Wpisy archiwalne w kategorii

woj. Lubuskie

Dystans całkowity:11772.54 km (w terenie 2482.09 km; 21.08%)
Czas w ruchu:565:47
Średnia prędkość:20.78 km/h
Maksymalna prędkość:67.00 km/h
Suma podjazdów:2437 m
Maks. tętno maksymalne:186 (96 %)
Maks. tętno średnie:150 (78 %)
Suma kalorii:8350 kcal
Liczba aktywności:298
Średnio na aktywność:39.51 km i 1h 54m
Więcej statystyk

RUNDKA Z ADRIANKIEM

Krótko

Poniedziałek, 25 sierpnia 2008 · Komentarze(6)
RUNDKA Z ADRIANKIEM

Krótko ale bardzo przyjemnie. :)
Dawno już razem nie jeździliśmy, bo jakoś zawsze jak się spotkamy to lądujemy... przy stoliku z piwem. ;)
To taki żarcik oczywiście. (ale w każdym żarciku ponoć troszkę prawdy jest hehe) :D

Traskę zrobiliśmy na Lubanice i potem w stronę Grabika, by wrócić główną drogą z Żar.
Trochę się pogadało. :D
Jak się uda to jutro też będzie traska.
Tymczasem muszę pociskać... do Poznania. :)

TRASA:
Jasień -> Bieszków -> Łukawy -> Lubanice -> rozwidlenie przy Grabiku -> Drożków -> Świbna -> Jasień

TAM GDZIE URODZIŁA SIĘ OSTATNIA

Czwartek, 21 sierpnia 2008 · Komentarze(4)
TAM GDZIE URODZIŁA SIĘ OSTATNIA CESARZOWA...

Przed południem pojechałem do Lubska autem, by odstawić je na warsztat.
Do domu wróciłem rowerem ale postanowiłem, że powrót będzie przebiegać mocno okrężną traską...

Więc z Lubska do Dłużka.
A w Dłużku po raz pierwszy odwiedziłem tamtejszy kościółek i pałacyk przy których jest usytuowany również stary park krajobrazowy. Wcześniej nigdy nie odwiedzałem tych miejsc pomimo tego, że wielokrotnie przejeżdżałem przez tą sympatyczną wioseczkę.
Dzisiaj dowiedziałem się, że w tamtejszym pałacyku urodziła się ostatnia cesarzowa Niemiec. Kto by pomyślał, że właśnie w tej wioseczce przyszła na świat taka osoba. Nikt z moich znajomych o tym nie wiedział. :)
Cesarzowa Augusta Wiktoria Friederike Luise Feodora Jenny von Schleswig-Holstein-Sonderburg-Augustenburg (ależ dużo imion hehe) była żoną Wilhelma II z Hohenzollernów.
Na Wikipedii są nawet całkiem ciekawe bigografie tych osób.
Za Wiki: cesarzowa i cesarz. :)

Następnie z Dłużka pojechałem do Nowej Roli i Świbinek skąd lasem wróciłem do domu. Jechałem bardzo podobną trasą do tej, którą niedawno zrobiłem wspólnie z Darkiem. :)

Po południu jeszcze dorzuciłem kilka kilometrów, kiedy to razem z Cezarym wyruszyliśmy na wyprawę do sklepu po piwo. :D
Bardzo przyjemnie siedziało się na skarpie i piło zimne piwko...
Nie mniej fajnie wracało się ze skarpy do domu, bo terenem całkiem sympatycznym. :D
Obaj podrapani przez akację, w którą wpadliśmy... hehe

Na sam konie dnia, już wieczorem, odprowadziłem Czarka do Golina, dalej nie chciało mi się już jechać, coś zmęczony byłem. :)
To był bardzo dobry dzień!

TRASA:
Lubsko -> Dłużek -> Nowa Rola -> Świbinki -> ...las... -> Jasień
+
po Jasieniu (skarpa, górki) -> Jabłoniec -> Golin -> Jabłoniec -> Jasień

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
U2 – „Beautiful Day” yt
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Tak wyglądał pałac w Dłużku w roku 1912…

*zdjęcie ze strony wroclaw.hydral.com.pl

A TAK WYGLĄDA DZIŚ... :/


ZABUDOWA FOLWARCZNA I KOŚCIÓŁEK W DŁUŻKU


LAS, KOCHANY LAS :)

