Wpisy archiwalne w kategorii

100 km i więcej

Dystans całkowity:21153.29 km (w terenie 1801.00 km; 8.51%)
Czas w ruchu:1045:37
Średnia prędkość:20.23 km/h
Maksymalna prędkość:71.00 km/h
Suma podjazdów:7184 m
Liczba aktywności:158
Średnio na aktywność:133.88 km i 6h 37m
Więcej statystyk

DO OŁAWY, A PÓŹNIEJ

Niedziela, 8 lipca 2007 · Komentarze(22)
DO OŁAWY, A PÓŹNIEJ WROCŁAW NOCĄ...


Dziś wstałem bardzo późno, bo dopiero o godzinie trzynastej :D
Musiałem odespać poprzednią, nieprzespaną noc i zrekompensować sobie brak snu w ciągu ostatnich 40 godzin :)

Na rower wybrałem się dopiero o godzinie 19:00.
Oczywiście miałem w głowie swoje postanowienie wczorajsze, a mianowicie to, że w niedzielę zrobię setkę :D
Trochę późna godzina wyjazdu, jak na robienie setki, no ale cóż... w życiu nie zawsze jest lekko ;)

Pojechałem najpierw do Siechnic przez Blizanowice i Trestno, stamtąd do Kotowic i wioskami do Oławy. Jako, że po drodze strasznie często wyciągałem aparat, to w Oławie byłem już w momencie, gdy zaczęło się ściemniać.

Dziś w właściwie więcej bawiłem się swoim nowym aparatem niż jeździłem na rowerze (w sumie zrobiłem 140 zdjęcia :D ). Muszę dużo eksperymentować, by go dobrze poznać :)
W Oławie pobyłem z 15 minut, pojechałem na tamtejszy ryneczek, by obejrzeć ratusz nocą. Niestety nie udało mi się zrobić dobrej fotki „Oławskiej Śmierci” – może innym razem się uda :)

Wracałem do Wrocławia podobną trasą, z tym że z Groblic nie jechałem do Siechnic, a wioseczkami do Świętej Katarzyny i dalej na Smardzów, by wjechać do miasta od strony Wojszyc.

Pojechałem jeszcze sobie na Most Milenijny, a z mostu do centrum i w stronę Placu Grunwaldzkiego. Do domu wracałem przez Niskie Łąki, a po drodze odwiedziłem „Pannę z wielkimi kolanami” :D

Na Niskich Łąkach przez drogę przebiegły mi dwie sarenki :D
Pierwszy raz widziałem sarny w mieście :)
Wybiegły co prawda z Lasku Rakowieckiego, ale był to oryginalny widok... Dookoła domy, chodniki, palące się latarnie, zaparkowane auta i... biegnące sarny :D
Oczywiście, jak zawsze w takich sytuacjach, nie zdążyłem zrobić zdjęcia...

Dzień, a właściwie wieczór, uważam za udany :D


Słońce przygotowuje się do zachodu – w oddali Siechnice



Spektakl trwa...



Niebo płonie! :D



Ulubiony kolor Agenciary... :P



Rzeka Oława w... Oławie



Ratusz w Oławie



Nawet dziś jeżyka spotkałem


TRASA:
WRO/Gaj – WRO/Niskie Łąki – WRO/Opatowice...
Trestno -> Blizanowice -> Siechnice -> Groblice -> Kotowice -> Zakrzów -> Siedlce -> Oława -> Siedlce -> Zakrzów -> Groblice -> Zębice Osiedle -> Zębice -> Sulimów -> Święta Katarzyna -> Smardzów -> Żerniki Wrocławskie -> Biestrzyków -> Radomierzyce...
WRO/Wojszyce – WRO/Gaj

po Wrocławiu:
Gaj – Armii Krajowej – Klecińska – Most Milenijny – Most Osobowicki – Grodzka – Plac Dominikański – Na Grobli – Na Niskich Łąkach – Krakowska - Gaj

POWRÓT DO WROCŁAWIA

Ten

Wtorek, 26 czerwca 2007 · Komentarze(15)
POWRÓT DO WROCŁAWIA

Ten powrót to była jedna wielka, wietrzna mordęga :D
Jeszcze nigdy w jednym dniu nie przejechałem tylu kilometrów pod silny wiatr...
Na dzisiejsze 172 kilometry, ponad 110 było pod wiatr, który wiał z prędkością 20 do 30 km/h

Szczerze mówiąc to miałem ochotę wsiąść w pociąg i się nie męczyć, ale jakoś dojechałem hehe

Pogoda mnie nie rozpieszczała podczas tego wyjazdu.

Ale nie będę tu o wietrze pisał, bo to nudne... hehe
Chociaż jedna rzecz jest godna uwagi... :)
Dojeżdżając do miejscowości Sowin, wjechałem pod taką burzową chmurę... Zaczęło tak wiać, że zjechałem do rowu, to była rzeź! Z nieba woda lała się wiadrami, a na ulicę spadały połamane konary i wszystko dookoła fruwało w powietrzu – dobrze, że udało mi się po dwóch minutach schować na przystanku autobusowym...
Wszystko to trwało niecałe 10 minut, ale przyznam się, że jak widziałem spadające gałęzie z drzew to tochę obleciał mnie strach (w końcu miałem do Wrocławia jeszcze 100 kilometrów hehe)

Później już było lepiej :), jechałem niemal cały czas pod wiatr, ale omijały mnie burze, jedynie dwa ryzy złapał mnie większy deszcz, ale co to jest w porównaniu do tego, co miałem w pierwszym dniu jazdy :D

Nie zaglądałem dzisiaj w żadne fajne miejsca, po prostu chciałem dojechać już do Wrocławia i wskoczyć do wanny :D
Nie robiłem też zdjęć (a było dużo pięknych widoków), bo bateria w telefonie umarła. :)

Przed wyjazdem do Wrocławia zrobiłem 30 kilometrów, bo byłem jeszcze odwiedzić swoją ciocię w Grudyni. No i podczas tego przedpołudniowego wyjazdu zrobiłem troszkę zdjęć, które zamieszczam poniżej. Wszystkie przedstawiają okolcie Kazimierza – pola, gdzie kiedyś, gdy byłem bardzo małym chłopcem, spędzałem wakacyjny czas, patrząc jak ciężko pracują moi rodzice z dziadkiem i resztą familii... Dobrze, że teraz już nie ma tak ciężko, jak kiedyś :)


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Z całego mojego wyjazdu jestem bardzo zadowolony. I nie zmieni tego faktu nawet to, że pogodę miałem do bani. Tylko w jednym dniu jeździłem w krótkim rękawku, i tylko w jednym dniu przejechałem trochę kilometrów z wiatrem w plecy...

