Wpisy archiwalne w kategorii

woj. Pomorskie

Dystans całkowity:765.94 km (w terenie 226.00 km; 29.51%)
Czas w ruchu:40:53
Średnia prędkość:18.18 km/h
Maksymalna prędkość:51.99 km/h
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:109.42 km i 6h 48m
Więcej statystyk

39. HARPAGAN - zabawa z łańcuchem...

Sobota, 8 maja 2010 · Komentarze(20)
Po zeszłorocznym debiucie w Bytoni wiedziałem, że jeszcze nie raz wrócę na Pomorze, by spróbować swoich sił w kultowym rajdzie nie orientację jakim bez wątpienia jest Harpagan.
Długo czekałem na swój kolejny start w tych zawodach. Z jesiennej edycji musiałem zrezygnować z powodów osobistych, a gdy już czekałem na wiosenny start w H-39 wydarzyła się tragedia 10. kwietnia, po której organizatorzy byli zmuszeni przesunąć termin zawodów na 7-9 maja. Pomyślałem sobie, że może to dobrze, bo w maju jest przecież cieplej i będę miał też dodatkowy czas na to, by trochę pojeździć na rowerze. :)
Wreszcie nadszedł maj...

Na Harpagana wybrałem się ze swoim prywatnym Aniołkiem – czyli standardowo. ;)
Tam razem naszym środkiem lokomocji było autko. Z Wrocławia wyjechaliśmy wczesnym rankiem, już w piątek. Chcieliśmy pokonać trasę do Gdańska bezproblemowo, liczyliśmy na to, że wczesna godzina wyjazdu zagwarantuje nam znikomy ruch pojazdów na trasie – przeliczyliśmy się. Trasa jak zwykle była zapchana autami ciężarowymi, niedzielnymi kierowcami i innymi wybitnymi „kierowcami”. Dodatkowo ruch był spowolniony przez ciągle padający deszcz. Jakoś jednak dotoczyliśmy się do Gdańska. Po przeszło siedmiu godzinach jazdy byliśmy już w Trójmieście ale pognaliśmy jeszcze dalej na północ, do Władysławowa, a stamtąd na Hel, na którym jeszcze nas nie było. ;)
Oczywiście mogliśmy zapomnieć o odpoczynku na plaży, wsłuchiwaniu się w szum fal i wypiciu zimnego Bosmana, bo... było zimno, szaro, ponuro, wietrznie, mgliście i deszczowo – pogoda marzenie. :D
Zafundowaliśmy sobie jedynie pyszną rybkę w nadmorskiej tawernie.
Po sytym obiedzie wróciliśmy do Trójmiasta, odszukaliśmy gdańskie Osowo i udaliśmy się do bazy rajdu mieszczącej się w Szkole Podstawowej nr 81.

Dobrze jest przyjechać dzień przed startem.
Mogliśmy spokojnie rozpakować swoje rzeczy, ulokować się w dogodnym miejscu noclegowym, bez pośpiechu się zarejestrować i odebrać swoje pakiety startowe. Co najważniejsze, jest też czas na pogaduchy z dobrymi znajomymi. W piątkowy wieczór w bazie rajdu miło mijał nam czas na rozmowach z Mavikiem i Wikim. Obserwowaliśmy też start trasy pieszej. Trzeba przyznać, że piechurzy nie mieli lekko, gdy wyruszali na swoją trasę wciąż padał deszcz i jeszcze potem długo nie przestawał. W końcu, po wyczerpującym dniu, trzeba było położyć się spać, bo czekał nas... kolejny wyczerpujący dzień. :D
Gdy inni zjeżdżali do bazy rajdu, my już słodko spaliśmy. ;)

I nadszedł sobotni poranek.
Pobudka o 5:00.
Start o 6:30.
Ostatnie przygotowania. Śniadanie.
Wreszcie rozdanie map i można jechać.
Tuż przed wyruszeniem na trasę pozdrawiamy się jeszcze szybko z Dareckim, który startuje w Harpaganie już... osiemnasty raz!

Razem z Asią nie nastawiamy się na jakiś rewelacyjny wynik. Zdajemy sobie sprawę z tego, że w tym roku z kondycją jest bardzo krucho, bo jeździmy niezbyt wiele. Mimo to stawiamy sobie pewien cel, chcemy zdobyć 40 punktów przeliczeniowych (na 60 możliwych). Uznajemy, że to byłby całkiem niezły wynik jak na nasze możliwości i aktualną formę (a właściwie jej brak :D ). Rok temu zgromadziliśmy na swoim koncie 33 oczka i pozostał nam wtedy spory niedosyt.

