Ten gorący, sobotni dzień spędziłem przede wszystkim na kochanym boisku. Troszkę się opaliłem, bo słońce robiło dziś chyba ostry trening przed wakacjami :D
A wieczorem wyskoczyłem na rower z rodzicami swoimi ;] Do lasku w okolicach Glinki Górnej i Świbinek. Ktoś dziś strasznie stękał na rowerze i nie była to moja mama, ani tym bardziej ja :P
Co z tego, że piątek?! Co z tego, że 13?! To był piękny dzień! :)
Kolejny już raz pojeździłem sobie po lesie, bo strasznie mi się to spodobało ostatnio. To że lubię jasieńskie lasy wiedziałem zawsze, ale nie myślałem że lubię je aż tak bardzo :D Pewnie Kosma jest ze mnie dumna, bo „Młynarz jeździ w terenie” ;]
Taka jazda to bajeczka – gorące powietrze przecinane chłodnymi podmuchami wiaterku błądzącego między drzewami. Szum drzew, i zapach lasu wraz z niepowtarzalnym akompaniamentem dźwięków natury! Któż tego nie lubi?! :) A dziś właśnie tak było!
Kolejny już raz, w ciągu ostatnich dni pojeździłem sobie po lasach :) Dzisiaj jeździłem przed południem i już było dosyć ciepło :) Niebo błękitne, niemal bezchmurne – powoli musimy przyzwyczajać się do takiej pogody i coraz większych temperatur (mi to jednak odpowiada hehe). Żeby tylko jeszcze skończyły się te wiatry beznadziejne i będzie pięknie!
Z domu ruszyłem lasem do Świbinek (to ostatnio standardzik) a później do Nowej Roli, za którą zapuściłem się w nieznane mi dotąd tereny. Większość mojej trasy za Nową Rolą prowadziła wzdłuż malutkiej, acz bardzo malowniczej rzeczki Tymnicy. Nawet się nie spodziewałem, że dziś spotkam na trasie tak piękne widoki, jakie zaoferowała mi ta rzeczka.
Po jakimś czasie przypadkiem trafiłem na jakiś czerwony szlak rowerowy (nie mam pojęcia co to za szlak :) ), postanowiłem pojechać zgodnie z oznaczeniami szlaku. Dotarłem do Jeziora Żurawno, które chciałem dziś odkryć :) I znowu byłem wniebowzięty, bo dziko usytuowane jeziorko w środku lasu zrobiło na mnie kolosalne wrażenie! Okazało się, że wpada do niego również Tymnica, o której wcześniej wspomniałem.
Z jeziora jechałem dalej szlakiem, niestety natrafiłem na dwa kilometry masakrycznego piachu, a tego bardzo nie lubię. Jakoś jednak dałem radę i w krótkim czasie znalazłem się na asfaltowej drodze. Wyjechałem koło Chełmu Żarskiego skąd udałem się do Lubska, w którym odwiedziłem jeszcze warsztat samochodowy, by zobaczyć co z moją furą pościgową :D
Powrót do domu przez Budziechów. Zadowolenie z jazdy jak zawsze wielkie! :)
Wjeżdżam w teren za Nową Rolą
Moje pierwsze spotkanie z Tymnicą...
...która okazała się bardzo dziką, malowniczą rzeczką
Odkrywam Jezioro Żurawno
Taki skarb kryje las pomiędzy Dłużkiem, Chełmem Żarskim
Tego pięknego dnia razem z Dżulsem pojechaliśmy do Żar, by załatwić kilka spraw.
Najpierw odwiedziliśmy Matyska w pracy, któremu zawieźliśmy zakupioną ostatnio korbę. Niech ma chłopak, bo w niedzielę jedzie w Żarskim Maratonie MTB :) Już obiecał, że dzięki tej korbie stanie na pudle :D
Później pojechaliśmy do naszego ulubionego sklepu rowerowego w Żarach, czyli na Kaczy Rynek :) Dżuls pooglądał liczniki i takie tam inne gadżety, a ja kupiłem dla Matyska przerzutkę (nieźle się zbroi przed maratonem hehe)
Do Żar jechaliśmy drogami bocznymi przez Łukawy i Lubanice, a wracaliśmy już główną trasą. Tempo miało być lajtowe, ale różnie to bywało hehe Dżuls mnie wykończy kiedyś, może nawet w ciągu tego tygodnia :D
Razem z Matyskiem i Dżulsem – wesoło jak zawsze :)
Nie tylko Wrocław się rozwija – Jasień to też jeden wielki plac budowy buahahaha ;P
Dzisiaj pojeździłem wreszcie z Adriankiem (dla kolegów, a właściwie dla jednego: DŻULS hehe ) :) Dla niego był to pierwszy wyjazd w tym roku, ale w ogóle nie było tego po nim widać. Jednak treningi siłowe i... Marta dużo mu dają :D Chłopak nie stracił formy przez zimę i dzisiaj się nam superancko śmigało.
