Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2008

Dystans całkowity:925.72 km (w terenie 124.80 km; 13.48%)
Czas w ruchu:43:54
Średnia prędkość:21.09 km/h
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:51.43 km i 2h 26m
Więcej statystyk

KONIEC ROKU

Środa, 31 grudnia 2008 · Komentarze(10)
KONIEC ROKU
BARDZO DOBREGO ROKU! :)

I niech kolejny rok będzie równie wspaniały, a najlepiej jeszcze cudowniejszy niż mijający 2008. :)
W 2009 szykuje się dużo dobrych rzeczy, jest wiele planów i marzeń do zrealizowania, które mogą spełnić się właśnie w nadchodzącym Nowym Roku.
Ale, by o tym pisać, będzie jeszcze czas. :)

Tutaj chciałbym w skrócie podsumować genialny rok 2008, z którym za kilka godzin się pożegnamy.

Dla mnie był to rok obfitujący w wiele ciekawych wydarzeń – nie tylko rowerowych.
Z tych rowerowych jednak, najbardziej utkwią mi w pamięci dwie wyprawy zrealizowane wspólnie z Matyskiem:
- Praga 2008 – 621 km przejechane w długi weekend majowy
- Bornholm – czyli 9 wymarzonych dni – 1185 km w lipcu

Poza tym jestem bardzo zadowolony z tego, że w całym roku udało mi się pokonać 30 dystansów dziennych przekraczających 100 km.
Bardzo cieszy fakt, że aż 10 z nich to te powyżej 200 km i nawet 2 powyżej 300...
Właśnie te dwie „trzysetki” też będą zawsze mi się kojarzyć z 2008 rokiem – to były niesamowite dni.

Wcale nie jest mi przykro z tego powodu, że nie dokręciłem do 10000 km na koniec roku. :D
Na to przyjdzie jeszcze czas. :)
Zabrakło niewiele ale widać... tyle właśnie miało braknąć. ;)
Licznik zatrzymał się na 9735 kilometrach, na pokonywaniu których spędziłem prawie 471 godzin – bardzo przyjemnych godzin. :)

Cieszy też fakt, że na rowerze spędziłem aż 203 dni z całego roku.
Chciałoby się więcej ale różnie to bywało z wolnym czasem i... motywacją. ;)
W styczniu i lutym właśnie brakowało motywacji i przez te dwa miesiące zrobiłem jedynie... 300 km.
Kolejny, niemal bezrowerowy miesiąc to... czerwiec. :D
Wtedy jednak byłem zajęty EURO 2008. :)
Zaraz po czerwcu nadszedł miesiąc wspaniały – lipiec!
W lipcu pękło ponad 2400 km i była wspomniana już wyprawa na Bornholm.
Były też w tym ciepłym miesiącu niezwykle przyjemnie spędzone dni na Helence, Mydlicach, Skrzynnie i Bieszczadach.
To był miesiąc jakich życzę każdemu jak najwięcej! :)

W 2008 roku były też chwile gorsze – dla mnie to te związane z kontuzją, jaka przyplątała mi się w połowie września.
Zapalenie ścięgna Achillesa, bo o nim mowa, było moją zmorą przez 3 miesiące i mam nadzieję, że już teraz jest z nim wszystko w porządku.
Póki co wydaje się, że wszystko z nim gra i niech tak zostanie, bo... w 2009 roku będzie mi bardzo potrzebne. :D

Rok 2008 to także poznani nowi ludzie. Ludzie których nie sposób nie lubić. :)
Pozytywnie zakręceni, pozytywnie nastawieni do życia.
Tacy, z którymi warto spędzać czas. :)
I wszystkim życzę nawiązywania właśnie takich znajomości. :)

Wspomnieć też warto o dwóch fajnych imprezach rowerowych, w których miałem przyjemność uczestniczyć:
- Odyseja Świętokrzyska
- Mini Nocna Masakra




Tak jak już pisałem, o planach na 2009 będzie niedługo.

Teraz chciałem:

Podziękować wszystkim, z którymi miałem przyjemność jeździć w 2008 roku.

