Wpisy archiwalne w kategorii

Z sakwami

Dystans całkowity:6776.37 km (w terenie 286.00 km; 4.22%)
Czas w ruchu:356:37
Średnia prędkość:19.00 km/h
Maksymalna prędkość:68.00 km/h
Suma podjazdów:1821 m
Liczba aktywności:53
Średnio na aktywność:127.86 km i 6h 43m
Więcej statystyk

WILNO 2009 – Dzień powrotu

Poniedziałek, 4 maja 2009 · Komentarze(25)
POWRÓT DO WROCŁAWIA – 13 GODZIN W POCIĄGU

Wszystko co piękne kiedyś się kończy. :)
I tak też było w tym przypadku.
Po pięciu słonecznych dniach na Litwie, przejechaniu sześciuset kilometrów, wieczorach przy ognisku, odwiedzeniu Wilna i wielu innych niezwykle klimatycznych miejsc nastał czas powrotu.

Rankiem nie chce się za bardzo wychodzić z namiotów ale musimy, bo o 8:20 wyjeżdża pociąg do Wrocławia. Mamy szczęście, że jest bezpośrednie połączenie, bo nie będzie trzeba się przesiadać i taszczyć rowerów z sakwami po peronach.

Sprawnie odnajdujemy dworzec PKP w Suwałkach oraz sklep spożywczy, w którym kupujemy prowiant na trzynastogodzinną podróż pociągiem.
10 metrów przed dworcem łapię gumę. Jak się później okazało opona z boku się przetarła.
Całe szczęście, że stało się to już w Suwałkach, a nie gdzieś na Litwie, bo tym razem zapomniałem zapakować do sakw zapasową oponę.

Sama podróż, choć bardzo długa, minęła w miarę szybko i spokojnie.
Były w pociągu atrakcje, gdy z rowerami pakowała się grupa dziesięciu osób, a PKP na cały skład zapewniło przedział z (UWAGA!) trzema miejscami na rower. :D

Pod koniec jazdy postanowiłem też załatać dętkę, a przetartą oponę owinąłem kilka razy dookoła taśmą klejącą, by nie wychodziła dętka po napompowaniu – zdało to egzamin, bo dojechałem później z dworca na Księże Małe o własnych siłach. Taśma klejąca jest dobra na wszystko! :D
Może spróbuję przy jej pomocy naprawić suport, który też mi się rozsypał na Litwie. ;)

Po 21:00 zajechaliśmy do Wrocławia. Aniołek wysiadł na Mikołajowie, a ja z chłopakami pojechałem do Dworca Głównego. W drodze na Księże zahaczyliśmy jeszcze o sklep „Pod semaforem”.

Wyjazd się zakończył. Dostarczył nam wiele barwnych przeżyć i wspomnień.
Litwa okazała się wspaniałym krajem do uprawiania turystyki kolarskiej. Myślę, że każdy znalazłby tam coś dla siebie. Kraj nie jest wcale taki, jak się o nim w Polsce często mówi.
Spotykani ludzie byli bardzo sympatyczni, często przejeżdżając przez małe miejscowości byliśmy pozdrawiani, ludzie spoglądali na nas z dużym zainteresowaniem.
Nic, tylko brać rower i jeździć po litewskich włościach! :)

Na koniec chciałem podziękować Aniołkowi i chłopakom za bardzo udaną majówkę! :)

POZOSTAŁE DNI WYPRAWY:
Dzień „0”
Dzień 1.
Dzień 2.
Dzień 3.
Dzień 4.
Dzień 5.

RANO
Młodzi gniewni ;) © Mlynarz


BILET NA ROWER: 9,00 ZŁ... WRAŻENIA Z JAZDY PKP – BEZCENNE! :D
PKP kocha rowerzystów! :D © Mlynarz


Rowerowa masakra w PKP © Mlynarz


GDY PRZETRZE SIĘ OPONA :)
Kocham naprawiać rowery! ;) © Mlynarz

WILNO 2009 – Dzień 5.

Niedziela, 3 maja 2009 · Komentarze(13)
ZAKOLE NIEMNA I POŻEGNANIE Z LITWĄ

Poranek w lesie jest bardzo przyjemny i ciepły.
Ptaki sobie ćwierkają dookoła a my z zadowoleniem wcinamy śniadanie.
Słońce poprzedniego dnia mocno nas przepiekło i wszystko wskazuje na to, że dzień piąty będzie również upalny – to cieszy. :)
Choć Wielbłądas (Krzysztof) przez początkowe kilometry jedzie w długim rękawku żeby nie przypiec sobie rąk jeszcze bardziej.

Po drodze do Birsztan odwiedzamy kościołek w miejscowości Jieznas.
Same Birsztany, które są jednym z największych litewskich uzdrowisk bardzo nam się spodobały. Jest to niezwykle zadbana mieścinka.
Dla nas była ciekawa również dlatego, że z birsztańskiej Góry Witolda roztacza się zapierający dech w piersiach widok na zakole Niemna.
Spędziliśmy tam długą chwilę odpoczywając pod drzewkiem na brzegu rzeki. :)

Zaraz za Birsztanami zatrzymaliśmy się na krótką chwilę w Prenach. Tam też jest ładny widok na Niemen. Oprócz tego można podziwiać pomnik wielkiego woja Kiejstuta. :)
Po tym czekało nas 45 kilometrów jazdy do Mariampola. Tam posililiśmy się ciepłym kurczakiem podziwiając przy okazji popisy pań, które parkowały swoje auta pod kościołem. :D
Oprócz tych „atrakcji” obejrzeliśmy sobie tam trzy kościoły i cerkiew.

Zostały nam już do przejechania ostatnie kilometry na Litwie. Zanim opuściliśmy ten piękny kraj zajrzeliśmy jeszcze do Kalwarii.
Do Polski wjechaliśmy już gdy zapadł zmrok. Noc jednak była bardzo jasna.
Od granicy do Suwałk, skąd rano mieliśmy pociąg do Wrocławia, dzieliło nas jedynie 30 kilometrów. Dobrze, że droga krajowa w tym miejscu ma szerokie pobocze, bo ruch tirów przy granicy był olbrzymi.

Postanowiliśmy rozbić namioty przed Suwałkami, tak by rano sobie bez problemu zdążyć na pociąg. Tak też zrobiliśmy.
Początkowo był problem ze znalezieniem odpowiedniej miejscówki ale ostatecznie spaliśmy w bardzo sympatycznym miejscu na wzgórzu, pośród małych drzew iglastych.

Dzień, tak jak poprzednie cztery był bardzo udany.
Wszyscy uśmiechnięci i zadowoleni – o to właśnie chodzi.