No nic, ruszamy!
Przed nami 12 godzin czasu, 20 punktów kontrolnych, około 200 kilometrów i... mocno nieaktualna mapa, która ma służyć w nawigacji – fajnie! :D

PK 8 – Klukowo, ruiny gospodarstwa (czas od startu: 45 min.)
Obieramy wariant, w którym ruszamy najpierw na południe (chcemy wracać do bazy z wiatrem w plecy). Już pierwsze kilometry sprawiają nam drobne problemy, bo... ciężko jest nam wyjechać z dzielnicy Gdańska dysponując nieaktualną mapą w skali 1:100000. :D
Na szczęście bez większych strat czasowych dostajemy się na właściwą drogę.
Nawigacja idzie dalej już sprawnie.
Wjeżdżamy gdzie trzeba i zgarniamy pierwszy punkt wart dwa oczka. :)

PK 11 – Leźno, skrzyżowanie dróg (czas: 80 min.)
Z ósemki jedziemy w stronę gdańskiego lotniska Rębiechowo. Przy okazji zagłusza nas huk silników startującego samolotu.
Przejeżdżamy przez Czaple, wpadamy do lasu, odbijamy w lewo i bez problemu trafiamy na jedenastkę wartą 3 punkty.
Było przy niej trochę tłoczno. :)

PK 5 – Sulmin, stary cmentarz (czas: 115 min.)
Kolejny punkt wydaje się prosty, i taki też był, my jednak w samym Sulminie pojechaliśmy źle na rozwidleniu dróg. Na szczęście błyskawicznie połapaliśmy się, że coś jest nie tak i skorygowaliśmy swój błąd.
Po dojechaniu do piątki mamy okazję zobaczyć zrujnowaną kaplicę cmentarną, w której zostali pochowani przedstawiciele rodu Gralathów – szkoda, że taki obiekt i cały cmentarz zostały splądrowane i zniszczone przez ludzi, takie widoki zawsze bolą.
Jedziemy dalej.

PK 17 – Ostróżki, ambona (czas: 157 min.)
Robimy kilkukilometrowy, bardzo przyjemny, przelot leśną drogą.
Wyjeżdżamy w Kolbudach i dalej ciśniemy do Ostróżek jadąc przez Pręgowo Dolne.
W samych Ostróżkach znów popełniamy drobny błąd na rozwidleniu polnych dróg. Tak jak poprzednio szybko to naprawiamy. Przejeżdżamy przez łąkę, a razem z nami grupka osób, która zawierzyła mojej nawigacji. ;)
Punkt umiejscowiony przy ambonie – łatwizna.
Siedemnastka była cenna, bo warta pięć punktów.

PK 15 – Skrzeszewo, skrzyżowanie (czas: 187 min.)
Dojazd do piętnastki z siedemnastki to błahostka – jedzie się jak po sznurku.
Droga mija szybko, aczkolwiek odczuwamy pierwsze symptomy zmęczenia - niedobrze, to zbyt wcześnie. W związku z tym przy punkcie postanawiamy chwilę odpocząć. Gdy tak sobie stoimy, podjeżdża do nas ktoś znajomy – to Jarek Hawryluk z Elbląga. Ale fajnie! Mieliśmy przyjemność przejechać z nim część naszej zeszłorocznej wyprawy „Dookoła Polski”.
Ucinamy sobie miłą pogawędkę i po kilku minutach ruszamy dalej.
W stronę trzynastki...

PK 13 – Huta Górna, skrzyżowanie (czas: 259 min.)
Dojazd do tego punktu zajmuje nam aż 72 minuty – to bardzo dużo.
Nie dzieje się tak dlatego, że mamy problemy z nawigacją. Wszystko przez to, że... trzynastka okazała się dla mnie pechowa. Tuż przed podjazdem na wzgórze, gdzie znajdował się punkt zerwałem łańcuch. I to w najgorszym momencie, bo akurat stało się to na środku błotnistej drogi. Szkoda, bo skuwanie łańcucha w takich warunkach nie należy do przyjemnych zajęć. Mnie martwi najbardziej to, że ten mój nieszczęsny łańcuch jest mocno wysłużony, był już wielokrotnie skuwany i brakuje w nim kilku ogniw, przez co jest znacznie skrócony. Każde kolejne usunięte ogniwo może sprawić, że kontynuowanie jazdy w moim przypadku nie będzie możliwe (nie mieliśmy niestety z Asią spinek). Staram się wyrzucić z głowy te czarne myśli i zabieram się za skuwanie zabłoconego łańcucha. Mijający nas ludzie proponują pomoc – to miłe, takie powiedziałbym „fair play”. :)
Wszystkim dziękuję, bo wiem że skuję łańcuch i będziemy mogli jechać dalej.
No i skułem. Tylko jak?! Zapomniałem przeciągnąć łańcuch przez kółeczka od przerzutki. :D
Tak więc, rozkuwam i skuwam jeszcze raz.
Wreszcie ruszamy z Asią dalej. Od tego momentu odpuszczam cięższe podjazdy w terenie, bo nie chcę ryzykować kolejnego zerwania łańcucha. Tak więc pod trzynastkę zamiast jazdy, czeka mnie wprowadzanie rowerka – czadersko. ;)
Sam punkt został odnaleziony sprawnie.
W tym momencie jesteśmy na trasie już 4 godziny i 20 minut – 1/3 trasy za nami. Mamy zgromadzone 6 punktów, które dają nam łącznie 20 punktów przeliczeniowych – całkiem nieźle.
Zjeżdżamy z trzynastki.
Ja w głowie mam jedną myśl... łańcuch. Czy wytrzyma?!