D(J)ABELSKI DZIEŃ... :D

D(J)ABELSKI DZIEŃ... :D

Rano pobudka już o czwartej...
Za oknem ciemno, pada deszcz i wieje wiatr...
Czy ja na pewno chcę jechać na rowerze 32 kilometry na pociąg z Żagania do Wrocławia?!
Pojechałem. Przemęczyłem jakoś też podróż pociągiem i wysiadłem we Wrocławiu na Nowym Dworze skąd rowerkiem dojechałem już na Gaj...
Takie były początki ale później było już tylko lepiej! :D

Umówiony byłem na wspólne rowerowanie z Djablicą, która akurat spędza część wakacji we Wrocławiu.
Jako, że do spotkania zostało troszkę czasu to postanowiłem sobie zmienić opony w rowerze, w międzyczasie wpadł do mnie Matysek, który w tym dniu był przejazdem we Wrocku.
Zimne piwko i wymiana opon nieco się przedłuża... :D
Okazuje się, że mam pękniętą szprychę więc szybko zasuwam do rowerowego po nową.
W końcu wyruszamy z chaty, by Djablica na nas nie czekała pod Zoo, gdzie się umówiliśmy. :)

To było do przewidzenia...
Djablica okazuje się świetną osobą, z którą przychodzi mi przyjemność spędzić resztę dnia.
Najpierw wspólnie z Matysem spacerujemy po Zoo. Spacerkowi temu towarzyszy dużo śmiechu i jest wesoło.
Późnym popołudniem odprowadzamy Mattiego na Bielany skąd już autem wyrusza na wakacje do Przemyśla.
A my z Djabliczką zasuwamy na miasto coś zjeść. Lądujemy w KFC na Świdnickiej. :)
Potem zasuwamy na Księże Wielki, gdzie będę mieszkać od września, by pogadać z właścicielką chaty. :D
W tym samym czasie moja nowa koleżanka poznaje kolejnego Bikestatowicza – Iskierkę. :)
Krzysiu ma gest, daje Djablicy jedną ze swoich sakw, które kilka dni wcześnie zakupił w... Biedronce. :D
Nie wspomnę już o tym, że w iście wrocławskim stylu ugościł nas stawiając na stół zimnego Piasta!
Djablica chyba była zadowolona. ;)
Dowiedziałem się, że również jest zwolenniczką pysznego piwa z grodu Piasta.

W końcu trzeba powoli się zbierać. Rezygnuję z oglądania meczu Wisła – Barca (oszalałem hehe), bo wolę pośmigać jeszcze po wrocławskich uliczkach, zaliczyć Waypoint i dobić do setki. :D
To był dobry wybór, bo zamiast się wkurzać przed TV oglądając klęskę Białej Gwiazdy spędziłem miło czas.
Waypoint TIANANMEN odnaleziony, kolejna setka na moim koncie i odwiedzone piękne zakątki Wrocławia nocą...

Dziękuję Wam wszystkim za super dzionek! :D

TRASA – na pociąg:
Jasień -> Świbna -> Drożków -> Grabik -> Żary -> Marszów -> Żagań

TRASA – po Wrocku
Wro/Nowy Dwór -> Gądowianka -> Hallera -> Gaj -> Zoo -> Gaj -> Bielany Wrocławskie -> Świdnicka -> Księże Wielkie -> Gaj -> Ostrów Tumski -> Sępolno -> Plac Dominikański -> Grodzka -> Gaj :)

Troszkę fotek :D

DJABLICA, MATTI, MŁYNARZ – NA KŁADCE ZWIERZYNIECKIEJ


ŻYRAFA ATAKUJE DJABLICĘ I MATYSKA ;)


PIĘKNE ZWIERZAKI


COŚ DLA TOMALOSA ;)


KROKODYLE...


SŁONIE...


DZIKUSY :D


MIŚ...


BIAŁY MIŚ...


GŁODNY MIŚ :D


WIDOK NA ULICĘ GRODZKĄ – WROCŁAW NOCĄ!

ŻURAWNO Z TATĄ

Przed

Niedziela, 10 sierpnia 2008 · Komentarze(17)
ŻURAWNO Z TATĄ

Przed południem razem ze swoim tatą postanowiliśmy pojechać do lasu.
Przejażdżka regeneracyjna po sobotniej nocy. :)

Jako cel obraliśmy sobie jezioro Żurawno położone w rezerwacie o takiej samej nazwie.
Byłem tam wcześniej kilka razy ale tacie tego miejsca do tej pory jeszcze nie pokazywałem.
Jazda nad jeziorko to niemal ciągle drogi leśne, które Darek ostatnio nazwał „autostradami dla rowerów”. :)
Także jechało się bardzo przyjemnie, bo pogoda dopisała, a w lesie jak to w lesie... cisza, spokój, praktycznie żadnych ludzi i piękna natura dookoła.

