Po zeszłorocznym
debiucie w Bytoni wiedziałem, że jeszcze nie raz wrócę na Pomorze, by spróbować swoich sił w kultowym rajdzie nie orientację jakim bez wątpienia jest
Harpagan.
Długo czekałem na swój kolejny start w tych zawodach. Z jesiennej edycji musiałem zrezygnować z powodów osobistych, a gdy już czekałem na wiosenny start w H-39 wydarzyła się tragedia 10. kwietnia, po której organizatorzy byli zmuszeni przesunąć termin zawodów na 7-9 maja. Pomyślałem sobie, że może to dobrze, bo w maju jest przecież cieplej i będę miał też dodatkowy czas na to, by trochę pojeździć na rowerze. :)
Wreszcie nadszedł maj...
Na Harpagana wybrałem się ze swoim prywatnym
Aniołkiem – czyli standardowo. ;)
Tam razem naszym środkiem lokomocji było autko. Z Wrocławia wyjechaliśmy wczesnym rankiem, już w piątek. Chcieliśmy pokonać trasę do Gdańska bezproblemowo, liczyliśmy na to, że wczesna godzina wyjazdu zagwarantuje nam znikomy ruch pojazdów na trasie – przeliczyliśmy się. Trasa jak zwykle była zapchana autami ciężarowymi, niedzielnymi kierowcami i innymi wybitnymi „kierowcami”. Dodatkowo ruch był spowolniony przez ciągle padający deszcz. Jakoś jednak dotoczyliśmy się do Gdańska. Po przeszło siedmiu godzinach jazdy byliśmy już w Trójmieście ale pognaliśmy jeszcze dalej na północ, do Władysławowa, a stamtąd na Hel, na którym jeszcze nas nie było. ;)
Oczywiście mogliśmy zapomnieć o odpoczynku na plaży, wsłuchiwaniu się w szum fal i wypiciu zimnego Bosmana, bo... było zimno, szaro, ponuro, wietrznie, mgliście i deszczowo – pogoda marzenie. :D
Zafundowaliśmy sobie jedynie pyszną rybkę w nadmorskiej tawernie.
Po sytym obiedzie wróciliśmy do Trójmiasta, odszukaliśmy gdańskie Osowo i udaliśmy się do bazy rajdu mieszczącej się w Szkole Podstawowej nr 81.
Dobrze jest przyjechać dzień przed startem.
Mogliśmy spokojnie rozpakować swoje rzeczy, ulokować się w dogodnym miejscu noclegowym, bez pośpiechu się zarejestrować i odebrać swoje pakiety startowe. Co najważniejsze, jest też czas na pogaduchy z dobrymi znajomymi. W piątkowy wieczór w bazie rajdu miło mijał nam czas na rozmowach z
Mavikiem i
Wikim. Obserwowaliśmy też start trasy pieszej. Trzeba przyznać, że piechurzy nie mieli lekko, gdy wyruszali na swoją trasę wciąż padał deszcz i jeszcze potem długo nie przestawał. W końcu, po wyczerpującym dniu, trzeba było położyć się spać, bo czekał nas... kolejny wyczerpujący dzień. :D
Gdy inni zjeżdżali do bazy rajdu, my już słodko spaliśmy. ;)
I nadszedł sobotni poranek.
Pobudka o 5:00.
Start o 6:30.
Ostatnie przygotowania. Śniadanie.
Wreszcie rozdanie map i można jechać.
Tuż przed wyruszeniem na trasę pozdrawiamy się jeszcze szybko z
Dareckim, który startuje w Harpaganie już... osiemnasty raz!
Razem z Asią nie nastawiamy się na jakiś rewelacyjny wynik. Zdajemy sobie sprawę z tego, że w tym roku z kondycją jest bardzo krucho, bo jeździmy niezbyt wiele. Mimo to stawiamy sobie pewien cel, chcemy zdobyć 40 punktów przeliczeniowych (na 60 możliwych). Uznajemy, że to byłby całkiem niezły wynik jak na nasze możliwości i aktualną formę (a właściwie jej brak :D ). Rok temu zgromadziliśmy na swoim koncie 33 oczka i pozostał nam wtedy spory niedosyt.
