól. Zapada niesamowita cisza, wszystkie dobiegające dźwięki zanikają... Zatrzymujemy się. Chce się odpocząć. Leżymy sobie w łące i wpatrujemy w gwieździste niebo, a dookoła... nic – przestrzeń. To było coś pięknego. Ciężko po tym się zebrać do jazdy, bo człowiek się rozleniwił, organizm dopomina się o swoje – chce spać. Tego się obawiałem, wiedziałem że jak tylko się zatrzymamy na dłużej w nocy to zacznie się walka o to, by chciało się jechać dalej.
Wstajemy! Jedziemy! Im dłużej tu siedzimy, tym ciężej będzie nam kontynuować jazdę.
Docieramy do Koczały, jedziemy polem na skraj lasu, typujemy właściwą przecinkę i przedzieramy się lasem w ciemnościach. Przecinka mocno zarośnięta, przeczesując wzgórze w poszukiwaniu punktu dochodzę do wniosku, że... jest pięknie! To ma swój niepowtarzalny klimat. :)
Sam w nocy w lesie pewnie bym nie chciał być ale w czyimś towarzystwie jest naprawdę świetnie.
Wreszcie jest. Kolejny punkt na naszym koncie ale... ochota do jazdy coraz mniejsza. Chce się spać...

Walczymy z potężnym kryzysem i jedziemy w kierunku PK 19 – wiadukt, drzewo na górze. O ile ja jeszcze jakoś daję radę, to Asia chce mocno spać. Zmęczenie bardzo daje się we znaki. Boję się zatrzymywać, bo wiem że robi się zimno i lepiej żebyśmy nie zasnęli na jakimś przystanku, bo się pochorujemy. Staram się robić dobrą minę do złej gry. W końcu jednak postanawiam, że gdzieś, choć na chwilę, musimy się zatrzymać – trudno, postaram się nie spać, a Asia niech sobie odpocznie, będę ją pilnować. Zjeżdżamy na jakiś przystanek autobusowy. Momentalnie Asia zasypia. Na wszelki wypadek nastawiam budzik w telefonie, który co 5 minut przypomina mi, że mam czuwać. W taki sposób Asia drzemie sobie dobre 20 minut – pomogło jej, chce jechać dalej. Gorzej ze mną, bo przerwa w pedałowaniu sprawiła, że teraz nie jestem rozgrzany, a ubrałem się niezbyt grubo. Noc zaskoczyła mnie przeszywającym zimnem. Po godzinie trzeciej temperatura oscylowała w okolicach 5 stopni Celsjusza, a ja miałem na sobie jedynie koszulkę i na to założoną cienką bluzę z długim rękawem. Jedziemy jednak dalej, bo to jedyny sposób bym nie zamarzł. ;)
Dygocząc z zimna prowadzę na punkt kontrolny. Na szczęście nie tracę czujności. Bez problemu odnajdujemy wiadukt przy którym zgarniamy nasz ósmy punkt.
Ja nie mam już ochoty do jazdy, a wszystko przez to że jest mi bardzo zimno, to sprawia że ciągle myślę o ciepłym śpiworze i chce mi się spać. Za to Asia w tym momencie nabrała wigoru. Zdaję sobie sprawę, że to może być chwilowy powrót energii. Odradzam jej jazdę na PK 1, który wygląda na trudny nawigacyjnie (jak się później okazało faktycznie tak było – ci którzy go zdobywali mieli z nim potworne problemy). Na szczęście trafiły do niej moje argumenty, choć trochę mi przykro, że musiałem być tą osobą, która namawia do rezygnacji ze zdobywania punktów. Proponuję byśmy pojechali do Miastka, a tam zdecydowali czy wracamy do bazy i po drodze zdobywamy jeden punkt, czy może ruszamy na podbój kolejnych.