Ale było pięknie!
I warto było wyrwać się z Wrocławia na te kilka dni, by odpocząć.


Takich widoków we Wrocławiu nie będę miał :D


Zielono...


Teszniów – krzyż przydrożny


Takimi drogami się fajnie jeździ


Lisięcice


Falująca zieleń


Trzeba jechać już...


Słońce zachodzi...


Lecz jedzie się dalej :)


TRASA:

-przed wyjazdem:
Kazimierz -> Teszniów -> Lisięcice -> Milice -> Jakubowice -> Grudynia Wielka -> Grudynia Mała -> Milice -> Lisięcice -> Teszniów -> Kazimierz

-powrót do Wrocławia:
Kazimierz -> Głogówek -> Mochów -> Błażejowice Dolne -> Mionów -> Wilków -> Rostowice -> Gostomia -> Nowa Wieś Prudnicka -> Żabnik -> Krobusz -> Dębina -> Łącznik -> Pogórze -> Rzymkowice -> Kuźnia Ligocka -> Borek -> Przechód -> Sowin -> Tułowice -> Lipno -> Jaczkowice -> Krasna Góra -> Kopice -> Leśnica -> Orlików -> Grodków -> Lubcz -> Jutrzyna -> Kowalów -> Stary Wiązów -> Wiązów -> Gułów -> Wawrzeńczyce -> Grodzieszowice -> Kończyce -> Domaniów -> Piskorzówek -> Piskorzów -> Swojków -> Gęsice -> Rynakowice -> Okrzeszyce -> Sulimów -> Święta Katarzyna -> Zacharzyce...
WRO/Brochów – WRO/Gaj
!

GÓRA ŚWIĘTEJ ANNY

GÓRA ŚWIĘTEJ ANNY

Dziś moim celem była Góra Świętej Anny. Jeszcze nigdy tam nie byłem – nigdy, do tej pory... :D

Cały wypad był w 100% udany. Jedyne co mi się nie podobało to... znowu pogoda.
Tym razem nie było burz i ulew, dzisiaj było istne piekło! Nie wiem, jaka była temperatura powietrza, bo nie sprawdzałem, ale fakty są takie:
Zero chmur na niebie i żar lejący się z nieba...
Jazda po topiącym się asfalcie :D
Na jednym ze skrzyżowań przykleił mi się but do asfaltu hehe

No ale to nic, najważniejsza była jazda :)
Z Kazimierza uderzyłem do Głogówka i później uroczymy wioseczkami (w każdej masa kapliczek i krzyży przydrożnych) dotarłem do Krapkowic, z których skierowałem się na Zdzieszowice (całkiem fajne miasteczko, mają tam stadion z zadaszoną trybuną i plastikowymi krzesełkami :D).
Ze Zdzieszowic już jechałem praktycznie cały czas podjazdem na Górę Świętej Anny. Podjeżdżało się wspaniale! :D

Bardzo zauroczyła mnie ta miejscowość, bo jest niezwykle malowniczo położona, a tamtejsza bazylika i park z kapliczkami robią takie fajne, mistyczne wrażenie :)
Niesamowity jest też posąg przedstawiający Naszego Papieża.

Podczas zjazdu zatrzymałem się jeszcze na parkingu ze świetnym miejscem widokowym. Dzisiaj bez problemu można było sobie podziwiać otaczające Górę Świętej Anny pola i wioseczki.

Gdy już zjechałem do Zdzieszowic, jechałem w stronę Kędzierzyna-Koźla.
Miałem dzisiaj przyjemność pomóc pewnej miłej pani, która złapała kapcia niedaleko Kędzierzyna :D
Widząc ją stojącą przy aucie z małym synem, postanowiłem że zmienię im koło :D
Fajnie jest móc komuś pomóc hehe

Z Kędzierzyna-Koźla już szybko jechałem, bo spieszyłem się na babcine pierogi z czereśniami :)


Droga z Kazimierza


Dojeżdżam do Krapkowic


Krapkowice


Kościółek w wioseczce Rozwadza


Droga prowadząca na Górę Świętej Anny


Jedna z uliczek Góry Świętej Anny


Park z kapliczkami


Wnętrze jednej z kapliczek


Nasz Papież patrzy na nas z góry



TRASA:
Kazimierz -> Głogówek -> Nowe Kotkowice -> Rozkochów -> Walce -> Grocholub -> Brożec -> Żużela -> Stradunia -> Żużela -> Bąków -> Żywocice -> Krapkowice -> Obrowiec -> Krępna -> Rozwadza -> Zdzieszowice -> Góra Świętej Anny -> Zdzieszowice -> Wielmierzowice -> Januszkowice -> Kędzierzyn-Koźle -> Większyce -> Pokrzywnice -> Twardawa -> Zwiastowice -> Biedrzychowice -> Stare Kotkowice -> Głogówek -> Kazimierz

REJVIZ NA OTARCIE ŁEZ I W

Niedziela, 24 czerwca 2007 · Komentarze(12)
REJVIZ NA OTARCIE ŁEZ I W DALSZĄ DROGĘ...