W tym dniu odkryliśmy, że litewskie kobiety też mają olbrzymie problemy z parkowaniem aut. ;)

TRASA:
Jieznas (okolice) -> Birštonas (Brisztany) -> Prienai (Preny) -> Marijampolė (Mariampol) -> Kalvarija (Kalwaria) -> Podwojponie/PL -> Szypliszki -> Osinki (k. Suwałk)

POZOSTAŁE DNI WYPRAWY:
Dzień „0”
Dzień 1.
Dzień 2.
Dzień 3.
Dzień 4.
Dzień powrotu

ZDJĘCIA Z DNIA PIĄTEGO
Obozowisko rankiem © Mlynarz


Jieznas © Mlynarz


Kościół w Jieznas © Mlynarz


Litewski wóz strażacki - ma swój urok © Mlynarz


Birsztany - kościół św. Antoniego Padewskiego © Mlynarz


Asiczka w Birsztanach © Mlynarz


Wielbłądas moją podporą :D © Mlynarz


Aniołek nad Niemnem © Mlynarz


Natura jest cudowna © Mlynarz


Aniołek na mostku © Mlynarz


Cwaniak :D © Mlynarz


Preny - pomnik wielkiego księcia litewskiego Kiejstuta © Mlynarz


Niemno w Prenach © Mlynarz


Preny - kościół Objawienia Pańskiego © Mlynarz


Mariampol - kościół Ewangelicko-Augsburski © Mlynarz


Mariampol - kościół św. Miachała Archanioła © Mlynarz


Uwielbiam takie klimaty... © Mlynarz


Mariampol © Mlynarz


W takich marketach najczęściej robiliśmy zakupy © Mlynarz


Kalwaria - kościół © Mlynarz


I JESZCZE FOTKI MATYSA:
Poranny spacerek ;) © Mlynarz


Nad Niemnem :D © Mlynarz


No chyba mam łaskotki :D © Mlynarz


Matys chciał się przeprawić na drugi brzeg Niemna ;) © Mlynarz


Wielbłądas wypatrzył jakiś sklep z browarasami :) © Mlynarz


Droga do Mariampola z Birsztan © Mlynarz


Mariampol - cerkiew © Mlynarz

WILNO 2009 – Dzień 4.

Sobota, 2 maja 2009 · Komentarze(5)
NIECZYNNY PROM I LITEWSKIE SZUTRY

Rano jest zimno. Ale mija godzina i już ciśniemy w krótkich rękawkach, bo... znów świeci słońce. :)
W kierniowskim sklepie robimy zakupy na śniadanie, a następnie jedziemy podziwiać rezerwat historyczno-archeologiczny i kościół. Niewątpliwie jest to jedno z tych miejsc, które warto odwiedzić będąc na Litwie.

Dzień się zaczął się bardzo dobrze. Jedzie się również świetnie.
Mijamy Musniki i dojeżdżamy do Czabiszek, gdzie chcemy się przeprawić na drugą stronę rzeki Wilia. Nie możemy znaleźć mostu, nie możemy znaleźć drogi...
Pytam miejscowych rolników o przeprawę przez rzekę. Mówią, że mostu nigdzie w pobliżu nie ma i nie było. Jest tylko prom ale... nieczynny.
Niestety. Tego przewidzieć nie mogliśmy. Zaczynają się schody, musimy wracać do Kierniowa i jechać dalej, by przeprawić się na drugą stronę Wilii. Zrobiliśmy na darmo 50 km.
No cóż nie ma się co załamywać. Próbujemy mimo to zrealizować plan dnia. Jak się okazało parę godzin później, niestety nie udało się i musieliśmy zmodyfikować nasze plany. Przez to nie odwiedzamy Kowna, ani też Rumszyszek, w których znajduje się bardzo ciekawy skansen. Czas niestety uciekał nieubłaganie, pojawiało się coraz większe zmęczenie, a dobijały nas szutrowe drogi w okolicy autostrady prowadzącej do Kowna.
Wspólnie podjęliśmy decyzję, że tego dnia kierujemy się do Birsztan.
Kowno odwiedzimy kiedy indziej. :)

I tak też minął ten dzień. Było sporo jazdy i podziwiania Litwy z perspektywy rowerowego siodełka. Były też dwa bardzo przyjemne postoje, jeden na wzgórzu z pięknym widokiem na Wilię, gdzie wypiliśmy sobie kawkę i zimne piwko, a drugi w knajpce przy autostradzie, gdzie Matysas zamówił nam smakowite pyrogasy. :D

Późnym wieczorem rozbiliśmy się w lesie 15 kilometrów od Birsztan.
Mimo wszystko byliśmy i jesteśmy zadowoleni z tego dnia.
Szkoda, że prom w Czabiszkach nie kursował, bo zepsuło nam to cały plan dnia – widać tak miało być. :)
A dzień i tak był dla nas udany!

Tego dnia odkryliśmy, że mapy czasem kłamią oraz że pyrogas to nie pierogi. ;)

TRASA:
Kernavė (Kierniów) -> Musniki -> Čiobiškis (Czabiszki)-> Musniki -> Kernavė -> Vievis -> Karkučiai -> Liutonys -> Žiežmariai (Żyżmory) -> Kruonis -> Jieznas (okolice)

POZOSTAŁE DNI WYPRAWY:
Dzień „0”
Dzień 1.
Dzień 2.
Dzień 3.
Dzień 5.
Dzień powrotu

ZDJĘCIA Z DNIA CZWARTEGO:
W Kierniowie - pierwszej stolicy Państwa Litewskiego © Mlynarz


Kierniów © Mlynarz


Na Litwie pełno jest wymyślnie zdobionych krzyży © Mlynarz


Kierniów © Mlynarz


Kierniów - kościół Najświętszej Matki Bożej Szkaplerznej © Mlynarz


Kierniów © Mlynarz


Litwa to piękny kraj! © Mlynarz


Musninkai - kościół © Mlynarz


Musninkai - kościół © Mlynarz


Odwrót - promu nie było, trzeba jechać... © Mlynarz


Romantico :D © Mlynarz


Chwila przerwy od pedałowania © Mlynarz


Wilia © Mlynarz


Zadowolony z siebie :D © Mlynarz


Cerkiew z okolic Vievis © Mlynarz


Vievis - kościół © Mlynarz


Zbiornik Elektreński © Mlynarz


Asiczka była bardzo dzielna na szutrach © Mlynarz


Mknący Anioł :D © Mlynarz


Ku słońcu! © Mlynarz


Też próbowałem walczyć z szutrową tarką ale średnio mi to wychodziło :D © Mlynarz


Gdy wykończy cię litewski szuter... :D © Mlynarz


Krzysztof spalił gumę i przyjechała straż na bulajach :D © Mlynarz



FOTY MATYSA Z TEGO SAMEGO DNIA:
Matys na szczycie ;) © Mlynarz


Niektórzy podczas jazdy się nudzili :D © Mlynarz


Piwo się kończy... ;) © Mlynarz


Co mi więcej potrzeba?! :) © Mlynarz


Uśmiech na, który leciały wszystkie Litwinki (od 70 roku życia wzwyż) ;P © Mlynarz


Wielbłądas z kolejną porcją wody :) © Mlynarz


Po wyczerpującej jeździe... © Mlynarz


Szuter - kolejne starcie ;) © Mlynarz


Drogi szutrowe śnią mi się po nocach do dziś. :D © Mlynarz


Krzychu chciał wracać autobusem :D © Mlynarz


Przed siebie © Mlynarz

WILNO 2009 – Dzień 3.