Jesteśmy w Miastku. Świta. Ja zamarzam.
Mimo, że założyłem na siebie jeszcze koszulkę i cienki golf, który Asia miała w plecaku, zimno wciąż demoluje moją ochotę do jazdy. Marzę o słońcu i w końcu pojawia się ono na niebie. Proszę Asię byśmy się zatrzymali przy miejscowej szkole i spróbowali wygrzać w promieniach leniwie wschodzącego słońca. Trochę pomaga ale przysypiam. Na szczęście tym razem czuwała Asia. Decydujemy, że... nie wracamy do bazy. :)
Jedziemy na PK 18 – mała elektrownia wodna. Droga się dłuży ale samo zdobywanie punktu poszło nam gładko. Mamy już ich dziewięć. Jak zdobędziemy PK 6, który mamy na drodze powrotnej do bazy to wybija nam okrągła dyszka. Jest decyzja – wracamy do bazy przez PK 6. Mimo że mamy do dyspozycji prawie 6 godzin postanawiamy kończyć naszą trasę. W drodze powrotnej przejeżdżamy znów przez Miastko. Kupujemy na stacji benzynowej rogaliki z nadzieniem czekoladowym, pijemy wodę, odpoczywamy. Na dworze zrobiło się cieplej. Niespodziewanie nabieram dużej ochoty do jazdy, a godzinę wcześniej nie chciałem na rower nawet patrzeć. :D
Asia chłodzi mój zapał i sprowadza mnie na ziemię – i dobrze. :)

Jedziemy do bazy, po drodze zbaczamy na PK 6 – wierzchołek wzniesienia, przy skarpie nasypu. Choć jadąc drogą która jest na mapie trafiamy na... działki, choć omijając działki droga ginie w polu... my brniemy dalej. Jedziemy na czuja i zatrzymujemy się... przy punkcie! :)
Tym razem intuicja mnie nie zawiodła.
Jest sporo czasu, do bazy jedynie 15 km. Proponuję Asi żeby jechać jeszcze na PK 20 przy jeziorze – wtedy do bazy będziemy mieć 40 km ale jeden punkt więcej. Ostatecznie rezygnujemy. Decydujący jest argument, że po zawodach trzeba jeszcze pokonać samochodem 400 km do Wrocławia. Warto by się przespać choć dwie godzinki. :)

Zmęczeni ale zadowoleni wracamy do Białego Boru. Oddajemy karty startowe, jemy pyszny makaron, bierzemy prysznic i kładziemy się spać. Dwie godziny snu przynoszą ulgę.
Na ogłoszeniu wyników okazuje się, że Tomek zajął drugie miejsce! Pojechał doskonale. Szkoda, że zabrakło mu dwóch minut do zdobycia pucharu za pierwsze miejsce ale... co się odwlecze to nie uciecze. :)
Tuż za Tomkiem uplasował się Damian – nic tylko się cieszyć, że naszym kolegom poszło tak dobrze.

My z Asią nieco dalej ale dumni z siebie, bo przed Grassorem zakładaliśmy sobie dwa cele: przejechać ponad 200 km i zdobyć 10 punktów kontrolnych – jeden i drugi udało się zrealizować. :)

Jak zawsze można mówić, że szkoda tego i tamtego...
Tak, to prawda, że był czas na to by zaliczyć spokojnie jeszcze jeden PK.
Tak, można było mniej błądzić.
Tak, można było mieć więcej farta przy szukania drzew z punktami.
Tak, można było mocniej cisnąc na trasie.
Tak, mógł się nie zerwać łańcuch i mogło wydarzyć się jeszcze wiele innych korzystnych rzeczy.

Ale czy takie gdybanie ma sens?
Myślę, że nie, bo... gdy człowiek budzi się rano przed zawodami na plaży u boku Aniołka, słyszy morskie fale, owiewają go podmuchy orzeźwiającego wiatru... to wie, że życie jest piękne! :D


Także Grassor 2009 uważam za imprezę niezwykle udaną!
Dziękuję Aniołkowi za kolejny wspólny start.
Znajomym za jak zawsze sympatyczną atmosferę na zawodach.
Danielowi za świetną trasę (gdyby jeszcze tak nie chował punktów... :D )
A Tomkowi za pyszny makaron na śniadanie. ;)

Jak zdrowie i czas pozwolą to pewnie zjawię się i na Grassorze 2010.

