Wpisy archiwalne w kategorii

100 km i więcej

Dystans całkowity:21153.29 km (w terenie 1801.00 km; 8.51%)
Czas w ruchu:1045:37
Średnia prędkość:20.23 km/h
Maksymalna prędkość:71.00 km/h
Suma podjazdów:7184 m
Liczba aktywności:158
Średnio na aktywność:133.88 km i 6h 37m
Więcej statystyk

DZIEŃ 5 - U BABCI

Piątek, 17 lipca 2009 · Komentarze(5)
Jemy śniadanie w Lądku. Pogoda dopisuje, dziś będzie skwar. Dotarła do nas radosna wiadomość: naszym Przyjaciołom: Marcie i Adusiowi urodziła się córeczka!

Jacek ma dynamit w nogach. Chyba nie ma góry, która by go złamała. My staramy się dotrzymać Mu kroku (koła). :)

Jesteśmy w Złotym Stoku i odpoczywamy przy kopalni złota. Szukamy szczęścia - może trafi się nam jakaś sztabka złota :)


W Złotym Stoku spotykamy się z Zielakiem :-)
Z Zielakiem przed kopalnią złota w Złotym Stoku:



Pierwszy kapeć na trasie (po 530 km). Dętkę zmienia Matys :)
Matysek i Jego guma... Patrzcie na rejestracje samochodu!!!! :)


Ale niespodzianka! W Paczkowie czeka na nas Darek (djk71), który przyjechał pociągiem z Zabrza, by z nami pokręcić.
Mamy drugiego kapcia na wyprawie. Dętkę łata... Darek :D

W Otmuchowie


Odwiedziliśmy Głuchołazy - miasto, w którym urodził się Młynarz. Panuje tu świetny klimat, ludzie dookoła uśmiechnięci. Hmm... To tak jak my! :)
Popas w Głuchołazach


Odwiedziliśmy Babcię Marysię w Konradowie (babcię Piotrka). Nocleg u Babci Stefci (to też babcia Piotrka).

Za nami 600 km od początku wyprawy. Wieczorne biesiadowanie przy stole w Kazimierzu u rodziny Piotrka.

Dziś pokonaliśmy 152 km. W Prudniku dołączył do nas Paweł. W Głogówku musiał nas opuścić Darek. Dzień wielce udany! Dużo zobaczyliśmy. Czujemy się bardzo dobrze.

Szczegóły i zdjęcia po powrocie.

<Dzień poprzedni> <Dzień następny>

Relacja na bieżąco dostępna na stronie http://www.dookolapolski.xn.pl

DZIEŃ 4 - KOTLINA KŁODZKA

Czwartek, 16 lipca 2009 · Komentarze(6)
Góry dają się bardzo we znaki, podjazdy pokonywane z obładowanymi sakwami są bardzo ciężkie. Wspinając się na Czarną Przełęcz zerwałem łańcuch i to może świadczyć o tym jak jest ciężko.

Na szczęście piękne widoki, krajobrazy, górska przyroda rekompensują wszystkie trudy. I po każdym podjeździe nagrodą jest ekscytujący zjazd serpentynami w dół!

Dziś była Kudowa, Duszniki, Zieleniec, pokonana została Przełęcz Spalona, wspięliśmy się na Czarną Górę. A co najważniejsze - pogoda dopisała :)

W Bystrzycy Kłodzkiej zjedliśmy ciepły posiłek w towarzystwie Tubylców i kierowców TIRów ze Śląska - było bardzo sympatycznie :)

Asiczce pękła dzisiaj "piątka" z przodu :) Zjeżdżała z prędkością ponad 50 km/h!
Nie dość, że wesołych chwil podczas jazdy nie brakuje to dodatkowym zastrzykiem była radosna nowina - Asiczka dostała awans w pracy :)

Dzisiaj przejechaliśmy 104 km, nocujemy na stoku narciarskim w Lądku Zdroju. Nad nami piękne, gwiaździste niebo. Czujemy się bardzo dobrze :-) Idziemy spać.

Zieleniec – Lasówka. Niektóre zabawy mogą się źle skończyć :)






Widok z Przełęczy Spalonej


Jacek


Młynarz zjeżdża z Przełęczy Spalonej


Matys zjeżdża z Przełęczy Spalonej


Drewniany kościółek przed Bystrzycą Kłodzką



Szczegóły i zdjęcia po powrocie.

<Dzień poprzedni> <Dzień następny>

Relacja na bieżąco dostępna na stronie http://www.dookolapolski.xn.pl

DZIEŃ 3 - GÓRY STOŁOWE

Środa, 15 lipca 2009 · Komentarze(2)
Zwinęliśmy obozowisko. Dzień zaczął się pięknie. Teraz kierunek Kamienna Góra. Dziś niestety opuszcza nas Kosma, która musi wracać do pracy.

Jesteśmy w Krzeszowie. Podziwiamy wspaniale opactwo Cystersów. Kilka chwil wcześniej rozstaliśmy się z Kosma, która już musi wracać do Dąbrowy Górniczej. :(

Pierwsza ulewa. Czekamy na przystanku. Oby szybko przeszła. )

Już po deszczu ale chmury straszą.

Rozpadało się na dobre. :/

W deszczu tez da się jechać. :D

Wyszło slońce!

Objadlismy się barszczem z uszkami, nie wiem czy wstaniemy od stołu. ) Teraz ruszamy do Wambierzyc, potem podjazd do Karlowa i zjazd do Kudowej na nocleg. :)

Wspinamy się na Przełęcz Lisią.

Odpoczywamy sobie w kwaterze agroturystycznej w Ostrej Gorze. Góry Stołowe są piękne. Dzień pożegnał nas pięknym zachodem słońca. Jest pięknie.

Nad Wambierzycami przeszła potężna burza z ulewą ale już sobie poszła i jedziemy dalej. :D

Dziś naszym łupem padło 119 kilometrów. Dzień trzeci wyprawy był tym, w którym Kinga z Łukaszem pojechali w swoją stronę - nie jedziemy już razem.

Bedąc w Wambierzycach spotkaliśmy się z Wojtkiem Mochockim z Lubska, który przygotowuje się w górach do swojej wielkiej wyprawy. Było bardzo sympatycznie. :)

Jutro przemierzymy całą Kotlinę Kłodzką. Jacek zaciera ręce myśląc o kolejnych podjazdach. :) Oby pogoda dopisała. Za chwile kładziemy się spać...

Szczegóły i zdjęcia po powrocie.

<Dzień poprzedni> <Dzień następny>

Relacja na bieżąco dostępna na stronie http://www.dookolapolski.xn.pl

Z Aniołkiem.


Pożegnanie z Kosmą.

DZIEŃ 2 - ZACZĘŁY SIĘ GÓRY

Wtorek, 14 lipca 2009 · Komentarze(0)
Śniadanie na Zamku Czocha.

Zaczęły się góry. Dosłownie i w przenośni. Poranek przywitał nas pochmurną pogoda i drobnym deszczykiem. Jest ciepło. Dziś mamy do pokonana 120 km.