Piątek, 1 maja 2009 · Komentarze(7)
WILNO!

Noc była wietrzna. Rano jednak znów wita nas słońce. :)
Udajemy się do Lendwarowa, robimy zakupy i wcinamy porządne śniadanie popijając je kawą.
Lendwarów jest bardzo ciekawą miejscowością, nam spodobał się bardzo tamtejszy pałac Tyszkiewiczów i jego otoczenie.

Wreszcie też zbliżamy się do Wilna! Na to właśnie czekaliśmy.
Wiemy, że nie mamy zbyt wiele czasu na zwiedzanie tego cudownego miasta ale chcemy zobaczyć kilka miejsc, które nas bardzo interesują.
Na pierwszy ogień idzie słynna wieża telewizyjna, wjeżdżamy na jej górę, by podziwiać panoramę Wilna.
Nie możemy odpuścić wileńskiej starówki, a także Góry Giedymina z zamkiem i wieżą.
Wspinamy się również na Wzgórze Trzykrzyskie.
Odwiedzamy wileńską katedrę, przejeżdżamy obok licznych, pięknych kościółków, cerkwi i meczetów.
Byliśmy też na cmentarzu na Rossie, gdzie znajduje się serce Józefa Piłsudskiego i i urocze Wzgórze Literatów.
Ale to co nas ciekawiło najbardziej to miejsca związane z Adamem Mickiewiczem, a więc Uniwersytet Wileński, pomnik Mickiewicza i dom, w którym mieszkał podczas studiów.
Dopełnieniem tego wszystkiego był widok Ostrej Bramy! :)
Wizyta w Wilnie zrobiła na mnie kolosalne wrażenie. Będę musiał kiedyś tam wrócić, bo jeden dzień to stanowczo za mało na to, by móc zwiedzić stolicę Litwy.

Miłym akcentem dnia był moment, w którym zaczepił nas starszy pan, jak się okazało żołnierz AK, a spotkanie to miało miejsce przy grobie J. Piłsudskiego.

Na pewno też będę pamiętać... pyszne bliny, które zjedliśmy sobie na ulicy Pilies. :)

Po godzinie osiemnastej musimy jednak opuszczać Wilno, bo następnego dnia chcemy dotrzeć do Kowna.
Wyjazd z Wilna jest trochę dla nas uciążliwy, bo poruszamy się drogą trzypasmową.
Z żalem żegnamy to piękne miasto i jedziemy dalej.
Przez Sudervė, gdzie jest osobliwy kościół w kształcie rotundy, oraz Dukszty docieramy do Kierniowa, miejscowości która była pierwszą stolicą Państwa Litewskiego.
Jest ciemno i nic nie widać, a wiemy że miejsce jest warte zobaczenia za dnia (w końcu znajduje się na liście UNESCO :D ) dlatego też zatrzymujemy się na noc w Kierniowie, by rano nacieszyć oczy tutejszymi widokami. :)

Tego dnia odkryliśmy, że Krzysztof jest Wielbłądasem. ;)
Pije tyle wody, co reszta ekipy do kupy wzięta. :D
Poza tym gustuje w browarasach i już o 7 rano pyta się, kiedy jedziemy do sklepu... żeby kupić browarasa. :)

TRASA:
Lentvaris (Lendwarów - okolice) -> Grigiškės -> Vilnius (Wilno) -> Sudervė -> Dūkstoš (Dukszty) -> Kernavė (Kierniów)

POZOSTAŁE DNI WYPRAWY:
Dzień „0”
Dzień 1.
Dzień 2.
Dzień 4.
Dzień 5.
Dzień powrotu

MASA ZDJĘĆ Z DNIA TRZECIEGO:

Przed śniadaniem © Mlynarz


Lendwarów - kościół © Mlynarz


Czekając aż pociąg przejedzie © Mlynarz


W trasie © Mlynarz


Lendwarów - pałac Tyszkiewiczów © Mlynarz


Wydra © Mlynarz


Już w Wilnie © Mlynarz


Wilno - wieża telewizyjna © Mlynarz


Panorama Wilna © Mlynarz


Panorama Wilna © Mlynarz


Panorama Wilna © Mlynarz


Panorama Wilna © Mlynarz


Wilno © Mlynarz


Bogata architektura Wilna © Mlynarz


Wilno © Mlynarz


Wilno © Mlynarz


Jazda wśród takich budowli jest niezwykle przyjemna © Mlynarz


Nowoczesne oblicze Wilna © Mlynarz


Przed muzeum narodowym © Mlynarz


Krzyże na Wzgórzu Trzykrzyskim © Mlynarz


Z Aniołkiem na Wzgórzu Trzykrzyskim w Wilnie © Mlynarz


Wilno widziane ze Wzgórza Trzykrzyskiego © Mlynarz


Wilno widziane ze Wzgórza Trzykrzyskiego © Mlynarz


Wilno - Góra Giedymina, Zamek Górny © Mlynarz


Wileńska katedra © Mlynarz


Dzwonnica przy wileńskiej katedrze © Mlynarz


Wilno - ulica Pilies © Mlynarz


Wilno - kamieniczki przy ulicy Pilies © Mlynarz


Uniwersytet Wileński © Mlynarz


Tu studiował Adam Mickiewicz - a ta dziewczynka bardzo go lubi ;) © Mlynarz


Aniołek na Uniwersytecie Wileńskim © Mlynarz


Aniołek na Uniwersytecie Wileńskim © Mlynarz


Przejażdżka rowerem po Uniwersytecie Wileńskim :) © Mlynarz


Kzysztof wyciąga nogi na Uniwersytecie Wileńskim :D © Mlynarz


W tym domu mieszkał w Wilnie Adam Mickiewicz © Mlynarz


Wilno © Mlynarz


Wileński ratusz © Mlynarz


Wilno © Mlynarz


Kościoły Bernardynów i św. Anny w Wilnie © Mlynarz


Aniołek z Adasiem Mickiewiczem :D © Mlynarz


Przy Ostrej Bramie © Mlynarz


Wilno - kościół św. Kazimierza © Mlynarz


Piękno wileńskiej architektury nie zna granic © Mlynarz


Grób matki Józefa Piłsudskiego, gdzie pochowane jest również jego serce © Mlynarz


