To ostatni dzień roku. Dzisiaj również trzeba było pojeździć – zresztą nawet gdybym nie chciał to i tak musiałem, bo wczoraj przyjechałem rowerem do Zielonej Góry, więc dziś musiałem wracać... :D
Szczerze mówiąc, gdybym nie musiał, to nawet nie wsiadłbym dziś na rower hehe Dlaczego?! Bo dzisiaj u nas wieje w porywach nawet do 45 km/h, więc dla rowerzysty jest to niemal hamulec ręczny... Ale życie jest brutalne, jak to mówią :P
Pobudka o 5:15, na śniadanie tradycyjnie nic mi nie wchodzi, więc zabieram kanapki do plecaka. Odprowadziłem jeszcze kolegę do pracy i po godzinie szóstej wyruszam z Zielonej Góry do Jasienia. Jeszcze bardzo ciemno, temperatura około 3 stopni i ten wiatr... Na pierwszym wiadukcie poczułem się tak, jakbym zdobył Szrenicę hehe, wiało sakramencko! Przede mną tylko 50 kilometrów hahaha.
Wyjeżdżając z Zielonej Góry zebrałem na siebie kilka litrów wody z kałuży, w którą z impetem wjechała ciężarówka... Następnie walczyłem na obwodnicy z wiatrem, który ciągle miałem albo w blachę, albo z boku i jakoś jechałem w stronę domu. Najgorsze jednak było przede mną. Po 25 kilometrach dały mi się we znaki potężne podmuchy wiatru, prawda jest taka, że dwa razy niemal stanąłem w miejscu, a raz zostałem zdmuchnięty na pobocze – dla mnie to była katorga. Wyjścia jednak nie było – jechałem dalej. Na drodze leżało mnóstwo połamanych przez wiatr gałęzi, jak na złość wysiadła mi przednia lampka, ale w tym momencie robiło już się jasno i to pozwalało mi jechać dalej. W końcu dojechałem do domu i teraz sobie odpoczywam, muszę się wyspać, bo zapowiada się ciężki wieczór... :D
Koniec roku = początek nowego... a więc świętujemy :)
Tego dnia wybrałem się do Zielonej Góry, by odwiedzić Adrianka. Było fajnie – jak zawsze... hehe
Pogoda niezbyt dobra, chłodno i wietrznie – z drugiej strony mamy już prawie styczeń, więc jak na tę porę, to jest po prostu super. Dlatego nie narzekam i jeżdżę, choć niestety mój sprzęt już ledwo zipie :( Ale wszystko naprawimy i będzie znów śmigać jak nowy, czekam tylko na ostatnie zamówione części.
Na obwodnicy Zielonej Góry dostałem taki wiatr w plecy, że z małej góreczki poleciałem 67 km/h nie wkładając większego wysiłku w kręcenie, świetna sprawa, całą obwodnicę miałem ze średnią ponad 40, z czego bardzo się ucieszyłem :]
Razem z Adriankiem spędziliśmy wieczór przy piwku – ale jakim... :D
Rano pojechałem autkiem na warsztat do Lubska i wróciłem rowerkiem. Ale najlepsze miało dopiero nastąpić... :D
I tak, o 11:00 spotkałem się z Matyskiem w połowie drogi z Żar do Jasienia - już długo razem nie jeździliśmy. Razem zrobiliśmy fajną traskę, jak za starych dobrych lat :D
Pogoda już zimowa, zero stopni, troszkę padało, a po obu stronach drogi leżał śnieg, całość dopełniała mgła :) ale nawet jazda w takich warunkach ma swój urok. Było bardzo sympatycznie – jak zawsze zresztą.
Popołudniowa wycieczka do lasu z mamą. Bardzo zimno i mglisto :) najważniejsze, że udało się znów mamcię na rower wyciągnąć.
Założyłem nowy łańcuch i już wiem na 100%, że muszę zakupić nową piastę na tył oraz dwie koronki do kasety. Szkoda, ale jeśli chcę jeździć to muszę zainwestować troszkę kaski.