No nic, ruszamy!
Przed nami 12 godzin czasu, 20 punktów kontrolnych, około 200 kilometrów i... mocno nieaktualna mapa, która ma służyć w nawigacji – fajnie! :D
PK 8 – Klukowo, ruiny gospodarstwa (czas od startu: 45 min.)Obieramy wariant, w którym ruszamy najpierw na południe (chcemy wracać do bazy z wiatrem w plecy). Już pierwsze kilometry sprawiają nam drobne problemy, bo... ciężko jest nam wyjechać z dzielnicy Gdańska dysponując nieaktualną mapą w skali 1:100000. :D
Na szczęście bez większych strat czasowych dostajemy się na właściwą drogę.
Nawigacja idzie dalej już sprawnie.
Wjeżdżamy gdzie trzeba i zgarniamy pierwszy punkt wart dwa oczka. :)
PK 11 – Leźno, skrzyżowanie dróg (czas: 80 min.)Z ósemki jedziemy w stronę gdańskiego lotniska Rębiechowo. Przy okazji zagłusza nas huk silników startującego samolotu.
Przejeżdżamy przez Czaple, wpadamy do lasu, odbijamy w lewo i bez problemu trafiamy na jedenastkę wartą 3 punkty.
Było przy niej trochę tłoczno. :)
PK 5 – Sulmin, stary cmentarz (czas: 115 min.)Kolejny punkt wydaje się prosty, i taki też był, my jednak w samym Sulminie pojechaliśmy źle na rozwidleniu dróg. Na szczęście błyskawicznie połapaliśmy się, że coś jest nie tak i skorygowaliśmy swój błąd.
Po dojechaniu do piątki mamy okazję zobaczyć zrujnowaną kaplicę cmentarną, w której zostali pochowani przedstawiciele rodu
Gralathów – szkoda, że taki obiekt i cały cmentarz zostały splądrowane i zniszczone przez ludzi, takie widoki zawsze bolą.
Jedziemy dalej.
PK 17 – Ostróżki, ambona (czas: 157 min.)Robimy kilkukilometrowy, bardzo przyjemny, przelot leśną drogą.
Wyjeżdżamy w Kolbudach i dalej ciśniemy do Ostróżek jadąc przez Pręgowo Dolne.
W samych Ostróżkach znów popełniamy drobny błąd na rozwidleniu polnych dróg. Tak jak poprzednio szybko to naprawiamy. Przejeżdżamy przez łąkę, a razem z nami grupka osób, która zawierzyła mojej nawigacji. ;)
Punkt umiejscowiony przy ambonie – łatwizna.
Siedemnastka była cenna, bo warta pięć punktów.
PK 15 – Skrzeszewo, skrzyżowanie (czas: 187 min.)Dojazd do piętnastki z siedemnastki to błahostka – jedzie się jak po sznurku.
Droga mija szybko, aczkolwiek odczuwamy pierwsze symptomy zmęczenia - niedobrze, to zbyt wcześnie. W związku z tym przy punkcie postanawiamy chwilę odpocząć. Gdy tak sobie stoimy, podjeżdża do nas ktoś znajomy – to Jarek Hawryluk z Elbląga. Ale fajnie! Mieliśmy przyjemność przejechać z nim część naszej zeszłorocznej wyprawy
„Dookoła Polski”.
Ucinamy sobie miłą pogawędkę i po kilku minutach ruszamy dalej.
W stronę trzynastki...
PK 13 – Huta Górna, skrzyżowanie (czas: 259 min.)Dojazd do tego punktu zajmuje nam aż 72 minuty – to bardzo dużo.
