Dzisiejsza jazda, to spora niespodzianka. Plany były inne, ale są przecież po to, by je zmieniać. ;)
Kornelcia poszła z dziadkiem Adamem na spacer i dzięki temu mogłem porowerować wspólnie z Asią. Przez ostatni rok bardzo mi tego brakowało.
Zrobiliśmy przyjemną pętelkę po asfaltach, zaliczając kilka pagórków. Na jednym z podjazdów wyprzedziliśmy kombajn - Asia była z tego bardzo dumna. :D
Było bardzo przyjemnie. I wszyscy zadowoleni. Dziadek pospacerował. Kornelcia odpoczęła od rodziców. A rodzice... poczuli się jak kiedyś... No prawie, tylko gór brak. Ale i tak jest fajnie. :D
I nadszedł ten upragniony dzień! Długo wyczekiwany dzień! Wreszcie znów razem! Znów razem na rowerach! Aniołek i ja! Ależ było fajnie pojeździć z moją Żonką! Późnym popołudniem. W okolicach Wełmic. Po drobnym deszczyku...
To nasza pierwsza wspólna jazda od ponad roku. Kornelcia została na trzy godzinki pod opieką babci. To pozwoliło nam pojeździć tak jak kiedyś. Bez pośpiechu, bez obowiązków na głowie. Te kilka godzin, ten krótki czas spędzony we dwoje na rowerach był nam bardzo potrzebny. Ale mimo wszystko, mimo tej wielkiej przyjemności z jazdy, mimo ciekawych rozmów, mimo tej całej wesołości towarzyszącej wspólnej przejażdżce... Z upływającymi kilometrami człowiek coraz bardziej chciał być już w domu. Bo w domu czekała na nas nasza Księżniczka. :)
Kornelia Maria - nasza wielka radość. Boska Istota!
Nie ma takich słów, zwrotów, określeń, które mogłyby choć w małym stopniu oddać, to co czułem towarzysząc Asi w czasie porodu, co czułem widząc rodzącą się Córeczkę, co czułem przecinając pępowinę, co czułem spędzając sam na sam z Kornelcią jej pierwsze pół godziny życia, gdy razem czekaliśmy na dzielną Mamusię... Tego opisać się nie da.
Wiem jedno. To najwspanialsze, co może spotkać człowieka w życiu! To najwspanialsze, co człowiek może zrobić. Dać życie drugiej osobie... To cud.
I cudem jest Kornelcia. I sprawia, że życie wielu osób stało się cudowne. Ta malutka Boska Istotka, przed którą tyle rzeczy do odkrycia...
Ekipa jak wczoraj... Tylko trochę styrana po wieczorno/nocnych bojach, ekscesach, tańcach, swawolach, hulankach i alkotransach... ;) Pyszne śniadanko w wykonaniu mojej kochanej Żonki. Później jeszcze co niektórzy się przeciągali i wreszcie ruszyliśmy na rowery... Została tylko Asieńka, która poświęciła się dla dobra wszystkich i postanowiła przygotować nam obiadek. :)
Ruszyliśmy. Leniwie. Szybko musieliśmy zacząć myśleć i działać na podwyższonych obrotach, bo do pokonania była... wielka kałuża, która zalała dłuuuugi odcinek drogi gruntowej na naszym szlaku. Wszyscy zadowoleni, tylko Darek jakiś niemrawy... ;) Całe szczęście, że dzielny Igorek pokazał swojemu Tatusiowi jak się pokonuje takie przeszkody.
Pokonaliśmy piękny las (niegdyś lubski park) wyskoczyliśmy na ulicę Warszawską, minęliśmy rogatki Lubska i skierowaliśmy się ku Lutolowi, w którym na krótką chwilę przystanęliśmy przy tamtejszym kościółku co by można było trochę oddechu złapać. ;)
Dalej jechaliśmy już w stronę wioseczki Mokra, polnymi drogami. Nieco zbłądziliśmy, bo wylądowaliśmy jedną osadę dalej – w Chocimku. To nic, wszakże nadzwyczaj przyjemnie pokonywało się odcinki polnych dróg podtopione przez wodę, która wystąpiła z okolicznych strumyczków. :) Poza tym krajobraz na tym odcinku jest śliczny – z gryką w tle. :) A pogoda... Pogoda sprzyjała dziś takiej jeździe połączonej z wodną zabawą.