PK 9 – Somonino, rozwidlenie dróg, skraj lasu (czas: 328 min.)
Na tym odcinku jedziemy razem z elbląskimi rowerzystami – wspomnianym Jarkiem oraz Andrzejem Wasylkiewiczem. To bardzo dobrze, bo... po kilku kilometrach wspólnej jazdy znów zgubiłem łańcuch. Mam dość. Na szczęście Andrzej wyciąga z plecaka zestaw spinek. Jestem uratowany! Ma ich tyle, że można by z nich złożyć chyba nowy łańcuch. :D
Biorę od niego jedną z nich i zadowolony szybko naprawiam napęd. Kamień spadł mi z serca. Andrzej proponuje jeszcze bym wziął sobie na wszelki wypadek ze dwie zapasowe spinki ale uznaję, że już nie powinny być mi potrzebne.
Razem dojeżdżamy do Borcza. Tam Jarek z Andrzejem zastanawiają się jak dalej jechać. My z Asią zmierzamy w stronę dziewiątki. Rezygnujemy z zaliczenia trójki i jedynki, bo są nisko punktowane.
Du punktu trafiamy bez komplikacji. Po drodze mijamy jeszcze stado krów. :)

PK 19 – Kolańska Huta, skraj lasu (czas: 379 min.)
Jesteśmy już blisko południowo-zachodniego krańca mapy – tam jest umiejscowiona dziewiętnastka warta pięć punktów. Niemal cały przelot do niej to jazda szutrowymi drogami wiodącymi przez niezwykle malownicze okolice. Te okolice to także... niezłe górki. Nie mamy dziś siły na szarpanie się z podjazdami ale spokojnym tempem brniemy do przodu. :)
W okolicy Rątów mijamy się z pędzącym na wschód Wikim.
Wydaje mi się, że bez końca jedziemy pod górę. Nie mogę doczekać się aż zdobędziemy punkt, bo to będzie ostatni punkt, do którego trzeba było jechać pod wiatr – później powinno być lepiej. :)
Odnalezienie dziewiętnastki nie poszło nam gładko ale specjalnie dużo czasu nie straciliśmy.
Po tym jak wspięliśmy się szutrową drogą na skraj lasu mogliśmy zgarnąć kolejne punkty do swojej harpaganowej kolekcji. :)

PK 7 – Chmielno, droga (czas: 448 min.)
Po zjeździe z dziewiętnastki jedziemy wzdłuż Jeziora Ostrzyckiego. Spotykamy się tam z nadjeżdżającym z naprzeciwka Tomkiem.
Myślimy jak jechać do siódemki, możemy wybrać banalny dojazd asfaltem i przy okazji podziwiać piękne jeziora: Wielkie i Małe Brodno. To jest wariant nieco dłuższy ale łatwiejszy nawigacyjnie i dający odpocząć, bo w końcu jazda po asfalcie mniej wyczerpuje niż teren.
Ja jednak pokusiłem się o cudowny manewr i chciałem skrócić dojazd do siódemki. :D
Skończyło się to tak, że większość tego odcinka to był teren, do tego kilka górek i... nadłożone kilometry oraz stracony czas. Brawo! :D
Jechaliśmy przez Ramleje i Smętowo.
Punkt był prosty do odnalezienia, tylko drogę dojazdową wybrałem nieco dziwną. :)
Chyba zabrakło mi w tym momencie koncentracji. Na szczęście Asia była wyrozumiała i nie krzyczała. ;)
Przejeżdżamy między Jeziorem Kłodno i Jeziorem Białym, wpadamy do Chmielna i jedziemy na północ.

PK 16 – Kolonia, skrzyżowanie dróg (czas: 508 min.)
Zmierzamy w stronę Jeziora Łapalickiego, dalej poruszamy się szutrową drogą i dojeżdżamy do Sianowa, z którego częściowo asfaltem, a częściowo drogą polną dojeżdżamy do lasu, w którym łatwo odnajdujemy wartą cztery punkty szesnastkę. Jedzie się łatwiej, bo nie przeszkadza już wiatr, górki też są już mniejsze. :)
Ubywa nam czasu, ubywa nam sił.
Postanawiamy, że odpuszczamy położoną na północnym-zachodzie mapy tłustą osiemnastkę, wiemy też, że nie będziemy mieć już czasu na zdobycie dwudziestki (oba PK są warte 10 punktów). Trochę szkoda ale z drugiej strony, zdajemy sobie sprawę, że jeśli w drodze powrotnej do bazy zdobędziemy punkty nr 14, 12 i 10 to zrealizujemy swój drobny cel, bo zgromadzimy ponad 40 punktów przeliczeniowych.
Wdrażamy swój plan w życie.

PK 14 – Jeleńska Huta, polana (czas: 547 min.)
Jazda na czternastkę mija sprawnie. Nie ma żadnych problemów nawigacyjnych.
Punkt bardzo łatwy.
Jednak sił już brak. :D

PK 12 – Czeczewo, szczyt wzgórza (czas: 606 min.)
Za pięknie jednak nie może być.
Kilkaset metrów za czternastką znów gubię łańcuch. Pękło kolejne ogniwo.
W tym momencie obiecuję sobie, że po powrocie do Wrocławia założę wreszcie w Treku nowy łańcuch.
W ruch idzie skuwacz i po kilku chwilach można jechać dalej. Wracają jednak obawy, bo wiem, że kolejne zerwanie to tylko kwestia czasu. Nie myliłem się.
Po kilku kilometrach asfaltu, wjeździe na polne drogi, już w pobliżu wzgórza, na którym znajduje się dwunastka... łańcuszek pęka po raz czwarty tego dnia. Skuwam i jadę dalej. Pęka po raz piąty. Mam już dość ale... skuwam dalej. :D
Gdy już jest OK ponownie podjeżdżają z pomocą Andrzej i Jarek. Andrzej oddaje mi komplet swoich zapasowych spinek, bo obawia się że mogę nie dojechać do mety. Zawsze wiedziałem, że elblążanie to dobrzy ludzie. :)
Na wzgórze rower wprowadzam. Potwierdzamy punkt i jedziemy z Asiczką dalej.
Na celownik bierzemy jeszcze dziesiątkę i później zostaje nam dojechać do mety. Czasu powinno wystarczyć.