Najpierw pojechaliśmy lasem do Świbinek i był to wielce rekreacyjny przejazd, któremu towarzyszyły rozmowy o niewiarygodnych głupotach :D
Piękne słoneczko momentami przebijało się przez liczne chmury, to jednak wystarczyło żeby pogodę uznać za przyjemną – jedynym minusem był mocno dziś wiejący wiatr, ale już chyba wszyscy do tego przywykliśmy :)
Ze Świbinek jechaliśmy do Brodów, co prawda drogą asfaltową, ale ciągle otoczeni lasem. Dojechawszy już do naszego celu, Pałacu w Brodach, postanowiliśmy spędzić tam koło dziesięciu minutek, tak by troszkę się zrelaksować. W tym czasie porobiliśmy kilka fotek.
No i powrót przez Lubsko... troszkę hardcorowy :) A to wszystko przez Dżulsa, który po długiej przerwie chciał się wyżyć i wyszło mu to doskonale ;] Ja sam sporadycznie jeżdżę szybkim tempem, bo jestem leniwy :D Ale dzisiaj byłem zmotywowany i dojechaliśmy do domu w rekordowym czasie. Rzadko kiedy prędkość schodziła poniżej 34 km/h Byłem w lekkim szoku, gdy widziałem swojego kumpla tak jadącego, po tak długiej przerwie. No, ale z niego jest wielki rzeźnik i tyle :)
Żeby uniknąć wiader z wodą i takich tam innych wynalazków w mej mieścinie, uciekłem na rowerku do lasu :D
Prawda jest jednak taka, że nawet gdybyśmy dziś nie mieli tego dnia, śmigusa dyngusa (ale nazwa), to i tak pojeździłbym po lesie.
Lasy, to jest właśnie to czego mi we Wrocławiu brakuje najbardziej. Mamy co prawda troszkę drzewiastych terenów, ale są to małe kompleksy leśne i w większości bardzo oddalone od mojego wrocławskiego mieszkanka :) A tutaj w Jasieniu, w ogóle w moim województwie lubuskim, lasów jest baaaardzo dużo, można powiedzieć, że to nasze bogactwo :)
Kiedyś zawsze jeździłem tylko po lasach, lubiłem zapuszczać się nieznanymi drogami w głąb lasu i później odkrywać nowe, piękne miejsca. Dziś zrobiłem podobnie :) Początkowo jechałem doskonale znanymi mi drogami gruntowymi, by po kilku kilometrach zboczyć ze standardowego szlaku. Błądziłem w leśnej głuszy pomiędzy Świbinkami, a Glinką Górną. Na swoje drogi wróciłem jadąc piaszczystą ścieżką, biegnącą wzdłuż torów kolejowych (a właściwie wzdłuż nasypu, na którym kiedyś były jeszcze tory).
Wieczorem pojechałem do lasu ponownie, tym razem zabierając na przejażdżkę swoją mamę. Cieszę się bardzo, że jest tak chętna do jazdy :) Rower jej służy. Dzisiaj zrobiliśmy razem prawie 18 km.
Takich dróg brakuje mi we Wrocławiu :)
Zapach drzew...