Wróćmy do Chocimka... Po wyjeździe na drogę wszyscy otrzepali się z... kleszczy. Tak profilaktycznie. ;) Poziom mojego szczęścia przekroczył wszelkie bariery, gdyż przed wjazdem do wioseczki czekała na nas moja Asieńka, która zdążyła w domku uporać się kotletami i... wyprzedziła nasz peleton. Teraz już mogliśmy jechać wszyscy razem.
Zaliczyliśmy przyjemny postój przy uroczym kościółku w Chociczu. Później spotkaliśmy na swej trasie chodzące luzem po drodze stadko koni. Gdzieś w międzyczasie zaliczyliśmy morderczy sprint, aż pot oczy zalewał. Trochę też kopaliśmy się na piaszczystych drogach leśnych (biedna Kosma na slickach). :D
I nadeszła ta chwila! Tytułowa zabawa – rzut kłodą w dal! Miejsce zawodów: skrzyżowanie PIĘĆ DRÓG gdzieś w lesie przy trasie Lubsko – Krosno Odrzańskie. ;) Ileż tam śmiechu było... Zamiast opisu polecam zdjęcia. :) Najlepiej kłodą miotali chyba Paweł i Jurek. Nie mniej jednak ciężko było wyłonić zwycięzcę i... go nie wyłoniliśmy. Można zapytać Wiktora kto najlepiej rzucał, bo on uważnie, z zażenowaniem i wielkim zdziwieniem, przyglądał się temu co robią dorośli ludzie w środku lasu. ;) Było wesoło.
Po wyjeździe z lasu, w okolicy Tymienic. Kierowaliśmy się już w stronę Lubska. Po drodze odwiedziliśmy ruiny w Osieku. Próbowaliśmy też znaleźć krzyż pokutny w okolicy Raszyna – niestety bezskutecznie. Za to nie mieliśmy problemów ze znalezieniem czynnego sklepu spożywczego w Lubsku. :) Po przejażdżce, jakże fajnej i wesołej, zimne piwo smakuje doskonale. Jeśli połączyć to jeszcze z pysznym obiadkiem... Jest jak w raju.
Diametralnie inaczej smakuje... pożegnanie. Tak, pożegnania są do bani.
I nastała sobota! Jeszcze bardzo wczesnym rankiem do pracki na kilka godzin... Ale pracka minęła przyjemniasto, bo towarzyszyła mi w niej Kosma Kosmaczewska 100® ™.
Gdy już powróciliśmy do Lubska, w domku czekała na nas Moja Najukochańsza Żonka Asia oraz Kibol Górnika - Dariusz, Przybysz z Pyrlandii – Jacek, Westchnienie Zabrzańskich Nastolatek – Wikuś i Kierownik Wszystkich Weekendowych Wycieczek – Igorek. Więc było miło. :D
Po kilku chwilach z Zielonej Góry doturlał się do nas Jurek, który do Winnego Grodu dotarł przy pomocy Przewozów Regionalnych, a następnie przepedałowawszy 50 km krajówką znalazł się w naszym Słodkim Mieście (podobno). :) Ledwie opadły emocje po wzruszającym przywitaniu się z Jurkiem, a trzeba było znów powstrzymywać spływające wartkim nurtem po policzkach łzy szczęścia i radości, które pojawiły się u wszystkich wraz z chwilą gdy do drzwi zakołatał Paweł, który tak wiele kilometrów przejechał z nami na wyprawie Dookoła Polski (podobnie jak wszyscy w/w). :D
Nadeszła pora obiadowa. Dziś postanowiłem odciążyć swoją Żonkę i zafundowałem gościom swoje danie popisowe – mrożone pierogi ruskie oraz pierogi z mięsem (również mrożone). :D Gdy już wszyscy zmęczyli ten obiad i najedli się do syta wyruszyliśmy na wycieczkę zagraniczną. Zapakowaliśmy siebie i rowery w auta, spaliliśmy gumę na trawniku, jeszcze parę popisów na szosie i znaleźliśmy się w przygranicznych Zasiekach.