Odpoczywamy w Świeradowie Zdroju. Dziś mamy dzień lenia. :D Góry są piękne. Co chwila zjazd i podjazd. Czujemy sakwy i przyczepki ;-) Słońce praży - olejki do opalania poszły w ruch. :-)

Jeden z najtrudniejszych podjazdów wyprawy . Karpacz Górny zdobyty. ) Pozdrawiamy sympatyczna Rodzinę i Lukiego, których spotkaliśmy pod kościółkiem Wang. )

Dotarliśmy w okolice Kamiennej Góry. Dziś zrobiliśmy jedynie 102 km ale odrobimy to. ;)

Mamy super miejscówkę obok górskiego potoku. Nad nami gwieździste niebo. Góry są cudowne!


Szczegóły i zdjęcia po powrocie.

<Dzień poprzedni> <Dzień następny>

Poranek w okolicach Platerówki © Mlynarz


Chmury na niebie trochę straszyły, na szczęście pogoda w ciągu dnia była dobra © Mlynarz


Jacek przedziera się przez trawę © Mlynarz


Monika w Leśnej © Mlynarz


Wnętrze kościoła w Leśnej © Mlynarz


Kręcąc się po uliczkach w Leśnej © Mlynarz


Na Zamku Czocha © Mlynarz


Zamek Czocha w całej okazałości © Mlynarz


Zamek Czocha - polecamy każdemu odwiedzenie tego miejsca © Mlynarz


Księżniczka Joanna :) © Mlynarz


No cóż... ;) © Mlynarz


Też ładnie :D © Mlynarz


"Moniko! Spójrz mi w oczy..." ;) © Mlynarz


Rower wyprawowy Jacka © Mlynarz


Beczkowóz wyprawowy pana... © Mlynarz


Przygotowywanie śniadania © Mlynarz


Śniadanie na Zamku Czocha smakowało szczególnie pysznie © Mlynarz


Monika patrzy i niedowierza ;) © Mlynarz


I zaczęły się góry... © Mlynarz


"Którędy by tu pojechać?" © Mlynarz


Przyjemnie się jedzie © Mlynarz

Mijamy kolejne miejscowości na trasie... © Mlynarz


Świeradów-Zdrój zdobyty © Mlynarz


Beztroski odpoczynek na ławeczce w Świeradowie © Mlynarz


Hala pijalni wód w Świeradowie Zdroju © Mlynarz


Zakupiliśmy wodę leczniczą - "radoczynne szczawy" :) © Mlynarz


I z czego oni się tak cieszą? ;) © Mlynarz


Odpoczywający Mateusz © Mlynarz


Uzdrowisko w Świeradowie © Mlynarz


Jacek na trasie © Mlynarz


Droga ze Świeradowa do Szklarskiej Poręby © Mlynarz


Każdy orze jak może ;) © Mlynarz


Jedziemy, jedziemy! © Mlynarz


Góry Izerskie © Mlynarz


Szutry Gór Izerskich to piękna sprawa © Mlynarz


Przyroda w Polsce jest piękna © Mlynarz


Dąbrowa Górnicza - i wszystko jasne :) © Mlynarz


Asia © Mlynarz


Jacek na "Zakręcie Śmierci" © Mlynarz


"Na krawędzi" :) © Mlynarz


Mateusz i Piotrek © Mlynarz


Powalająca Monika w akcji... ;) © Mlynarz


Czekając na obiad... © Mlynarz


Syty obiad to podstawa ;) © Mlynarz


Potok Szklarka © Mlynarz


Przy Wodospadzie Szklarki © Mlynarz


Asia rozpoczyna podjazd do Karpacza Górnego © Mlynarz


Pod górę trzeba cisnąć ile sił w nogach © Mlynarz


Widok na zbiornik Sosnówka © Mlynarz


Dobijamy do Karpacza Górnego © Mlynarz


Czasem jest ciężko... © Mlynarz


Potem zawsze jednak jest nagroda ;) © Mlynarz


Świątynia Wang w Karpaczu © Mlynarz


Spotkanie z sympatyczną rodzinką, w której prym wiódł "Łuki" ;) © Mlynarz


Mateusz pozuje do zdjęć Jackowi ;) © Mlynarz


Śnieżka widziana z Karpacza © Mlynarz


Obserwatorium na Śnieżce © Mlynarz


Zachód słońca © Mlynarz


Rowery poszły już spać... © Mlynarz


Ale my jeszcze chwilę posiedzieliśmy dzieląc się wrażeniami z całego dnia © Mlynarz

DZIEŃ 1 - POCZĄTEK PRZYGODY

Poniedziałek, 13 lipca 2009 · Komentarze(0)
Leniwy poranek. Za oknem trochę szaro, drogi mokre. Powoli się przejaśnia. Nastroje bojowe. Po śniadaniu ruszamy! :)

Pożegnaliśmy się z moimi Rodzicami. Z Jasienia wyjechaliśmy pod eskortą Straży Miejskiej (momentami na sygnale) w towarzystwie kamer i aparatów. :)

Wcześniej odbyło się oficjalne pożegnanie przez Panią Burmistrz i pracowników UM, którzy tłumnie wylegli przed budynek urzędu.

Pierwsze kilometry pokonaliśmy w towarzystwie Pani Marioli, Anetki, Darka, Wiktora, Igora, Pana Zygmunta i znajomych z koła PTTK "Włóczęga". Dziękujemy!

W Żarach spotkaliśmy się z Olą z Gazety Lubuskiej oraz Panem Kropskim i pożegnaliśmy się z ekipą zakładu rehabilitacji, w którym pracuje Matys.

W Parku Mużakowskim w Łęknicy mieliśmy na licznikach 59 km. Jedzie z nami Tata Matysa. Pogoda świetna!

Na obiadek zjedliśmy przepyszne byrki w Gozdnicy u bardzo sympatycznego Pana Ali Ayarig.

Dalej zakupy w Zgorzelcu (trzeba zaopatrzyć się na kolacje i śniadanie) i nocleg w okolicach Zamku Czocha. (Leśna)


Zakładanie sakw przed wyjazdem © Mlynarz


Darek z Igorkiem oraz... Bafi (w lewym dolnym rogu zdjęcia) ;) © Mlynarz


Tuż przed wyjazdem, tłoczno na podwórku © Mlynarz


Rozmowa z Panią Burmistrz © Mlynarz


Pożegnanie i życzenie wiatru w plecy © Mlynarz


Startujemy? :) © Mlynarz


I wystartowali... © Mlynarz


Peleton z pierwszego dnia wyprawy © Mlynarz


Komitet... pożegnalny ;) © Mlynarz


Anetka :) © Mlynarz


Mama Mateusza © Mlynarz


Kosma i Asia © Mlynarz


Wiktor © Mlynarz


Spragniony Igorek © Mlynarz


Jacek, Kosma, Anetka, Asia i Matys - pożegnanie z Rodzinką K. w Świbnej © Mlynarz


Pożegnanie w okolicy Drożkowa © Mlynarz


Z wizytyą w Żarach © Mlynarz


Ważenie się przed wyprawą w zakładzie rehabiltacji, w którym pracuje Matys © Mlynarz