Wszystkim koleżankom i kolegom z bikestats.pl życzę radosnych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia! Aby świąteczny czas minął we wspaniałej, ciepłej, rodzinnej atmosferze. Pysznej kolacji wigilijnej oraz wymarzonych prezentów pod choinką :)
A ja dziś pojeździłem troszkę po lasku w małej mżawce – ciężko w domu wytrzymać, gdy w powietrzu unoszą się zapachy wigilijnych pyszności. Teraz szybkie pakowanie prezentów i wreszcie, długo wyczekiwany barszcz ze smakowitymi uszkami! :D
Nie jeżdżę ostatnio, bo troszkę mi się rower posypał :( ale mam obiecany nowy łańcuch od Świętego Mikołaja :D. Mam nadzieję, że zmiana łańcucha na nowy załatwi mój problem z rowerem, choć raczej będę musiał też wymienić piastę z tylnego koła - ale to się zobaczy po założeniu łańcucha, który już dawno powinien wylądować w koszu na śmieci :)
A dzisiaj mimo złego stanu napędu wyszedłem z domku pojeździć - po prostu nie wytrzymuję, bo pogoda jest wymarzona do jazdy w grudniu. Pojeździłem po swoich kochanych lasach, których jest dużo koło mojego rodzinnego Jasienia. Muszę teraz wykorzystać pobyt w domku na jazdę po leśnych duktach, bo we Wrocławiu lasów nie ma :D
Wieczorem pokręciłem się po osiedlu, pojeździłem też troszkę po Wojszycach, na koniec skoczyłem na Krakowską i wróciłem do domku.
Niestety mam mały defekt w rowerku, jest coś nie tak z tylną piastą. Zaraz rozbierzemy i zobaczymy, mam nadzieję, że nic poważnego, bo z kasą już krucho.
Pierwsza część mojej dzisiejszej trasy, do Ujazdu Górnego, to była walka z wiatrem, do tego przeszkadzała nieprzyjemna mżawka, co w połączeniu z zimnym powietrzem bardzo odbierało ochotę do jazdy. Po 10 kilometrach chciałem zawrócić do domu, jednak ostatecznie postanowiłem przejechać swoją dzisiejszą trasę. Pomyślałem sobie, że jak przemęczę się jadąc pod ten wiatr, to potem będę miał olbrzymią przyjemność podczas drogi powrotnej – i nie pomyliłem się. Od Ujazdu Górnego jazda była już czystą przyjemnością, do tego przestało padać i momentami nieśmiało zza chmur wychodziło słońce.
Wjeżdżając do Wrocławia od strony Leśnicy, postanowiłem wrócić do domu ulicami, którymi jeszcze nie jeździłem. I tak jechałem przez Ratyń, Żerniki i Nowy Dwór. Bardzo spodobały mi się tamtejsze rejony – w sumie mało rzeczy w życiu mi się nie podoba :D
Cieszę się, że nie dałem złamać się pogodzie, teraz muszę jednak zrobić wielkie pranie, bo przyjechałem cały obłocony. Ale co tam, satysfakcja jest ważniejsza!
Nie choruję na tzw. "cyklozę".
Pokonywanie dystansu i własnych słabości, poznawanie nowych miejsc i ludzi (w niektórych można nawet się zakochać :D ), zdrowe i przyjemne spędzanie wolnego czasu - o to w tym wszystkim chodzi!
I tak właśnie wygląda ta moja zabawa z rowerem. :)
Uwielbiam jeździć długie dystanse i pokonywać podjazdy.
Kocham lasy, kocham góry, kocham jeździć. :)
Czasem bawię się w rowerowe rajdy na orientację ale najwięcej radości sprawia mi podróżowanie z sakwami. W wakacje 2009 roku wraz z moją kochaną Asią i przyjacielem Mateuszem pokonałem trasę Dookoła Polski. Łącznie przejechaliśmy niemal 4000 kilometrów w ciągu 30 dni. Na trasie towarzyszyli nam nasi Przyjaciele. Poza tym mam na swoim koncie wypady do Pragi, Wilna oraz na Bornholm. W głowie są kolejne plany. :)
Na blogu BIKEstats.pl dodaję regularnie i nieregularnie wpisy od czerwca 2006 roku. Można tam znaleźć tysiące zdjęć, oraz setki opisanych tras i relacji z wycieczek mniejszych i większych. :)
Trochę statystyki:
PRZEBIEG: 52'788 km (30.04.10)
MAX DYSTANS: 323,40 km (24.07.08)
MAX PRĘDKOŚĆ: 72,00 km/h (Puchaczówka, 20.09.09)
POWYŻEJ 300 km: 2 razy (stan na 19.03.12)
POWYŻEJ 200 km: 16 razy (stan na 19.03.12)
POWYŻEJ 100 km: 170 razy (stan na 19.03.12)