Nie dzieje się tak dlatego, że mamy problemy z nawigacją. Wszystko przez to, że... trzynastka okazała się dla mnie pechowa. Tuż przed podjazdem na wzgórze, gdzie znajdował się punkt zerwałem łańcuch. I to w najgorszym momencie, bo akurat stało się to na środku błotnistej drogi. Szkoda, bo skuwanie łańcucha w takich warunkach nie należy do przyjemnych zajęć. Mnie martwi najbardziej to, że ten mój nieszczęsny łańcuch jest mocno wysłużony, był już wielokrotnie skuwany i brakuje w nim kilku ogniw, przez co jest znacznie skrócony. Każde kolejne usunięte ogniwo może sprawić, że kontynuowanie jazdy w moim przypadku nie będzie możliwe (nie mieliśmy niestety z Asią spinek). Staram się wyrzucić z głowy te czarne myśli i zabieram się za skuwanie zabłoconego łańcucha. Mijający nas ludzie proponują pomoc – to miłe, takie powiedziałbym „fair play”. :)
Wszystkim dziękuję, bo wiem że skuję łańcuch i będziemy mogli jechać dalej.
No i skułem. Tylko jak?! Zapomniałem przeciągnąć łańcuch przez kółeczka od przerzutki. :D
Tak więc, rozkuwam i skuwam jeszcze raz.
Wreszcie ruszamy z Asią dalej. Od tego momentu odpuszczam cięższe podjazdy w terenie, bo nie chcę ryzykować kolejnego zerwania łańcucha. Tak więc pod trzynastkę zamiast jazdy, czeka mnie wprowadzanie rowerka – czadersko. ;)
Sam punkt został odnaleziony sprawnie.
W tym momencie jesteśmy na trasie już 4 godziny i 20 minut – 1/3 trasy za nami. Mamy zgromadzone 6 punktów, które dają nam łącznie 20 punktów przeliczeniowych – całkiem nieźle.
Zjeżdżamy z trzynastki.
Ja w głowie mam jedną myśl... łańcuch. Czy wytrzyma?!
PK 9 – Somonino, rozwidlenie dróg, skraj lasu (czas: 328 min.)Na tym odcinku jedziemy razem z elbląskimi rowerzystami – wspomnianym Jarkiem oraz Andrzejem Wasylkiewiczem. To bardzo dobrze, bo... po kilku kilometrach wspólnej jazdy znów zgubiłem łańcuch. Mam dość. Na szczęście Andrzej wyciąga z plecaka zestaw spinek. Jestem uratowany! Ma ich tyle, że można by z nich złożyć chyba nowy łańcuch. :D
Biorę od niego jedną z nich i zadowolony szybko naprawiam napęd. Kamień spadł mi z serca. Andrzej proponuje jeszcze bym wziął sobie na wszelki wypadek ze dwie zapasowe spinki ale uznaję, że już nie powinny być mi potrzebne.
Razem dojeżdżamy do Borcza. Tam Jarek z Andrzejem zastanawiają się jak dalej jechać. My z Asią zmierzamy w stronę dziewiątki. Rezygnujemy z zaliczenia trójki i jedynki, bo są nisko punktowane.
Du punktu trafiamy bez komplikacji. Po drodze mijamy jeszcze stado krów. :)
PK 19 – Kolańska Huta, skraj lasu (czas: 379 min.)Jesteśmy już blisko południowo-zachodniego krańca mapy – tam jest umiejscowiona dziewiętnastka warta pięć punktów. Niemal cały przelot do niej to jazda szutrowymi drogami wiodącymi przez niezwykle malownicze okolice. Te okolice to także... niezłe górki. Nie mamy dziś siły na szarpanie się z podjazdami ale spokojnym tempem brniemy do przodu. :)
W okolicy Rątów mijamy się z pędzącym na wschód Wikim.
Wydaje mi się, że bez końca jedziemy pod górę. Nie mogę doczekać się aż zdobędziemy punkt, bo to będzie ostatni punkt, do którego trzeba było jechać pod wiatr – później powinno być lepiej. :)
Odnalezienie dziewiętnastki nie poszło nam gładko ale specjalnie dużo czasu nie straciliśmy.