Tunel w okolicy Lipinek Łużyckich © Mlynarz


Przejazd wiaduktem nad autostradą © Mlynarz


Wesoła przerwa na trasie © Mlynarz


Asia, Kosma, Jacek i Matys © Mlynarz


W Parku Krajobrazowym Łuk Mużakowa © Mlynarz


Park Krajobrazowy Łuk Mużakowa © Mlynarz


Zabytkowy wiadukt w Parku Krajobrazowym Łuk Mużakowa © Mlynarz


Tata Matysa © Mlynarz


Pałac Księcia Pücklera w niemieckiej części parku © Mlynarz


Pałac Księcia Pücklera w niemieckiej części parku © Mlynarz


Kosma i Asia nacierają na Pałac © Mlynarz


Asia i ja © Mlynarz


Kosma i Asia prezentujące chorągiewki wyprawowe © Mlynarz


Wygłupy nad wodą © Mlynarz


Matys - jak zawsze zadowolony © Mlynarz


Matys z Jackiem © Mlynarz


Zamyślony Tata Matysa, pewnie już tęskni za synem ;) © Mlynarz


Śniadanie w parku © Mlynarz


A te znowu bawią się tymi chorągiewkami ;) © Mlynarz


Ktoś ma apetyt na arbuza ;) © Mlynarz


Wesoła ekipa © Mlynarz


Zadowolony Jacek © Mlynarz


Kosma szturmuje drogę brukową © Mlynarz


Jacek na małym podjeździe © Mlynarz


Zmierzając w stronę Przewozu © Mlynarz


Jak jest dobre samopoczucie to można jechać i jechać © Mlynarz


Jest humor - jest dobrze © Mlynarz


Wieża Głodowa w Przewozie © Mlynarz


I głodomory ;) © Mlynarz


Asia © Mlynarz


Ktoś nas wyprzedza... © Mlynarz


;) © Mlynarz


Chwila wytchnienia © Mlynarz


Wiadukt kolejowy - okolice Jędrzychowic © Mlynarz


Autostrada A4 © Mlynarz


Görlitz © Mlynarz


Zachód słońca z pierwszego dnia © Mlynarz


<Dzień następny>

Relacja na bieżąco dostępna na stronie http://www.dookolapolski.xn.pl/

GRASSOR 2009

Sobota, 20 czerwca 2009 · Komentarze(6)
Nadszedł kolejny weekend, w którym wraz z Asiczką wybraliśmy się na rowerowe zawody na orientację. Coraz bardziej podoba mi się ta zabawa – z zawodów na zawody bardziej się w to wciągam. :)
Tym razem startowaliśmy w Grassorze, ekstremalnym rajdzie organizowanym m.in. przez Daniela Śmieję. Dla rowerzystów przygotował trasę z dwudziestoma punktami kontrolnymi. Aby zdobyć wszystkie należy przejechać... 300 km (przy założeniu, że obierze się najkrótszą z możliwych tras i nie będzie błądzić :D ) w limicie czasu wynoszącym 24 godziny. Miodzio! :D

Aby umilić sobie ten start postanowiliśmy z Asią wyjechać na zawody dzień wcześniej, bo skoro mieliśmy jechać ponad 400 kilometrów z Wrocławia do Białego Boru w województwie zachodniopomorskim, to trzeba było pomyśleć o wczesnym wyruszeniu z domu. :)
A jak już jedziemy tak daleko i będziemy blisko morza to... nie możemy odpuścić sobie zachodu słońca na bałtyckiej plaży, zimnego Bosmana i pysznej rybki zjedzonej w Mielnie... :)
Skoro nad morzem jest tak fajnie to postanawiamy też zostać tam na noc i rozbijamy namiot na plaży. :D

Wróćmy jednak do sobotniego dnia, w którym startowała trasa Grassora.
Obudziliśmy się wcześnie rano na plaży, dookoła piękny widok, zero ludzi, szum fal – coś pięknego!
Następnie zapakowaliśmy się w auto i pognaliśmy 60 kilometrów do Białego Boru, gdzie zlokalizowana była baza zawodów.
Na miejscu była już większość uczestników, inni dopiero dojeżdżali. Ucieszył nas widok wielu znajomych twarzy. Wśród startujących byli też ludzie z BS: Tomalos, Damian, Mickey i Kita.
Przed startem jak zawsze trzeba było szybko się uwijać, załatwić formalności, przygotować rowery i plecaki. Mimo to udało się poznać i porozmawiać z Mickey’em, z którym do tej pory nieszczęśliwym zrządzeniem losu mijaliśmy się na wszystkich zawodach. :)

W końcu rozdano mapy i wybiła dwunasta – START!
Patrząc na mapę widzimy lokalizację tylko czterech punktów, rozmieszczenie pozostałych poznamy, gdy zdobędziemy znane nam punkty. Ciekawie. :)

Postanowiliśmy z Asią nie forsować tempa, bo czasu jest sporo, a najważniejsze to skorzystać z jak największej ilości godzin, które mieliśmy do dyspozycji i nie paść w nocy na trasie, gdy będzie morzył sen.

Na pierwszy ogień idzie PK 8 – Wał grodziska, skupisko wiekowych buków. Z Białego Boru wyjeżdżamy bez problemu, choć można było się zgubić. Dalej jedziemy asflatami, potem kostką brukową i docieramy do miejscowości Grabczyn. O dziwo, spotykamy tam drogowskaz wskazujący kierunek na grodzisko, nie ma możliwości byśmy zabłądzili. Jadąc do punku spotykamy wracających już z niego Damiana i Tomka – chłopaki jadą po podium. :)
Na samym grodzisku przeczesujemy trochę buków i wreszcie zdobywamy swój pierwszy punkt. Trzeba jechać dalej. Niestety Asia niedługo po zdobyciu punktu zrywa łańcuch. Przymusowy postój, kilka chwil gimnastyki z „pseudo rozkuwaczem” (dobrze, że mieliśmy chociaż taki) i można jechać dalej.

Kolejny punkt który atakujemy to PK 7 – Drzewo obok dużego kamienia (przy drodze) – jego lokalizację poznaliśmy przy okazji zaliczenia ósemki. Chciałem skrócić dojazd do niego i namówiłem Asię na jazdę polnymi drogami ale to nie był dobry pomysł. W terenie dróg jest pięć razy więcej niż na mapie, do tego ta która nas interesowała ginie w polu, a właściwie... wybudowano na niej tartak – tak to jest jak jeździ się z mapą, która była aktualna... ponad dwadzieścia lat temu. :D
Tracimy przez to trochę czasu ale na pewno nie tracimy ochoty na zdobycie punktu. W końcu dojeżdżamy w jego okolice, trochę czasu tracimy na szukanie drzewa z kamieniem (okazało się, że za daleko pojechaliśmy :) ) i mamy zdobyty drugi punkt! Robimy krótką przerwę na długie śniadanie.