PK 10 – Góra Donas, wieża widokowa (czas: 664 min.)
Dojeżdżamy do Chwaszczyna jadąc przez Warzno.
Po drodze, tradycyjnie już, gubię łańcuch. ;)
Już nie zrobiło to na mnie wielkiego wrażenia. :D
Na Górę Donas wjeżdżamy z Asią bez problemu, jednak tuż przed wieżą nie skręcamy gdzie trzeba i robimy malutki kółeczko.
Po zjeździe z górki czeka nas kilka kilometrów asfaltu i wjazd na metę. Mamy na to 55 minut więc jesteśmy spokojni. :)

META (czas: 693 min.)
I wreszcie meta!
Uśmiechnięci i zmęczeni kończymy swój drugi start w Harpaganie.
Dojechaliśmy na metę na 27 minut przed upływem limitu czasu.
Na trasie H-39 spędziliśmy 11 godzin i 33 minuty z czego 9:20 to czysta jazda a 2:13 to niepotrzebne postoje (ponad połowa przeznaczona na skuwanie łańcucha). Trzeba wciąż pracować nad efektywniejszym wykorzystywaniem czasu. :)
Przejechaliśmy 151 kilometrów (bardzo niska średnia to efekt braku treningu).
Tym razem udało nam się z Asią odwiedzić 13 punktów kontrolnych i zdobyć 44 punkty przeliczeniowe. Całkiem nieźle ale... stać nas na więcej. :)
Asia zajmuje piąte miejsce wśród kobiet, a ja jestem... dziewięćdziesiąty któryś. :D

Trasa trzydziestego dziewiątego Harpagana okazała się łatwa nawigacyjnie. Skutkowało to tym, że miano Harpagana zdobyło aż sześć osób, spośród których najszybszy okazał się Paweł Brudło.
Niewiele zabrakło a Harpaganem zostałby Mavik, który zdobył aż 59 punktów. Również rewelacyjnie pojechał jego brat - Piotrek zgromadził 54 oczka. Wiki natrzaskał 57 punktów, Tomek (który mówi, że jechał rekreacyjnie) zdobył ich 52, Mickey 57 – muszę kiedyś im dorównać. :)
Darecki, który zaliczył już osiemnasty start w Harpaganie zdobył 46 oczek, czyli też pojechał bardzo dobrze.

Co do awarii...
Nie byłem dziś sam. ;)
Piotrek Banaszkiewicz mówił, że skuwał na trasie swój łańcuch pięć razy, a więc był niewiele gorszy ode mnie. :D
Tomek... przyjechał na Harpagana... bez łańcucha i przerzutki (co nie przeszkodziło mu w zajęciu trzydziestego miejsca). :D
Ale najbiedniejsza z nas wszystkich była Kasia – świeżo upieczona Żonka Tomka. Otóż Kasia... zgubiła na trasie korbę i wracała do bazy pieszo. Nie mniej jednak zdobyła trzy punkty i pokonała w ten sposób aż jedenaście osób! :)

Już wieczorem, gdy wszyscy nieco ochłonęli, pokąpali się, zjedli bigosik i wypili po piwku, poszliśmy na uroczyste zakończenie zawodów, które było jednocześnie podsumowaniem sezonu 2009.
Było bardzo wesoło.

Na trasie pieszej tytuł Harpagana zdobyły aż 42 osoby. Najszybszy był Andrzej Buchajewicz.
Na trasie mieszanej jedynym Harpaganem został Andrzej Chorab.
A na trasie rowerowej, poza wspomnianym Pawłem Brudło, tytuł Harpagana zdobyli również: Mikołaj Waliński, Piotrek Buciak, Daniel Śmieja, Adam Wojciechowski i Tomasz Widuchowsi.

Dla mnie najważniejsze było jednak to, że mój Aniołek mógł wreszcie odebrać swój puchar za zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Pucharu Polski w Maratonach Rowerowych na Orientację w sezonie 2009!
Cieszyłem się razem z nią. Zasłużyła na to jak nikt inny. :)
No i wiadomo, jestem z niej bardzo dumny. :D
Chociaż Asia przywozi do domu sportowe trofea. ;)

Szybko minął ten Harpagan. Za szybko. A był bardzo fajny!
Organizatorzy znów stanęli na wysokości zadania i przeprowadzili całą imprezę wzorowo.
Tylko pogratulować!