Nad samym jeziorkiem to już w ogóle można było się poczuć jak w oazie spokoju. :)
Przyjemnie się tam siedziało i dyskutowało przy piwku.

Takie wyjazdy są super! :)
Fajnie jak ojciec chce z synem jeździć i odwrotnie. :D

Teraz czas na oglądanie Wielkiego Derby!
Ciekawe jak dziś zaprezentuje się „Gianni”. :)

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
KSU - "Moje Bieszczady II" wt
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -


TRASA:
Jasień -> ...las... -> Świbinki -> Nowa Rola -> ...rezerwat Żurawno -> Nowa Rola -> Świbinki -> ...las... -> Jasień

NAD JEZIORKIEM

JAK ZA STARYCH DOBRYCH

Piątek, 8 sierpnia 2008 · Komentarze(13)
JAK ZA STARYCH DOBRYCH LAT! :)

Po godzinie osiemnastej pojechałem do Żar na umówione spotkanie z Matyskiem.
Jechało się fajnie.
Jedyny mankament to to, że w Żarach przed rondem na Żabikowskiej najechałem na jakieś szkło i w ciągu 15 sekund straciłem całe powietrze w tylnej oponie... :/
Ciężko było mi to załatać ale w końcu się udało.
Potem było już tylko lepiej!
Piwko na Syrenie i super atmosfera kojarząca się z dobrymi latami LO...
Ehh...

Później powrót do Jasienia już wioseczkami. Matysek odprowadził mnie aż do Łukaw. Nieźle pogina na swoich nowych oponkach (slicki 1.0 :D ).
Trochę się rozgadaliśmy więc wracałem przez ostatnie kilometry pedałując w ciemnościach.

Świetny dzień! :D

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
FRAGMA - "Toca me" (In Petto remix) yt
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

TRASA:
Jasień -> Świbna -> Drożków -> Grabik -> Żary -> Grabik -> Lubanice -> Łukawy -> Bieszków -> Jasień

IDŹ DALEJ...

Wieczorny

Środa, 6 sierpnia 2008 · Komentarze(11)
IDŹ DALEJ...

Wieczorny wyjazd na leśne ścieżki.
W swoje miejsce.
Posiedzieć. :)

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
N.A.S. – „Obróć się za siebie” yt
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

PO PROSTU NIEBO

DJK NA JASIEŃSKICH ZIEMIACH

Wtorek, 5 sierpnia 2008 · Komentarze(12)
DJK NA JASIEŃSKICH ZIEMIACH :D

Tak się fajnie dziś złożyło, że Darek miał wyjazd służbowy w okolice Zielonej Góry, a że ja również byłem w swych rodzinnych stronach to musieliśmy z tego skorzystać!
I skorzystaliśmy! :D

Darek skończył swoja pracę, ja swoją, telefon... i za pół godzinki się widzimy. :)

Było elegancko, jak zawsze z resztą!
Troszkę posiedzieliśmy i podyskutowaliśmy. Darek sobie odpoczął i po jakimś czasie ruszyliśmy na rowery. :)
Darek dosiadł maszynę mego taty, a ja tradycyjnie śmigałem na swym „Diamentowym rumaku”. :D

Najpierw pokręciliśmy się po Jasieniu. Chciałem Darkowi pokazać miejsca, w których to się za gówniarza (i nie tylko) hasało grając w piłkę i pijąc bełty. (żarcik hehe)
A więc odwiedziliśmy stadion Stali, „basen”, park, szkołę, górkę Flothera, przejechaliśmy się przez „centrum” :D a także odwiedziliśmy fajne miejsce zwane „skarpą”, gdzie kiedyś spędzało się sporo czasu...

Po tym wszystkim ruszyliśmy w stronę Lubska i zahaczyliśmy o miejsce, w którym przebiega piętnasty południk.
Dojechaliśmy do Budziechowa i tam zjechaliśmy na drogi gruntowe, by wjechać do lasu, który chciałem pokazać Darkowi. :)
Po jakichś dziesięciu kilometrach dotarliśmy do Świbinek, wioseczki ukrytej w lesie.
Później Nowa Rola, gdzie Darek zameldował się swojej Anetce wykonując telefon. ;)

Dalej jechaliśmy do Gręzawy. Na tym odcinku chwilowo wiatr dał czadu! Przez cały dzień targał nieźle ale w tamtym miejscu wręcz nas hamował. :)
Daliśmy jednak radę. :D
Z Gręzawy do Grabówka. Tam pokazałem Darkowi kąpielisko, które zostało zniszczone podczas naszej zeszłorocznej lokalnej powodzi.