TAKI WIDOK MIELIŚMY GDY KŁADLIŚMY SIĘ DZIEŃ PRZED GRASSOREM SPAĆ – PLAŻA! :)
Grassor 2009 © Mlynarz


A TAKI WIDOK POWITAŁ NAS SOBOTNIM RANKIEM W DNIU STARTU…
Grassor 2009 © Mlynarz


PÓŹNIEJ LEKKA PORANNA GIMNASTYKA I RUSZAMY DO BIAŁEGO BORU ;)
Grassor 2009 © Mlynarz


ASIA WALCZY NA TRASIE GRASSORA
Grassor 2009 © Mlynarz


POZNAJEMY LOKALIZACJĘ KOLEJNYCH PUNKTÓW KONTROLNYCH
Grassor 2009 © Mlynarz


PODCZAS JAZDY SPOTYKAMY WIELE PIĘKNYCH WIDOKÓW
Grassor 2009 © Mlynarz


Grassor 2009 © Mlynarz


JEŹDZIMY PO PRZERÓŻNYCH DROGACH
Grassor 2009 © Mlynarz


BUDOWNICZY TRASY ZADBAŁ O ATRAKCJE ;)
Grassor 2009 © Mlynarz


Grassor 2009 © Mlynarz


Grassor 2009 © Mlynarz


ODPOCZYNEK NAD JEZIOREM
Grassor 2009 © Mlynarz


NOCNE ZDOBYWANIE PUNKTÓW KONTROLNYCH
Grassor 2009 © Mlynarz


JAZDĄ NA ORIENTACJĘ NOCĄ MA SWÓJ UROK
Grassor 2009 © Mlynarz


WIADUKT PRZY KTÓRYM BYŁ USYTUOWANY JEDEN Z PUNKTÓW KONTROLNYCH

Grassor 2009 © Mlynarz

NA WARSZTAT

Czwartek, 18 czerwca 2009 · Komentarze(2)
Na Diamondzie odebrać auto z warsztatu na Paczkowskiej.
Jako, że Diamond ostatnio ledwo jeździ to go rozkręciłem na części pierwsze i... teraz wcale nie jeździ. :D
Ale czekają go piękne chwile, więc trzeba go odpowiednio przygotować. :)
Chyba jednak go złożę i oddam do serwisu, bo zbyt wiele jest do zrobienia, a nie mam czasu na eksperymenty.

Jutro z rana daleki wyjazd i powrót dopiero późnym wieczorem w nocy.
Jedziemy z Aniołkiem na Grassora.
Ciekawe ile kilometrów uda nam się przejechać i zdobyć punktów.
Jest wyznaczony limit 24 h, a optymalna trasa ma... 300 kilometrów. :D

SZUMGUM.COM

Środa, 17 czerwca 2009 · Komentarze(20)
Rano z Kozanowa na Księże Małe przez Hallera i Armii Krajowej – czyli powrót od Aniołka. :)
Późnym wieczorem z Księża na Kozanów tą samą drogą – czyli powrót do Aniołka. :D
W połowie drogi na Kozanów spotkałem się z Asiczką, która wyjechała mi naprzeciw.

A wiadomość dnia, która sprawiła nam dużo radości, jest taka że otrzymaliśmy spore wsparcie sprzętowe ze strony sklepu rowerowego Szumgum.com! :)
Sklep przekaże nam rewelacyjną przyczepkę Extrawheel! Taką samą, z jaką to już podróżuje Kosma na swojej wyprawie. :)
Oprócz tego sklep udzielił nam wysokiego rabatu na wszystkie artykuły, które ma w sprzedaży.
Nic tylko się cieszyć!

Na pewno to wsparcie jest bardzo pomocne dla naszej wyprawy dookoła Polski i znacznie odciąża nas finansowo.