Pora na kolejną zdobycz – PK 17 – Skraj nasypu. Tym razem odpuszczamy jazdę po polach i wybieramy wariant asfaltowy – dłuższy ale skuteczny, bo punkt zdobywamy bez problemu. Droga do niego się dłużyła i była mocno pofalowana, sporo podjazdów się trafiło, które choć krótkie, wymagały czasem mocniejszego deptania. Jadąc do tego punktu minęliśmy się z pędzącą z naprzeciwka lokomotywą, w której skład wchodzili Wiki i Kita i... ktoś jeszcze ale nie poznałem, bo za szybko jechali. ;)

Następny na celowniku jest PK 2 – koniec nasypu, skupisko olch. Początkowo jedziemy bezbłędnie jednak potem, wybierając złą drogę na rozwidleniu, popełniamy nasz największy błąd nawigacyjny na Grassorze. Na szczęście połapaliśmy się, że nie jesteśmy tam gdzie być powinniśmy dzięki kompasowi. Odnalezienie orientacji wymagało jednak od nas powrotu do feralnego rozwidlenia. Dalej wszystko idzie jak z płatka, choć tradycyjnie już, jak to na imprezach Daniela bywa, schodzi trochę czasu na znalezienie drzew z kartką będącą punktem kontrolnym. :)
Nic to, kolejny punkt nasz.

Dalej jedziemy na PK 12 – skrzyżowanie przecinek. Tu jeden jedyny raz na Grassorze wyjeżdżamy za mapę, by skrócić sobie dojazd do niego – manewr powiódł się. :)
Droga do punktu jest dość ciekawa, a same jego zdobycie banalne. Można jechać na następny.
Mamy pięć punktów w garści, w tym momencie zapada zmrok.

Teraz obieramy kurs na PK 13 – szczyt górki. Najpierw przebijamy się leśnymi drogami do asfaltu i przejeżdżamy przez Międzybórz, gdzie miejscowi mają jakiś festyn – jest wesoło. Następnie wjeżdżamy ponownie w las, linijka w rękę i zaczyna się mierzenie i wyliczanie dystansu dzięki czemu bez mniejszych problemów zdobywamy PK 13, który wcale nie był pechowy. ;)

Ochota do jazdy jest, więc ciśniemy na PK 4 – szczyt wzniesienia – ukryty w lesie w okolicach miejscowości Koczała. Jedzie się przyjemnie. Dookoła ciemno, noc, cisza, spokój, czasem słychać jakieś przejeżdżające auto, gdzie indziej muzykę dochodzącą z jakiejś dyskoteki, jeszcze w innym miejscu krzyki wygłupiającej się młodzieży. W końcu lądujemy z Asią w miejscu pośród pól. Zapada niesamowita cisza, wszystkie dobiegające dźwięki zanikają... Zatrzymujemy się. Chce się odpocząć. Leżymy sobie w łące i wpatrujemy w gwieździste niebo, a dookoła... nic – przestrzeń. To było coś pięknego. Ciężko po tym się zebrać do jazdy, bo człowiek się rozleniwił, organizm dopomina się o swoje – chce spać. Tego się obawiałem, wiedziałem że jak tylko się zatrzymamy na dłużej w nocy to zacznie się walka o to, by chciało się jechać dalej.
Wstajemy! Jedziemy! Im dłużej tu siedzimy, tym ciężej będzie nam kontynuować jazdę.
Docieramy do Koczały, jedziemy polem na skraj lasu, typujemy właściwą przecinkę i przedzieramy się lasem w ciemnościach. Przecinka mocno zarośnięta, przeczesując wzgórze w poszukiwaniu punktu dochodzę do wniosku, że... jest pięknie! To ma swój niepowtarzalny klimat. :)
Sam w nocy w lesie pewnie bym nie chciał być ale w czyimś towarzystwie jest naprawdę świetnie.
Wreszcie jest. Kolejny punkt na naszym koncie ale... ochota do jazdy coraz mniejsza. Chce się spać...

Walczymy z potężnym kryzysem i jedziemy w kierunku PK 19 – wiadukt, drzewo na górze. O ile ja jeszcze jakoś daję radę, to Asia chce mocno spać. Zmęczenie bardzo daje się we znaki. Boję się zatrzymywać, bo wiem że robi się zimno i lepiej żebyśmy nie zasnęli na jakimś przystanku, bo się pochorujemy. Staram się robić dobrą minę do złej gry. W końcu jednak postanawiam, że gdzieś, choć na chwilę, musimy się zatrzymać – trudno, postaram się nie spać, a Asia niech sobie odpocznie, będę ją pilnować. Zjeżdżamy na jakiś przystanek autobusowy. Momentalnie Asia zasypia. Na wszelki wypadek nastawiam budzik w telefonie, który co 5 minut przypomina mi, że mam czuwać. W taki sposób Asia drzemie sobie dobre 20 minut – pomogło jej, chce jechać dalej. Gorzej ze mną, bo przerwa w pedałowaniu sprawiła, że teraz nie jestem rozgrzany, a ubrałem się niezbyt grubo. Noc zaskoczyła mnie przeszywającym zimnem. Po godzinie trzeciej temperatura oscylowała w okolicach 5 stopni Celsjusza, a ja miałem na sobie jedynie koszulkę i na to założoną cienką bluzę z długim rękawem. Jedziemy jednak dalej, bo to jedyny sposób bym nie zamarzł. ;)
Dygocząc z zimna prowadzę na punkt kontrolny. Na szczęście nie tracę czujności. Bez problemu odnajdujemy wiadukt przy którym zgarniamy nasz ósmy punkt.
Ja nie mam już ochoty do jazdy, a wszystko przez to że jest mi bardzo zimno, to sprawia że ciągle myślę o ciepłym śpiworze i chce mi się spać. Za to Asia w tym momencie nabrała wigoru. Zdaję sobie sprawę, że to może być chwilowy powrót energii. Odradzam jej jazdę na PK 1, który wygląda na trudny nawigacyjnie (jak się później okazało faktycznie tak było – ci którzy go zdobywali mieli z nim potworne problemy). Na szczęście trafiły do niej moje argumenty, choć trochę mi przykro, że musiałem być tą osobą, która namawia do rezygnacji ze zdobywania punktów. Proponuję byśmy pojechali do Miastka, a tam zdecydowali czy wracamy do bazy i po drodze zdobywamy jeden punkt, czy może ruszamy na podbój kolejnych.