Z Grabówka brukową drogą dostaliśmy się na asfalt i już prosto do Jasienia śmignęliśmy sobie przez Bronice i inne wioseczki.
Wyjazd, jak i cały dzień był bardzo udany!
To były świetne odwiedziny, za które Darkowi bardzo dziękuję!
Oby jak najwięcej takich, bo zostały jeszcze setki kilometrów na młynarzowej ziemi do zjeżdżenia!

TRASA:
po Jasieniu i...
-> Budziechów -> ...las... -> Świbinki -> Nowa Rola -> Gręzawa -> Grabówek -> Grabów -> Bronice -> Zieleniec -> Lisia Góra -> Jasień

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
BLACK SABBATH – „Iron Man” yt
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

DAREK ODWIEDZA MŁYNARZA ;)


NA STADIONIE STALI


I NA SKARPIE, KTÓRĄ SIĘ ODWIEDZI PODCZAS ZLOTU :)

GDZIE SĄ ŁABĘDZIE?!

Dziś

Niedziela, 3 sierpnia 2008 · Komentarze(2)
GDZIE SĄ ŁABĘDZIE?!

Dziś nie miałem za bardzo pomysłu na jazdę, właściwie to nawet chęci mi brakowało...
Ale mama zaproponowała wyjazd do lasu.
Skorzystałem oczywiście. We trójkę, bo pojechał jeszcze tato, wyruszyliśmy na tenże stawik po drodze odwiedzając Bieszków i Świbną. :)

Na stawiku tym mieliśmy spotkać łabędzie, których ostatnio było tam dużo...
Niestety dziś nie widzieliśmy ich. Szkoda troszkę. Pewnie gdzieś już się przeniosły.
Ze stawiku przebiliśmy się lasem do Lipska Żarskiego i wróciliśmy do domu wioseczkami, bo trzeba było zdążyć na Kubicę. :D

TRASA:
Jasień -> Bieszków -> Świbna -> ...las... -> Lipsk Żarski -> Jaryszów -> Golin -> Jabłoniec -> Jasień

ŁABĘDZI BRAK... :/

BORNHOLM 2008 - Dzień 9.

Poniedziałek, 21 lipca 2008 · Komentarze(53)
POWRÓT DO DOMU, KONIEC PRZYGODY ZWIEŃCZONY NOWYM REKORDEM

Poprzedni dzień

Dzień ostatni naszego wyjazdu.
Budzę się koło szóstej rano. Na szczęście nie pada ale jest zimno. Budzę Matyska.
Nie chce nam się jechać ale trzeba. Szybkie hasło: wstajemy! I już po spaniu.
Jemy jakieś marne śniadanko składające się z kabanosów i resztek chleba.
Mój bidon świeci pustkami... :/
No cóż, za dwie godziny powinni otwierać sklepy, wtedy się napiję.
Teraz ruszamy, bo nie ma czasu na leniuchowanie...
Na początku mylimy kierunek i niepotrzebnie robimy 5 km – niezły start!
W końcu jedziemy już dobrą drogą do Locknitz. Jest zimno, kurtka mokra od wczorajszego deszczu, niska temperatura i wiatr robią swoje – cały się trzęsę.
Marzę o spotkaniu jakiegoś marketu, by kupić sobie rogaliczki „7 days” z nadzieniem czekoladowym... kupić coś do picia... zjeść i odzyskać siły!
Niestety nic takiego się nie dzieje, a na liczniku przybywa kilometrów... 30 km, 40, 50 i nic... :/
Padam. W końcu w jakiejś miejscowości udaje mi się kupić wodę mineralną i Fantę – już jest lepiej ale wciąż jestem głodny...