A także:
WSZYSTKIM ŻYCZYĆ, BY NOWY ROK, BYŁ NIE MNIEJ UDANY JAK TEN KTÓRY BĘDZIEMY DZIŚ W NOCY ŻEGNAĆ!
ŻYCZĘ WAM SUKCESÓW, ZDROWIA I SPEŁNIANIA WSZYSTKICH SWOICH PLANÓW I MARZEŃ!


:)

A... zapomniałbym. :D
Co do dzisiejszego dystansu...
To efekt wyprawy do Lidla po Putinoffa. :D
Promocja –11% zrobiła swoje – kolejka od kasy kończyła się aż na lodówkach z mrożonkami. hehe

BAWCIE SIĘ DZIŚ DOBRZE I... UWAŻNIE! ;)

Pogromca błota i kałuż

Czwartek, 25 grudnia 2008 · Komentarze(25)
POGROMCA BŁOTA I KAŁUŻ

Tak sobie dziś pomyślałem o Treku, gdy przemierzałem na nim leśne drogi, ścieżki i bezdroża w okolicach mojego rodzinnego Jasienia. :)
Odkąd mam Treka cały czas nie mogłem się doczekać aż zabiorę go do moich lasów.
I to dziś wreszcie nastąpiło.

Mimo, że w ostatnich dniach sporo padało i w lasach są ciężkie warunki do jazdy, nie zrezygnowałem ze swojego zamiaru.
To spowodowało, że i Trek i ja, wróciliśmy do domu cali oblepieni błotem. :D
Generalnie nie odpuszczałem mu dzisiaj, chciałem w końcu sprawdzić na co stać amortyzator. :)
Naprawdę jestem strasznie zadowolony z tego jak mój nowy rowerek radzi sobie z trudnymi warunkami terenowymi.
Dźwięk jaki wpadał do moich uszu przy każdym rozjechaniu kałuży był po prostu... boski. :D

Zjeździłem dziś kilka nowych ścieżek, gdzie wcześniej nawet nie próbowałem wjeżdżać na „Diamentowym”. :)
Dojechałem dziś do Jasionnej dróżką, o której istnieniu nawet nie miałem pojęcia.
Bardzo ciekawa jest, właściwie to leśny podjazd z niezłymi krajobrazami dookoła.

Spodobało mi się.
Szkoda tylko, że później dużo czasu zajęło mi mycie Treka i pranie ciuszków – no ale coś za coś. :)
Poczekam na fajniejsze warunki w lasach i wtedy będzie można odwiedzić w nich nawet najbardziej zapomniane zakamarki. :)

Chciałoby się pojeździć więcej ale niestety jest zimno, a po pół godzinie mokre SPD w tej temperaturze powodowały że stopy strasznie marzły dlatego też wróciłem szybciej do domu.

Pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia mija bardzo dobrze.
Zadowalające jest to, że udało się też pojeździć rowerem.

W lasach cicho, żywej duszy nie spotkałem – i o to chodziło. :)

TREK I JASIEŃSKIE LASY


BŁOTNA DEMOLKA


DROGA DO ŚWIBINEK


KILKA LEŚNYCH KRAJOBRAZÓW




JASIONNA


PAŁAC W JASIONNEJ


WYJEŻDŻAMY Z JASIONNEJ I WRACAMY DO DOMU

WIGILIJNIE

Środa, 24 grudnia 2008 · Komentarze(14)
A więc musiało być krótko, bo czasu na rower za wiele nie ma w tym dniu. :)
Poza tym jak na złość pogoda strasznie brzydka, za oknem pada – jest szaro, buro i ponuro.
Na szczęście te określenia dotyczą się tylko pogody jaka jest na zewnątrz, wszędzie indziej jest tak jak być powinno.

Dzisiejsza rundka to:
Jasień -> Bieszków -> Świbna -> Jasień
W deszczu ale było przyjemnie.
Pojechałem szybciej żeby nie zdążyć zmoknąć i aby było mi ciepło. :)

Korzystając z okazji chciałem wszystkim życzyć...