To zawsze jest ciężki wybór :D
To nie są Góry Świętokrzyskie – to tylko była trasa kolejowa z Glinki Górnej ;]
PO PIERWSZE ŻYCZĘ WAM WSZYSTKIM UDANYCH ŚWIĄT! ŻEBY MINĘŁY W ZDROWIU, SZCZĘŚCIU I RADOSNEJ ATMOSFERZE!!! ODPOCZNIJCIE SOBIE! :)
Ja dziś wreszcie pojeździłem ze swoją mamą. Nawet ładny dystans nam wyszedł, bo mama dawno nie jeździła na rowerze. Mam zamiar kilka razy jeszcze ją wyciągnąć do lasu podczas mojego pobytu :)
Pojechaliśmy po południu naszą ulubioną traską, która wiedzie leśnymi duktami. Zajechaliśmy aż pod wioseczkę ukrytą w lesie, Świbinki, a później powrót przez Górną Glinkę. Jechało się rewelacyjnie. Otoczenie lasu to wspaniała sprawa :) A najważniejsze w tej dzisiejszej zabawie było to, że rower dał mojej mamie dużo frajdy i pozwolił się wielce zrelaksować :D
Tego dnia wyskoczyłem do kiosku po gazety :) W drodze powrotnej spotkałem Adrianka, który wrócił na jasieńskie ziemie z Zielonej Góry hehe Szkoda, że po świętach nie zostanie.
Po wczorajszym wypadzie na siłownię z Matyskiem, byłem troszkę obolały przez więszkość dnia :D
Kolejny już raz miałem problem z zabraniem się na rower, coś ostatnio ciężko mi się zmotywować, bo mam mało czasu wolnego. A ja lubię na rower iść ze spokojną głową, nie myśląc o niczym, a już na pewno nie o tym, że jestem ograniczony czasowo :) Będę musiał jednak przyzwyczaić się do takiego stanu rzeczy, bo trochę on niestety potrwa :(
Po załatwieniu wszystkich spraw, wyskoczyłem na rower wieczorem. Było to raczej takie krótkie spacerowanie, by trochę się odprężyć i przewietrzyć :) Dlatego też wybrałem się do lasu. Pora wyjazdu późna, bo po 19:30 hehe
Jak tylko wjechałem do lasu, drogę przebiegł mi lis. Później przeraziłem się wielce, gdy zobaczyłem dzika. Na szczęście on wystraszył się mnie o wiele bardziej i uciekł w krzaki. Przyznaję, że serce mi zabiło mocniej, gdy go ujrzałem, a miałem do niego z 20 metrów.
To już druga taka sytuacja w moim życiu, że jadąc na rowerze spotykam tego leśnego świniaka hehe :D
Wyjeżdżając z lasu spotkałem jeszcze sarnę. A dlaczego o tym piszę?! Bo nigdy mi się nie zdarzyło bym podczas jednego wypadu spotkał tyle dzikich zwierząt :) A wyjazd miał aż... 6 kilometrów :D
Nie choruję na tzw. "cyklozę".
Pokonywanie dystansu i własnych słabości, poznawanie nowych miejsc i ludzi (w niektórych można nawet się zakochać :D ), zdrowe i przyjemne spędzanie wolnego czasu - o to w tym wszystkim chodzi!
I tak właśnie wygląda ta moja zabawa z rowerem. :)
Uwielbiam jeździć długie dystanse i pokonywać podjazdy.
Kocham lasy, kocham góry, kocham jeździć. :)
Czasem bawię się w rowerowe rajdy na orientację ale najwięcej radości sprawia mi podróżowanie z sakwami. W wakacje 2009 roku wraz z moją kochaną Asią i przyjacielem Mateuszem pokonałem trasę Dookoła Polski. Łącznie przejechaliśmy niemal 4000 kilometrów w ciągu 30 dni. Na trasie towarzyszyli nam nasi Przyjaciele. Poza tym mam na swoim koncie wypady do Pragi, Wilna oraz na Bornholm. W głowie są kolejne plany. :)
Na blogu BIKEstats.pl dodaję regularnie i nieregularnie wpisy od czerwca 2006 roku. Można tam znaleźć tysiące zdjęć, oraz setki opisanych tras i relacji z wycieczek mniejszych i większych. :)
Trochę statystyki:
PRZEBIEG: 52'788 km (30.04.10)
MAX DYSTANS: 323,40 km (24.07.08)
MAX PRĘDKOŚĆ: 72,00 km/h (Puchaczówka, 20.09.09)
POWYŻEJ 300 km: 2 razy (stan na 19.03.12)
POWYŻEJ 200 km: 16 razy (stan na 19.03.12)
POWYŻEJ 100 km: 170 razy (stan na 19.03.12)