Dziś rano strasznie nie chciało mi się wstać :D
Poszedłem jednak do kościoła w Konradowie i na spacer, którego celem była zapora wodna w Skowronkowie.
To był przyjemny spacer, podczas którego mogłem sobie powspominać różne miłe chwile związane z mijanymi przeze mnie miejscami :)

Przed obiadem pojechałem do Czech, by w końcu zrobić tam jakąś traskę.
Po wczorajszym wielkim zawodzie i nie dojechaniu na Pradziada przez załamanie pogody, postanowiłem dziś wjechać chociaż na Rejviz, na który mam z Konradowa tylko 18 kilometrów.
Uwielbiam jeździć po górach, pokonywać te długie podjazdy, a później zjeżdżać serpentynami w dół podziwiając widoki.
Przyjemnie było i dziś. :D
Z Rejvizu zjechałem do pięknego Jesenika, z którego dojechałem do Głuchałaz. Zasuwałem tą jakże lubianą przeze mnie drogą, która biegnie przez malowniczą dolinę i niemal przez cały czas towarzyszy jej rzeka Biała.

Chwilkę pokręciłem się po Głuchołazach, ale spieszyłem się na obiad więc długo nie zabawiłem w swoim miasteczku :)

Po południu pożegnałem się z mą babunią i wyruszyłem w kierunku Głogówka, by odwiedzić moją druga babcię mieszkającą w Kazimierzu. :]
Jechało się bardzo dobrze, bo niemal cały czas miałem wiatr w plecy.

Jadąc czerpałem niesamowitą przyjemność z oglądania otaczających mnie gór i pól, mijałem dziesiątki przydrożnych krzyży, ja po prostu kocham tam jeździć! :D

No i gdy już dojechałem do Kazimierza... też było niezwykle przyjemnie :)


W Konradowie


Krzyż – w końcu to niedziela :D


Taka pogoda powinna być codziennie


Zapora w Skowronkowie


Początek podjazdu na Rejviz


Droga w Jeseniku


Jesenik – jedna z piękniejszych budowli


Kocham takie widoki


Specjalnie dla Mostowo-Górskiego Zboczucha :P


"Amorek" w Głuchołazach – najlepsze miejsce na wypicie piwa! (i nie tylko :D )


Dojeżdżam do Głogówka


A słońce ciągle daje


Złote kłosy...


Złote morze!


TRASA:
Konradów -> Zlaté Hory -> Dolní Údolí -> Rejvíz -> Dětřichov -> Jesenik -> Česká Ves -> Písečná -> Široký Brod -> Mikulovice -> Głuchołazy -> Konradów

Po południu:
Konradów -> Jarnołtówek -> Pokrzywna -> Moszczanka -> Łąka Prudnicka -> Prudnik -> Lubrza -> Laskowice -> Racławice Śląskie – Dzierżysławice -> Głogówek -> Tomice -> Kazimierz

ROCZEK

Czwartek, 21 czerwca 2007 · Komentarze(32)
ROCZEK

Dnia 21. czerwca 2006 roku, o godzinie 17:03,
po kliknięciu lewym klawiszem myszki, co spowodowało zatwierdzenie wcześniej wprowadzonych danych...
STAŁEM SIĘ JEDNYM Z WAS!
Co bardzo mnie cieszy i z czego jestem dumny :)

Przez ten rok, w moim podejściu do jeżdżenia na rowerze wiele się zmieniło.
Jestem wdzięczny Błażejowi za to, że stworzył ten wspaniały serwis!
Dzięki temu moja motywacja do jazdy jest o wiele większa niż wcześniej, a przede wszystkim staram się być regularny :)

Jednak BikeStats to dla mnie coś więcej niż tylko miejsce, gdzie można wklepać dane z wycieczki.
Jest to miejsce spotkań ludzi, których łączy jedna pasja, jaką jest rower!

Z niezwykłą przyjemnością dzielę się z Wami moimi wycieczkami, wypadami i małymi radościami, które pojawiają się na każdym kilometrze trasy.

Z jeszcze większą przyjemnością obserwuję Wasze dokonania, postępy i sukcesy.

Zamieszczając zdjęcia ze swoich przejażdżek mniejszych, czy większych, każdorazowo stwarzacie ucztę dla moich oczu.

Każdy z nas poznał i wciąż poznaję dzięki temu serwisowi nowych ludzi.

Jest tutaj wiele ciekawych osobistości i wciąż przybywają nowi tworząc wspaniałą społeczność.

Jedna osoba motywuje drugą, przez co maksymalizujemy nasze osiągi, bądź radość, którą daje nam „kręcenie”...

Coraz więcej osób utożsamia się z BS, powoli powstaje drużyna BS i jestem pewien, że będzie to świetny team, w którym nie zabraknie nic!
A już na pewno nie będzie brakowało dobrej zabawy i frajdy z jazdy!

Nie ważne, czy na kolarzówce, góralu, składaku, czy nawet makrokeszu... :)
Nie ważne jest też to, jak szybko...
Nie ważne również, czy po lesie, błocie, asfalcie...
Nie ważne jak daleko...
WAŻNE, ŻE RAZEM!

Razem tworzymy ten serwis!
Razem dzielimy się doświadczeniemi!
Razem przeżywamy nasze wzloty i upadki!
Razem świętujemy sukcesy!
Razem cieszymy się z jazdy!



„I tak jest pięknie!”



- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -


I w tym pięknym dniu wsiadam na rower, wyjeżdżam z Wrocławia i jadę do swojej babci, najpierw jednej, potem drugiej, a wracam za tydzień.

Odpocznę od cywilizacji troszeczkę i studenckiego życia w pięknym Wrocławiu.
W spokoju przygotuję się do kolejnego egzaminu, który mnie czeka 30. czerwca. :D


----------WYJAZD----------

ARMAGEDON! :D

Jak postanowiłem już wcześniej, tego dnia udałem się na rowerze do swojej babci, która miesza koło Głuchołaz.
Właściwie to plan był nieco inny, ale to po kolei... :)

Wyjechałem dość późno, bo po godzinie 15-tej. Wszystko przez to, że miałem jeszcze do załatwienia we Wrocławiu dwie sprawy. A później jeszcze nadeszła burza...
Czekając aż przejdzie burza miałem różne myśli w głowie, również takie, by zrezygnować z wyjazdu...