Cmentarz na Rossie © Mlynarz


Cmentarz na Rossie ma swój niepowtarzalny urok © Mlynarz


Górka Literatów na wileńskim cmentarzu na Rossie © Mlynarz


Z rowerem?! :D © Mlynarz


Pamiątkowa fotka z cmentarza na Rossie © Mlynarz


Kościół św. Piotra i Pawła w Wilnie © Mlynarz


Kościół w kształcie rotundy w miejscowości Suderve © Mlynarz


Kolacja :) © Mlynarz



I NA DOKŁDKĘ, DLA WYTRWAŁYCH, TROCHĘ ZDJĘĆ Z APARATU MATYSA :)

W Lendwarowie © Mlynarz


Cała wycieczka :D © Mlynarz


Studiowanie mapy ;) © Mlynarz


Krzychu wspnia się na Wzgórze Trzykrzyskie - BRAWA! :D © Mlynarz


Co by tu zjeść?! :) © Mlynarz


Papusiamy :D © Mlynarz


Soup of the day... Krzsiowi chyba nie smakuje. :D © Mlynarz


Ostra Brama © Mlynarz

WILNO 2009 – Dzień 2.

Czwartek, 30 kwietnia 2009 · Komentarze(8)
ZAMEK W TROKACH I WALKA Z WIATREM

Poranek jest bardzo przyjemny. Długo nie chcemy opuszczać naszego „obozowiska”. :)
Robimy sobie też małą sesję zdjęciową na polanie.
W końcu wsiadamy na rowery.
Pierwsze na trasie są Rejże, gdzie znajduje się drewniany meczet tatarski, a także ukryty w lesie cmentarz – również tatarski. ;)

Dziś pogoda również jest słoneczna. Jedzie się bardzo przyjemnie ale do czasu...
Zrywa się silny wiatr, z którym walczymy do końca dnia – daje się on nam bardzo we znaki.
Na szczęście kilometry mimo wszystko połyka się całkiem nieźle, bo po drodze mijamy wiele ciekawych miejsc, a co najważniejsze, na całej trasie towarzyszą nam cudowne krajobrazy.
Mimo wiatru wszystkim chce się bardzo jechać i humory nawet na chwilę nas nie opuszczają (no może na szutrowym odcinku do Stokliszek pada dużo przekleństw ale kto jechał po litewskim szutrze z obładowanymi sakwami ten wie, jaka to katorga :D ).

We wspomnianych Stokliszkach odwiedzamy wytwórnię słynnego litewskiego miodu. „Vilnius’, który spróbowałem z Asią jest pyszny, chłopaki zaserwowali sobie nieco mocniejszy „miodas”. ;)

Sporo czasu tego dnia spędziliśmy w Wysokim Dworzem gdzie szukaliśmy Dębu Mickiewicza, a także sobie odpoczywaliśmy w miejscowym parku. Odwiedziliśmy również położoną na północ od Wysokiego Dworu „Velnio Duobe” – największy litewski wąwóz mający 45 metrów głębokości (tzw. „Czarcia Jama”/”Diabelski Dół”).

Przy końcowej fazie zachodu słońca docieramy do Troków. Jechaliśmy tam przez Siemieliszki.
Trocki zamek, wybudowany na wyspie jest jedną z piękniejszych budowli, jakie w życiu widziałem – to miejsce robi niesamowite wrażenie. My mieliśmy okazję podziwiać ten zamek również w wieczornej scenerii.
W tym miejscu też jemy ciepły posiłek. Matys z Krzychem zachwycają się „zupą dnia’, Asia i ja wybieramy kibiny – kolejną, doskonałą potrawę litewską. :)
Po posiłku i wyjściu na zewnątrz restauracji okazuje się, że zrobiło się bardzo zimno – trzeba ubrać się w ciepłe gatki. Krzysio bardzo ładnie wyglądał przy restauracyjnych drzwiach stojąc w bokserkach. :D
Jak zauważył: „to jest striptiz dla ubogich”. :)

Zajeżdżamy jeszcze do Starych Troków, miejscowości w której urodził się kamrat naszego Władysława Jagiełły, słynny książę litewski Witold. Niestety mało tam widzimy, bo jest już ciemno – szkoda.
Tego wieczoru odkrywamy kolejną ciekawą rzecz związaną z Litwą, a mianowicie, że... tamtejszy czas jest przesunięty o godzinę do przodu w stosunku do polskiego. ;)

Rozbijamy się na łące kilometr przed Lendwarowem.

TRASA:
Raižiai (Rejże - okolice) -> Butrimonys -> Stakliškės (Stokliszki) -> Aukštadvaris (Wysoki Dwór) -> Semeliškės (Siemieliszki) -> Trakai (Troki) -> Senieji Trakai (Stare Troki) -> Lentvaris (Lendwarów - okolice)

POZOSTAŁE DNI WYPRAWY:
Dzień „0”
Dzień 1.
Dzień 3.
Dzień 4.
Dzień 5.
Dzień powrotu