WESOŁYCH ŚWIĄT

NIECH WAM MINĄ W DOBREJ, RODZINNEJ ATMOSFERZE
POD CHOINKĄ ZNAJDŹCIE JAKIEŚ ROWEROWE PREZENTY ;)


Święta w domu

Wtorek, 23 grudnia 2008 · Komentarze(6)
ŚWIĘTA W DOMU

Wczoraj w nocy zajechałem do rodzinnego domu na święta.

Dziś pogoda była bardzo ładna, szkoda że tak mało z niej skorzystałem.
Długi czas świeciło słońce i jak na tą porę roku było dość ciepło.
Mam nadzieję, że jutro będzie podobnie.

Dzisiaj jedynie śmignąłem do Lubska na Orlen nadymać kółka.
Strasznie ciężko jechało się w tamtą stronę, bo opony w Treku były sflaczałe i toczyły się po ziemi jak czołgowe gąsienice. :D
Gdy już wbiłem odpowiednią ilość powietrza to można było pocisnąć. :)
Bardzo szybko osiągnąłem stan podzawałowy. :D
Nogi wciąż z waty - chyba przerzucę się na ping-ponga. ;)

Po powrocie z "wyprawy na Orlen" zabrałem się za wieszanie lampek w ogódku.
W tym roku świeci u mnie łącznie 3100 żaróweczek ale w poprzednich latach był troszkę lepszy efekt - widać się nie przykładam. ;P

Brak prądu

Niedziela, 21 grudnia 2008 · Komentarze(6)
Tak dziś się czułem.
Plany na ten dzień były dużo ambitniejsze.
Razem z Asiczką dojechaliśmy jedynie z Kozanowa na Księże Małe.
Tam nasza podróż osiągnęła punkt kulminacyjny - odwrót. :D
Trochę posiedzieliśmy na przystanku autobusowym, spotkaliśmy pędzącego do pracy Kristofera, który opowiedział nam ciekawą historyjkę. ;]

Po prostu nie miałem dziś sił na nic, muszę sobie troszkę odpocząć i wyspać się. :)
Jak to nastąpi to wszystko wróci do normy, póki co nie mam baterii. :)
Nogi miękkie jak z waty, ciężkie jak z gliny, a powinny być z dynamitem. :D
Innym razem. ;)

Dziś nie chciałem zamulać na całej trasie i męczyć tym Asiczki. :)
Może to nawet lepiej, że zawróciliśmy z planowanej traski...
Jej ręka, z którą już dużo lepiej sobie troszkę odpocznie.

Z ciekawszych rzeczy to straszny dziś huragan na dworze. :D

Dzień w pełni... trzeba z niego korzystać.
Odpoczywamy!
A co! W końcu mamy niedzielę! ;P

Przeziębnięty zmęczony

Piątek, 19 grudnia 2008 · Komentarze(20)
Dwusetka jest dedykowana Asiczulkowi. :)

Już dziesiąty raz w tym roku pokonałem dystans większy niż 200 km.
W sumie mam już na swoim koncie trzynaście takich dystansów.
Równocześnie dziś po raz... 99-ty pokonałem dystans ponad 100 km, a więc następnym razem będzie jubileusz. :)
Żeby było śmieszniej... dzisiejsza dwusetka była dwusetną wycieczkę tego roku...

Jest to dwusetka, której przejechanie sprawiło mi największą trudność ze wszystkich dotychczasowych dystansów powyżej 200 km.
Kosztowała mnie sporo energii, momentami zadawała ból, był moment, w którym z jej przejeżdżania zrezygnowałem, wymagała strasznie dużo uporu.
Ale wszystko skończyło się tak, że na ustach pozostał uśmiech radości i satysfakcja z przezwyciężenia własnych słabości i nieugięcia się przed bezlitosną tego dnia pogodą...

Wszystko się zaczęło wczesnym rankiem.
Plan na dziś był taki, by przejechać 200 km i... odwiedzić Anetkę i Darka wraz z chłopcami na zabrzańskiej Helence. :)
Tak by zrobić im świąteczną niespodziankę.