Dzięki temu będziemy jechać na trasie z dwoma przyczepkami
dociążonymi odpowiednio wypełnionymi bagażem sakwami.
Jedna przyczepka, jak już wspomniałem, jest od Szumgum.com,
lecz pewnie się zastanawiacie skąd mamy drugą?! :D
Otóż druga przyczepka to dar miłosierdzia Błażeja,
naszego wrocławskiego rowerowego Przyjaciela,
którego wszyscy doskonale znamy i szanujemy,
bo to w jego serwisie swe blogi pisujemy!
Boski Blase - bo o nim mowa,
to postać wielce nieszablonowa!
On i serwis BIKEstats nam patronują,
pomagają, wspierają i dopingują!
Dziękujemy Ci Błażeju za Twój gest cudowny,
który dla powodzenia wyprawy jest nieodzowny!!!


:D

Od dziś do startu wyprawy zostało jedynie 25 dni.

STRONA GŁÓWNA SKLEPU ROWEROWEGO SZUMGUM.COM
Szumgum.com © Mlynarz

ANIOŁKOWO, PLATONOWO I RYSZARDZIKOWO

Wtorek, 16 czerwca 2009 · Komentarze(4)
Wieczorem przyjechała do mnie Asiczka - czyli mój Aniołek. :)
Następnie pojechaliśmy na Rynek, gdzie czekał na nas Tomek – czyli Platon. :)
Czekał też, pompujący koło pod pomnikiem Fredry, Rychu – czyli RyszarDZIK. :)

Obok ratusza obejrzeliśmy sobie wystawę zdjęć. Były to bardzo ciekawe zdjęcia lotnicze Wrocławia z roku 1947. Widać na nich doskonale leje po bombach i tysiące zrujnowanych budynków. Niesamowite jak bardzo przez 62 lata od tamtego czasu zmienił się Wrocław. Zniszczenia po wojnie zostały usunięte, domy odbudowane, powstały osiedla, doszły szerokie drogi i całe miasto wchłonęło okoliczne wioski znacznie poszerzając swe granice. Ciekawe jak będzie wyglądać stolica Dolnego Śląska za kolejne 62 lata, która zmienia się na naszych oczach. :)

Po zapoznaniu się ze zdjęciami popedałowaliśmy w czwórkę w stronę Kładki Zwierzynieckiej skąd wałami udaliśmy się do jazu Opatowickiego. Później wciąż jadąc wałami wzdłuż Odry minęliśmy most Bartoszowicki, most Swojczycki, górkę Kilimandżaro, mosty Jagiellońskie, mosty Warszawskie, most Trzebnicki, most Osobowicki i w końcu most Milenijny (uff ale się zasapałem wymieniając te mosty ;) ). Było nam jeszcze mało, więc pojechaliśmy w stronę Glinianek, a później łąką (skąd Platon zna takie skróty?! :D ) przebiliśmy się na Maślice i dotarliśmy na Kozanów, gdzie po debacie na temat Bike Orientu pożegnaliśmy się z chłopakami. Oni pocisnęli na miasto, a ja z Aniołkiem do Żabki na lodzika i po piwko na sen. ;)

Super się jeździło! Wrocław nocą jest piękny.

WROCŁAWSKI RATUSZ – WIEŻA
Wieża ratuszowa © Mlynarz


WYSTAWA ZDJĘĆ LOTNICZYCH „WROCŁAW 1947”
Wystawa "Wrocław 1947" © Mlynarz


Z LOTU PTAKA WIDAĆ ZBOMBARDOWANE WROCŁAWSKIE HUBY
Huby 1947 z lotu ptaka © Mlynarz


ODRA I ZACHÓD SŁOŃCA WIDZIANE Z KŁADKI ZWIERZYNIECKIEJ
Zachód słońca © Mlynarz

WROCŁAW, WROCŁAW, TYSIĄCE DUSZ...