W końcu powiedziałem sobie, że już raz (miesiąc temu) spasowałem, więc teraz już pojadę choćbym miał całą drogę zasuwać w deszczu. No i pojechałem :D

Po trzech kilometrach doszło do mnie, że zapomniałem rękawiczek, ale już się po nie nie wracałem, bo i tak było późno.

W Opatowicach, po ośmiu kilometrach jazdy, zaatakowała mnie druga ulewa... złapałem też kapcia...
Później w Świętej Katarzynie złapałem drugiego kapcia...
Byłem jednak strasznie zdeterminowany i jechałem dalej mimo to.

W ciągu pierwszych 20 kilometrów, dwukrotnie łatałem koło, byłem cały przemoczony i zły, bo zamokła mi komórka.

Ostatecznie jednak dojechałem do swojej babci :D
Nie wiem ile burz tego dnia nade mną przeszło, ale zapewne więcej niż 10 hehe
W Ziębicach zerwała się taka ulewa, że jak pokonywałem podjazd, to z góry waliła woda zabierając ze sobą kamienie i piach – w takim deszczu nigdy jeszcze nie jechałem :)

Najbardziej wymęczył mnie odcinek z Nysy do Głuchołaz, ale gdy przejeżdżałem przez swoje miasto to odzyskałem siły :D

Jadąc przez Konradów, gdzie już było niezwykle spokojnie, wiedziałem że warto było jechać nawet w taki deszcz, by znaleźć się w tym miejscu!



Ciężko zdecydować się na wyjazd, gdy za oknem mamy taki widok...


Pierwsze kilometry...


Pogoda wymarzona :D



TRASA:
WRO/Gaj – WRO/Opatowice...
Trestno -> Blizanowice -> Siechnice -> Święta Katarzyna -> Sulimów -> Okrzeszyce -> Gęsice -> Swojków -> Piskorzów -> Piskorzówek -> Doamniów -> Kończyce -> Borek Strzeliński -> Świnobród -> Ludów Polski -> Strzelin -> Strzegów -> Kazanów -> Wadochowice -> Brukalice -> Henryków -> Nowy Dwór -> Ziębice -> Dębowiec -> Wilemowice -> Kamiennik -> Karłowice Małe -> Karłowice Wielkie -> Grądy -> Goświnowice -> Jędrzychów -> Nysa -> Podkamień -> Przełęk -> Polski Świętów -> Nowy Świętów -> Bodzanów -> Głuchołazy -> Konradów

JASIEŃ -> BOLESŁAWIEC

Przyszedł

Piątek, 1 czerwca 2007 · Komentarze(6)
JASIEŃ -> BOLESŁAWIEC

Przyszedł czas, że trzeba było zwijać się z domu i wracać do Wrocławia.
Przy okazji tego wyjazdu chciałem zrobić jakąś miłą traskę na rowerze.
Wymyśliłem sobie, że pojadę z Jasienia do Bolesławca na rowerze, a stamtąd już pociągiem do Wrocławia.
Plan udało się zrealizować w pełni, bo mnie bardzo ucieszyło.

Ostatnie dni były takie jakieś lipne, więc tym bardziej nie mogłem doczekać się dzisiejszej jazdy. Najpierw pojechałem do Żar i później wioskami do Iłowej, skąd kierowałem się na Lubań, ale po drodze, w miejscowości Ruszów, odbiłem w lewo na Bolesławiec.

Trasa była bardzo przyjemna i to mimo przeszkadzającego wiatru. Niemal cały dystans wiódł asfaltem przez tereny leśne. Było troszkę podjazdów niezbyt stromych, ale dłuższych.

Przejeżdżałem też przez wioskę Parowa, w której mieszka mój znajomy z dawnej pracy. Szkoda, że musiałem się spieszyć na pociąg :)
A pociąg był o 18:20 w Bolesławcu, więc całą drogę jechałem nie zatrzymując się, by zdążyć na czas. Do samego Bolesławca wyszło mi jakieś 85 kilometry.

Ostatnie 10 km jechałem z pewnym panem, którego spotkałem na trasie. Jak mi powiedział, ma 50 lat i w ciągu ostatnich trzech tygodni przejechał 2500 kilometrów :D
Rzeczywiście radził sobie świetnie, bo cały czas jechaliśmy 27 km/h, a zaznaczam, że jechał na strasznym złomie :)
Oprócz tego, że miałem towarzystwo przez jakiś czas, to innym plusem było to, że ów pan pochodzi z Bolesławca, dzięki czemu nie musiałem szukać tam dworca PKP.

Okazało się, że wylądowałem w Bolesławcu godzinę przed pociągiem. W tym czasie sobie zjadłem coś ciepłego i kupiłem picie na drogę. Troszkę się pokręciłem bo bolesławieckich uliczkach. Bardzo ładne miasteczko!
Nie zrobiłem żadnych zdjęć na trasie, bo padła mi bateria w telefonie.
Myślę jednak, że tą traskę powtórzę jeszcze, bo przypadła mi do gustu i wtedy fotki już będą. Dziś za to wrzuciłem zaległe zdjęcia z zeszłego tygodnia :)

Z PKP we Wrocławiu musiałem iść na Gaj z buta, bo okazało się, że przed wejściem do pociągu złapałem gumę.
Jak tylko zreperowałem usterkę w domku, to wybrałem się na krótką trasę po Wrocławiu. Dawno nie jeździłem wrocławskimi ulicami nocą, więc dziś przyszedł na to czas. Z Gaju pojechałem na Most Milenijny, a wróciłem miastem jadąc przez Most Uniwersytecki, Plac Dominikański i ulicą Hubską do domku.

Było świetnie.