Prognozę pogody miałem całkiem niezłą, bo wiatr w plecy 15-25 km/h na całej długości, bez opadów i temperatura 1-3 stopnie na plusie...
Wszystko się sprawdziło oprócz jednego. Od rana padał deszcz. :(
Mimo to zdecydowałem się jechać z nadzieją, że za kilkanaście kilometrów ustąpi.
Niestety nie ustąpił.
Po 20 kilometrach, stopy wpakowane w SPD drętwiały z zimna, bo były całe mokre. :/
SPD to niestety nie jest dobre obuwie na zimę, dziś się o tym dobitnie przekonałem.
Być może ochraniacze coś dają w takich warunkach pogodowych ale jeszcze ich nie posiadam.
W każdym razie po przejechaniu 40 kilometrów i dojechaniu do Brzegu (prawie cały czas jechałem 94-ką) nie wytrzymałem i stwierdziłem, że to nie ma sensu.
Deszcz nie przestawał padać, stopy mi zamarzały...
Wiedziałem, że prędzej czy później to mnie dobije, a im dalej będę oddalony od Wrocławia tym gorzej może się to dla mnie skończyć...
Odwrót...
I 40 kilometrów do Wrocławia, cały czas pod wiatr, w padającym deszczu, z zamarzającymi nogami. Koszmar!
Tak bardzo jeszcze nigdy nie zmarzłem w nogi.
W pewnym momencie zatrzymałem się i zmieniłem mokre skarpetki na suche, dodatkowo zrobiłem sobie „windstoper” z woreczków foliowych. (pomogło tylko przez jakieś 15 km) :)
Także zmieniłem przesiąknięte od deszczu rękawiczki na suche. Dobrze, że kiedyś nauczyłem się od Cześka wozić zapasową parę rękawic w takich ciężkich warunkach pogodowych. W tym miejscu serdecznie Cię Cześku pozdrawiam! :)
Jakoś przemęczyłem ten powrót ale dojechałem z wielkim bólem – ledwo się wypiąłem z SPD...
Na mieszkaniu zrzuciłem z siebie wszystkie mokre ciuchy, z wielką ulgą pozbyłem się mokrych skarpet i butów. Zacząłem się ogrzewać.
Wypiłem kilka ciepłych herbat i zaaplikowałem sobie potężną dawkę witaminy C – byle się nie pochorować.

No cóż... miało być 200 km, a licznik stanął na 78 km...
Leżałem sobie zmasakrowany i dochodziłem do siebie.
Na dziś koniec jazdy – tak myślałem.
Zdrzemnąłem się na półtorej godzinki.

Gdy już odpocząłem było późno, bo godzinka 16:00.
Naszła mnie chęć by jednak zmierzyć się jeszcze tego dnia z tym dystansem. :)
Część ciuchów mi wyschła na kaloryferze, dobieram też inne.
Ciągle pada więc zakładam w „Diamondzie” błotniki, które wypożyczył mi Krzychu za puszkę Piasta. :D
Zamiast SPD zakładam swoje stare, poczciwe adidasy, które już wiele ze mną przeszły. :)
Zamiast shimanowskich spodni wkładam kochane dżinsy, a pod to dresik.
Ruszam w miasto – jest ciemno, wciąż pada więc decyduję się zrobić resztę dystansu kręcąc po samym Wrocławiu.
Czeka mnie jeszcze 122 km...

Na początek uderzam na plac JPII po buziaczka od Asiczki. ;)
Odprowadzam ją do Rynku.
Jedni idą na piwo... drudzy ruszają w miasto na „Diamentowym”.
Bardzo ciężko się jeździ, strasznie przeszkadza wiatr, co chwilę trzeba stać na światłach, ruch jest spory, a kierowcy w trudnych warunkach pogodowych zachowują się co najmniej dziwnie.