ZDJĘCIA:
Nie ma to jak dobrze zacząć dzień :) © Mlynarz


Rano, zjeżdżając z polanki © Mlynarz


Ja też chciałem zjechać :D © Mlynarz


I znów na szlaku © Mlynarz


Rejże - cmentarz tatarski © Mlynarz


Rejże - cmentarz tatarski, jeden z nagrobków © Mlynarz


Tatarski nagrobek © Mlynarz


Pomnik Krzysztofera :D © Mlynarz


Aniołek z Krzchem © Mlynarz


Rejże - drewniany meczet tatarski © Mlynarz


Przy kościelnej bramie ;) © Mlynarz


Kościół w Butrimonys © Mlynarz


Drewniana rzeźba przykościelna św. Kazimierza © Mlynarz


W Butrimonys © Mlynarz


Widok na drogę szutrową - prawie, że z lotu ptak ;) © Mlynarz


Kellys Krzysztofa i mój Diamond © Mlynarz


Stokliszki - wytwórnia miodów pitnych © Mlynarz


Smakując litewski miód © Mlynarz


To chyba sen! :D © Mlynarz


Litewski środek płatniczy :) © Mlynarz


Stokliszki - kościół © Mlynarz


Gdzie by tu dalej pojechać?! :) © Mlynarz


Park w Wysokim Dworze © Mlynarz


Wysoki Dwór... a w nim piękny dworek © Mlynarz


Wysoki Dwór - kościół © Mlynarz


Wysoki Dwór - okolice © Mlynarz


Aniołek przy Velnio Doube © Mlynarz


Na samym dnie Velnio Doube © Mlynarz


Siemieliszki © Mlynarz


Litewskie wioseczki są pełne takich uroczych drewnianych domków © Mlynarz


Taki podjazd jest przyjemny :) © Mlynarz


Siemieliszki - kościół św. Wawrzyńca © Mlynarz


Cerkiew w Siemieliszkach © Mlynarz


Zachodzące słońce przed Trokami © Mlynarz


Litewski krajobraz © Mlynarz


Zachód © Mlynarz


Aniołek, a za plecami zachodzące słońce © Mlynarz


Zamek w Trokach © Mlynarz


Troki © Mlynarz


Zamek w Trokach wieczorem © Mlynarz


Striptiz dla ubogich ;) © Mlynarz


Most przed trockim zamkiem © Mlynarz


Odpoczynek ;) © Mlynarz


Jedna z wież trockiego zamku © Mlynarz



PONIŻEJ JESZCZE TROCHĘ ZDJĘĆ OD MATYSA:
Wódz obozowiska :D © Mlynarz


Trzeba składać namioty i jechać dalej © Mlynarz


Kolejny dzień przygody rozpoczęty © Mlynarz


Drewniany meczet tatarskich w Rejżach © Mlynarz


W Rejżach © Mlynarz


Przy studni :) © Mlynarz


:D © Mlynarz


Przed nami długi odcinek szutrowy © Mlynarz


Z Krzychem na szlaku © Mlynarz


Szyld litewskiej wytwórni miodów pitnych © Mlynarz


Droga do Wysokiego Dworu © Mlynarz


Żaba :) © Mlynarz


Nie tylko żaby potrafią skakać ;) © Mlynarz


Slicki, sakwy, piach... miodzio! :D © Mlynarz


Wysoki Dwór - zespół klasztorny © Mlynarz


Troki nocą © Mlynarz


W bramie trockiego zamku © Mlynarz


Aniołek z Matysem przy trockim zamku © Mlynarz

WILNO 2009 – Dzień 1.

Środa, 29 kwietnia 2009 · Komentarze(5)
LITEWSKA PRZYGODA SIĘ ZACZYNA!

Godzina 13:20. Dojeżdżamy już niemal pustym pociągiem na sam koniec Polski. Jesteśmy w Trakiszkach przy granicy z Litwą.
Zaczynamy jazdę po zupełnie nieznanych nam ziemiach – jest bosko!

Słońce na niebie – ciepło.
Dookoła piękne widoki, pola, lasy i liczne jeziorka.

Po 15 kilometrach wjeżdżamy do Litwy w miejscowości Galiniai i od razu trafiamy na szuter. Na szczęście jazda po nim nie trwa długo.

Wszyscy są podekscytowani. :)

W Łozdziejach zatrzymujemy się na posiłek wymieniając wcześniej w banku pieniądze na lity litewskie.
Chłopaki wcinają kotletasy, a my z Aniołkiem zajadamy się litewskimi cepelinami – pychota!
Do tego zimne piwko i pyszna zakąska w postaci podsmażanego na czosnku chleba (tzw. kepta duonas) – żyć nie umierać. :D
Miejscowi bywalcy knajpki są nami dość mocno zainteresowani i całkiem sympatyczni. :)
Po obejrzeniu miejscowego kościoła ruszamy dalej.

Kolejne na trasie są Metele i Simno z pięknymi kościółkami.
Jadąc zahaczamy też u wielkie jezioro Duś.
Już wieczorem dojeżdżamy do Olity, gdzie robimy zakupy i podziwiamy tamtejszą architekturę oraz przekraczamy Niemno.
Jedziemy jeszcze kilka kilometrów pod osłoną nocy. W końcu zatrzymujemy się nieopodal miejscowości Rejże.
Rozbijamy się na pagórkowatej polance. Zanim poszliśmy spać zrobiliśmy sobie ognisko, przy którym zajadaliśmy się pysznymi kiełbaskami.
Dochodzimy też do wniosku, że czeskie piwo jest przereklamowane. Litewskie smakuje nam o wiele bardziej. :)

TRASA:
Trakiszki/PL -> Galiniai/LT -> Lazdijai (Łozdzieje) -> Meteliai -> Metyletė (Metele) -> Simnas (Simno) -> Alytus (Olita) -> Raižiai (Rejże - okolice)

POZOSTAŁE DNI WYPRAWY:
Dzień „0”
Dzień 2.
Dzień 3.
Dzień 4.
Dzień 5.
Dzień powrotu

FOTKI Z PIERWSZEGO DNIA

Stary budynek stacji kolejowej w Trakiszkach © Mlynarz


I wyruszyli... © Mlynarz


Aniołek na trasie © Mlynarz


Krzysztof polubił litewskie szutry © Mlynarz


Pożegnanie z Polską... © Mlynarz


...by powitać Litwę. :) © Mlynarz


Ja podążam tam gdzie mój Aniołek ;) © Mlynarz


Litewska ziemia... © Mlynarz


Oczekując na bliny w knajpce © Mlynarz


Drewniany kościół w Świętojeziorach (Sventezeris) © Mlynarz


Na Litwie pełno jest pięknych przydrożnych krzyży © Mlynarz


Chyba się polubili ;) © Mlynarz


Ale zimnooooooooo!!! Asiczka przy jeziorze Duś © Mlynarz


No już dobrze, Młynarzyk Cię ogrzeje... ;P © Mlynarz


Zadowolona :) © Mlynarz


Meteliai - kościółek © Mlynarz


Na trasie © Mlynarz


Go, go, go! ;) © Mlynarz


W Simnas © Mlynarz


Policija :D © Mlynarz


Olita - już nocą © Mlynarz


Przykościelna dzwonnica w Olicie © Mlynarz


Kiełborka! © Mlynarz


I JESZCZE ZDJĘCIA ZROBIONE PRZEZ MATYSA

W Trakiszkach - zaraz zacznie się przygoda © Mlynarz


Lubisz szuter?! A ty?! :D © Mlynarz


To się nazywa molestowanie! ;) © Mlynarz


Krzysztof w natarciu! © Mlynarz


Svyturys... © Mlynarz


Simnas - kościelna ściana © Mlynarz


Na Litwie zdarzają się i takie ścieżki rowerowe - ta prowadzi do Olity © Mlynarz


Nocami też było sympatycznie :) © Mlynarz

WILNO 2009 – Dzień „0”

Wtorek, 28 kwietnia 2009 · Komentarze(9)
PRZYGOTOWANIA DO WYJAZDU I NOCNA PODRÓŻ POCIĄGIEM

Rano Trekiem z Kozanowa na Księże Małe.
Później na Diamondzie załatwianie ostatnich spraw związanych z wyjazdem na Litwę.

O 23:35 zapakowaliśmy się z Aniołkiem i Kristoferem do pociągu.
Koło 7 rano spotkaliśmy się w Warszawie z Matysem i stamtąd już w komplecie ruszyliśmy koleją niemal do samej granicy polsko-litewskiej na stację Trakiszki.