Jesteśmy w Miastku. Świta. Ja zamarzam.
Mimo, że założyłem na siebie jeszcze koszulkę i cienki golf, który Asia miała w plecaku, zimno wciąż demoluje moją ochotę do jazdy. Marzę o słońcu i w końcu pojawia się ono na niebie. Proszę Asię byśmy się zatrzymali przy miejscowej szkole i spróbowali wygrzać w promieniach leniwie wschodzącego słońca. Trochę pomaga ale przysypiam. Na szczęście tym razem czuwała Asia. Decydujemy, że... nie wracamy do bazy. :)
Jedziemy na PK 18 – mała elektrownia wodna. Droga się dłuży ale samo zdobywanie punktu poszło nam gładko. Mamy już ich dziewięć. Jak zdobędziemy PK 6, który mamy na drodze powrotnej do bazy to wybija nam okrągła dyszka. Jest decyzja – wracamy do bazy przez PK 6. Mimo że mamy do dyspozycji prawie 6 godzin postanawiamy kończyć naszą trasę. W drodze powrotnej przejeżdżamy znów przez Miastko. Kupujemy na stacji benzynowej rogaliki z nadzieniem czekoladowym, pijemy wodę, odpoczywamy. Na dworze zrobiło się cieplej. Niespodziewanie nabieram dużej ochoty do jazdy, a godzinę wcześniej nie chciałem na rower nawet patrzeć. :D
Asia chłodzi mój zapał i sprowadza mnie na ziemię – i dobrze. :)

Jedziemy do bazy, po drodze zbaczamy na PK 6 – wierzchołek wzniesienia, przy skarpie nasypu. Choć jadąc drogą która jest na mapie trafiamy na... działki, choć omijając działki droga ginie w polu... my brniemy dalej. Jedziemy na czuja i zatrzymujemy się... przy punkcie! :)
Tym razem intuicja mnie nie zawiodła.
Jest sporo czasu, do bazy jedynie 15 km. Proponuję Asi żeby jechać jeszcze na PK 20 przy jeziorze – wtedy do bazy będziemy mieć 40 km ale jeden punkt więcej. Ostatecznie rezygnujemy. Decydujący jest argument, że po zawodach trzeba jeszcze pokonać samochodem 400 km do Wrocławia. Warto by się przespać choć dwie godzinki. :)

Zmęczeni ale zadowoleni wracamy do Białego Boru. Oddajemy karty startowe, jemy pyszny makaron, bierzemy prysznic i kładziemy się spać. Dwie godziny snu przynoszą ulgę.
Na ogłoszeniu wyników okazuje się, że Tomek zajął drugie miejsce! Pojechał doskonale. Szkoda, że zabrakło mu dwóch minut do zdobycia pucharu za pierwsze miejsce ale... co się odwlecze to nie uciecze. :)
Tuż za Tomkiem uplasował się Damian – nic tylko się cieszyć, że naszym kolegom poszło tak dobrze.

My z Asią nieco dalej ale dumni z siebie, bo przed Grassorem zakładaliśmy sobie dwa cele: przejechać ponad 200 km i zdobyć 10 punktów kontrolnych – jeden i drugi udało się zrealizować. :)

Jak zawsze można mówić, że szkoda tego i tamtego...
Tak, to prawda, że był czas na to by zaliczyć spokojnie jeszcze jeden PK.
Tak, można było mniej błądzić.
Tak, można było mieć więcej farta przy szukania drzew z punktami.
Tak, można było mocniej cisnąc na trasie.
Tak, mógł się nie zerwać łańcuch i mogło wydarzyć się jeszcze wiele innych korzystnych rzeczy.

Ale czy takie gdybanie ma sens?
Myślę, że nie, bo... gdy człowiek budzi się rano przed zawodami na plaży u boku Aniołka, słyszy morskie fale, owiewają go podmuchy orzeźwiającego wiatru... to wie, że życie jest piękne! :D


Także Grassor 2009 uważam za imprezę niezwykle udaną!
Dziękuję Aniołkowi za kolejny wspólny start.
Znajomym za jak zawsze sympatyczną atmosferę na zawodach.
Danielowi za świetną trasę (gdyby jeszcze tak nie chował punktów... :D )
A Tomkowi za pyszny makaron na śniadanie. ;)

Jak zdrowie i czas pozwolą to pewnie zjawię się i na Grassorze 2010.

TAKI WIDOK MIELIŚMY GDY KŁADLIŚMY SIĘ DZIEŃ PRZED GRASSOREM SPAĆ – PLAŻA! :)
Grassor 2009 © Mlynarz


A TAKI WIDOK POWITAŁ NAS SOBOTNIM RANKIEM W DNIU STARTU…
Grassor 2009 © Mlynarz


PÓŹNIEJ LEKKA PORANNA GIMNASTYKA I RUSZAMY DO BIAŁEGO BORU ;)
Grassor 2009 © Mlynarz


ASIA WALCZY NA TRASIE GRASSORA
Grassor 2009 © Mlynarz


POZNAJEMY LOKALIZACJĘ KOLEJNYCH PUNKTÓW KONTROLNYCH
Grassor 2009 © Mlynarz


PODCZAS JAZDY SPOTYKAMY WIELE PIĘKNYCH WIDOKÓW
Grassor 2009 © Mlynarz


Grassor 2009 © Mlynarz


JEŹDZIMY PO PRZERÓŻNYCH DROGACH
Grassor 2009 © Mlynarz


BUDOWNICZY TRASY ZADBAŁ O ATRAKCJE ;)
Grassor 2009 © Mlynarz


Grassor 2009 © Mlynarz


Grassor 2009 © Mlynarz


ODPOCZYNEK NAD JEZIOREM
Grassor 2009 © Mlynarz


NOCNE ZDOBYWANIE PUNKTÓW KONTROLNYCH
Grassor 2009 © Mlynarz


JAZDĄ NA ORIENTACJĘ NOCĄ MA SWÓJ UROK
Grassor 2009 © Mlynarz


WIADUKT PRZY KTÓRYM BYŁ USYTUOWANY JEDEN Z PUNKTÓW KONTROLNYCH

Grassor 2009 © Mlynarz

DYMnO 2009

Sobota, 9 maja 2009 · Komentarze(0)
To były zawody! :)
Ale zacznijmy od początku.

Dzień wcześniej późnym wieczorem razem ze swoim Aniołkiem przyjechaliśmy do Łochowa, gdzie mieściła się baza tegorocznego rajdu na orientację DYMnO.
Na miejscu był już Paweł – (nasz ulubiony łódzki kurier :) ) oraz jego braciszek Piotrek (zdobywca tytułu Harpagana :) ) i oczywiście Tomek (za którym się bardzo stęskniliśmy :D ) – niestety bez Kasi (za którą stęskniliśmy się jeszcze bardziej :) ).
Wszyscy spaliśmy w jednym pomieszczeniu, razem z nami słynny Wiki i kilku wesołych chłopaków z Biełegostoku – atmosfera była świetna. :)

W sobotę o 9:00 nastąpił start trasy rowerowej, która miała zamknąć się w jakichś 120 kilometrach (optymalny wariant przejazdu).
Przed startem okazało się, że zapomniałem... licznika. Na szczęście Asia swojego nie zostawiła w domu tak jak ja. ;)
Start był dość ostry, wszyscy pognali w kierunku pierwszego punktu, który był obowiązkowy – później już każdy jechał gdzie chciał. :D
My z Aniołkiem obraliśmy swoją strategię – nasza kolejność zaliczania punktów była bardzo podobna do tej, którą wybrał Tomek i Paweł, bo kilka razy mijaliśmy się z nimi na trasie.
Nie będę się tu rozpisywał o każdym z punktów z osobna ale muszę zaznaczyć, że były one porozmieszczane bardzo pomysłowo. Budowniczy trasy zadbał o to by uczestnicy się nie nudzili. :)
Punkty były trudniejsze nawigacyjnie niż te na ostatnim Harpaganie ale nam ich odnajdywanie wychodziło tego dnia niemal bezbłędnie. Za to trochę gorzej było z kondycją ale to raczej pochodna tego, że praktycznie 90% trasy to był teren – momentami dość ciężki.