Ja już czekam na kolejną edycję Harpagana.
Bo dobrze jest się zmęczyć, bo dobrze jest pojeździć na rowerze, bo dobrze jest ponawigować ale najlepiej jest... po prostu być na Harpaganie.
Atmosfera niepowtarzalna.
I jest to zawsze świetna okazja do spotkania się z dobrymi znajomymi.
To chyba tyle. ;)

MAM JESZCZE GARŚĆ FOTEK (ALBO ZE DWIE GARŚCIE) :D
Harpagan - 39, Gdańsk - Osowa © Mlynarz


Przed Harpaganem, odwiedziliśmy Mierzeję Helską © Mlynarz


Wzburzone Morze Bałtyckie © Mlynarz


Start trasy pieszej © Mlynarz


W bazie można było znaleźć informacje o Bike Oriencie © Mlynarz


666 – szatański numer startowy Mavika :) © Mlynarz


Na starcie trasy rowerowej H-39 © Mlynarz


Asiczka przed startem © Mlynarz


Asiczka w okolicach PK 8, który zdobywaliśmy w pierwszej kolejności © Mlynarz


Na harpaganowych punktach zawsze jest wesoło © Mlynarz


Na jednym z punktów kontrolnych © Mlynarz


Ruiny kaplicy na cmentarzu w Sulminie © Mlynarz


Pręgowo - kościół © Mlynarz


Ambona w okolicy miejscowości Ostróżki - PK 17 © Mlynarz


Asiczka ciśnie przez łąkę - za nią... inni, których wprowadziłem w błąd :D © Mlynarz


Moja prywatna Harpaganka ;) © Mlynarz


Obrazek z trasy © Mlynarz


W drodze na PK 13 © Mlynarz


751 - nr Asiczki © Mlynarz


"Trochę" błotka... ;) © Mlynarz


"Trochę" kałuż... :D © Mlynarz


I Flecik Asiczki jest umorusany ;) © Mlynarz


Gdzieś na trasie... © Mlynarz


Swojsko ;) © Mlynarz


Patrzą i oczom nie wierzą ;) © Mlynarz


Każdy odnaleziony punkt to powód do radochy :) © Mlynarz


Krajobraz w okolicach Goręczyna © Mlynarz


Drogowskazy na trasie czasem pomagają © Mlynarz


Jezioro Kłodno © Mlynarz


Kościół w Sianowie © Mlynarz


Paweł i Wiki na zakończeniu zawodów © Mlynarz


Zadowolony Darek Wielakin © Mlynarz


Asia odbiera nagrody za zwycięstwo w Pucharze Polski 2009 w Rowerowych Maratonach na Orientację © Mlynarz


Michał Nowaczyk z dyplomem © Mlynarz


Paweł Brudło - zwycięzca H-39 © Mlynarz


Daniel Śmieja dorzucił kolejny tytuł Harpagana do swojej okazałej kolekcji © Mlynarz


Tomek z wylosowaną koszulką :) © Mlynarz


Wiki też miał farta w losowaniu nagród ;) © Mlynarz


Asiczka z pucharem, medalem i dyplomem :) © Mlynarz


Z moją Mistrzynią :D © Mlynarz

DZIEŃ 25 - GORYCZY CZAS

Czwartek, 6 sierpnia 2009 · Komentarze(4)
Zwiedzamy bardzo ciekawy skansen Ziemi Słowińskiej w Klukach. Wcześniej mieliśmy długą przeprawę przez bagienne tereny Słowińskiego Parku Narodowego.

Ciężko się dziś jedzie. Przejechanie każdego kilometra idzie opornie. Jest upał, setki "kierowców" dobijają. Zbliżamy się do Ustki.

Zostawiliśmy za sobą Ustkę pełną plażowiczów. Opuszczamy także województwo pomorskie i wjeżdżamy do zachodniopomorskiego obierając kurs na latarnię w Jarosławcu.

Jesteśmy w Jarosławcu i objadamy się smażonymi rybami. :)

Jesteśmy po odpoczynku i posiłku - jedziemy dalej. Dziś chcemy jeszcze trochę kilometrów przejechać po zmroku by uniknąć jazdy w upale i dużym ruchu ulicznym.

To nie jest nasz dzień. Przed Darłowem pojawiły się problemy techniczne z rowerem, potem pobłądziliśmy i nadłożyliśmy 10 kilometrów.

Wszystko już OK ale szkoda straconego czasu i sil. Trzeba jednak czasem zacisnąć zęby i przejść przez kryzys.

Koniec jazdy na dziś. Mało kilometrów, stanowczo za mało... Śpimy obok Bukowa Morskiego.


Młynarz na szlaku w Słowińskim Parku Narodowym :) Łatwo nie było :)


Po obiadku w Jarosławcu :)




Szczegóły i zdjęcia po powrocie.

<Dzień poprzedni> <Dzień następny>

Relacja na bieżąco dostępna na stronie http://www.dookolapolski.xn.pl

DZIEŃ 24 - PRZYLĄDEK ROZEWIE

Środa, 5 sierpnia 2009 · Komentarze(3)
Ciocia Mateusza zafundowała nam niezłe śniadanie - najedliśmy się do syta. Teraz można pedalować. :) Przejeżdżamy obok Zatoki Puckiej. Mamy wciąż dobrą pogodę.


Jesteśmy na Przylądku Rozewie - najdalej na północ wysuniętym punktem Polski. Upał. Nad morzem tłumy urlopowiczów, drogi zakorkowane ale to nas nie dotyczy :)


Łeba już za nami, Czas na Kluki.

Przejechaliśmy dziś nieco mniej niż planowaliśmy. Mimo to wciąż nadrabiamy zaległości. Wszystko idzie ku dobremu, pogoda sprzyja.
Pozytywne nastroje nas nie opuszczają. Wybrzeże powinniśmy zakończyć planowo, a łączną długość trasy według naszych obliczeń wyniesie około 4000 km ;)

Teraz idziemy spać by mieć siły na jutrzejszy dzień ;)



Szczegóły i zdjęcia po powrocie.