Po tym jak wspięliśmy się szutrową drogą na skraj lasu mogliśmy zgarnąć kolejne punkty do swojej harpaganowej kolekcji. :)
PK 7 – Chmielno, droga (czas: 448 min.)Po zjeździe z dziewiętnastki jedziemy wzdłuż Jeziora Ostrzyckiego. Spotykamy się tam z nadjeżdżającym z naprzeciwka
Tomkiem.
Myślimy jak jechać do siódemki, możemy wybrać banalny dojazd asfaltem i przy okazji podziwiać piękne jeziora: Wielkie i Małe Brodno. To jest wariant nieco dłuższy ale łatwiejszy nawigacyjnie i dający odpocząć, bo w końcu jazda po asfalcie mniej wyczerpuje niż teren.
Ja jednak pokusiłem się o cudowny manewr i chciałem skrócić dojazd do siódemki. :D
Skończyło się to tak, że większość tego odcinka to był teren, do tego kilka górek i... nadłożone kilometry oraz stracony czas. Brawo! :D
Jechaliśmy przez Ramleje i Smętowo.
Punkt był prosty do odnalezienia, tylko drogę dojazdową wybrałem nieco dziwną. :)
Chyba zabrakło mi w tym momencie koncentracji. Na szczęście Asia była wyrozumiała i nie krzyczała. ;)
Przejeżdżamy między Jeziorem Kłodno i Jeziorem Białym, wpadamy do Chmielna i jedziemy na północ.
PK 16 – Kolonia, skrzyżowanie dróg (czas: 508 min.)Zmierzamy w stronę Jeziora Łapalickiego, dalej poruszamy się szutrową drogą i dojeżdżamy do Sianowa, z którego częściowo asfaltem, a częściowo drogą polną dojeżdżamy do lasu, w którym łatwo odnajdujemy wartą cztery punkty szesnastkę. Jedzie się łatwiej, bo nie przeszkadza już wiatr, górki też są już mniejsze. :)
Ubywa nam czasu, ubywa nam sił.
Postanawiamy, że odpuszczamy położoną na północnym-zachodzie mapy tłustą osiemnastkę, wiemy też, że nie będziemy mieć już czasu na zdobycie dwudziestki (oba PK są warte 10 punktów). Trochę szkoda ale z drugiej strony, zdajemy sobie sprawę, że jeśli w drodze powrotnej do bazy zdobędziemy punkty nr 14, 12 i 10 to zrealizujemy swój drobny cel, bo zgromadzimy ponad 40 punktów przeliczeniowych.
Wdrażamy swój plan w życie.
PK 14 – Jeleńska Huta, polana (czas: 547 min.)Jazda na czternastkę mija sprawnie. Nie ma żadnych problemów nawigacyjnych.
Punkt bardzo łatwy.
Jednak sił już brak. :D
PK 12 – Czeczewo, szczyt wzgórza (czas: 606 min.)Za pięknie jednak nie może być.
Kilkaset metrów za czternastką znów gubię łańcuch. Pękło kolejne ogniwo.
W tym momencie obiecuję sobie, że po powrocie do Wrocławia założę wreszcie w Treku nowy łańcuch.
W ruch idzie skuwacz i po kilku chwilach można jechać dalej. Wracają jednak obawy, bo wiem, że kolejne zerwanie to tylko kwestia czasu. Nie myliłem się.
Po kilku kilometrach asfaltu, wjeździe na polne drogi, już w pobliżu wzgórza, na którym znajduje się dwunastka... łańcuszek pęka po raz czwarty tego dnia. Skuwam i jadę dalej. Pęka po raz piąty. Mam już dość ale... skuwam dalej. :D
Gdy już jest OK ponownie podjeżdżają z pomocą Andrzej i Jarek. Andrzej oddaje mi komplet swoich zapasowych spinek, bo obawia się że mogę nie dojechać do mety. Zawsze wiedziałem, że elblążanie to dobrzy ludzie. :)
Na wzgórze rower wprowadzam. Potwierdzamy punkt i jedziemy z Asiczką dalej.