Na pewno nie zapomnę dwóch punktów przy których zdobywaniu musieliśmy brodzić w wodzie. :D
Było to dla mnie nowe doświadczenie – do tej pory na rajdach na orientację nie przechodziłem nigdy przez rzekę. :)

Cała trasa była podzielona na dwie pętle i składała się łącznie z 26 punktów. Nam udało się zdobyć 20 z nich, a więc myślę, że wynik całkiem przyzwoity.
Najbardziej cieszy mnie fakt, że mój Aniołek zajął drugie miejsce wśród kobiet!
Jestem z Ciebie bardzo dumny! :*

Wspomnę jeszcze tylko o tym, że dość stresująca była dla nas ostatnia godzina jazdy, bo musieliśmy szybko wracać do bazy rajdu rezygnując z punktów kontrolnych, które można było jeszcze zdobyć w drodze powrotnej. Wszystko dlatego, że zgodnie z regulaminem przekroczenie wyznaczonego limitu czasu skutkowało dyskwalifikacją. Na szczęście zdążyliśmy na czas i mogliśmy się cieszyć z całkiem dobrego wyniku. :)

Wieczór po starcie był równie wesoły, jak poprzedni. Wszyscy w dobrych humorach.
W bazie rajdu czekał na każdego ciepły posiłek a także niezliczone ilości bananów, słodkich bułek i... Horalków! :D Te ostatnie to pyszne wafelki rodem ze Słowacji, ich smak sprawił, że teraz za każdym razem gdy robię zakupy w Kauflandzie kupuję sobie kilka sztuk tych wafeleczków – są przepyszne!!! :D:D:D

Organizacja imprezy była świetna!
Wszyscy mieli gdzie zaparkować auta, w samej bazie niczego nie brakowało. Każdy z uczestników dostał rajdową koszulkę, w sekretariacie miła obsługa, szkoła która była bazą świeciła czystością i sama trasa była świetna!

Jedno do czego mam zastrzeżenia to fakt, że strasznie długo trzeba było czekać na wyniki, które bardzo późno pojawiły się na stronie zawodów. Ale ten mały minus ginie wśród wielkich plusów, a tych było niemało! :)
Podziękować więc trzeba organizatorom za bardzo dobrą zabawę!

To był bardzo dobry weekend!
W drodze powrotnej do domu (w niedzielę) pospacerowałem jeszcze z Asiczulkiem i moim kuzynkiem po warszawskiej starówce. Odwiedziliśmy też Wolbórz. :)
Oby więcej takich udanych dni!

Chciałem jeszcze podziękować Tomkowi za pożyczenie bukłaku na wodę – dzięki temu na trasie miałem z czego pić. ;)

Poniżej wrzucam jedną fotkę z Dymna.
Zrobił ją nam Pawełek, któremu bardzo dziękujemy za ten wspaniały czyn! :D
My niestety aparat zostawiliśmy tym razem w domu.

DYMnO © Mlynarz


A tak w ogóle to następnym razem na zawody zabieram jakiś preparat na komary. :D
To co wyprawiały w lesie meszki, komary i inne latające gryzonie... śni mi się po nocach do dziś i są to niestety koszmary. ;)

WILNO 2009 – Dzień 5.

Niedziela, 3 maja 2009 · Komentarze(13)
ZAKOLE NIEMNA I POŻEGNANIE Z LITWĄ

Poranek w lesie jest bardzo przyjemny i ciepły.
Ptaki sobie ćwierkają dookoła a my z zadowoleniem wcinamy śniadanie.
Słońce poprzedniego dnia mocno nas przepiekło i wszystko wskazuje na to, że dzień piąty będzie również upalny – to cieszy. :)
Choć Wielbłądas (Krzysztof) przez początkowe kilometry jedzie w długim rękawku żeby nie przypiec sobie rąk jeszcze bardziej.

Po drodze do Birsztan odwiedzamy kościołek w miejscowości Jieznas.
Same Birsztany, które są jednym z największych litewskich uzdrowisk bardzo nam się spodobały. Jest to niezwykle zadbana mieścinka.
Dla nas była ciekawa również dlatego, że z birsztańskiej Góry Witolda roztacza się zapierający dech w piersiach widok na zakole Niemna.
Spędziliśmy tam długą chwilę odpoczywając pod drzewkiem na brzegu rzeki. :)

Zaraz za Birsztanami zatrzymaliśmy się na krótką chwilę w Prenach. Tam też jest ładny widok na Niemen. Oprócz tego można podziwiać pomnik wielkiego woja Kiejstuta. :)
Po tym czekało nas 45 kilometrów jazdy do Mariampola. Tam posililiśmy się ciepłym kurczakiem podziwiając przy okazji popisy pań, które parkowały swoje auta pod kościołem. :D
Oprócz tych „atrakcji” obejrzeliśmy sobie tam trzy kościoły i cerkiew.

Zostały nam już do przejechania ostatnie kilometry na Litwie. Zanim opuściliśmy ten piękny kraj zajrzeliśmy jeszcze do Kalwarii.
Do Polski wjechaliśmy już gdy zapadł zmrok. Noc jednak była bardzo jasna.
Od granicy do Suwałk, skąd rano mieliśmy pociąg do Wrocławia, dzieliło nas jedynie 30 kilometrów. Dobrze, że droga krajowa w tym miejscu ma szerokie pobocze, bo ruch tirów przy granicy był olbrzymi.

Postanowiliśmy rozbić namioty przed Suwałkami, tak by rano sobie bez problemu zdążyć na pociąg. Tak też zrobiliśmy.
Początkowo był problem ze znalezieniem odpowiedniej miejscówki ale ostatecznie spaliśmy w bardzo sympatycznym miejscu na wzgórzu, pośród małych drzew iglastych.

Dzień, tak jak poprzednie cztery był bardzo udany.
Wszyscy uśmiechnięci i zadowoleni – o to właśnie chodzi.