Kolejne trzy godziny spędziliśmy po drugiej stronie Nysy Łużyckiej u naszych sąsiadów – Niemców. Mogliśmy obserwować wezbrany tego dnia nurt przygranicznej rzeki (wspomnę, że tego dnia nie wszędzie ścieżka rowerowa Oder-Neiße była przejezdna, powodem podtopienia). Pokręciliśmy się po Forst, gdzie zawitaliśmy w Parku Różanym oraz na Cmentarzu Żołnierzy Radzieckich. Po spenetrowaniu kilkunastu uliczek tego dolnołużyckiego miasteczka pognaliśmy ścieżką na południe do Groß Bademeusel. Do Forst wróciliśmy już gładkim asfalcikiem – bardzo przyjemny odcinek. Całej naszej wyprawie towarzyszyły wesołe rozmowy – świetna sprawa spotkać się w takim gronie. Nad tym aby wszyscy trzymali równy szyk i za bardzo się nie ociągali czuwał Igorek, który dyktował niezłe tempo oraz zarządzał przerwy na picie, gdy już wszyscy oddychali rękawami i nie mieli siły jechać za nim dalej. :D
Fajnie. Uwielbiam takie sielankowe klimaty. Nie zawsze tak można. Nie można tak na co dzień. Bo takie jest życie – to normalne. Ale dobrze, że gdy już jest ten weekend, to można sobie zafundować takie sympatyczne chwile. Szkoda tylko, że czas wtedy jakby przyspiesza i godziny zdają się biec w tempie iście sprinterskim. Tak to już jest. ;)
O after party nie będę pisał, bo... to blog rowerowy. ;P Taki żarcik. :) Napiszę tylko, że grillowane mięsko i zimne piwo w ciepły, letni wieczór... W takim towarzystwie... To jest mieszanka gwarantująca setki miłych wspomnień. Przy okazji świętowaliśmy... poczwórne urodziny – Asi, mojej Mamy, Kosmy i Darka! Tak więc było hucznie i wesoło. Nie zabrakło nawet akcentów z Adama Mickiewicza (i nie chodzi tu o wódkę Pan Tadeusz)! :D
„(...) Natenczas Wojski chwycił na taśmie przypięty Swój róg bawoli, długi, cętkowany, kręty Jak wąż boa, oburącz do ust go przycisnął, Wzdął policzki jak banię, w oczach krwią zabłysnął, Zasunął wpół powieki, wciągnął w głąb pół brzucha I do płuc wysłał z niego cały zapas ducha, I zagrał: róg jak wicher, wirowatym dechem Niesie w puszczę muzykę i podwaja echem. Umilkli strzelcy, stali szczwacze zadziwieni Mocą, czystością, dziwną harmoniją pieni. Starzec cały kunszt, którym niegdyś w lasach słynął, Jeszcze raz przed uszami myśliwców rozwinął; Napełnił wnet, ożywił knieje i dąbrowy, Jakby psiarnię w nie wpuścił i rozpoczął łowy. Bo w graniu była łowów historyja krótka: Zrazu odzew dźwięczący, rześki: to pobudka; Potem jęki po jękach skomlą: to psów granie; A gdzieniegdzie ton twardszy jak grzmot: to strzelanie. Tu przerwał, lecz róg trzymał; wszystkim się zdawało, Że Wojski wciąż gra jeszcze, a to echo grało...”
Takich dni i wieczorów nigdy za wiele. Chcę więcej. :)
Dziś odwiedziliśmy z Aniołkiem moją Mamę, która w niedzielne popołudnie i wieczorek spełniała swą życiową misję dyżurując, by pomagać ludziom... :D
Było miło. Do Mamy przyjechała też Pajla (najukochańsza Siostrzyczka :D ) z Baficzkiem (piesek nad pieskami) więc śmiechu nie brakowało. Trochę pojedliśmy, popiliśmy kwasu chlebowego i czas bardzo szybko nam wszystkim zleciał.
Przed powrotem do domku kupiliśmy sobie jeszcze kebab u Alexa i świeżo pieczone bułeczki w żabce.