MUZYKA DNIA: Madonna – „Rain”

Na Ostatnim Groszu


Wrocław Główny nocą :D



TRASA:
Jasień -> Świbna -> Drożków -> Grabik -> Żary -> Kunice -> Mirostowice Dolne -> Jankowa Żagańska -> Konin Żagański -> Iłowa -> Klików -> Kościelna Wieś -> Ruszów -> Parowa -> Długokąty -> Osiecznica -> Kliczków -> Bolesławice -> Bolesławiec

WROCŁAW --> JASIEŃ

WROCŁAW --> JASIEŃ
CZYLI Z WROCŁAWIA DO DOMKU NA WEEKEND :D


Ogromna satysfakcja! :)

W ten weekend miałem zaplanowany wyjazd do Jasienia, gdzie jest mój dom i rodzinka :)
Wiadomo, że 26. maja to Dzień Matki, więc grzechem byłoby się nie pokazać :D
Poza tym były też i Młynarzowe sprawy do zrobienia w sobotę i niedzielę...

Można jechać autobusem, można jechać i pociągiem, że o samochodzie nie wspominam...
Ale skoro chciałem ostatnio zrobić trasę 200 km to wyszło, że wyjazd do domu stwarza dogodną okazję do spełnienia mej zachcianki.

Kiedy już wybrałem rower na środek lokomocji (hehe) przyszła pora na wyznaczenie trasy.
Najkrótsza droga do domu, którą można jechać, wynosi 185 km, ale 150 km tego dystansu to autostrada A-4, a więc opcja, w której rower nie wchodzi w rachubę.

Wymyśliłem sobie jednak inny przebieg jazdy po drogach asfaltowych, gdzie dystans powinien oscylować w okolicach 200 km.

Ogólnie można tak przedstawić jej plan:
WROCŁAW – Kąty Wrocławskie – Legnica – Chojnów – Chocianów – Przemków – Szprotawa – Żagań – Żary – JASIEŃ

Ostatecznie wyszło, że długość tej trasy wynosi 202 kilometry i jest to najkrótsza „asfaltowa” trasa do Jasienia z Wrocławia, którą można pokonać rowerem.

- - - - - - - - - -

Z Wrocławia wyruszyłem tuż przed 7 rano. Nie popełniłem tego samego błędu, co niedawno i noc poprzedzającą dzień wyjazdu poświęciłem na sen :)
Jak się okazało, było to słuszne posunięcie.

Początkowo jechało mi się wręcz wyśmienicie. Do Legnicy (prawie 80 km) dojechałem sobie bezproblemowo. Nie potrzebowałem żadnych postojów, nie chciało mi się pić, ani jeść. Byłem z tego zadowolony.
Pogodę na tym odcinku można nazwać wręcz wymarzoną, bo temperatura powietrza miała troszkę ponad 20 stopni, podczas jazdy troszkę kropił deszczyk, wiatr w ogóle nie przeszkadzał, a słońce schowane było za chmurami.

W ogóle w tym dniu miałem szczęście do pogody.
WIATR
Przez całą drogę wiatr nie był moim wrogiem, nie był też przyjacielem – taki tam neutralny :)
Wiało bardzo mało i niezbyt mocno, w większości z boku, a jakieś tam większe porywy były sporadyczne.
SŁOŃCE I TEMPERATURA
Tak jak już wspomniałem, do 80. kilometra słońce ciągle było za chmurami, a temperatura wynosiła troszkę ponad 20 stopni. Później zrobiło się cieplej, ale dopiero między 120 a 170 kilometrem jechałem w piekle. Słońce na bezchmurnym niebie i bardzo wysoka temperatura troszkę mnie katowały, ale trzeba być twardym ;)
W końcówce trasy to się troszkę uspokoiło, bo pojawiły się chmury na niebie.
BURZE I OPADY
Do Legnicy jechałem w lekkiej mżawce, jednak to akurat uważam za plus – taki chłodzenie wodą :D
Burze i gradobicia mnie ominęły hehe
Miałem wielkiego farta w tym temacie, bo jak pojawiłem się już w domu, zaraz po godzinie 17, to po 20 minutach nad Jasieniem przeszła burza :)

- - - - - - - - - - -

Nie miałem dziś za bardzo czasu na zwiedzanie miejscowości, które mijałem, gdyż zależało mi na tym, aby w domu być stosunkowo wcześnie :)
Ale poświęciłem chwilkę na podziwianie legnickiego rynku, który uznałem za niezwykle piękny, również zobaczyłem na trasie dąb „Chrobry” w okolicy wsi Piotrowice, nieopodal Szprotawy.

Bardzo żałuję, że odpuściłem sobie pokręcenie się koło wsi Wilkocin, bo można koło niej znaleźć ruchome wydmy oraz wielki bunkier z czasów II Wojny Światowej.
Kiedyś to nadrobię :D


Najdłuższy postój zrobiłem sobie właśnie pod „Chrobrym”, bo wyniósł on przeszło pół godziny :D
Bardzo przyjemnie leżało się na ławeczce pod koroną 750-letniego dębu, słuchając dźwięków dochodzących z lasu...

Poza tą przerwą zatrzymywałem się jeszcze w sklepach, by uzupełniać wodę w bidonie, która tego dnia okazała się skarbem na wagę złota :D
Piłem ją łapczywie niczym SMOK Wawelski :D
A tak poważnie to chyba wody powinienem więcej przyjąć na tej trasie, bo jak sobie policzyłem, wypiłem tylko cztery litry.
Poza wodą pomagały niezawodne batony Lion oraz pomidory :)

Jedyny poważny kryzys na trasie dopadł mnie na drodze z Żagania do Żar.
Nigdy nie przepadałem za tym odcinkiem :)
Poza tym problemem były bolące mnie dłonie od trzymania kierownicy. Muszę sobie sprawić chyba nowe rękawiczki, bo w tych po 150 kilometrach bardzo mi doskwierał ból.
Pod każdym innym względem traskę zniosłem bardzo fajnie :)

Najpiękniejszym momentem było to jak wpadłem do domu, gdzie czekał na mnie pyszny, cieplutki obiadek :D
Jego spożywanie w altance na dworze podczas burzy... to jedna z tych wspaniałych chwil w życiu, o których się nie zapomina :D