Podróż minęła całkiem nieźle, a spędziliśmy w pociągu ponad 13 godzin.
Spotkaliśmy też bardzo ciekawe osoby, które również uwielbiają rowerowe wojaże. :D

POZOSTAŁE DNI WYPRAWY:
Dzień 1.
Dzień 2.
Dzień 3.
Dzień 4.
Dzień 5.
Dzień powrotu


Dworzec kolejowy Warszawa Zachodnia © Mlynarz

BORNHOLM 2008 - Dzień 9.

Poniedziałek, 21 lipca 2008 · Komentarze(53)
POWRÓT DO DOMU, KONIEC PRZYGODY ZWIEŃCZONY NOWYM REKORDEM

Poprzedni dzień

Dzień ostatni naszego wyjazdu.
Budzę się koło szóstej rano. Na szczęście nie pada ale jest zimno. Budzę Matyska.
Nie chce nam się jechać ale trzeba. Szybkie hasło: wstajemy! I już po spaniu.
Jemy jakieś marne śniadanko składające się z kabanosów i resztek chleba.
Mój bidon świeci pustkami... :/
No cóż, za dwie godziny powinni otwierać sklepy, wtedy się napiję.
Teraz ruszamy, bo nie ma czasu na leniuchowanie...
Na początku mylimy kierunek i niepotrzebnie robimy 5 km – niezły start!
W końcu jedziemy już dobrą drogą do Locknitz. Jest zimno, kurtka mokra od wczorajszego deszczu, niska temperatura i wiatr robią swoje – cały się trzęsę.
Marzę o spotkaniu jakiegoś marketu, by kupić sobie rogaliczki „7 days” z nadzieniem czekoladowym... kupić coś do picia... zjeść i odzyskać siły!
Niestety nic takiego się nie dzieje, a na liczniku przybywa kilometrów... 30 km, 40, 50 i nic... :/
Padam. W końcu w jakiejś miejscowości udaje mi się kupić wodę mineralną i Fantę – już jest lepiej ale wciąż jestem głodny...

Matys daje radę o wiele lepiej ode mnie – jest mocny.
W mojej głowie pojawia się zwątpienie. Zaczynam myśleć, w której miejscowości wjechać do Polski i wrócić pociągiem do domu.
Zaczynam mieć wątpliwości, czy ten powrót na rowerach w ogóle ma sens?!
Przecież co chwilę pada przelotny deszcz, przecież jedziemy pod silny wiatr, który na otwartej przestrzeni spowalnia mnie często do 15 km/h, przecież jest zimno i co najważniejsze... 300 kilometrów!
Czy to możliwe w taką pogodę?!
Z sakwami...
Po tylu kilometrach w poprzednich dniach i niezbyt dobrej nocy spędzonej na ławce w wiejskiej altance?!
Nie wiem...
A im mocniej wiało tym bardziej miałem dość. Zakładam długie spodnie, bo robi się coraz zimniej i mokro. :/
Ludzie jadący z naprzeciwka nas pozdrawiają. Zazdroszczę im, bo jadą z silnym wiatrem w plecy, a my się męczymy, zwłaszcza ja.
W pewnym momencie dzielę się z Matysem swymi wątpliwościami. On chce za wszelką cenę wrócić. Skoro tak to ja też muszę, nie zniosę myśli, że przeze mnie wrócimy pociągiem, a już na pewno nie dopuszczę do sytuacji, gdzie mielibyśmy wracać osobno.
Niestety w tym momencie pojawiły się nerwy. Niepotrzebnie.
Pierwszy raz na wyjeździe mamy „ciche kilometry”. Chyba przez 40 kilometrów jedziemy nie rozmawiając, a pogoda robi z nami co chce...
W końcu, gdy na licznikach jest już prawie 120 km zatrzymujemy się na jedzenie.
Siedzimy na ławce.
Myślę sobie: „Piotrek, przecież to twój przyjaciel, są nerwy, jest ciężko, bądź twardy, ludzie w takich sytuacjach różnie reagują, mówią różne głupie rzeczy, odpuść, po prostu jedź...”
Chyba pomogło. Powoli wszystko wraca do normy.

Po tym posiłku podążamy dalej przed siebie. Kilometrów przybywa ale ciągle jesteśmy strasznie daleko od domu...
Czasami zatrzymujemy się, by 5 minutek poleżeć na wale przeciwpowodziowym i dać sobie odpocząć.
Wiemy jednak, że najbardziej potrzebujemy porządnego posiłku, by uzupełnić braki energii.
Mamy już dość batoników musli. :D
Gdy dotarliśmy do Kustrin-Kietz byliśmy na wysokości polskiego Kostrzyna. Długo nie myślimy i przejeżdżamy przez granicę, by w barze zjeść porządny obiad.
Miła pani serwuje nam super posiłki. Schaboszczak, frytki, suróweczki... To nam bardzo pomaga.
Wracamy na niemiecką stronę i dalej jedziemy ścieżką rowerową w stronę Frankfurtu nad Odrą.
Ten odcinek bardzo nam się dłuży ale wreszcie docieramy do tego miasta. Jest tam troszkę podjazdów do pokonania, które zaczynają dawać się Matyskowi we znaki. Ja na tym etapie czuję się o niebo lepiej niż jeszcze 50 kilometrów wcześniej.
Ku naszej radości znajdujemy otwarty market.
Wreszcie! Wreszcie kupiłem sobie te pieprzone rogaliki z nadzieniem czekoladowym, o których marzyłem przez ostatnie 220 kilometry! :D
Kupujemy jeszcze picie. Chwilka na odpoczynek i postanawiamy, że nie będziemy jechać dalej niemiecką stroną do Gubena, gdzie mieliśmy przekraczać granicę. Zamiast tego wjeżdżamy do Polski już w tym miejscu i tak znajdujemy się w Słubicach.
Drogę stąd znam doskonale i wiedziałem, że zostało nam równo 90 kilometrów. Jest jednak późno, bo po dziesiątej i robi się ciemno. Wiemy już, że wrócimy do domów koło drugiej, może trzeciej w nocy.
Mimo to postanawiamy jechać dalej rowerami, a trzeba napisać, że tego dnia dziesiątki razy byliśmy kuszeni przez naszych rodziców tym, że przyjadą po nas autem...

Ok. Na stacji JET szybka kiełbaska i trzeba brać się do roboty. Pedałujemy.
Po jakichś 15 kilometrach i kilku podjazdach Matys prosi o chwilkę odpoczynku. Analizuje sytuację i stwierdza, że jednak wróci autem. Szkoda mi go, bo przez cały dystans czuł się świetnie, a od kilkunastu kilometrów borykał się z kryzysem.
Matys dzwoni po ojca. Zastanawiam się co robić ale szybko decyduję się, że już w tym momencie nie odpuszczę i wrócę na rowerze do Jasienia.