Na celownik bierzemy jeszcze dziesiątkę i później zostaje nam dojechać do mety. Czasu powinno wystarczyć.
PK 10 – Góra Donas, wieża widokowa (czas: 664 min.)Dojeżdżamy do Chwaszczyna jadąc przez Warzno.
Po drodze, tradycyjnie już, gubię łańcuch. ;)
Już nie zrobiło to na mnie wielkiego wrażenia. :D
Na Górę Donas wjeżdżamy z Asią bez problemu, jednak tuż przed wieżą nie skręcamy gdzie trzeba i robimy malutki kółeczko.
Po zjeździe z górki czeka nas kilka kilometrów asfaltu i wjazd na metę. Mamy na to 55 minut więc jesteśmy spokojni. :)
META (czas: 693 min.)I wreszcie meta!
Uśmiechnięci i zmęczeni kończymy swój drugi start w Harpaganie.
Dojechaliśmy na metę na 27 minut przed upływem limitu czasu.
Na trasie H-39 spędziliśmy 11 godzin i 33 minuty z czego 9:20 to czysta jazda a 2:13 to niepotrzebne postoje (ponad połowa przeznaczona na skuwanie łańcucha). Trzeba wciąż pracować nad efektywniejszym wykorzystywaniem czasu. :)
Przejechaliśmy 151 kilometrów (bardzo niska średnia to efekt braku treningu).
Tym razem udało nam się z Asią odwiedzić 13 punktów kontrolnych i zdobyć 44 punkty przeliczeniowe. Całkiem nieźle ale... stać nas na więcej. :)
Asia zajmuje piąte miejsce wśród kobiet, a ja jestem... dziewięćdziesiąty któryś. :D
Trasa trzydziestego dziewiątego Harpagana okazała się łatwa nawigacyjnie. Skutkowało to tym, że miano Harpagana zdobyło aż sześć osób, spośród których najszybszy okazał się Paweł Brudło.
Niewiele zabrakło a Harpaganem zostałby Mavik, który zdobył aż 59 punktów. Również rewelacyjnie pojechał jego brat - Piotrek zgromadził 54 oczka. Wiki natrzaskał 57 punktów, Tomek (który mówi, że jechał rekreacyjnie) zdobył ich 52,
Mickey 57 – muszę kiedyś im dorównać. :)
Darecki, który zaliczył już osiemnasty start w Harpaganie zdobył 46 oczek, czyli też pojechał bardzo dobrze.
Co do awarii...
Nie byłem dziś sam. ;)
Piotrek Banaszkiewicz mówił, że skuwał na trasie swój łańcuch pięć razy, a więc był niewiele gorszy ode mnie. :D
Tomek... przyjechał na Harpagana... bez łańcucha i przerzutki (co nie przeszkodziło mu w zajęciu trzydziestego miejsca). :D
Ale najbiedniejsza z nas wszystkich była
Kasia – świeżo upieczona Żonka Tomka. Otóż Kasia... zgubiła na trasie korbę i wracała do bazy pieszo. Nie mniej jednak zdobyła trzy punkty i pokonała w ten sposób aż jedenaście osób! :)
Już wieczorem, gdy wszyscy nieco ochłonęli, pokąpali się, zjedli bigosik i wypili po piwku, poszliśmy na uroczyste zakończenie zawodów, które było jednocześnie podsumowaniem sezonu 2009.
Było bardzo wesoło.
Na trasie pieszej tytuł Harpagana zdobyły aż 42 osoby. Najszybszy był Andrzej Buchajewicz.
Na trasie mieszanej jedynym Harpaganem został Andrzej Chorab.
A na trasie rowerowej, poza wspomnianym Pawłem Brudło, tytuł Harpagana zdobyli również: Mikołaj Waliński, Piotrek Buciak, Daniel Śmieja, Adam Wojciechowski i Tomasz Widuchowsi.