Gdyby nie to, że w niedzielę miałem mecz... pojeździłbym więcej jeszcze hehe

A dystans dedykowany jest... mojej Mamie!
Bo w końcu to 26. maja był :)



MUZYKA DNIA: ATB – Let You Go :)

Legnica – na zamku


Legnica – dalsze podziwianie zamku :)


Kamieniczki na rynku w Legnicy


Na odcinku Chojnów – Chocianów


Brukowana droga do Przemkowa


Dąb „Chrobry”


”Wszystko można”


Pomnik – samolot w Szprotawie


Jasień wita :D



TRASA:
WRO/Gaj – Hallera – Grabiszyńska...
Mokronos Dolny -> Cesarzowice -> Jaszkotle -> Pietrzykowice -> Sadków -> Sadkówek -> Sośnica -> Kąty Wrocławski -> Pełcznica -> Piotrowice -> Kostomłoty -> Samborz -> Jarosław -> Ujazd Górny -> Karnice -> Budziszów Mały -> Postolice -> Kępy -> Biernatki -> Taczalin -> Koskowice -> Legnica -> Lipce -> Studnica -> Michów -> Chojnów -> Czernikowice -> Rokitki -> Brzozy -> Chocianów -> Jakubowa Lubińskie -> Wysoka -> Wilkocin -> Przemków -> Szklarki -> Piotrowice -> Szprotawka -> Szprotawa -> Bobrzany -> Bukowina Bobrzańska -> Chrobrów -> Bożnów -> Żagań -> Marszów -> Żary -> Grabik -> Drożków -> Świbna -> JASIEŃ

WIELKI UKŁON W STRONĘ PANA

Środa, 16 maja 2007 · Komentarze(28)
WIELKI UKŁON W STRONĘ PANA KIEROWCY!

Wstając rano, ledwie się rozbudzając włączyłem kompa, by zobaczyć co w świecie słychać...
No i niestety, odczytałem bardzo niepomyślną dla mnie wiadomość e-mail, a do tego wszystkiego kolejny już dzień z rzędu moja sztandarowa spółka dostaje baty na giełdzie.
W takich chwilach człowiekowi się wszystkiego odechciewa.
Postanowiłem, że dziś robię sobie wolne od wszystkiego, wsiadam na rower i jadę przed siebie, tak by się konkretnie wyluzować i odreagować, a także przemyśleć pewne sprawy.
Jak się później okazało był to strzał w dziesiątkę! Zresztą inaczej nie mogło być :)

Spontanicznie powziąłem decyzję, że pojadę najpierw do Oławy, a później do Brzegu, dalej plan był taki, by przejechać przez Rezerwat „Przylesie”, a na sam koniec odwiedzić Oleśnicę Małą, gdzie miałem zamiar odszukać w lesie tamtejsze mauzoleum.

No więc wyruszyłem ze swojego Gaju ciesząc się, że „pogodynka”, którą wczoraj mnie straszył Rachwał pomyliła się :D
Standartowo na Krakowską, Niskie Łąki i Opatowice, dalej do Siechnic, skąd przez Kotowice dojechałem do Oławy, w której panował niezwykły ruch uliczny.
Z Oławy wyjechałem do wioseczki Ścinawa Polska, za którą miałem kilka kilometrów terenu do pokonania, w końcu dotarłem do Brzegu, w którym wydarzyła się sytuacja związana z tytułem tej relacji... :D

Otóż muszę się przyznać, że dziś byłem uczestnikiem kolizji drogowej, w której brało udział pewne auto i ja. Już na starcie opisu wydarzenia mówię, że to ja byłem winny.
Po prostu jechałem sobie ulicą za autkiem i akurat musiałem się gapić w lewo, by podziwiać piękne zabytki. Auto, które przede mną jechało gwałtownie zahamowało, bo na pasy weszła jakaś kobieta. Nietrudno się domyślić co stało się dalej. Dopiero kątem oka zauważyłem, że auto stoi, jakoś odbiłem w lewo żeby nie uderzyć w samochód i nacisnąłem klamki, a że niedawno założyłem sobie nową tarczówkę z przodu i do tego jechałem na stojąco... :D
No właśnie, przeleciałem sobie przez kierownicę i przywaliłem prawą klamką w tył auta (zapewne ciekawie to z boku wyglądało). Mi jednak nie było do śmiechu, bo wiedziałem, że musiałem przerysować lakier samochodu. Kierowca zatrzymał się, ja od razu się pozbierałem (nie wiem jakim cudem, ale nawet sobie siniaka nie nabiłem) i podjechałem do niego, by go przeprosić za to, że zagapiłem się i przez to w niego uderzyłem. Powiedział, że nic się nie stało i zapytał czy nic mi nie jest. Odpowiedziałem, że nie, a on na to, że to bardzo dobrze. Mówię mu, żeby sprawdził czy nic się nie stało z tyłem jego auta, a on wciąż mnie zaskakuje, bo powiedział, że nie ma sprawy. Ja jednak wiedziałem, że ma przerysowany tył i powiedziałem mu o tym, żeby później nie był zaskoczony. W końcu wysiadł i poszedł zobaczyć swoją ryskę i małe wgniecenie. Byłem gotów mu zwrócić koszty naprawy szkody, bo w końcu to normalna kolizja była. A on popatrzył i mówi do mnie „To nic takiego, najważniejsze, że tobie się nic nie stało”. Powiem Wam jedno – przeżyłem lekki szok! :)
Zawsze się narzeka na kierowców, ale ja jestem pewien, że takich jak ten Pan, jest wiele więcej i życzę Wam, żebyście tylko z takimi mieli do czynienia!
Tak właśnie wyglądała moja przygoda dnia :)

Wracam do dalszej relacji.