Poniedziałek, 15 czerwca 2009 · Komentarze(3)
Tytuł nawiązuje do nowej piosenki zespołu Bank, która codziennie rozbrzmiewa w Radiu Wrocław. :)
Sympatyczna.

Zachęcam do posłuchania i obejrzenia klipu. :)

Moje dzisiejsze kilometry do efekt wspólnej wycieczki z Aniołkiem do... sądu. :D
A z sądu pognałem na Księże Małe pisać o determinantach decyzji... czyli w dalszym ciągu tworzenie pracy magisterskiej. :)

Buziaki! (moje dzieło wykonane w profesjonalnym programie graficznym MS PAINT) :D


"To Wrocław" - BANK

ŚWIĘTO WROCŁAWSKIEGO ROWERZYSTY

Niedziela, 14 czerwca 2009 · Komentarze(8)
Dziś we Wrocławiu była wielka, rowerowa feta!
A wszystko za sprawą imprezy zorganizowanej przez WIR, czyli Wrocławską Inicjatywę Rowerową.
Wszyscy zroweryzowani, którzy stawili się o godzinie 11:00 na Placu Solnym, pojawili się tam by obchodzić Święto Wrocławskiego Rowrzysty. :)
Byli ludzie na przeróżnych rowerach, nie zabrakło nawet tall-bików, monocyklów, czy starego bicykla. :)
Wśród jeżdżących było sporo pań i małych dzieci, a także starszych osób. Wychodzi na to, że we Wrocławiu na rowerach jeżdżą niemal wszyscy (poza tymi co kochają wrzucać co chwilę jedynkę i wciskać sprzęgło stojąc w korku :D ) Dziś kolumna rowerzystów, która jechała miastem z Placu Solnego na Wzgórze Andersa, gdzie odbywał się rowerowy piknik liczyła grubo ponad 1000 osób! :)
Oczywiście nie mogło też zabraknąć tam wrocławskich przedstawicieli BIKEstats! :)
Tak więc była Asiczka, z którą wybrałem się razem na tą imprezę, był też Michał, Platon, Ryszardzik i nasz Boski Blase! :D

Pogoda dopisała, słońce prażyło. Wrocławscy bikerzy byli zadowoleni zarówno z przejazdu przez miasto, jak i samego festynu na Wzgórzu. Organizatorzy zadbali o to, by był poczęstunek, napoje, konkursy i cała masa innych rowerowych atrakcji – krótko mówiąc była dobra zabawa! :)

Tuż przed końcem festynu, musiał uciekać Platon z Ryszardzikiem, jakiś czas po nich do domku na obiadek zmył się Michał, a my z Aniołkiem i Błażejem wciągnęliśmy jeszcze po kiełbasce z grilla, a następnie udaliśmy się na małe Tur de Wały, czyli przejażdżkę wałami wzdłuż Odry. :)
Dotarliśmy do jazu Opatowickiego, gdzie w sielankowej atmosferze, przy mocno świecącym słońcu, wśród innych wypoczywających na brzegu Odry, oddaliśmy się błogiemu leniuchowaniu. Zimny Piast w tym dniu smakował jeszcze lepiej niż zwykle. :D
Dopiero przed godziną osiemnastą ruszyliśmy w drogę powrotną do miasta. Trasa nieco oryginalna, bo wiodła polami i łąkami przez Wyspę Opatowicką i Mokry Dwór. :)

I to jeszcze nie koniec opowieści... :D
Bo nadeszła godzina 22:00.
Zmieniliśmy miejsce na Halę Stulecia, dołączył do nas znów Michał i w czteroosobowym składzie podziwialiśmy kolejny pokaz Wrocławskiej Fontanny Multimedialnej. Cudo!
Dzisiaj było kilkanaście razy mniej ludzi niż na premierowym spektaklu, dzięki temu mogliśmy wreszcie poznać, i zobaczyć na własne oczy, pełnię możliwości tej niezwykłej fontanny.

Nadszedł też moment, że wszyscy po tym ekscytującym dniu musieli wracać do domu.
I tak Błażej pognał na Gaj, a my z Aniołkiem i Michałem w stronę Kozanowa.