Gdy mam już na liczniku niecałe 130 km spotykam się ponownie z Asiczką i jej koleżankami w Rynku.
Bardzo miła i przyjemna przerwa od kręcenia podczas, której wcinam także pyszną tortillę.
Niestety po jakimś czasie trzeba się rozstać i kręcić dalej.

Najważniejsza informacja jest taka, że wreszcie przestało padać!
Po 130 kilometrach... tak długo musiałem na to czekać. :)
Cieszy też bardzo fakt, że młynarzowy zestaw ciuchów na rower sprawia, że ciągle jest mi ciepło. Nic tylko pedałować – szkoda, że sił brakuje. :)
I tak sobie spacerowałem do późnych godzin nocnych na rowerku po Wrocławiu.
Odwiedziłem „Glinianki”, Grabiszynek, Kozanów, Most Milenijny (i masę innych mostów :) ), Marino, Koronę, Rynek, Halę Stulecia, Gaj, Plac Grunwaldzki, Ostrów Tumski – większość z tych miejsc po kilka razy. :)

W pewnym momencie licznik wybił 185 km, w tym też momencie byłem... 15 km od mieszkanka, więc stało się jasne, że tylko cudem mógłbym nie przejechać tych 200 km na które dziś się mocno nastawiłem. :)
Ten 185 kilometr miał miejsce przy „drogowskazie” na Moście Milenijnym... :D
Wracamy, 186 km, 187 km, 188 km... 199 km... i jest – 200 km! :)

Było bardzo ciężko!
Ale jak zawsze... było warto!
I mimo wszystko – pięknie było. :)

DIAMENTOWY – GOTÓW DO PODRÓŻY :)


TRZEBA WYBRAĆ – WRACAMY...


ULICA LEGNICKA


MOJA RZEŹBA NA PLACU JPII ;)


TAK PRZYSTROILI TAMTEJSZĄ FONTANNĘ :)


WIDOK Z MOSTU POMORSKIEGO NA MOST UNIWERSYTECKI


TAKIEGO ŻARŁOKA SPOTKALIŚMY Z JAHOO KOŁO PIZZA HUT W RYNKU :)


MOST TUMSKI – ZNANY JAKO MOST „ZAKOCHANYCH” :)


OSTRÓW TUMSKI

Z twarzą mokrą od deszczu

Środa, 17 grudnia 2008 · Komentarze(16)
Wieczorem musiałem niestety opuścić Kozanów i wrócić na Księże Małe.
Całą drogę padało, więc przyjechałem nieźle umorusany. :)

Teraz siedzimy z Krzychem i oglądamy polską rewelację w Pucharze UEFA.
Lech Poznań dostarczył w tym sezonie polskim kibicom dużo emocji, dziś walczy na wyjeździe z Feyenordem Rotterdam o awans do kolejnej fazy pucharu.
Po przerwie Kolejorz prowadzi 1:0!
Póki co ma awans i oby tak zostało.

Najważniejszą informacją dnia jest jednak to, że Asiczka po wczorajszym upadku ma się całkiem nieźle.
Niestety ręka jest mocno stłuczona i boli ale na szczęście obyło się bez uszkodzenia kości i to bardzo cieszy! :)

Szybki powrót do Wrocławia

Wtorek, 16 grudnia 2008 · Komentarze(8)
Wieczorem tato zawiózł mnie na pociąg do Żar.
Po troszkę ponad trzech godzinach byłem znów we Wrocławiu.
Na dworcu czekała na mnie Jahoo - ja to jestem szczęśliwym ludziem. :D
Razem pojechaliśmy na Kozanów zahaczając o Tesco na Długiej.