Leżymy sobie, gdzieś w przydrożnym rowie, dyskutujemy o naszym wyjeździe, jest fajnie. Wiemy, że za chwilę nie będziemy już jechać razem, że wspólna przygoda dobiegnie końca.
Strasznie jesteśmy zadowoleni z tego wyjazdu. Mamy świadomość tego, że wspólnie spełniliśmy jedno ze swych marzeń!

Matysek mimo zmęczenia pomaga mi jeszcze trochę na trasie.
W końcu na 265 kilometrze spotykamy jego ojca. Pakujemy jego rower do auta. Dyskutujemy i nadchodzi czas na rozstanie. Ja wrzucam do ich auta sakwy i dalej jadę bez nich (co za ulga :D) a Matysek jedzie do domu, by się wyspać przed kolejnym dniem, bo w południe ma się stawić w pracy.

Samemu jedzie się całkiem inaczej. Przede wszystkim ciężkie są odcinki leśne, gdzie jest bardzo ciemno i co chwilę dochodzą do mnie jakieś szelesty i inne hałasy z lasu, a wyobraźnia działa...
Jadę przed siebie i mam jedną myśl w głowie... UDA SIĘ! :D
Dojeżdżam do Krosna Odrzańskiego – stąd już tylko 45 km do domu.
Potem Dychów, Bobrowice i dystans dzielący mnie od domu wciąż topnieje.
Gdy wybija na liczniku 300 kilometrów na moich ustach pojawia się uśmiech. Jestem szczęśliwy tak bardzo, że wydaje mi się, iż nie czuję zmęczenia! (szok!).
Przemierzam już oświetlone Lubsko i Budziechów... wpadam do Jasienia!
Jestem w swoim rodzinnym miasteczku!
Jestem w domu!
Jestem!!! :D




TRASA:
D/ Plöwen -> Locknitz -> Sonnenberg -> Krackow -> Wollin -> Penkun -> Schonfeld -> Gartz -> Friedrichsthal -> Gatow -> Schwedt -> Stolpe -> Lunow -> Hohensaaten -> Hohenwutzen -> Gross Neundorf -> Kienitz -> Genschmar -> Kustrin-Kietz -> PL/Kostrzyn -> D/Kustrin-Kietz -> Lebus -> Frankfurt (Oder) -> PL/Słubice -> Urad -> Cybinka -> Drzeniów -> Gęstowice -> Korczyców -> Radomicko -> Osiecznica -> Marcinowice -> Krosno Odrzańskie -> Dychów -> Bobrowice -> Strużka -> Gozdno -> Górzyn -> Lubsko -> Budziechów -> JASIEŃ :D

”NASZA” ALTANKA – CIĘŻKI PORANEK


ZIMNO, MOKRO, WIETRZNIE... SETKI MYŚLI W GŁOWIE


CIĄGLE WZDŁUŻ GRANICY...


CIĄGLE DO PRZODU!


Pozostałe dni wyprawy:
1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>PODSUMOWANIE CAŁEGO WYJAZDU>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Razem z Matysem pokonaliśmy 1185 kilometrów w ciągu 9 dni.
Na samym Bornholmie spędziliśmy 3 dni.
Poruszaliśmy się po terenie 4 państwa (Polska, Dania, Niemcy, Szwecja).
Podróżowaliśmy też pociągami... (Żary->Świnoujście, Kopenhaga->Malmo)
Również statkiem... (Kołobrzeg->Nexo)
A także promami (Ronne->Koge, Trelleborg->Sassnitz i w Świnoujściu)
Niektórzy coś tam próbowali śmigać motorówką... :D
i nawet traktorem... ;P
o pojazdach wojskowych nie wspominam. ;)

Generalnie... BYŁO PIĘKNIE!
Za ten wyjazd dziękuje serdecznie Matyskowi! Mojemu Przyjacielowi!

Przez te kilka dnia zobaczyliśmy kawałek świata. Odwiedziliśmy dziesiątki cudownych miejsc, z których najbardziej utkwi nam w pamięci Jons Kapel.
Spotkaliśmy na swojej drodze dużo przyjaznych ludzi – w każdym kraju.

Dla mnie ten wyjazd był bardzo ważny. Odpocząłem. Zrealizowałem jedno z marzeń.
Ten wyjazd pomógł mi też zrozumieć jedną rzecz nad którą długo się głowiłem. :)

Bornholm 2008 – ta wyprawa dała mi dużo!
Te 9 dni było genialne! Cudowne. Wspaniałe!
To była wolność!
I tego obrazu nie zamaże już nic. :)

Pamiętajcie! :D
Bierzcie z życia to co jest najlepsze...

BORNHOLM 2008 - Dzień 8.

Niedziela, 20 lipca 2008 · Komentarze(6)
OD DESZCZU DO DESZCZU - JAK WRÓCIĆ DO DOMU?!

Poprzedni dzień --- Następny dzień


Wczesna pobudka, bo plan mamy ambitny...
Dziś trzeba zrobić co najmniej 200 km, a najlepiej z 220...
Inaczej nie uda nam się wrócić na rowerach do domu w poniedziałek dnia następnego.
Takie myśli chodziły mi ciągle po głowie, gdy rano otworzyłem oczy.
Nie pada... a więc jest dobrze.
Zasypiam. :D
No i niestety z wczesnej pobudki niewiele zostało. hehe
Ostatecznie miejsce naszego postoju opuszczamy koło godziny jedenastej. Zanim złożyliśmy namiot musieliśmy pozbyć się wszystkich przebrzydłych, obślizgłych ślimaków, które w nocy podeszły do namiotu, a niektóre zaatakowały moje buty. :D
Dobra, daliśmy radę i wyjeżdżamy.

Początek był ciężki, bo co chwilę padało, na szczęście po dziesięciu kilometrach deszcze ustały i jechaliśmy czasem w niezłym słońcu.
Najpierw docieramy do miasteczka Greifswald. Potem zaczyna się problem na jakie miejscowości mamy jechać, gdyż jedyna mapka jaką posiadamy to wydruk komputerowy – niestety wczorajszego wieczoru podczas burzy większość mapki uległa zniszczeniu, gdyż atrament z drukarki poddał się kroplom deszczu.
Kombinowaliśmy z Matysem bardzo ale wciąż udawało nam się jechać dobrą trasą, czasem pojawiały się problemy z omijaniem dróg ekspresowych ale szło nam nieźle.
Dotarliśmy do Anklam, skąd kierujemy się na Sarnow i dalej uroczą drogą w stronę miejscowości Rathebur, tam już wiemy jak jechać i docieramy po kilkunastu kilometrach do Uecermunde, które leży bardzo blisko naszego Zalewu Szczecińskiego.
Robimy sobie przerwę na piwko i jesteśmy bardzo zadowoleni z tego dnia. Wydaje się, że nic nie może nam stanąć na przeszkodzie i dobijemy do 200 km.