W tym dniu odkryliśmy, że litewskie kobiety też mają olbrzymie problemy z parkowaniem aut. ;)

TRASA:
Jieznas (okolice) -> Birštonas (Brisztany) -> Prienai (Preny) -> Marijampolė (Mariampol) -> Kalvarija (Kalwaria) -> Podwojponie/PL -> Szypliszki -> Osinki (k. Suwałk)

POZOSTAŁE DNI WYPRAWY:
Dzień „0”
Dzień 1.
Dzień 2.
Dzień 3.
Dzień 4.
Dzień powrotu

ZDJĘCIA Z DNIA PIĄTEGO
Obozowisko rankiem © Mlynarz


Jieznas © Mlynarz


Kościół w Jieznas © Mlynarz


Litewski wóz strażacki - ma swój urok © Mlynarz


Birsztany - kościół św. Antoniego Padewskiego © Mlynarz


Asiczka w Birsztanach © Mlynarz


Wielbłądas moją podporą :D © Mlynarz


Aniołek nad Niemnem © Mlynarz


Natura jest cudowna © Mlynarz


Aniołek na mostku © Mlynarz


Cwaniak :D © Mlynarz


Preny - pomnik wielkiego księcia litewskiego Kiejstuta © Mlynarz


Niemno w Prenach © Mlynarz


Preny - kościół Objawienia Pańskiego © Mlynarz


Mariampol - kościół Ewangelicko-Augsburski © Mlynarz


Mariampol - kościół św. Miachała Archanioła © Mlynarz


Uwielbiam takie klimaty... © Mlynarz


Mariampol © Mlynarz


W takich marketach najczęściej robiliśmy zakupy © Mlynarz


Kalwaria - kościół © Mlynarz


I JESZCZE FOTKI MATYSA:
Poranny spacerek ;) © Mlynarz


Nad Niemnem :D © Mlynarz


No chyba mam łaskotki :D © Mlynarz


Matys chciał się przeprawić na drugi brzeg Niemna ;) © Mlynarz


Wielbłądas wypatrzył jakiś sklep z browarasami :) © Mlynarz


Droga do Mariampola z Birsztan © Mlynarz


Mariampol - cerkiew © Mlynarz

WILNO 2009 – Dzień 4.

Sobota, 2 maja 2009 · Komentarze(5)
NIECZYNNY PROM I LITEWSKIE SZUTRY

Rano jest zimno. Ale mija godzina i już ciśniemy w krótkich rękawkach, bo... znów świeci słońce. :)
W kierniowskim sklepie robimy zakupy na śniadanie, a następnie jedziemy podziwiać rezerwat historyczno-archeologiczny i kościół. Niewątpliwie jest to jedno z tych miejsc, które warto odwiedzić będąc na Litwie.

Dzień się zaczął się bardzo dobrze. Jedzie się również świetnie.
Mijamy Musniki i dojeżdżamy do Czabiszek, gdzie chcemy się przeprawić na drugą stronę rzeki Wilia. Nie możemy znaleźć mostu, nie możemy znaleźć drogi...
Pytam miejscowych rolników o przeprawę przez rzekę. Mówią, że mostu nigdzie w pobliżu nie ma i nie było. Jest tylko prom ale... nieczynny.
Niestety. Tego przewidzieć nie mogliśmy. Zaczynają się schody, musimy wracać do Kierniowa i jechać dalej, by przeprawić się na drugą stronę Wilii. Zrobiliśmy na darmo 50 km.
No cóż nie ma się co załamywać. Próbujemy mimo to zrealizować plan dnia. Jak się okazało parę godzin później, niestety nie udało się i musieliśmy zmodyfikować nasze plany. Przez to nie odwiedzamy Kowna, ani też Rumszyszek, w których znajduje się bardzo ciekawy skansen. Czas niestety uciekał nieubłaganie, pojawiało się coraz większe zmęczenie, a dobijały nas szutrowe drogi w okolicy autostrady prowadzącej do Kowna.
Wspólnie podjęliśmy decyzję, że tego dnia kierujemy się do Birsztan.
Kowno odwiedzimy kiedy indziej. :)

I tak też minął ten dzień. Było sporo jazdy i podziwiania Litwy z perspektywy rowerowego siodełka. Były też dwa bardzo przyjemne postoje, jeden na wzgórzu z pięknym widokiem na Wilię, gdzie wypiliśmy sobie kawkę i zimne piwko, a drugi w knajpce przy autostradzie, gdzie Matysas zamówił nam smakowite pyrogasy. :D

Późnym wieczorem rozbiliśmy się w lesie 15 kilometrów od Birsztan.
Mimo wszystko byliśmy i jesteśmy zadowoleni z tego dnia.
Szkoda, że prom w Czabiszkach nie kursował, bo zepsuło nam to cały plan dnia – widać tak miało być. :)
A dzień i tak był dla nas udany!

Tego dnia odkryliśmy, że mapy czasem kłamią oraz że pyrogas to nie pierogi. ;)

TRASA:
Kernavė (Kierniów) -> Musniki -> Čiobiškis (Czabiszki)-> Musniki -> Kernavė -> Vievis -> Karkučiai -> Liutonys -> Žiežmariai (Żyżmory) -> Kruonis -> Jieznas (okolice)

POZOSTAŁE DNI WYPRAWY:
Dzień „0”
Dzień 1.
Dzień 2.
Dzień 3.
Dzień 5.
Dzień powrotu

ZDJĘCIA Z DNIA CZWARTEGO:
W Kierniowie - pierwszej stolicy Państwa Litewskiego © Mlynarz


Kierniów © Mlynarz


Na Litwie pełno jest wymyślnie zdobionych krzyży © Mlynarz


Kierniów © Mlynarz


Kierniów - kościół Najświętszej Matki Bożej Szkaplerznej © Mlynarz


Kierniów © Mlynarz


Litwa to piękny kraj! © Mlynarz


Musninkai - kościół © Mlynarz


Musninkai - kościół © Mlynarz


Odwrót - promu nie było, trzeba jechać... © Mlynarz


Romantico :D © Mlynarz


Chwila przerwy od pedałowania © Mlynarz


Wilia © Mlynarz


Zadowolony z siebie :D © Mlynarz


Cerkiew z okolic Vievis © Mlynarz


Vievis - kościół © Mlynarz


Zbiornik Elektreński © Mlynarz


Asiczka była bardzo dzielna na szutrach © Mlynarz


Mknący Anioł :D © Mlynarz


Ku słońcu! © Mlynarz


Też próbowałem walczyć z szutrową tarką ale średnio mi to wychodziło :D © Mlynarz


Gdy wykończy cię litewski szuter... :D © Mlynarz


Krzysztof spalił gumę i przyjechała straż na bulajach :D © Mlynarz



FOTY MATYSA Z TEGO SAMEGO DNIA:
Matys na szczycie ;) © Mlynarz


Niektórzy podczas jazdy się nudzili :D © Mlynarz


Piwo się kończy... ;) © Mlynarz


Co mi więcej potrzeba?! :) © Mlynarz


Uśmiech na, który leciały wszystkie Litwinki (od 70 roku życia wzwyż) ;P © Mlynarz


Wielbłądas z kolejną porcją wody :) © Mlynarz


Po wyczerpującej jeździe... © Mlynarz


Szuter - kolejne starcie ;) © Mlynarz


Drogi szutrowe śnią mi się po nocach do dziś. :D © Mlynarz


Krzychu chciał wracać autobusem :D © Mlynarz


Przed siebie © Mlynarz

WILNO 2009 – Dzień 2.