Cieszy, że wrocławscy rowerzyści dziś świętowali!
Świętowali i to jak! :)

Poniżej prezentuję swoje fotki z tego dnia.
Jeżeli idzie o zdjęcia z pokazu fontanny, to zapewne znajdziecie takowe u Michała, który trochę ich natrzaskał – a jest co oglądać. :)

JAHOO! ;)
. © Mlynarz


WYWIADY, WYWIADY… TO CENA SŁAWY :D
. © Mlynarz


MICHAŁ I TOMEK NA PLACU SOLNYM
. © Mlynarz


PRAWIE, ŻE... DUTKIEWICZ ;)
. © Mlynarz


FALA ROWERZYSTÓW ZALEWA WROCŁAWSKI RYNEK
. © Mlynarz


ASIA Z MICHAŁEM NA ULICY KAZIMIERZA WIELKIEGO
. © Mlynarz


NAJMŁODSI TEŻ DAWALI RADĘ – PO KRYZYSIE JECHALI DALEJ ;)
. © Mlynarz


ROWERZYŚCI NA TRZYPASMOWEJ ULICY LEGNICKIEJ
. © Mlynarz


POLICJA PERFEKCYJNIE ZABEZPIECZYŁA IMPREZĘ
. © Mlynarz


MONOCYKLE
. © Mlynarz


W KOLEJCE PO CIASTECZKA :)
. © Mlynarz


BŁAŻEJ Z FLAGĄ “WIR”
. © Mlynarz


SWÓJ ZIOM :D
. © Mlynarz


WYMIATACZ
. © Mlynarz


PIKNIK NA WZGÓRZU ANDERSA
. © Mlynarz


RYCERSKA RODZINKA
. © Mlynarz


OSTRY I JEGO OSTRE KOŁO :)
. © Mlynarz


BYLI TEŻ OBECNI ŻOŁNIERZE WERMACHTU
. © Mlynarz


SZUSZY ;)
. © Mlynarz


WYCZYNY CHŁOPAKÓW ROBIŁY WRAŻENIE
. © Mlynarz


SKACZE WYŻEJ NIŻ SIĘ DA :)
. © Mlynarz


BŁAŻEJ JADĄCY NA TALL BIKE’U – JA NIE ODWAŻYŁEM SIĘ SPRÓBOWAĆ :)
. © Mlynarz


“JAK SIĘ Z TEGO ZSIADA?!” ;)
. © Mlynarz


SKOK NA ŻABKĘ
. © Mlynarz


PRZY JAZIE OPATOWICKIM – BAWIĄCY SIĘ LABRADOR
. © Mlynarz


ZACHÓD SŁOŃCA NAD KOZANOWEM
. © Mlynarz


FONTANNA MULTIMEDIALNA
. © Mlynarz

ŚCIANA PŁACZU

Sobota, 13 czerwca 2009 · Komentarze(8)
We Wrocławiu szaleje huraganowy wiatr. :)

Przed południem do „,ściany płaczu” na Hubską, czyli wybrać kasę z bankomatu, bo trzeba uiścić należność za prawo do korzystania z przybytku pani Władysławy. ;)
Przy okazji zawędrowałem do Kauflandu, by kupić Horalka i bułki.
Potem na Orlen nadymać kółka w Diamondzie (tak, tak, dziś jeździłem na Diamentowym :) ).
Na koniec tej jakże ekstremalnej eskapady odwiedziłem Park Wschodni i wróciłem na Księską pisać pracę magisterską.
Może jutro uda się pojeździć więcej, bo będzie ku temu okazja. A jest nią Święto Wrocławskiego Rowerzysty.

Wieczorem z radością pojechałem na Kozanów do Aniołka. :)

Co mnie cieszy?
Ano to, że do wyprawy zostało już tylko 30 dni! :)

Rowery są wszędzie! ;)
Ścieżka rowerowa © Mlynarz