W TAKICH KOMFORTOWYCH WARUNKACH SPĘDZIŁEM DZIŚ POŁOWĘ PODRÓŻY


A TAKIE WYCZESANE KANAPKI PRZYGOTOWAŁA MI MAMA ASICZKI... :)

PAJLI

Poniedziałek, 15 grudnia 2008 · Komentarze(34)
Dwusetka dedykowana mojej kochanej siostrze Paulinie, która dziś obchodzi 16-te urodziny. :)
To właśnie jej urodzinki zmotywowały mnie do tego, by dziś rano wsiąść na rower i pojechać prosto z Wrocławia do mojego rodzinnego Jasienia.
Zrobiłem jej nie lada niespodziankę, gdy zastała mnie w drzwiach. :D
Z resztą nie tylko jej. :)

Jeszcze raz życzę Ci wszystkiego co najlepsze Paulinko! :)

Z Wrocławia wyruszyłem o 7:30, a to oznaczało 90 minut poślizgu w odniesieniu do tego co wcześniej zaplanowałem.
Nic to, byłem zdeterminowany by dziś dojechać do domu na rowerze.

Najpierw musiałem przez 12 kilometrów przebijać się przez zakorkowany Wrocław.
Następnie jechałem do Kątów Wrocławskich po oblodzonej drodze (cieszyłem się, że nie założyłem slicków) mijając auta, które… zakończyły swą podróż w rowach.
Za Kątami na szczęście poprawiła się nawierzchnia, wyszło też słońce i zaczęło się robić cieplej.
Tego dnia pogoda była dla mnie wspaniała. Szkoda tylko, że wiatr nie wiał idealnie w plecy. :D
Ale też trzeba się cieszyć, że nie przeszkadzał w jeździe, bo w większości miałem boczny, a nawet czasem coś tam mnie popchnął do przodu. ;)

Trasa jaką jechałem niczym nie różniła się od tej, którą pokonałem 26. maja w Dzień Matki. :)
Pierwszą połowę udało się pokonać łatwo, z jedną tylko przerwą na ciepły posiłek w Legnicy.
Przyznać się muszę do tego, że między 85 a 125 kilometrem trasy miałem potężny kryzys i jechałem tylko siłą woli. Dalej to już bywało różnie, obniżyłem tempo i bez większych problemów dojechałem do domu, chociaż na ostatnich 30 km odczuwałem dość spore zmęczenie. Organizmu jednak nie da się oszukać. :)
Przez ostatnie 3 miesiące przejechałem tylko 2 setki, a tak poza tym to robiłem krótkie i większości lekkie traski, co było spowodowane zapaleniem ścięgna Achillesa.
Na dzień dzisiejszy mogę cieszyć się z tego, że ze ścięgnem jest już niemal wszystko OK i trzeba powoli zacząć je przyzwyczajać do normalnych obciążeń, z tym że będę robił to uważnie, by za szybko nie narzucić mu zbyt ciężkiej pracy.

Cieszę się również z tego, że trasę pokonałem na swoim starym, poczciwym „Diamondzie”, który towarzyszy mi od 2001 roku. :)
Mam wielki sentyment do tego rowerka i mimo, że niedawno zakupiłem świetnego Treka to z „Diamentowym” chcę przejechać jeszcze setki kilometrów.

W domu byłem o 18:30, a więc równo 11 godzin od momentu, w którym wystartowałem z przybytku Pani Władysławy na Księżu Małym we Wrocławiu. :D
Wychodzi na to, że przez dwie i pół godziny obijałem się na trasie, bo czas jazdy to 8,5 h. :)
No ale trzeba było coś ciepłego zjeść, a także dwukrotnie zrobić zakupy.
Poza tym, tak jak wspomniałem, forma nie ta i zmęczenie było odczuwalne, także czasem zjeżdżałem sobie na krótkie przerwy podczas których wcinałem Kinder Bueno i takie tam inne smakołyki. :)
Trochę też dziś marzłem na ostatnich kilometrach.
Długie dystanse zimą mają swoje uroki ale trzeba czasem przezwyciężyć marznące policzki, stopy i inne części ciała. ;)

Ja z dzisiejszej dwusetki jestem bardzo zadowolony, bo:
- mogłem zrobić wielką niespodziankę siostrze
- odwiedziłem domek
- dotleniłem się :D
- zbliżyłem się znacznie do 10’000 km w tym roku (może jednak się uda)
- poczułem się jeszcze lepiej
- i w ogóle było pięknie! :)