Czwartek, 30 kwietnia 2009 · Komentarze(8)
ZAMEK W TROKACH I WALKA Z WIATREM

Poranek jest bardzo przyjemny. Długo nie chcemy opuszczać naszego „obozowiska”. :)
Robimy sobie też małą sesję zdjęciową na polanie.
W końcu wsiadamy na rowery.
Pierwsze na trasie są Rejże, gdzie znajduje się drewniany meczet tatarski, a także ukryty w lesie cmentarz – również tatarski. ;)

Dziś pogoda również jest słoneczna. Jedzie się bardzo przyjemnie ale do czasu...
Zrywa się silny wiatr, z którym walczymy do końca dnia – daje się on nam bardzo we znaki.
Na szczęście kilometry mimo wszystko połyka się całkiem nieźle, bo po drodze mijamy wiele ciekawych miejsc, a co najważniejsze, na całej trasie towarzyszą nam cudowne krajobrazy.
Mimo wiatru wszystkim chce się bardzo jechać i humory nawet na chwilę nas nie opuszczają (no może na szutrowym odcinku do Stokliszek pada dużo przekleństw ale kto jechał po litewskim szutrze z obładowanymi sakwami ten wie, jaka to katorga :D ).

We wspomnianych Stokliszkach odwiedzamy wytwórnię słynnego litewskiego miodu. „Vilnius’, który spróbowałem z Asią jest pyszny, chłopaki zaserwowali sobie nieco mocniejszy „miodas”. ;)

Sporo czasu tego dnia spędziliśmy w Wysokim Dworzem gdzie szukaliśmy Dębu Mickiewicza, a także sobie odpoczywaliśmy w miejscowym parku. Odwiedziliśmy również położoną na północ od Wysokiego Dworu „Velnio Duobe” – największy litewski wąwóz mający 45 metrów głębokości (tzw. „Czarcia Jama”/”Diabelski Dół”).

Przy końcowej fazie zachodu słońca docieramy do Troków. Jechaliśmy tam przez Siemieliszki.
Trocki zamek, wybudowany na wyspie jest jedną z piękniejszych budowli, jakie w życiu widziałem – to miejsce robi niesamowite wrażenie. My mieliśmy okazję podziwiać ten zamek również w wieczornej scenerii.
W tym miejscu też jemy ciepły posiłek. Matys z Krzychem zachwycają się „zupą dnia’, Asia i ja wybieramy kibiny – kolejną, doskonałą potrawę litewską. :)
Po posiłku i wyjściu na zewnątrz restauracji okazuje się, że zrobiło się bardzo zimno – trzeba ubrać się w ciepłe gatki. Krzysio bardzo ładnie wyglądał przy restauracyjnych drzwiach stojąc w bokserkach. :D
Jak zauważył: „to jest striptiz dla ubogich”. :)

Zajeżdżamy jeszcze do Starych Troków, miejscowości w której urodził się kamrat naszego Władysława Jagiełły, słynny książę litewski Witold. Niestety mało tam widzimy, bo jest już ciemno – szkoda.
Tego wieczoru odkrywamy kolejną ciekawą rzecz związaną z Litwą, a mianowicie, że... tamtejszy czas jest przesunięty o godzinę do przodu w stosunku do polskiego. ;)

Rozbijamy się na łące kilometr przed Lendwarowem.

TRASA:
Raižiai (Rejże - okolice) -> Butrimonys -> Stakliškės (Stokliszki) -> Aukštadvaris (Wysoki Dwór) -> Semeliškės (Siemieliszki) -> Trakai (Troki) -> Senieji Trakai (Stare Troki) -> Lentvaris (Lendwarów - okolice)

POZOSTAŁE DNI WYPRAWY:
Dzień „0”
Dzień 1.
Dzień 3.
Dzień 4.
Dzień 5.
Dzień powrotu

ZDJĘCIA:
Nie ma to jak dobrze zacząć dzień :) © Mlynarz


Rano, zjeżdżając z polanki © Mlynarz


Ja też chciałem zjechać :D © Mlynarz


I znów na szlaku © Mlynarz


Rejże - cmentarz tatarski © Mlynarz


Rejże - cmentarz tatarski, jeden z nagrobków © Mlynarz


Tatarski nagrobek © Mlynarz


Pomnik Krzysztofera :D © Mlynarz


Aniołek z Krzchem © Mlynarz


Rejże - drewniany meczet tatarski © Mlynarz


Przy kościelnej bramie ;) © Mlynarz


Kościół w Butrimonys © Mlynarz


Drewniana rzeźba przykościelna św. Kazimierza © Mlynarz


W Butrimonys © Mlynarz


Widok na drogę szutrową - prawie, że z lotu ptak ;) © Mlynarz


Kellys Krzysztofa i mój Diamond © Mlynarz


Stokliszki - wytwórnia miodów pitnych © Mlynarz


Smakując litewski miód © Mlynarz


To chyba sen! :D © Mlynarz


Litewski środek płatniczy :) © Mlynarz


Stokliszki - kościół © Mlynarz


Gdzie by tu dalej pojechać?! :) © Mlynarz


Park w Wysokim Dworze © Mlynarz


Wysoki Dwór... a w nim piękny dworek © Mlynarz


Wysoki Dwór - kościół © Mlynarz


Wysoki Dwór - okolice © Mlynarz


Aniołek przy Velnio Doube © Mlynarz


Na samym dnie Velnio Doube © Mlynarz


Siemieliszki © Mlynarz


Litewskie wioseczki są pełne takich uroczych drewnianych domków © Mlynarz


Taki podjazd jest przyjemny :) © Mlynarz


Siemieliszki - kościół św. Wawrzyńca © Mlynarz


Cerkiew w Siemieliszkach © Mlynarz


Zachodzące słońce przed Trokami © Mlynarz


Litewski krajobraz © Mlynarz


Zachód © Mlynarz


Aniołek, a za plecami zachodzące słońce © Mlynarz


Zamek w Trokach © Mlynarz


Troki © Mlynarz


Zamek w Trokach wieczorem © Mlynarz


Striptiz dla ubogich ;) © Mlynarz


Most przed trockim zamkiem © Mlynarz


Odpoczynek ;) © Mlynarz


Jedna z wież trockiego zamku © Mlynarz



PONIŻEJ JESZCZE TROCHĘ ZDJĘĆ OD MATYSA:
Wódz obozowiska :D © Mlynarz


Trzeba składać namioty i jechać dalej © Mlynarz


Kolejny dzień przygody rozpoczęty © Mlynarz


Drewniany meczet tatarskich w Rejżach © Mlynarz


W Rejżach © Mlynarz


Przy studni :) © Mlynarz


:D © Mlynarz


Przed nami długi odcinek szutrowy © Mlynarz


Z Krzychem na szlaku © Mlynarz


Szyld litewskiej wytwórni miodów pitnych © Mlynarz


Droga do Wysokiego Dworu © Mlynarz


Żaba :) © Mlynarz


Nie tylko żaby potrafią skakać ;) © Mlynarz


Slicki, sakwy, piach... miodzio! :D © Mlynarz


Wysoki Dwór - zespół klasztorny © Mlynarz


Troki nocą © Mlynarz


W bramie trockiego zamku © Mlynarz


Aniołek z Matysem przy trockim zamku © Mlynarz