Pogoda jest rześka i daje wytchnienie po upalnym dniu. Niebo zachwyca swym urokiem. Zapowiada się burzowa noc - fajnie, bo nie muszę podlewać ogródka. :D
Swoją drogą, to kilometrów dziś miałem w planach o wiele więcej. No cóż, może innym razem. Dziś byłem w słabej kondycji. Tak to czasem bywa. ;)
Dzisiaj razem z Asieńką po pracy zjedliśmy szybki obiadek (jakże pyszny) i pognaliśmy do Żar, by spotkać się z Matyskiem. Odwiedziny były oczywiście bardzo udane. Fajnie było też zobaczyć się "po latach" z Karoliną i poznać wreszcie jej dwóch małych urwisków: Mikołaja i Julka - super chłopaki! :) Oczywiście było dużo śmiechu i rozmów o "Graży" oraz takich tam innych rozważań w stylu "gdzie Pani Halinka chowa pomidory?". :D Mieliśmy też okazję podzielić się wrażeniami z naszego urlopu (dlaczego tak szybko minął?!), który spędziliśmy z Asią na Gotlandii (opis pojawi się na BS – obiecuję). :)
Wieczorem, gdy szykowaliśmy się z moją Żonką do powrotu, na niebie zagościła cudna tęcza! Nic tylko garnek podstawiać. ;)
Dzisiejsza jazda była bardzo przyjemna (byłaby jeszcze bardziej, gdyby niektórzy kierowcy przy wyprzedzaniu nas zachowywali odstęp większy niż 10 cm...). Na powrocie udało nam się wykręcić średnią bliską 29 km/h - bardzo fajnie. :) Muszę też przyznać, że pomimo przejechania 50 kilometrów, dalej nie mogę się przyzwyczaić, że przy rowerze nie mam już sakw i przyczepki. To sprawia że... rzuca mną dość mocno na boki w czasie pedałowanie. :)
Wydarzyła się dziś też rzecz tragiczna... ;) Otóż moja tylna lampka nadaje się do kasacji... Po tym jak na przejeździe kolejowym w Budziechowie postanowiła wzbić się w przestworza, by następnie wylądować pod kołami pędzącego Flecika Asieńki straciła cztery diody (z pięciu) i jest dość mocno poturbowana. Szkoda Smarcika, bo służył mi dzielnie. Nic to, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - teraz mogę tylko czekać na prezent od Żonki. ;P
Gdy już byliśmy w domku też było miło, nawet bardzo. Pyszna kolacyjka, orzeźwiająca zimna meliska, rubinowe wino, płonące świece, gwiazdy na niebie, szumiące na wietrze topole i zapach maciejki na balkonie... Trzeba łapać piękne chwile. Ile się da. Bo są bezcenne.
To był jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu! Moją kochaną Żoną została Asiczka!!! Marzenia się spełniają! Jestem bardzo szczęśliwy.
Nasza wspólna podróż do ołtarza zaczęła się 26. lipca 2008 roku podczas pamiętnego wypadu do Ustrzyk Dolnych. Później była pierwsza randka. Później kilkanaście gorzkich tygodni i wreszcie... Piękny dzień 20. listopada 2008 - zostaliśmy parą. Jeszcze piękniejszy 20. listopada 2009 - Asia przyjęła moje oświadczyny. Aż w końcu, 3. lipca 2010 roku zostaliśmy Mężem i Żoną.
Po drodze przejechaliśmy wspólnie na rowerach tysiące kilometrów, objechaliśmy Polskę dookoła, przeżyliśmy wiele cudownych chwil. W naszej podróży, od samego początku towarzyszą nam i nie opuszczają nas: Anetka, Monika, Darek, Wiktorek i Igorek. Nie zabrakło ich również w dniu naszego Ślubu. W tym pięknym dniu zechcieli z nami także być Józek, Michał i Focus - wspaniale mieć tak dobrych rowerowych Przyjaciół. To właśnie Wy, razem z resztą naszych Przyjaciół i Rodziną, sprawiliście że w tym niesamowitym dniu mogliśmy czuć się najszczęśliwszymi ludźmi na Ziemi! Obecność Was wszystkich sprawiła, że towarzyszące nam emocje zostały spotęgowane! Dziękujemy Wam za to!
Jestem szczęśliwym człowiekiem.
I jeszcze coś dla mojej Asi...
Kocham Cię Aniołku!!!
Zawsze i na zawsze tylko Twój... Wszystko co robię, robię dla Ciebie... Gdzie jesteś Ty, tam jest dom mój... Już nigdy, nigdy nie obejrzę się za siebie...
Ty jesteś moim szczęściem, radością moją... Wszystko co mam najlepsze to Ty właśnie... Twoje dłonie, ten dotyk, me serce goją... Przy Tobie ta miłość nigdy nie zgaśnie...