Troszkę pokręciłem się po Brzegu, jednak nie chciało mi się za bardzo robić tam fotek i ruszyłem dalej, jadąc częściowo Szlakiem Polichromii Brzeskich. Dojechawszy do wioseczki Kopanie postanowiłem, że pora nawracać :D
I stamtąd zacząłem zmierzać do kolejnego celu mej wycieczki, którym był Rezerwat „Przylesie”
Zanim tak dojechałem zrobiłem sobie krótką chwilę odpoczynku na boisku w miejscowości Łosiów. Pierwszy raz widziałem na polskiej wioseczce stadionik z plastikowymi siedzeniami dla kibiców, równą płytą boiska niczym stolnica i profesjonalnymi ławkami dla rezerwowych – był to dla mnie bardzo miły widok :)

Wreszcie ruszyłem dalej i znalazłem się w rezerwacie, troszkę pomęczyłem się tam w terenie. Udało mi się odszukać tam schron przeciwlotniczy oraz starą, poniemiecką strzelnicę.

Po opuszczeniu rezerwatu zmierzałem do Oleśnicy Małej, gdzie chciałem odnaleźć mauzoleum. Jeszcze nigdy nie widziałem schowanego w lesie grobowca.
Ucieszyłem się na jego widok :) (wiem, że dziwnie to brzmi hehe)
W skład tej budowli wchodzi 20 grobowców członków rodu Yorck von Wartenburg, którzy dawniej byli właścicielami dóbr oleśnickich.

To był już ostatni cel mojej wyprawy :)
Od tamtej pory zmierzałem już tylko do Wrocławia. Ostatnie półtorej godziny jechałem już pod przykryciem gwiaździstego nieba i było bardzo przyjemnie :)
Niestety źle skręciłem w Sobocisku, bo pojechałem na Wierzbno, zamiast do Jarsosławic i przez to nadłożyłem ponad 5 km drogi. A trzeba tu wspomnieć, że byłem wtedy strasznie wygłodniały, spragniony i nie mogłem się doczekać prysznica :)
Jakoś jednak przeżyłem tę pomyłkę i po wróceniu na właściwą drogę szybko dojechałem do Wrocławia.

Dzień zaczął się źle, a skończył wspaniale dla mnie.
Dlatego musze to napiać: JAK ZAWSZE BYŁO PIĘKNIE! :D


MUZYKA DNIA: UNITING NATIONS – Everywhere 2005 :D


ZDJĘCIA Z WYPADU

Brzeg – kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego


Korzeń :P


Na niebie dzieją się cudowne rzeczy


Kościół w Obórkach – zbudowany już w XVI w.


Po takich chaszczach musiałem jeździć w Rezerwacie „Przylesie”


Schron przeciwlotniczy w Rezerwacie „Przylesie”


W oddali widać zarys Gór Opawskich – tam się narodził Młynarz :D


Słońce należy do mnie!


Mauzoleum rodziny Yorck von Wartenburg w Oleśnicy Małej


Już pora spać, a ja jadę dalej



TRASA:
WRO/Gaj – Niskie Łąki – WRO/Opatowice...
Trestno -> Blizanowice -> Siechnice -> Groblice -> Kotowice -> Zakrzów -> Siedlce -> Oława -> Ścinawa Polska -> Lipki -> Brzezina -> Brzeg -> Kruszyna -> Zwanowice -> Kopanie -> Łosiów -> Janów -> Pogorzela -> Olszanka -> Krzyżowice -> Obórki -> Przylesie -> Bierzów -> Łukowice Brzeskie -> Owczary -> Oleśnica Mała -> Niemil -> Osiek -> Jaczkowice -> Gaj Oławski -> Marszowice -> Miłonów -> Sobocisko -> Wierzbno -> Janków -> Teodorów -> Jarosławice -> Okrzeszyce -> Sulimów -> Święta Katarzyna -> Zacharzyce...
WRO/Brochów – WRO/Gaj

IDĘ NA ROWER, BO MI TU

Sobota, 12 maja 2007 · Komentarze(18)
IDĘ NA ROWER, BO MI TU OD RANA SĄSIAD WIERTARKĄ NAPIER...!!! :D

Cel: Kamieniołom w Strzelinie

- - - - - - - - -

No i poszedłem :D
Cel osiągnięty.

Na początku relacji kieruję ogromne podziękowania wobec wiercącego pół dnia kretyna :D
Już dawno nikt nie miał takiej siły przekonywania mnie do pójścia na rower hehe
Miałem do wyboru: siedzieć i dalej słuchać wiertarki, lub wyjść na rower w momencie, gdy nad Gajem zerwała się chmura, a niebo poprzecinały błyskawice...

Jak już wiadomo, poszedłem!
W momencie, gdy wszyscy uciekali do domów, gdy ludzie cisnęli się na przystankach autobusowych Młynarz poginał w strugach deszczu ulicą Grota-Roweckiego, ku Strzelinowi hehe

W jednej chwili ulice zamieniły się w potok, jednak po 5 kilometrach przestało padać i niebo zaczęło się rozjaśniać – nawet było widać doskonale Ślężę! :)
I tak sobie przyjemnie jechałem przez Żórawinę i Węgry do Strzelina, gdzie za cel obrałem sobie odnalezienie tamtejszego kamieniołomu granitu (drugi sobie zostawiłem na inny wyjazd :) )

Pogoda zmieniała się bardzo często. Gdy miałem parę kilometrów do strzelińskich kamieniołomów, nagle zaatakowała mnie druga burza tego dnia hehe
To było coś nieprawdopodobnego, jak szybko niebo zostało oszpecone czarnymi chmurami, pojawiły się błyski i grzmoty, a na sam koniec zerwała się ulewa jeszcze większa od poprzedniej :)

Mimo to konsekwentnie jechałem przed siebie (we Wrocławiu nawaliły wodociągi, więc nie zdążyłem dziś rano się umyć, dlatego deszcz był mi na rękę ;) )

Miałem duże problemy z odnalezieniem kamieniołomu, a właściwie na trafienie na właściwą drogę prowadzącą do wyrobiska. Niestety zdjęcia nie wyszły za fajnie, bo nie miałem za dobrej miejscówki. Nie szukałem też zbyt długo, bo przebywałem na tamtym terenie nielegalnie :)

Od tego czasu deszcz dał mi już spokój – wiało tylko ciągle, jednak dziś praktycznie ciągle miałem boczny wiatr, więc neutralnie :)

Następnie skierowałem się na ryneczek w Strzelinie, a opuściłem tą sympatyczną mieścinkę podążając w kierunku Oławy. Gdy już byłem w Oławie postanowiłem wracać do domu, by nie jechać po ciemku.