<Dzień poprzedni> <Dzień następny>

Relacja na bieżąco dostępna na stronie http://www.dookolapolski.xn.pl

DZIEŃ 23 - ŻUŁAWY WIŚLANE I TRÓJMIASTO

Wtorek, 4 sierpnia 2009 · Komentarze(4)
Ciepły poranek. Z wielkim żalem opuszczamy Elbląg. Siedmioosobowym składem jedziemy do Malborka.

Do Elbląga z Gdańska przyjechał Tomek (Flash), by z nami pojeździć. Porusza się oczywiście na ostrym kole. :)

Podziwiamy zamek krzyżacki w Malborku - największą ceglaną warownię w Europie. Jest bardzo gorąco.

W Nowym Dworze Gdańskim rozstajemy się z elblążanami. Nadal jedzie z nami Flash. Pijemy kawę i ruszamy na podbój bałtyckiego wybrzeża :)
Docieramy nad morze :)

W Sztutowie odwiedzamy muzeum byłego obozu koncentracyjnego Stutthof, a następnie jedziemy w stronę Gdańska.

Przepływamy promem przez Przekop Wisły. Ale wieje! :)

3000 kilometrów w 23 dni! To jeszcze nie koniec. ;)

Wieczorową porą Flash oprowadza nas po Trójmieście. Gdańsk bardzo nam się podoba. Jemy tu ciepły posiłek i ruszamy dalej. Nocleg planujemy późno.

Skończyliśmy na dziś. Prawie 170 km. :) Wyjechaliśmy z Trójmiasta i śpimy u Cioci Mateusza w Rumii. Przez Gdańsk, Sopot i Gdynię poprowadził nas Flash, który pokazał nam cudne ścieżki wzdłuż wybrzeża. Również w Trójmieście towarzyszył nam Grzesiek - brat Flash'a. Wszyscy razem odwiedziliśmy sopockie molo.
Nocna jazda po ulicach Trójmiasta pozostanie na długo w naszej pamięci. :)

Muzeum Stutthof w Sztutowie


Przeprawa promowa przez przekop Wisły


Odwiedziny u Neptuna :)


Szczegóły i zdjęcia po powrocie.

<Dzień poprzedni> <Dzień następny>

Relacja na bieżąco dostępna na stronie http://www.dookolapolski.xn.pl

Powrót z Harpa

Niedziela, 19 kwietnia 2009 · Komentarze(4)
Jak pojechało się na Harpagana to jeszcze trzeba z niego wrócić.
Powrót był długi i męczący.

Pobudka o piątej rano i jedziemy polami na bytoński peron.
Wsiadamy w pociąg i czeka nas... 11 godzin podróży powrotnej do Wrocławia.
Mamy dwie przesiadki. Dużo czasu spędzamy w Pile i Chojnicach.

Podróż choć długa i nużąca, minęła bezboleśnie – to chyba znów jakieś anielskie moce. ;)

Wysiedliśmy z Asiczulkiem na Popowicach, więc na Kozanów mieliśmy bardzo blisko. :)
Po pysznym obiadku odwiedziła nas... Kosma! :)
Nasza słynna powsinoga znów odwiedziła stolicę Dolnego Śląska.
Mimo zmęczenia, które odczuwaliśmy wszyscy (Kosma przez ostatnie dni nie próżnowała i trzaskała setki i dwusetki :D )są jeszcze siły na zimne Piasty, Tyskacze i inne zupy z chmielu. ;)

37. HARPAGAN – WIATR I PIACH

Sobota, 18 kwietnia 2009 · Komentarze(25)
Tego dnia, o godzinie 6:30, rozpoczęliśmy z Aniołkiem naszą przygodę z Harpaganem.
Nasz pierwszy start, żadnych założeń, po prostu spróbować swoich sił w tej imprezie.

Na start nieco się spóźniamy, później jakiś czas analizujemy mapę.
Postanawiamy najpierw jechać na północny zachód, a więc po punkty kontrolne nr 7, nr 1 i nr 19 – ich łączna wartość to 9 punktów.

Jest zimno – słońce dopiero wstało.
Już pierwszy punkt (7) sprawił nam trochę kłopotu – szukamy go nie po tej stronie rzeki co trzeba – brak koncentracji, pośpiech, niedostateczna analiza mapy – sam nie wiem dlaczego tak łatwo popełniam błąd. Pojawiają się niepotrzebne nerwy – to nie pomaga.
Na szczęście w końcu orientujemy się na czym polega nasz błąd – błąd który powstał z mojej winy.

Jadąc z siódemki na jedynkę okazuje się, że nawierzchnia dróg po których jeździmy nie koniecznie musi się pokrywać z tym co pokazuje mapa – trudno.
Jedynka jest łatwa – znajduje się przy zamku w Starej Kiszewie. Bez problemu też zdobywamy PK nr 19, a to dzięki świetnej nawigacji Asiczki. To ona bezbłędnie nas wyprowadziła na ten punkt, typując w Konarzynach odpowiednią drogę polną prowadzącą do niego. Także dziewiętnastka warta 5 punktów padła naszym łupem.