TAK Z SAMEGO RANA WYGLĄDAŁY DROGI…


PÓŹNIEJ BYŁO JUŻ LEPIEJ :)


JESIEŃ, ZIMA… WCALE NIE SĄ TAKIE SZARE ;)


GDZIEŚ NA TRASIE MIAŁEM TAKIE WIDOKI




”DIAMENTOWY” PRZYJACIEL – JESZCZE PRZED NAMI WIELE WYPADÓW :)


WRO/Księże Małe - Gaj – Hallera – Grabiszyńska...
Mokronos Dolny -> Cesarzowice -> Jaszkotle -> Pietrzykowice -> Sadków -> Sadkówek -> Sośnica -> Kąty Wrocławski -> Pełcznica -> Piotrowice -> Kostomłoty -> Samborz -> Jarosław -> Ujazd Górny -> Karnice -> Budziszów Mały -> Postolice -> Kępy -> Biernatki -> Taczalin -> Koskowice -> Legnica -> Lipce -> Studnica -> Michów -> Chojnów -> Czernikowice -> Rokitki -> Brzozy -> Chocianów -> Jakubowa Lubińskie -> Wysoka -> Wilkocin -> Przemków -> Szklarki -> Piotrowice -> Szprotawka -> Szprotawa -> Bobrzany -> Bukowina Bobrzańska -> Chrobrów -> Bożnów -> Żagań -> Marszów -> Żary -> Grabik -> Drożków -> Świbna -> JASIEŃ

Jacek we Wrocławiu

Niedziela, 14 grudnia 2008 · Komentarze(21)
Dziś dzień spędzony razem z Jackiem znanym wszystkim na BS, jako JPbike.
Naszego sympatycznego gościa, który przyjechał do Wrocławia z Poznania, miałem przyjemność oprowadzać po mieście razem z Jahoo. :)

Wszystko zaczęło się o godzinie 11:30 przed wejściem głównym na dworzec PKP Wrocław Główny, gdzie czekał na nas Jacek.
Sympatyczne powitanie i jako pierwszy kierunek naszej dzisiejszej wycieczki obieramy Rynek.
Troszeczkę krążymy po uliczkach Starego Miasta, odwiedzamy Uniwersytet Wrocławski, gdzie studia skończyła Asiczka, a ja mam zamiar skończyć. :D
Na samym Rynku były dziś tłumy. Jackowi się podoba.
Jest świąteczna atmosfera, wcinamy sobie pączkowate kuleczki w „Bajkowym Lasku”. Wczoraj z Asiczką jedliśmy czekoladowe, dzisiaj dostaliśmy za to z migdałkami. :)

Po kilku chwilach odwiedzamy Jatki, uroczą uliczkę, na której jest ciekawy „pomnik” zwierząt gospodarczych. Jest tam trochę śmiechu i zabawy przy robieniu zdjęć. :D

Kolejne miejsce to park na Wyspie Słodowej. Przed wjazdem na wyspę Jacek poznał „Powodziankę”.
Z wyspy zasuwamy na Ostrów Tumski, gdzie podziwiamy katedrę i inne budynki sakralne.
Jadąc tam zahaczyliśmy o Mosty Młyńskie. ;)
Postanawiamy, że przejedziemy się na drugą stronę Odry, by stamtąd zobaczyć panoramę Ostrowa. Jak zawsze jest ślicznie, a do tego zza nielicznych chmur jakie były na niebie wyszło słońce. :)
Pogoda, jak na środek grudnia, była świetna tego dnia.

Przejeżdżamy obok Hali Targowej, potem Panoramy Racławickiej i w Parku Słowackiego Asiczka rzuca genialny pomysł... lodziki! :D
Także długo nie czekając zmierzamy w stronę Galerii Dominikańskiej. Mija kilka minut i już każdy z nas wcinał pyszne lody. :)
Po tym smakowitym deserku śmignęliśmy na Most Grunwaldzki, stamtąd wybrzeżem do Mostu Zwierzynieckiego, kolejne kilkaset metrów i lądujemy pod wrocławskim Zoo.
Po drugiej stronie ulicy czekała na nas jednak Hala Stulecia (dawniej Ludowa) więc tam też się udaliśmy.