Z Uecermunde jedziemy w stronę granicy polsko-niemieckiej, by wpaść tam na niemiecki szlak rowerowy Oder-Neiße-Radweg, którym mieliśmy pokonać niemal cały pozostały nam dystans dzielący nas od domów.
W końcu jesteśmy na ścieżce rowerowej, jedziemy lasem, jedziemy polami, czasem przejeżdżamy przez małe wioseczki i jest bardzo przyjemnie.
W jednej z wioseczek, a konkretnie w Blankensee, robimy sobie postój na kolację. Dzownimy też do domów zdać relację z naszych postępów. :D
Pamiętam jak dziś, kiedy rozmawiając ze swą mamą powiedziałem jej: „jeszcze ze dwie godzinki jazdy i będą dwie stówki, wtedy idziemy spać, bo jutro trzeba wcześnie wyruszyć. Deszcz?! Jest piękne niebo, wątpię by dziś z niego spadła kropla deszczu”... :D

No cóż... myliłem się! hehe
Ujechaliśmy może 2 kilometry i zaczęło padać, nie zatrzymywaliśmy się jednak. W końcu deszczyk zamienił się w dość niezłą ulewę. Dojechaliśmy do miejscowości Plöwen i tam wpadliśmy do takiej altanki wypoczynkowej, która była ustawiona na środku wioseczki.
Postanawiamy, że tutaj przeczekamy deszcz...
Mija 5, 10, 20 minut i pada dalej... :/
Jest już grubo po 22-ej.
Jeśli nie dokręcimy do 200 km to jutro będziemy mieć problem z powrotem do domu. W maju daliśmy radę wrócić do domów z Pragi w jeden dzień ale wtedy to było 250 kilometrów, a jutro... może wyjść ponad 300! Czyste szaleństwo.
Postanawiamy zdrzemnąć się na pół godzinki i potem jechać dalej. Po drzemce... dalej pada. Jeszcze jedna drzemka, i kolejna...
Robi się północ.
Odpuszczamy i kładziemy się spać w tym miejscu.
Zapadamy w błogi sen przy akompaniamencie uderzających o dach altanki kropel deszczu...


TRASA:
D/Reinberg -> Kowall -> Greifswald -> Karlsburg -> Anklam -> Sarnow -> Lowitz -> Rathebur -> Heinrichshod -> Uecermunde -> Rieth -> Hintersee -> Blankensee -> Plöwen

NASZA MAPKA ULEGŁA ZNISZCZENIU :D


GREIFSWALD


WIATRAK – JEDEN Z SETEK JAKIE MIJALIŚMY PODCZAS PODRÓŻY


CHATKA MUMINKA?! :D


MATTI NA NIEMIECKICH DROGACH


MŁYNARZ NA NIEMIECKIM SIANIE ;P


A TU RELAKS PRZY KROMBACHERKU, CAŁKIEM NIEZŁY, ALE BECKS LEPSZY ;)
I TAK OBA TE BROWARY MOGĄ MARZYĆ O TAKIEJ KLASIE JAKĄ MA WROCŁAWSKI PIAST! :D



DAJEMY!!! JEST DOBRZE!!! JEST PIĘKNIE!!!


WJEŻDŻAMY JUŻ NA ŚCIEŻKĘ BIEGNĄCĄ WZDŁUŻ ODRY I NYSY ŁUŻYCKIEJ


Pozostałe dni wyprawy:
1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 9

BORNHOLM 2008 - Dzień 7.

Sobota, 19 lipca 2008 · Komentarze(8)
RUGIA, KLIFY I WIELKA BURZA

Poprzedni dzień --- Następny dzień

Pobudka w okolicach godzinki ósmej. Trochę trwa zanim się zbierzemy.
Jedziemy do Netto po zakupy, a potem kierujemy się na północ.
Dojeżdżamy do miejscowości Hagen i tam na parkingu zostawiamy nasze rowery.
W tym czasie konsumujemy śniadanie a także korzystamy z prysznica, co jest dla nas czymś cudownym! :D
Wreszcie się wykąpałem w ludzkich warunkach i nie musiałem zachłystywać się słoną woda morską przy myciu. hehe

Ruszamy na pieszą wycieczką ścieżkami parku narodowego Jasmund. Po jakimś czasie docieramy nad klify Stubbenkammer, a konkretnie Königsstuhl o wysokości 118 metrów. Robimy fotki i schodzimy na sam dół klifu. Do kamienistej, kredowej plaży prowadzi ponad 400 stopni. Całkiem tu sympatycznie, choć obaj z Matysem spodziewaliśmy się czegoś więcej.
Nie ma co jednak narzekać.
Widoki piękne, spacer udany, więc wracamy do rowerów.

Gdy do nich dotarliśmy jemy jeszcze ciepły posiłek, a potem ruszamy w stronę miasta Stralsund, gdzie jest most łączący Rugię z resztą Niemiec.
Naszym celem jest pokonanie dziś przynajmniej 100 km.
To jednak nam się nie udaje, gdyż za Stralsund dopada nas burza. Długi czas jedziemy licząc na to, że jednak uda nam się ją ominąć. Niestety po kilku kilometrach znajdujemy się w jej centrum. Postanawiamy szybko się robić w przydrożnym lasku.
Tak więc przy lejącym deszczu, błyskającymi i grzmiącym niebie kończymy naszą jazdę tego dnia.

W namiocie schniemy, jemy i idziemy spać.
Zaczynam obliczać ile km zostało nam do domów...
Wychodzi mi prawie 500 km! Nie jest dobrze. Istnieje ryzyko, że nie uda nam się wrócić na rowerach, bo jesteśmy ograniczeni czasowo i nie możemy pozwolić sobie na powrót do domu o jeden dzień później.
Nic to...
Będzie trzeba jechać! :)


TRASA:
D/Sassnitz -> Buddenhagen -> Hagen -> Nipmerow -> Blandow -> Nardewitz -> Bisdamitz -> Baldereck -> Sagard -> Borchitz -> Semper -> Lietzow -> Bergen auf Rugen -> Teschenhagen -> Zirkow -> Samtens -> Rambin -> Stralsund -> Brandshagen -> Reinberg

ŚNIADANIE ;)


KLIFY STUBBENKAMMER




RUGIJSKIE KLIMATY


STRALSUND – MOST ŁĄCZĄCY RUGIĘ Z RESZTĄ NIEMIEC


PIĘKNE NIEBO ALE... GRZMIAŁO :D


Pozostałe dni wyprawy:
1, 2, 3, 4, 5, 6, 8, 9