Matys daje radę o wiele lepiej ode mnie – jest mocny.
W mojej głowie pojawia się zwątpienie. Zaczynam myśleć, w której miejscowości wjechać do Polski i wrócić pociągiem do domu.
Zaczynam mieć wątpliwości, czy ten powrót na rowerach w ogóle ma sens?!
Przecież co chwilę pada przelotny deszcz, przecież jedziemy pod silny wiatr, który na otwartej przestrzeni spowalnia mnie często do 15 km/h, przecież jest zimno i co najważniejsze... 300 kilometrów!
Czy to możliwe w taką pogodę?!
Z sakwami...
Po tylu kilometrach w poprzednich dniach i niezbyt dobrej nocy spędzonej na ławce w wiejskiej altance?!
Nie wiem...
A im mocniej wiało tym bardziej miałem dość. Zakładam długie spodnie, bo robi się coraz zimniej i mokro. :/
Ludzie jadący z naprzeciwka nas pozdrawiają. Zazdroszczę im, bo jadą z silnym wiatrem w plecy, a my się męczymy, zwłaszcza ja.
W pewnym momencie dzielę się z Matysem swymi wątpliwościami. On chce za wszelką cenę wrócić. Skoro tak to ja też muszę, nie zniosę myśli, że przeze mnie wrócimy pociągiem, a już na pewno nie dopuszczę do sytuacji, gdzie mielibyśmy wracać osobno.
Niestety w tym momencie pojawiły się nerwy. Niepotrzebnie.
Pierwszy raz na wyjeździe mamy „ciche kilometry”. Chyba przez 40 kilometrów jedziemy nie rozmawiając, a pogoda robi z nami co chce...
W końcu, gdy na licznikach jest już prawie 120 km zatrzymujemy się na jedzenie.
Siedzimy na ławce.
Myślę sobie: „Piotrek, przecież to twój przyjaciel, są nerwy, jest ciężko, bądź twardy, ludzie w takich sytuacjach różnie reagują, mówią różne głupie rzeczy, odpuść, po prostu jedź...”
Chyba pomogło. Powoli wszystko wraca do normy.

Po tym posiłku podążamy dalej przed siebie. Kilometrów przybywa ale ciągle jesteśmy strasznie daleko od domu...
Czasami zatrzymujemy się, by 5 minutek poleżeć na wale przeciwpowodziowym i dać sobie odpocząć.
Wiemy jednak, że najbardziej potrzebujemy porządnego posiłku, by uzupełnić braki energii.
Mamy już dość batoników musli. :D
Gdy dotarliśmy do Kustrin-Kietz byliśmy na wysokości polskiego Kostrzyna. Długo nie myślimy i przejeżdżamy przez granicę, by w barze zjeść porządny obiad.
Miła pani serwuje nam super posiłki. Schaboszczak, frytki, suróweczki... To nam bardzo pomaga.
Wracamy na niemiecką stronę i dalej jedziemy ścieżką rowerową w stronę Frankfurtu nad Odrą.
Ten odcinek bardzo nam się dłuży ale wreszcie docieramy do tego miasta. Jest tam troszkę podjazdów do pokonania, które zaczynają dawać się Matyskowi we znaki. Ja na tym etapie czuję się o niebo lepiej niż jeszcze 50 kilometrów wcześniej.
Ku naszej radości znajdujemy otwarty market.
Wreszcie! Wreszcie kupiłem sobie te pieprzone rogaliki z nadzieniem czekoladowym, o których marzyłem przez ostatnie 220 kilometry! :D
Kupujemy jeszcze picie. Chwilka na odpoczynek i postanawiamy, że nie będziemy jechać dalej niemiecką stroną do Gubena, gdzie mieliśmy przekraczać granicę. Zamiast tego wjeżdżamy do Polski już w tym miejscu i tak znajdujemy się w Słubicach.
Drogę stąd znam doskonale i wiedziałem, że zostało nam równo 90 kilometrów. Jest jednak późno, bo po dziesiątej i robi się ciemno. Wiemy już, że wrócimy do domów koło drugiej, może trzeciej w nocy.
Mimo to postanawiamy jechać dalej rowerami, a trzeba napisać, że tego dnia dziesiątki razy byliśmy kuszeni przez naszych rodziców tym, że przyjadą po nas autem...

Ok. Na stacji JET szybka kiełbaska i trzeba brać się do roboty. Pedałujemy.
Po jakichś 15 kilometrach i kilku podjazdach Matys prosi o chwilkę odpoczynku. Analizuje sytuację i stwierdza, że jednak wróci autem. Szkoda mi go, bo przez cały dystans czuł się świetnie, a od kilkunastu kilometrów borykał się z kryzysem.
Matys dzwoni po ojca. Zastanawiam się co robić ale szybko decyduję się, że już w tym momencie nie odpuszczę i wrócę na rowerze do Jasienia.