Do Wrocławia dotarłem tuż przed zmierzchem, jadąc przez Kotowice i Świętą Katarzynę.

Pogoda dała mi w kość, ale wyjazd jak zawsze sprawił mi olbrzymią radochę! :D

MUZYKA DNIA: ŁONA – „Złota Rybka” :D

FOTKI Z WYPADU:

Pierwsza burza zamieniła ulice w potok


A po burzy zawsze wychodzi słońce :D


”Oprócz błękitnego nieba, nic mi więcej nie potrzeba...” hehe


Wszystko co piękne, kiedyś się kończy – druga burza atakuje :D


Tak mnie wita Strzelin hehe – Jedziemy! Jedziemy! :D


Gdzież ten kamieniołom?!


Trzeba przejechać przez krzaczory, ale czego się nie robi, by zobaczyć dziurę w ziemi haha


No i wreszcie znalazłem kamieniołom granitu w Strzelinie


Troszkę wysoko :)


Strzelec na strzelińskim ryneczku



TRASA:
WRO/Gaj -> Wysoko -> Komorowice -> Szukalice -> Żórawina Osiedle -> Żórawina -> Żerniki Wielkie -> Bogunów -> Węgry -> Brzoza -> Brzezica -> Borów -> Piotrków Borowski -> Mańczyce -> Uniszów -> Zielenice -> Bierzyn -> Szczawin -> Strzelin -> Chociwel -> Ulica -> Brożec -> Ośno -> Goszczyna -> Brzezimierz -> Pełczyce -> Gaj Oławski -> Oława -> Siedlce -> Zakrzów -> Kotowice -> Groblice -> Siechnice -> Święta Katarzyna -> Zacharzyce -> WRO/Brochów -> WRO/Gaj

REZERWAT FLORYSTYCZNY WRZOSIEC

REZERWAT FLORYSTYCZNY WRZOSIEC

Dzisiejszą setkę dedykuję swojej najukochańszej siostrzyczce Paulinie! :D

Pogoda dziś żałosna :) prawie cały dzień u mnie padało, choć zdarzały się momenty przejaśnień. Również wiatr strasznie dawał wycisk, nie pamiętam już kiedy tak mocno wiało, ale było to chyba ponad miesiąc temu :D

Miałem dziś trzy poważne kryzysy na trasie. Hehe
Na trzecim, piątym i siódmym kilometrze :D
Później byłem już zawzięty jak Rocky ;)

Moim celem było dziś odnalezienie Rezerwatu florystycznego ”Wrzosiec” położonego w lesie, pomiędzy wioskami Janików i Łuków.

Najpierw udałem się do Żar, ale jechałem dość nietypową trasą, bo wioskami położonymi na bocznych drogach, m.in. Jaryszów, Pietrzyków, Górka.

Szybko śmignąłem przez Żary i udałem się do Olbrachtowa, gdzie odbiłem na Miłowice i stamtąd okrężną drogą zajechałem do „wiechóry”, w której mieszka Cezary, czyli do Bogumiłowa :D
Kiedyś tam się działo za czasów LO... :)

Za Bogumiłowem były już przez 30 km tylko lasy i poszukiwania rezerwatu. Oczywiście troszkę pobłądziłem i przez to wylądowałem we wsi Piotrów. W sumie dzięki temu błądzeniu lepiej poznałem tamtejsze lasy, w których byłem po raz pierwszy. Odkryłem też i kilka ciekawych miejsc, spośród których bardzo podobał mi się staw hodowlany.
Po jakimś czasie znalazłem cel swojej wyprawy i muszę przyznać, że faktycznie całkiem fajne miejsce :)

Powoli jednak musiałem zacząć myśleć o drodze powrotnej, tak by nie jechać po ciemku.
Opuściłem las we wsi Łuków, skąd jechałem do Trzebiela. Przed Trzebielem dorwał mnie sztormowy deszcz wspomagany przez wiatr :D
Mimo tych przeciwności odnalazłem tam górkę, na której kiedyś wieszano skazańców – to były czasy... hahaha

Później Tuplice, gdzie kupiłem dwa batony (wreszcie coś zjadłem ;] )

Dojeżdżając do Jasienia powoli zmierzchało, więc zarzuciłem lampki, by nie dostać mandatu hehe
Troszkę się pokręciłem koło mej mieścinki i wróciłem do domku!

Powiem krótko... Pogoda do bani, a było wspaniale jak zawsze!

MUZYKA DNIA: ATB – Renegade :D


Bogumiłów – Cezarego wieś :D


Za Janikowem


Momentami pogoda wyglądała na przyjemną :)


Nad lasem niebo chmurami zasnute


Tak się jeździło po rezerwacie


Błądząc, odkryłem ciekawe miejsce


Może wynurzy się jakiś potwór z głębin?! :D


Fajnie jest wejść między drzewa... :)


Aleja owocowych drzew - droga za Niwicą


Trzebiel – pozostałości po szubienicy.
Kiedyś była tu rozpacz i rozgrywały się tragedie, a dziś ludzie w tym miejscu... grillują :D



Jasień Metropoly – przedmieścia o zmierzchu :D


TRASA:
Jasień -> Jabłoniec -> Golin -> Jaryszów -> Pietrzyków -> Brzostowa -> Sieciejów -> Górka -> Grabik -> Żary -> Olbrachtów -> Miłowice -> Rościce – Bogumiłów -> Janików – Piotrów -> Rezerwat „Wrzosiec” -> Łuków -> Niwica -> Jasionów -> Królów -> Trzebiel -> Tuplice -> Cielmów -> Czerna -> Grabów -> Bronice -> Zieleniec -> Lisia Góra -> Jasień