Dla mnie najważniejsze było jednak to, że mój Aniołek mógł wreszcie odebrać swój puchar za zwycięstwo w klasyfikacji generalnej
Pucharu Polski w Maratonach Rowerowych na Orientację w sezonie 2009!
Cieszyłem się razem z nią. Zasłużyła na to jak nikt inny. :)
No i wiadomo, jestem z niej bardzo dumny. :D
Chociaż Asia przywozi do domu sportowe trofea. ;)
Szybko minął ten Harpagan. Za szybko. A był bardzo fajny!
Organizatorzy znów stanęli na wysokości zadania i przeprowadzili całą imprezę wzorowo.
Tylko pogratulować!
Ja już czekam na kolejną edycję Harpagana.
Bo dobrze jest się zmęczyć, bo dobrze jest pojeździć na rowerze, bo dobrze jest ponawigować ale najlepiej jest... po prostu być na Harpaganie.
Atmosfera niepowtarzalna.
I jest to zawsze świetna okazja do spotkania się z dobrymi znajomymi.
To chyba tyle. ;)
MAM JESZCZE GARŚĆ FOTEK (ALBO ZE DWIE GARŚCIE) :DHarpagan - 39, Gdańsk - Osowa
© Mlynarz
Przed Harpaganem, odwiedziliśmy Mierzeję Helską
© Mlynarz
Wzburzone Morze Bałtyckie
© Mlynarz
Start trasy pieszej
© Mlynarz
W bazie można było znaleźć informacje o Bike Oriencie
© Mlynarz
666 – szatański numer startowy Mavika :)
© Mlynarz
Na starcie trasy rowerowej H-39
© Mlynarz
Asiczka przed startem
© Mlynarz
Asiczka w okolicach PK 8, który zdobywaliśmy w pierwszej kolejności
© Mlynarz
Na harpaganowych punktach zawsze jest wesoło
© Mlynarz
Na jednym z punktów kontrolnych
© Mlynarz
Ruiny kaplicy na cmentarzu w Sulminie
© Mlynarz
Pręgowo - kościół
© Mlynarz
Ambona w okolicy miejscowości Ostróżki - PK 17
© Mlynarz
Asiczka ciśnie przez łąkę - za nią... inni, których wprowadziłem w błąd :D
© Mlynarz
Moja prywatna Harpaganka ;)
© Mlynarz
Obrazek z trasy
© Mlynarz
W drodze na PK 13
© Mlynarz
751 - nr Asiczki
© Mlynarz
"Trochę" błotka... ;)
© Mlynarz
"Trochę" kałuż... :D
© Mlynarz
I Flecik Asiczki jest umorusany ;)
© Mlynarz
Gdzieś na trasie...
© Mlynarz
Swojsko ;)
© Mlynarz
Patrzą i oczom nie wierzą ;)
© Mlynarz
Każdy odnaleziony punkt to powód do radochy :)
© Mlynarz
Krajobraz w okolicach Goręczyna
© Mlynarz
Drogowskazy na trasie czasem pomagają
© Mlynarz
Jezioro Kłodno
© Mlynarz
Kościół w Sianowie
© Mlynarz
Paweł i Wiki na zakończeniu zawodów
© Mlynarz
Zadowolony Darek Wielakin
© Mlynarz
Asia odbiera nagrody za zwycięstwo w Pucharze Polski 2009 w Rowerowych Maratonach na Orientację
© Mlynarz
Michał Nowaczyk z dyplomem
© Mlynarz
Paweł Brudło - zwycięzca H-39
© Mlynarz
Daniel Śmieja dorzucił kolejny tytuł Harpagana do swojej okazałej kolekcji
© Mlynarz
Tomek z wylosowaną koszulką :)
© Mlynarz
Wiki też miał farta w losowaniu nagród ;)
© Mlynarz
Asiczka z pucharem, medalem i dyplomem :)
© Mlynarz
Z moją Mistrzynią :D
© Mlynarz