Jesteś moim skarbem najwspanialszym... To dla Ciebie wstałem, gdy już upadałem... Jesteś Aniołkiem najcudowniejszym... Wszystko co mam, Tobie oddałem...
My też życzymy Wam samych cudownych chwil i wielu niezapomnianych momentów. Bądźcie szczęśliwi! Życzymy wszystkim, by po każdym dniu mogli powiedzieć, że... było pięknie!
Udało się kolejny raz zmontować ekipę BS na weekendowy wyjazd. Tym razem na starcie wycieczki stawiło się... 13 osób. Nieźle! Oby tak dalej. :) Poniżej pełny skład. :) Aniołek Kasia Ala Agata Błażej Filip Tomek Marcin Jacek Michał Mateusz Żyła Młynarz – czyli ja ;)
Ekipa dopisała. Pogoda też. Wypad udał się w 100%. Śmiechu było co niemiara. :) To była niezwykle przyjemna i sielankowa setka.
Szczególne słowa uznania należą się dziewczynom, które świetnie poradziły sobie z długim dystansem. Agata, Asia, Ala i Kasia to twarde zawodniczki. Wyróżnić w tym składzie trzeba zwłaszcza Alę, która całą trasę pokonała na... rowerze miejskim – szacunek! :)
Niemal cała trasa była poprowadzona bocznymi drogami, tak by uniknąć dużego ruchu samochodowego. Część też prowadziła przez dukty leśne. Był też... mały odcinek specjalny prowadzący przez pola. :D Wszyscy dobrze się bawili.
Do najciekawszych miejsc odwiedzonych na trasie należy zaliczyć kościół w kształcie rotundy we wsi Stronia, krzyż pokutny w Kijowicach, cmentarz w Nadolicach, pałac w Borowej, domy Kargula i Pawlaka w Dobrzykowicach oraz... ambonę przy której wypiliśmy sobie po pysznym Piaściku!
Całej ekipie chciałem serdecznie podziękować za wielce przyjemne towarzystwo! Wszystkim serdecznie gratuluję pokonania ponad 100 kilometrów. Mam nadzieję, że jeszcze nieraz przyjdzie nam wspólnie pokręcić. :) Cieszę się, że udało mi się poznać nowe, nadzwyczaj sympatyczne osoby!
Jako, że moja relacja nie jest szczególnie bogata w treść, to... polecam odwiedzić jeszcze blogi: - Kasi, - Michała, - Jacka, - Filipa, - Żyły. Miłej lektury! :)
Nie choruję na tzw. "cyklozę".
Pokonywanie dystansu i własnych słabości, poznawanie nowych miejsc i ludzi (w niektórych można nawet się zakochać :D ), zdrowe i przyjemne spędzanie wolnego czasu - o to w tym wszystkim chodzi!
I tak właśnie wygląda ta moja zabawa z rowerem. :)
Uwielbiam jeździć długie dystanse i pokonywać podjazdy.
Kocham lasy, kocham góry, kocham jeździć. :)
Czasem bawię się w rowerowe rajdy na orientację ale najwięcej radości sprawia mi podróżowanie z sakwami. W wakacje 2009 roku wraz z moją kochaną Asią i przyjacielem Mateuszem pokonałem trasę Dookoła Polski. Łącznie przejechaliśmy niemal 4000 kilometrów w ciągu 30 dni. Na trasie towarzyszyli nam nasi Przyjaciele. Poza tym mam na swoim koncie wypady do Pragi, Wilna oraz na Bornholm. W głowie są kolejne plany. :)
Na blogu BIKEstats.pl dodaję regularnie i nieregularnie wpisy od czerwca 2006 roku. Można tam znaleźć tysiące zdjęć, oraz setki opisanych tras i relacji z wycieczek mniejszych i większych. :)
Trochę statystyki:
PRZEBIEG: 52'788 km (30.04.10)
MAX DYSTANS: 323,40 km (24.07.08)
MAX PRĘDKOŚĆ: 72,00 km/h (Puchaczówka, 20.09.09)
POWYŻEJ 300 km: 2 razy (stan na 19.03.12)
POWYŻEJ 200 km: 16 razy (stan na 19.03.12)
POWYŻEJ 100 km: 170 razy (stan na 19.03.12)