Po tym czeka nas kilkanaście kilometrów przebijania się lasem w kierunku południowym.
W miarę dobrze poszło nam zdobycie wartej 3 punkty jedenastki w Leśnej Hucie, choć troszkę wątpliwości przy niej było.
Kolejna jest trzynastka do której prowadzi piaszczysta droga – jak się później okazało, niemal wszystkie następne kilometry w terenie to już tylko piach, piach i piach, w którym czasem zakopywaliśmy się po pachy. Z tym punktem nie mamy najmniejszych problemów, niemal na niego wjeżdżamy typując dobrą przecinkę prowadzącą do wąwozu.
Chwilę po nim przejeżdżamy przez piękną rzekę Wda. Przy słonecznej pogodzie, jaką mieliśmy tego dnia, mostek na Wdzie wygląda pięknie, a na tym mostku jeszcze przejeżdża sobie na rowerze mój Aniołek... :D
Czy są piękniejsze widoki?! Wątpię. :)

Mijamy miejscowość Zimne Zdroje i jedziemy na PK 16 ukryty w lesie przy ambonie w okolicy Osiecznej – nie mamy z nim problemów. Jednak zdobyliśmy go wybierając wariant dłuższy ale łatwiejszy nawigacyjnie – to kosztuje nas kilkanaście cennych minut.
Dalej jedziemy, kopiąc się w piasku, na jeziorko w okolicach Zdrójna. Tam jest PK 8 – nam poszedł łatwo. Okolica przepiękna.
Przy okazji spotykamy Kitę.
Ja również daję Asiczce pokaz cudownych gleb SPD. :D

W tym momencie sprawdzamy czas i dystans, jaki zostaje nam do pokonania. Decydujemy, które punkty odpuszczamy i jedziemy dalej.

Nie bez problemów odnajdujemy czternastkę umiejscowioną na leśnej polanie w okolicy Brzeźna. Tracimy tam sporo czasu na piaszczystych drogach.

Kilka chwil później ma miejsce sytuacja, która w znacznym stopniu zaważyła na naszym końcowym wyniku. Niestety.
Wyjechaliśmy na asfalt, czekało nas 10 kilometrów jazdy po nim.
Rzuciłem mocne tempo, by zyskać kilka cennych minut. I tak sobie jechaliśmy przez te kilometry nie schodząc poniżej 28 km/h, a korzystali z tego inni, którzy siedli nam na kole i nie byli zbyt chętni do dawania zmiany (2 km na 10 to trochę mało...).
Gdy inni odpoczywali, to my traciliśmy siły – z mojej winy.
Gdy wjechaliśmy w las... to inni pojechali na PK 18, a my musieliśmy odpocząć, bo tym tempem bardzo zmęczyłem Aniołka. :(
Nie pomyślałem, jak bardzo głupią rzecz robię. Wykańczam Asiczulka, z którym jadę, daję odpocząć innym pozwalając wieźć się na kole, a co najgorsze... daję im się wprowadzić w błąd, bo posłuchałem ich „rady” zamiast samemu spojrzeć na mapę. :/
Jeden jedyny raz na Harpaganie złamałem żelazną zasadę, że trzeba samemu sprawdzać mapę, a nie słuchać się innych. Przez to tak pobłądziliśmy w lesie, że niemal wjechaliśmy na tereny, których na mapie już nie było. Straciliśmy kolejną porcję sił, masakrując się przez 15 kilometrów na piaszczystych drogach. Straciliśmy też bardzo dużo czasu. Zanim połapaliśmy się jak wielki błąd popełniłem – było za późno. Niestety nie mogliśmy już pojechać na wartą pięć punktów osiemnastkę, bo najzwyczajniej w świecie nie pozwalał nam na to czas. :(
Stracony w głupi sposób czas, stracone cenne pięć punktów, stracone siły i puste kilometry po piaszczystych drogach – to katastrofalny efekt mojego błędu.
Teraz zostało już nam tylko wracać do mety.

W drodze powrotnej zaliczamy jeszcze punkty kontrolne nr 12, nr 5 i nr 9.
Odpuszczamy szukanie siedemnastki, bo boimy się że możemy się nie zmieścić w limicie czasu (było 12 godzin, a więc do 18:30 musieliśmy zameldować się na mecie), a to skutkowałoby punktami karnymi – nie mogliśmy sobie pozwolić już dziś na żaden błąd – starczyło tego.
Poza tym od pewnego czasu jechaliśmy pod silny i porywisty wiatr - tak miało zostać już do mety, bo wciąż cisnęliśmy w kierunku północnym.

Nie mamy problemów z dwunastką. Jest przy pięknym jeziorze Głuchym – tam też spotykamy się z Tomkiem i Damianem, idzie im bardzo dobrze.
Piątka jest niezwykle prosta, a jeszcze łatwiejsza od niej jest dziewiątka wracając z której mijamy się z pędzącym Dareckim.