Leżymy sobie, gdzieś w przydrożnym rowie, dyskutujemy o naszym wyjeździe, jest fajnie. Wiemy, że za chwilę nie będziemy już jechać razem, że wspólna przygoda dobiegnie końca.
Strasznie jesteśmy zadowoleni z tego wyjazdu. Mamy świadomość tego, że wspólnie spełniliśmy jedno ze swych marzeń!

Matysek mimo zmęczenia pomaga mi jeszcze trochę na trasie.
W końcu na 265 kilometrze spotykamy jego ojca. Pakujemy jego rower do auta. Dyskutujemy i nadchodzi czas na rozstanie. Ja wrzucam do ich auta sakwy i dalej jadę bez nich (co za ulga :D) a Matysek jedzie do domu, by się wyspać przed kolejnym dniem, bo w południe ma się stawić w pracy.

Samemu jedzie się całkiem inaczej. Przede wszystkim ciężkie są odcinki leśne, gdzie jest bardzo ciemno i co chwilę dochodzą do mnie jakieś szelesty i inne hałasy z lasu, a wyobraźnia działa...
Jadę przed siebie i mam jedną myśl w głowie... UDA SIĘ! :D
Dojeżdżam do Krosna Odrzańskiego – stąd już tylko 45 km do domu.
Potem Dychów, Bobrowice i dystans dzielący mnie od domu wciąż topnieje.
Gdy wybija na liczniku 300 kilometrów na moich ustach pojawia się uśmiech. Jestem szczęśliwy tak bardzo, że wydaje mi się, iż nie czuję zmęczenia! (szok!).
Przemierzam już oświetlone Lubsko i Budziechów... wpadam do Jasienia!
Jestem w swoim rodzinnym miasteczku!
Jestem w domu!
Jestem!!! :D




TRASA:
D/ Plöwen -> Locknitz -> Sonnenberg -> Krackow -> Wollin -> Penkun -> Schonfeld -> Gartz -> Friedrichsthal -> Gatow -> Schwedt -> Stolpe -> Lunow -> Hohensaaten -> Hohenwutzen -> Gross Neundorf -> Kienitz -> Genschmar -> Kustrin-Kietz -> PL/Kostrzyn -> D/Kustrin-Kietz -> Lebus -> Frankfurt (Oder) -> PL/Słubice -> Urad -> Cybinka -> Drzeniów -> Gęstowice -> Korczyców -> Radomicko -> Osiecznica -> Marcinowice -> Krosno Odrzańskie -> Dychów -> Bobrowice -> Strużka -> Gozdno -> Górzyn -> Lubsko -> Budziechów -> JASIEŃ :D

”NASZA” ALTANKA – CIĘŻKI PORANEK


ZIMNO, MOKRO, WIETRZNIE... SETKI MYŚLI W GŁOWIE


CIĄGLE WZDŁUŻ GRANICY...


CIĄGLE DO PRZODU!


Pozostałe dni wyprawy:
1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>PODSUMOWANIE CAŁEGO WYJAZDU>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Razem z Matysem pokonaliśmy 1185 kilometrów w ciągu 9 dni.
Na samym Bornholmie spędziliśmy 3 dni.
Poruszaliśmy się po terenie 4 państwa (Polska, Dania, Niemcy, Szwecja).
Podróżowaliśmy też pociągami... (Żary->Świnoujście, Kopenhaga->Malmo)
Również statkiem... (Kołobrzeg->Nexo)
A także promami (Ronne->Koge, Trelleborg->Sassnitz i w Świnoujściu)
Niektórzy coś tam próbowali śmigać motorówką... :D
i nawet traktorem... ;P
o pojazdach wojskowych nie wspominam. ;)

Generalnie... BYŁO PIĘKNIE!
Za ten wyjazd dziękuje serdecznie Matyskowi! Mojemu Przyjacielowi!

Przez te kilka dnia zobaczyliśmy kawałek świata. Odwiedziliśmy dziesiątki cudownych miejsc, z których najbardziej utkwi nam w pamięci Jons Kapel.
Spotkaliśmy na swojej drodze dużo przyjaznych ludzi – w każdym kraju.

Dla mnie ten wyjazd był bardzo ważny. Odpocząłem. Zrealizowałem jedno z marzeń.
Ten wyjazd pomógł mi też zrozumieć jedną rzecz nad którą długo się głowiłem. :)

Bornholm 2008 – ta wyprawa dała mi dużo!
Te 9 dni było genialne! Cudowne. Wspaniałe!
To była wolność!
I tego obrazu nie zamaże już nic. :)

Pamiętajcie! :D
Bierzcie z życia to co jest najlepsze...