Odwiedziliśmy również Park Szczytnicki, w którym zjeździliśmy kilka ścieżek i zawitaliśmy w tamtejszym drewnianym kościółku.
Dziś mieliśmy szczęście, bo można było wejść do wewnątrz tej drewnianej budowli.
Po kościółku nadszedł czas na odwiedziny kompleksu Stadionu Olimpijskiego.
A po odwiedzinach stadionu... czas na gwóźdź programu, czyli wrocławskiego Piasta. ;)
Po zaopatrzeniu się w sklepie z dobrami doczesnymi ruszamy na Most Bartoszowicki, z niego już rzut beretem na Jaz Opatowicki, gdzie robimy przerwę na odpoczynek. :)
Jacek mówi, że Piast mu smakuje. To miłe.
Dziś nawet Jahoo skusiła się na ten trunek. :D

Po posiadówce kręcimy na Wyspę Opatwicką i docieramy na jeden z jej końców – dosyć ciekawe miejsce.
Następnie przeprawiamy się śluzą na stały ląd i gnamy co sił w nogach na Plac Grunwaldzi, by zjeść coś ciepłego, bo zgłodnieliśmy.
Po drodze zatrzymaliśmy się przy „Pani z wielkimi kolanami”, a także zerknęliśmy na wieżę ciśnień.
Wreszcie też wylądowaliśmy w pizzerii „Bravo”.
Duża Familijna sprawia, że wstajemy od stołu syci i gotowi na wieczorną jazdę po Wrocławiu.

Teraz zrobiło się dopiero pięknie.
Jacek czekał na moment, gdy wszystkie mosty i zabytki zostaną ładnie oświetlone. :)
Jeszcze raz odwiedziliśmy Ostrów Tumski, który w nocy nabiera niesamowitego uroku.
Wjeżdżamy też na Wyspę Słodową, z której są cudowne widoki na Uniwersytet Wrocławski i całą ulicę Grodzką.
Postanowiliśmy też zaciągnąć Jacka na nasz ulubiony Most Milenijny. :)
Wracając z Milenijnego przejechaliśmy obok Mostu Osobowickiego i przez Mosty Trzebnickie a także Plac Staszica.

Nadszedł i czas na Rynek nocą. :)
Jacek zobaczył naszą wrocławską choinę na własne oczy. :)
Z innych miejsc odwiedzonych po zapadnięciu zmroku należy wymienić ulicę Szewską z białym drzewkiem, plac Jana Pawła II, plac Orląt Lwowskich, a także Operę i Arkady Wrocławskie.
Szkoda, że czas tak szybko gonił, bo nim się obejrzeliśmy musieliśmy gnać na PKP żeby Jackowi nie uciekł pociąg do Poznania. :)
Z drugiej strony szybko uciekający czas oznacza, że człowiek się nie nudzi i dobrze się bawi.
Tak właśnie było tego dnia. :)

Dziękujemy Ci bardzo Jacku za odwiedziny w naszym mieście i wspólną jazdę!
Do następnego! :)

ASICZKA Z JACKIEM – Z ODWIEDZINAMI U „PANI Z WIELKIMI KOLANAMI” :)


TUTAJ KUPUJĄ MŁYNARZOWI PĄCZKOPODOBNE COŚ – DZIŚ PRÓBOWALIŚMY MIGDAŁOWYCH :D


NASZE MASZYNY CZEKAJĄ NA ZWIEDZANIE :)


JAK SŁODKO :)


OSTRÓW TUMSKI


HMM... COŚ PRZYKUŁO WZROK JACKA ;)


KOP Z SPD’A W WYKONANIU JACKA :D (BIEDNA KOZA ;) )


GŁÓWNA ATRAKCJA ZWIEDZANIA WROCŁAWIA ;)


BIESIADA TRWA :D


JAZ OPATWOWICKI I ODRA


UNIWERSYTET WROCŁAWSKI