Na metę przyjeżdżamy 40 minut przed limitem. Chwilę po nas pojawia się też Darecki, z którym sobie ucinamy pogawędkę. Wpada też Daniel Śmieja, który w wielkim stylu zostaje zwycięzcą Harpagana.
Kasia, która jechała sama uzyskuje doskonały wynik – 34 punkty. Dziewczyny naprawdę są twarde. :)

A co u nas?! :)
Ano jest spore zmęczenie, a jeszcze większy niedosyt.
Mam świadomość tego, że w głupi sposób nie odnaleźliśmy osiemnastki, że roztrwoniony czas, nie pozwolił nam na zdobycie w drodze powrotnej siedemnastki, bądź piętnastki.
Krótko mówiąc, gdyby nie opisana wcześniej sytuacja między punktem czternastym a dwunastym, mielibyśmy 9 lub 10 punktów więcej, a to dałoby wynik, z którym mój Aniołek stanąłby na podium...
Następnym razem. Dziś nasz wynik zatrzymał się na 33 punktach. :)

Asiczka pokazała dziś wielki charakter. Była niesamowita i do tej pory nie mogę wyjść z podziwu jak dobrze zniosła trudy Harpagana.
Wiem, że zasłużyła na podium, jak nikt inny. Wiem też, że kolejnym razem musi być lepiej, bo teraz zabrakło niewiele.
Wiemy gdzie i jakie błędy popełniliśmy, wiemy co było ich źródłem.
Teraz trzeba wyciągnąć z tego wnioski i pojechać na jesienną edycję, by spróbować jeszcze raz. :)


A więc debiut za nami...
Wyszło średnio, a mogło być dobrze. :)
Jesteśmy zadowoleni, choć zostaje ten spory niedosyt...

Muszę przyznać, że impreza była doskonale zorganizowana.
Naprawdę myślę, że uczestnicy nie mogli na nic narzekać.
Organizatorzy zadbali o wszystko. Były parkingi, były prysznice, było gdzie spać, było gdzie jeść, było gdzie zostawić rowery, była masa nagród do rozlosowania, sędziowie na wszystkich punktach kontrolnych. Była też świetnie przygotowana trasa prowadząca przez piękne tereny województwa pomorskiego, a co najważniejsze była doskonała atmosfera.
Chyba nikt nie żałuje, że pojechał na Harpagana.

Do następnego!

TRASA:
Bytonia -> Dąbrowa -> Frank -> Kaliska -> Cieciorka -> Płociszno -> Dunajki -> Chwarzno -> Stara Kiszewa -> Konarzyny -> Leśna Huta -> Czarna Woda -> Zimne Zdroje -> Osieczna -> Zdrójno -> Linówek -> Łoboda -> Brzeźno -> Błędno – Jaszczerz -> Osiek -> Karszanek -> Korotybiel -> Wielki Bukowice -> Zelgoszcz -> Lubichowo -> Bietowo -> Borzechowo -> Zblewo -> Bytonia

NA NASZYM PIERWSZYM HARPAGANIE


MOJA KOCHANA HARPAGANKA :)


KOLEJNY PUNKT ZDOBYTY


BUDOWNICZY TRASY ZAFUNDOWAŁ NAM TEŻ WIELE PIĘKNYCH WIDOKÓW


WSZYSCY POLOWALI NA TAKIE PUNKTY ;)


Z DARECKIM NA MECIE


*fotka autorstwa Dareckiego

NASZE ZDJĘCIA ZE STRONY HARPAGANA :)

*Fot. Agnieszka Walulik

*Fot. Agnieszka Walulik


I jeszcze najważniejsze...

Dziękuję Ci Kochanie! :*

„...za każdy dzień,
każdego dnia,
za wszystko co
od Ciebie mam...”

To wszystko czego dzisiaj chcę.

:)

Wyjazd na Harpa

Piątek, 17 kwietnia 2009 · Komentarze(8)
Tego dnia razem z moim Aniołkiem wyruszyliśmy na naszego pierwszego Harpagana. :)
Do Bytonii, gdzie były rozgrywane zawody, dojechaliśmy pociągiem.

Także dzisiejsze kilometry to dojazd na dworzec PKP z Kozanowa, a później troszkę kręcenia po okolicach Bytonii – mieliśmy trochę wolnego czasu, bo przyjechaliśmy dość wcześnie. Wypad do okolicznych lasów udany – w mojej kolekcji kolejna gleba SPD. :D

Sama podróż pociągiem trwała długo, były trzy przesiadki ale w towarzystwie Asiczulka człowiek jest w stanie znieść wszystkie trudy i niewygody. :)
Na miejscu byliśmy około godziny siedemnastej.
Zjedliśmy przepyszny obiad w bytońskiej karczmie.
Później dojechał Damian, a także Kasia z Tomkiem.
Spotkaliśmy się też z Kitą, a także z Flashem, który choć nie startował to przyjechał do Bytonii zobaczyć jak się będziemy męczyć. ;)
No i nie mogę zapomnieć o Piotrku Banaszkiewiczu, który dzień później został Harpaganem na trasie mieszanej. :)
Poza tym była masa innych pozytywnie zakręconych osób, które przyjechały do małej miejscowości w województwie pomorskim tylko po to, by móc pochodzić/pojeździć po lesie. :D

O 21:00 na trasę wyruszyli piechurzy – mieli do pokonania 100 km w 24 godziny.
Uczestnicy trasy rowerowej od tego momentu mogli się rejestrować w sekretariacie i pobierać chipy – okazało się też, że wśród ludzi stojących w kolejce są też takie jednostki, które mają ADHD. :D
No cóż... Są pewne rzeczy, na które wpływu nie mamy... ;)

Po piwku położyliśmy się spać, bo następnego dnia trzeba było wcześnie wstać.

TRASA:
Wro/Kozanów – Dworzec Wrocław Główny...
...Woj.pomorsie/ Bytonia -> Cis -> ...lasy... -> Zblewo -> Bytonia

NA MIEJSCU W BYTONII


PERON WŚRÓD DRZEW


LŚNIĄCA LOKOMOTYWA


MY – CZEKAJĄC NA OBIADEK W KARCZMIE